[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałem pojęcia, co robię w Nowym Jorku.Lało i było lodowatozimno.Czułem się odrętwiały, potwornie zmęczony i zdyszany, jakbym dopiero coukończył maraton.Służbowymi schodami zszedłem na ulicę i ukryłem się w jakimśbarze.Z czarno-białego telewizora nadawano właśnie wiadomości: był grudzieńpięćdziesiątego piątego roku, w samym środku afery Rosy Parks5. Zrobił dziadek ponadroczny skok.Sullivan kiwnął głową twierdząco. Tak jak zapewne i ty, byłem załamany i zdezorientowany.Cały dzień błąkałem siępo Manhattanie, starając się zrozumieć, co mi się przydarzyło.Poszedłem nawet dopsychiatry, tak bardzo byłem pewien, że wariuję.A dwadzieścia cztery godziny pózniejhistoria się powtórzyła.Tym razem otworzyłem oczy na tylnym siedzeniu taksówki,kobieta siedząca obok mnie zaczęła krzyczeć.Gazeta, którą czytała, nosiła datęz pazdziernika pięćdziesiątego szóstego roku.Zadałem pytanie, które paliło mi usta. Ile czasu to wszystko trwało?Sullivan popatrzył mi prosto w oczy. Dwadzieścia cztery lata, synku.8Dziadek wstał i zaczął spacerować po pokoju. Chciałeś poznać prawdę? Oto ona: otwierając te stalowe drzwi, wszedłeś dopiekielnego labiryntu.Dwadzieścia cztery lata twego życia ograniczą się dla ciebie dodwudziestu czterech dni.Zamilkł, pozwalając mi na przyswojenie sobie tej informacji.Nie byłem pewien, czyrozumiem, co właściwie chce mi powiedzieć. Według dziadka moja obecna egzystencja ograniczy się do tego, że będę żył tylkojeden dzień rocznie? Tak.Przez dwadzieścia cztery lata.W głowie mi szumiało.Jak to: dwadzieścia cztery lata?! To się właśnie dziadkowi przydarzyło? Dokładnie, chłopcze.Od pięćdziesiątego piątego do siedemdziesiątego ósmegoroku.Przez prawie ćwierć wieku odbyłem, jeśli można to tak nazwać, dwadzieściacztery podróże: taka jest właśnie klątwa tej latarni.I to samo właśnie teraz przydarzasię tobie, a zakończy się dopiero w dwa tysiące piętnastym roku. Nie, to niemożliwe&Dziadek westchnął i zamilkł.Słońce tymczasem wstało i jasne promienie oświetliłyściany kuchni wyłożone naturalnym drewnem.Sullivan podszedł do stołu i zgasiłwiszącą nad nim lampę. W ciągu tych wszystkich lat zrozumiałem zasady, jakimi rządzi się ta latarnia.Najbardziej zwodnicza z nich stanowi, że tak długo, jak ktoś przebywa w tym labiryncieczasoprzestrzeni, pomieszczenie w piwnicy jest niegrozne dla pozostałych osób.Niepytaj mnie dlaczego, nie mam zielonego pojęcia, jednak tak długo jak Horowitzpozostawał w tej spirali czasowej, mogłem wchodzić i wychodzić z tegopomieszczenia, niczego nie ryzykując. Przez dwadzieścia cztery lata twojej podróży w czasie& & latarnia była prawdopodobnie nieaktywna i tak też z pewnością jest i dziś,kiedy ty wykonałeś swój wielki skok. Sullivan wyjął z paczki papierosa, zastukał nimw stół, żeby ubić tytoń, i dodał smutnym tonem: To jedyna pozytywna strona tegosystemu: może zniszczyć tylko jedną osobę na raz& Niebieski płomień wystrzeliłz zapalniczki benzynowej, odbijając się w oczach dziadka błękitną falą i rozżarzającczubek papierosa. W miarę następowania po sobie moich podróży starałem sięzrobić, co mogłem, żeby uchronić rodzinę przed tą zasadzką.Podczas mojej czwartejwizyty umówiłem się na lotnisku Kennedy ego z moim synem, Frankiem.Być możeopowiedział ci o tym: to ja zażądałem, żeby zamurował stalowe drzwi.Kiwnąłem głową w milczeniu. A co stało się potem? spytałem po chwili.Sullivan czekał na to pytanie i widząc grymas na jego twarzy, zrozumiałem od razu,że nie miał najmniejszej ochoty mi odpowiadać.Wstał i uchylił oszklone drzwiprowadzące na pełen kwiatów i słońca taras.Stał tam dłuższy moment, kończąc papierosa pośród jaskrów i pelargonii. Co się dzieje po odbyciu tych dwudziestu czterech podróży, Sullivanie?Dziadek zgniótł niedopałek w doniczce. Będziemy jeszcze mieli czas porozmawiać o tym.Na razie myślę, że powinieneś siędowiedzieć, co z Lisą.Nie upierałem się.Może nie chciałem poznać odpowiedzi, tak jak i on nie chciał mijej dać& Pojedzie dziadek ze mną? Ona jest w Bellevue Hospital. Teraz pojedz sam, a ja dołączę do ciebie potem.9Wyszedłem z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.Jeśli, tak jak mi powiedziałsanitariusz, Lisę zawieziono do Bellevue Hospital, mogłem z łatwością dostać się tampiechotą.Poszedłem Piątą Aleją aż do słynnego budynku Flatiron, a potem skręciłemw kierunku East River [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie miałem pojęcia, co robię w Nowym Jorku.Lało i było lodowatozimno.Czułem się odrętwiały, potwornie zmęczony i zdyszany, jakbym dopiero coukończył maraton.Służbowymi schodami zszedłem na ulicę i ukryłem się w jakimśbarze.Z czarno-białego telewizora nadawano właśnie wiadomości: był grudzieńpięćdziesiątego piątego roku, w samym środku afery Rosy Parks5. Zrobił dziadek ponadroczny skok.Sullivan kiwnął głową twierdząco. Tak jak zapewne i ty, byłem załamany i zdezorientowany.Cały dzień błąkałem siępo Manhattanie, starając się zrozumieć, co mi się przydarzyło.Poszedłem nawet dopsychiatry, tak bardzo byłem pewien, że wariuję.A dwadzieścia cztery godziny pózniejhistoria się powtórzyła.Tym razem otworzyłem oczy na tylnym siedzeniu taksówki,kobieta siedząca obok mnie zaczęła krzyczeć.Gazeta, którą czytała, nosiła datęz pazdziernika pięćdziesiątego szóstego roku.Zadałem pytanie, które paliło mi usta. Ile czasu to wszystko trwało?Sullivan popatrzył mi prosto w oczy. Dwadzieścia cztery lata, synku.8Dziadek wstał i zaczął spacerować po pokoju. Chciałeś poznać prawdę? Oto ona: otwierając te stalowe drzwi, wszedłeś dopiekielnego labiryntu.Dwadzieścia cztery lata twego życia ograniczą się dla ciebie dodwudziestu czterech dni.Zamilkł, pozwalając mi na przyswojenie sobie tej informacji.Nie byłem pewien, czyrozumiem, co właściwie chce mi powiedzieć. Według dziadka moja obecna egzystencja ograniczy się do tego, że będę żył tylkojeden dzień rocznie? Tak.Przez dwadzieścia cztery lata.W głowie mi szumiało.Jak to: dwadzieścia cztery lata?! To się właśnie dziadkowi przydarzyło? Dokładnie, chłopcze.Od pięćdziesiątego piątego do siedemdziesiątego ósmegoroku.Przez prawie ćwierć wieku odbyłem, jeśli można to tak nazwać, dwadzieściacztery podróże: taka jest właśnie klątwa tej latarni.I to samo właśnie teraz przydarzasię tobie, a zakończy się dopiero w dwa tysiące piętnastym roku. Nie, to niemożliwe&Dziadek westchnął i zamilkł.Słońce tymczasem wstało i jasne promienie oświetliłyściany kuchni wyłożone naturalnym drewnem.Sullivan podszedł do stołu i zgasiłwiszącą nad nim lampę. W ciągu tych wszystkich lat zrozumiałem zasady, jakimi rządzi się ta latarnia.Najbardziej zwodnicza z nich stanowi, że tak długo, jak ktoś przebywa w tym labiryncieczasoprzestrzeni, pomieszczenie w piwnicy jest niegrozne dla pozostałych osób.Niepytaj mnie dlaczego, nie mam zielonego pojęcia, jednak tak długo jak Horowitzpozostawał w tej spirali czasowej, mogłem wchodzić i wychodzić z tegopomieszczenia, niczego nie ryzykując. Przez dwadzieścia cztery lata twojej podróży w czasie& & latarnia była prawdopodobnie nieaktywna i tak też z pewnością jest i dziś,kiedy ty wykonałeś swój wielki skok. Sullivan wyjął z paczki papierosa, zastukał nimw stół, żeby ubić tytoń, i dodał smutnym tonem: To jedyna pozytywna strona tegosystemu: może zniszczyć tylko jedną osobę na raz& Niebieski płomień wystrzeliłz zapalniczki benzynowej, odbijając się w oczach dziadka błękitną falą i rozżarzającczubek papierosa. W miarę następowania po sobie moich podróży starałem sięzrobić, co mogłem, żeby uchronić rodzinę przed tą zasadzką.Podczas mojej czwartejwizyty umówiłem się na lotnisku Kennedy ego z moim synem, Frankiem.Być możeopowiedział ci o tym: to ja zażądałem, żeby zamurował stalowe drzwi.Kiwnąłem głową w milczeniu. A co stało się potem? spytałem po chwili.Sullivan czekał na to pytanie i widząc grymas na jego twarzy, zrozumiałem od razu,że nie miał najmniejszej ochoty mi odpowiadać.Wstał i uchylił oszklone drzwiprowadzące na pełen kwiatów i słońca taras.Stał tam dłuższy moment, kończąc papierosa pośród jaskrów i pelargonii. Co się dzieje po odbyciu tych dwudziestu czterech podróży, Sullivanie?Dziadek zgniótł niedopałek w doniczce. Będziemy jeszcze mieli czas porozmawiać o tym.Na razie myślę, że powinieneś siędowiedzieć, co z Lisą.Nie upierałem się.Może nie chciałem poznać odpowiedzi, tak jak i on nie chciał mijej dać& Pojedzie dziadek ze mną? Ona jest w Bellevue Hospital. Teraz pojedz sam, a ja dołączę do ciebie potem.9Wyszedłem z domu, zatrzaskując za sobą drzwi.Jeśli, tak jak mi powiedziałsanitariusz, Lisę zawieziono do Bellevue Hospital, mogłem z łatwością dostać się tampiechotą.Poszedłem Piątą Aleją aż do słynnego budynku Flatiron, a potem skręciłemw kierunku East River [ Pobierz całość w formacie PDF ]