[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeślirzeczywiście ma do czynienia z maniakalnym mordercą, musipostępować bardzo, bardzo ostrożnie.Nie wolno jej tracić głowy,wpaść w histerię.A już na pewno nie powinna pytać o tamte dawnemorderstwa.Stał tyłem do księżyca, nie widziała wyrazu jego oczu, ale mogłasię domyślić, co by w nich wyczytała.Wystarczyło spojrzeć na tenjego ironiczny uśmieszek.Znała te usta i nagle poczuła, że pragnieponownie zakosztować ich smaku.Poczuła coś jeszcze.Zapomniała ostrachu, o podejrzeniach.Wiedziała z absolutną pewnością, jakiejrzadko doświadczamy, że ten człowiek nikogo nie zabił.Owszem,został osądzony, skazany, wyszedł po kilku latach, ale na pewnonikogo nie zabił, nawet w narkotycznym transie.- Tak - powiedziała.- Co, tak?- Tak, uważam, że wystarczy zapytać, a powiesz mi, jak było.Griffin spoważniał, skinął głową.- Dobrze, powiem ci.Nie wiem.Byłem nieprzytomny, niewiedziałem, co się ze mną dzieje, nic nie pamiętam.Nie mam żadnejpewności, że tego nie zrobiłem.286ouslaandcs Mówił obojętnym, pozbawionym wyrazu, wypranym z emocjigłosem.Jego słowa powinny ją przerazić, ale tak nie było.Czuła absolutny spokój, pewność i spokój.Wietrzyk znadjeziora ustał, świecił księżyc, nic jej nie groziło.%7łyje wszak na najlepszym ze światów.Matka do resztypostradała zmysły, młodsza siostra deprawuje jedynego przyzwoitegomłodzieńca, jaki został w Colby, a ona rozmawia z człowiekiemskazanym za morderstwo, w dodatku jej pierwszym mężczyzną.Inurza się w błogim spokoju.Na domiar złego ma ochotę powtórzyć to doświadczenieerotyczne.I powtórzy.Czuła to w sercu, w duszy, w całym ciele.Niepowstrzyma tego, co musi się wydarzyć, nie zapobiegnienieuniknionemu.Pragnęła tego.Chyba zwariowała, ale pragnęła,wbrew rozumowi, wbrew logice, wbrew zdrowemu rozsądkowi.- Nie wierzę, że mogłeś zabić kogokolwiek - powiedziała, ale jejopinia nie wywarła na nim najmniejszego wrażenia.- Udowodnij, że nie zabiłem.Dziwne, jak mogła być równocześnie tak spokojna i takzdenerwowana? Tak pewna swego i pełna obaw w obliczu własnejdecyzji?- Nie mogę nic udowodnić - powiedziała.- Po prostu nie wierzę,że zabiłeś.- Położyła mu dłonie na ramionach i pocałowała go w usta.Oczekiwała bardziej entuzjastycznej reakcji.Nie opierał się, ale i nieoddał pocałunku.Odsunęła się, nieco zbita z tropu jego biernością.287ouslaandcs - Skarbie, tu nie chodzi o twoją wiarę, zaufanie i uczucia, tylko oseks, wyłącznie o seks - wycedził chłodno.Nie szukała długo riposty.- Czy twoim zdaniem wyglądam na taką, która uprawiałaby seksz mordercą? Nie podejrzewam, że jestem zupełnie pozbawionainstynktu samozachowawczego.- Przebywanie w moim towarzystwie może świadczyć o czymśprzeciwnym - mruknął ponuro i Sophie mimo woli musiała sięuśmiechnąć.- Skarbie, strasznie ci zależy, żeby uchodzić za drania, ale jakośmnie nie przekonałeś  wycedziła przez zęby, naśladując cyniczny tonGriffina.- Powiedz, jak ci się wydaje, zabiłeś czy nie?Przez chwilę wpatrywał się w nią zaskoczony, ważył odpowiedz.- Sądzę, że nie zabiłem - powiedział w końcu.Skinęła głowąusatysfakcjonowana.- Masz ochotę wrócić do domu i kochać się ze mną? - Pragnęłatego, ale nagle nie mogła uwierzyć, że zdobyła się na odwagę iwypowiedziała te słowa głośno.Jeszcze bardziej szokująca niż pytanie była jego odpowiedz.-Nie.Poczuła, że krew odpływa jej z twarzy.Nigdy w życiu nie byłatak zakłopotana.Nie wiedziała zupełnie, jak się zachować, copowiedzieć.Najlepiej, coś równie niemiłego.Jednak żadna ciętaodpowiedz nie przychodziła jej do głowy.- Tu się będziemy kochać - oznajmił Griffin krótko.288ouslaandcs Marty próbowała się nie dąsać i zachować pogodną minę.Wkońcu wieczór był naprawdę udany.Kwiaty, kolacja w Stowe,rozmowy z Patrickiem.Nigdy nie rozmawiała z chłopakami, nieumiała z nimi rozmawiać, a z Patrickiem Laflamme'em owszem,przegadała cały wieczór, chociaż byli tak zupełnie różni.Urodził się iwychował na wsi.Był pracowity, ambitny i miał nieugięte zasadymoralne.Ona była dziewczyną z wielkiego miasta, lubiła się bawić,ale z Patrickiem nie wchodziło to w grę.A jednak opowiadała muo sobie, mówiła rzeczy, których nigdy nikomu nie powiedziała i nieprzypuszczała, że komukolwiek kiedykolwiek powie.Podjechał pod dom, a wtedy sięgnęła po trochę już zwiędniętybukiet, położyła dłoń na klamce.Chociaż uprzedzał ją, że nie będziepocałunku na dobranoc, odwlekała chwilę rozstania.- Było.- chciała powiedzieć  bardzo miło", ale uznała, żezabrzmiałoby to zbyt ckliwie i słodko, powiedziała więc; - Było okay- nadając swojemu głosowi nieco znudzone brzmienie.- Dzięki zakwiaty.- Dostałem je od Doka - uśmiechnął się Patrick.Miał ślicznyuśmiech i śliczne usta.W dodatku włożył dla niej krawat i marynarkę.Nigdy jeszcze nie była na randce z chłopakiem w marynarce [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl