[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najpierw jednak wyjdziesz za mnie za mąż.Potem będzieszrobiła, co ci się spodoba.Z wyjątkiem pracy.- Groznie podniósł głos.- Zrozumiałaś, Marion?- Może przynajmniej poprosisz mnie o rękę? Czy po prostu oznajmiasz mi swoją decyzjęalbo postanowienie Michaela?Mimo srogiego tonu widać było, że nie jest zła, lecz raczej wzruszona.Czuła ulgę.Miałajuż dosyć.Zdziałała już wystarczająco wiele, w złym i dobrym znaczeniu.Wreszcie to do niejdotarło.Uzmysłowiło jej to spotkanie z Marie.- Mamy błogosławieństwo twojego syna, jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie.- Podszedłdo niej, wziął ją za rękę i czule uścisnął.Mówił teraz łagodniejszym tonem.- Wyjdziesz za mnie,Marion? - Po tak długiej znajomości trochę się bal o to pytać.Wreszcie porozmawiał o tym zMichaelem, kiedy zdenerwowany czekał na odlot samolotu.Michael powiedział mu coś dziwnego.Poradził mu, żeby cieszyli się swoją miłością.George nie bardzo rozumiał, o co mu chodzi, alebył wdzięczny za słowa zachęty.- Zgadzasz się? - Mocniej ścisnął jej rękę i czekał.Wolno skinęła głową i uśmiechnęła się ciepłym, zmęczonym uśmiechem.W oczach miałajakiś żal.- Powinniśmy to zrobić wiele lat temu, George.Chciała jeszcze coś mu powiedzieć.Niebyła pewna, czy ma prawo.Nie po tym, jak.- Myślałem o tym już od dawna, ale bałem się, że odmówisz.- Pewnie bym odmówiła.Bywam taka niemądra.Och, George.- Z westchnieniem opadła napoduszki.- Zrobiłam w życiu tyle złych rzeczy.- Na jej twarzy nagle ukazał się ból, jaki czułaminionego dnia, połączony ze zmęczeniem.George patrzył na nią zaskoczony.- Nie powinnaś tak mówić.Nie przypominam sobie, żebyś zrobiła coś złego, od kiedy cięznam.- Nadal obejmował jej rękę i czule ją gładził.Pragnął to zrobić już od wielu lat.- Nie dręczsię jakimiś bzdurami z przeszłości.Marion znów usiadła sztywno na łóżku.Jej chłodna dłoń zesztywniała.- A jeśli te, jak to nazwałeś, bzdury zniszczyły komuś życie? Czy mam prawo o tymzapomnieć?- Co takiego mogłaś zrobić, żeby zniszczyć czyjeś życie? - George obawiał się, że lekarz dałjej jakiś silny środek.A może to atak serca tak podziałał na jej umysł? To, co mówiła, nie miałosensu.Ułożyła się na poduszkach i zamknęła oczy.- Nic nie rozumiesz.- A powinienem? - Jego głos rozbrzmiewał łagodnie w mrocznym pokoju.- Chyba tak.Może wtedy wcale, nie chciałbyś się ze mną ożenić.- Mówisz głupstwa.Ale skoro tak uważasz, to chyba mam prawo wiedzieć, co cię dręczy.Oco chodzi? - Nie wypuszczał jej dłoni z uścisku.W końcu Marion otworzyła oczy.Zanim się odezwała, patrzyła na niego przez długąchwilę.- Nie wiem, czy mogę ci to powiedzieć.- Dlaczego nie? Chyba nic nie jest w stanie mnie zaszokować.Poza tym chyba i tak wiem otobie wszystko.- Od lat nie było miedzy nimi żadnych sekretów.- Zaczynam się obawiać, że tenatak trochę wytrącił cię z równowagi.- Raczej wytrąciło mnie z równowagi to, że musiałam stanąć oko w oko z prawdą.Nigdy jeszcze nie słyszał, żeby mówiła takim tonem.W jej oczach dostrzegł łzy.Chciał jąotoczyć ramieniem i pocieszyć, ale zrozumiał, że ma mu coś naprawdę ważnego do powiedzenia.Może przez te wszystkie lata prowadziła jakiś romans? Ta myśl go wzburzyła.Ale nawet z tympotrafiłby się pogodzić.Kochał ją, i to od dawna.Tak długo czekał na tę chwilę, że nie mógłpozwolić, żeby cokolwiek ją popsuło.- Czy wydarzyło się coś szczególnego? - Obserwował ją z uwagą i czekał na odpowiedz.Marion zamknęła oczy i milczała.Azy spływały jej po policzkach.W końcu skinęła głową iwyszeptała: - Tak.- Rozumiem.Teraz się odpręż.Nie denerwujmy się tym.- Ogarnął go niepokój.Nie chciał,żeby Marion dostała kolejnego ataku.- Wiedziałam tę dziewczynę.- Jaką dziewczynę? Na litość boską, o czym ona mówi?- Dziewczynę, która kochała Michaela.- Azy na chwilę przestały płynąć.Marionwyprostowała się i spojrzała przyjacielowi w oczy.- Pamiętasz tę noc, kiedy Michael miałwypadek? Przedtem przyjechał do Nowego Jorku, żeby się ze mną spotkać.Uciekł, kiedywszedłeś.Był wściekły.Powiedział mi wtedy, że chce się z tą dziewczyną ożenić.A ja pokazałammu ten.ten raport, który poleciłam o niej sporządzić.- Jej głos ucichł na chwilę, kiedy dokładnieprzypomniała sobie tamten wieczór.George patrzył na nią ze zmarszczonym czołem.Chyba jakieś lekarstwo zaburzyło tok jejmyśli.To jedyne wyjaśnienie.Przecież tamta dziewczyna zmarła po wypadku.- Marion, kochanie, nie mogłaś się spotkać z tą dziewczyną.O ile pamiętam, ona.onazmarła.Marion tylko potrząsnęła głową, nie spuszczając z niego wzroku.- Nie, nie zmarła.Ja tak powiedziałam, Wicky też się nie zdradził, ale dziewczyna przeżyła.Miała zmasakrowaną twarz.Ocalały jedynie oczy.George słuchał w skupieniu.Miał przed sobą zrozpaczoną, udręczoną Marion, ale nie byłowątpliwości, że nie postradała zmysłów.Czuł, że mówi prawdę.- Wtedy poszłam do niej i zaproponowałam jej układ.Czekał na dalszy ciąg.Zamknęła oczy, jakby przeszył ją ból.Mocniej ścisnął jej rękę.- Nic ci nie jest? Skinęła głową i uniosła powieki.- Nic.Może kiedy wszystko ci opowiem, poczuję się lepiej.Zaproponowałam jej układ.Twarz w zamian za Michaela.Można by to pewnie ładniej wyrazić, ale wszystko sprowadzało sięwłaśnie do tego.Wicky powie dział mi, że zna jedynego lekarza w tym kraju, który podjąłby sięrekonstrukcji jej twarzy.Miało to kosztować majątek, ale ten chirurg potrafiłby to zrobić.Opowiedziałam jej o tym, obiecałam, że zapłacę za operacje i jej utrzymanie do czasu zakończenia kuracji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Najpierw jednak wyjdziesz za mnie za mąż.Potem będzieszrobiła, co ci się spodoba.Z wyjątkiem pracy.- Groznie podniósł głos.- Zrozumiałaś, Marion?- Może przynajmniej poprosisz mnie o rękę? Czy po prostu oznajmiasz mi swoją decyzjęalbo postanowienie Michaela?Mimo srogiego tonu widać było, że nie jest zła, lecz raczej wzruszona.Czuła ulgę.Miałajuż dosyć.Zdziałała już wystarczająco wiele, w złym i dobrym znaczeniu.Wreszcie to do niejdotarło.Uzmysłowiło jej to spotkanie z Marie.- Mamy błogosławieństwo twojego syna, jeśli ma to dla ciebie jakieś znaczenie.- Podszedłdo niej, wziął ją za rękę i czule uścisnął.Mówił teraz łagodniejszym tonem.- Wyjdziesz za mnie,Marion? - Po tak długiej znajomości trochę się bal o to pytać.Wreszcie porozmawiał o tym zMichaelem, kiedy zdenerwowany czekał na odlot samolotu.Michael powiedział mu coś dziwnego.Poradził mu, żeby cieszyli się swoją miłością.George nie bardzo rozumiał, o co mu chodzi, alebył wdzięczny za słowa zachęty.- Zgadzasz się? - Mocniej ścisnął jej rękę i czekał.Wolno skinęła głową i uśmiechnęła się ciepłym, zmęczonym uśmiechem.W oczach miałajakiś żal.- Powinniśmy to zrobić wiele lat temu, George.Chciała jeszcze coś mu powiedzieć.Niebyła pewna, czy ma prawo.Nie po tym, jak.- Myślałem o tym już od dawna, ale bałem się, że odmówisz.- Pewnie bym odmówiła.Bywam taka niemądra.Och, George.- Z westchnieniem opadła napoduszki.- Zrobiłam w życiu tyle złych rzeczy.- Na jej twarzy nagle ukazał się ból, jaki czułaminionego dnia, połączony ze zmęczeniem.George patrzył na nią zaskoczony.- Nie powinnaś tak mówić.Nie przypominam sobie, żebyś zrobiła coś złego, od kiedy cięznam.- Nadal obejmował jej rękę i czule ją gładził.Pragnął to zrobić już od wielu lat.- Nie dręczsię jakimiś bzdurami z przeszłości.Marion znów usiadła sztywno na łóżku.Jej chłodna dłoń zesztywniała.- A jeśli te, jak to nazwałeś, bzdury zniszczyły komuś życie? Czy mam prawo o tymzapomnieć?- Co takiego mogłaś zrobić, żeby zniszczyć czyjeś życie? - George obawiał się, że lekarz dałjej jakiś silny środek.A może to atak serca tak podziałał na jej umysł? To, co mówiła, nie miałosensu.Ułożyła się na poduszkach i zamknęła oczy.- Nic nie rozumiesz.- A powinienem? - Jego głos rozbrzmiewał łagodnie w mrocznym pokoju.- Chyba tak.Może wtedy wcale, nie chciałbyś się ze mną ożenić.- Mówisz głupstwa.Ale skoro tak uważasz, to chyba mam prawo wiedzieć, co cię dręczy.Oco chodzi? - Nie wypuszczał jej dłoni z uścisku.W końcu Marion otworzyła oczy.Zanim się odezwała, patrzyła na niego przez długąchwilę.- Nie wiem, czy mogę ci to powiedzieć.- Dlaczego nie? Chyba nic nie jest w stanie mnie zaszokować.Poza tym chyba i tak wiem otobie wszystko.- Od lat nie było miedzy nimi żadnych sekretów.- Zaczynam się obawiać, że tenatak trochę wytrącił cię z równowagi.- Raczej wytrąciło mnie z równowagi to, że musiałam stanąć oko w oko z prawdą.Nigdy jeszcze nie słyszał, żeby mówiła takim tonem.W jej oczach dostrzegł łzy.Chciał jąotoczyć ramieniem i pocieszyć, ale zrozumiał, że ma mu coś naprawdę ważnego do powiedzenia.Może przez te wszystkie lata prowadziła jakiś romans? Ta myśl go wzburzyła.Ale nawet z tympotrafiłby się pogodzić.Kochał ją, i to od dawna.Tak długo czekał na tę chwilę, że nie mógłpozwolić, żeby cokolwiek ją popsuło.- Czy wydarzyło się coś szczególnego? - Obserwował ją z uwagą i czekał na odpowiedz.Marion zamknęła oczy i milczała.Azy spływały jej po policzkach.W końcu skinęła głową iwyszeptała: - Tak.- Rozumiem.Teraz się odpręż.Nie denerwujmy się tym.- Ogarnął go niepokój.Nie chciał,żeby Marion dostała kolejnego ataku.- Wiedziałam tę dziewczynę.- Jaką dziewczynę? Na litość boską, o czym ona mówi?- Dziewczynę, która kochała Michaela.- Azy na chwilę przestały płynąć.Marionwyprostowała się i spojrzała przyjacielowi w oczy.- Pamiętasz tę noc, kiedy Michael miałwypadek? Przedtem przyjechał do Nowego Jorku, żeby się ze mną spotkać.Uciekł, kiedywszedłeś.Był wściekły.Powiedział mi wtedy, że chce się z tą dziewczyną ożenić.A ja pokazałammu ten.ten raport, który poleciłam o niej sporządzić.- Jej głos ucichł na chwilę, kiedy dokładnieprzypomniała sobie tamten wieczór.George patrzył na nią ze zmarszczonym czołem.Chyba jakieś lekarstwo zaburzyło tok jejmyśli.To jedyne wyjaśnienie.Przecież tamta dziewczyna zmarła po wypadku.- Marion, kochanie, nie mogłaś się spotkać z tą dziewczyną.O ile pamiętam, ona.onazmarła.Marion tylko potrząsnęła głową, nie spuszczając z niego wzroku.- Nie, nie zmarła.Ja tak powiedziałam, Wicky też się nie zdradził, ale dziewczyna przeżyła.Miała zmasakrowaną twarz.Ocalały jedynie oczy.George słuchał w skupieniu.Miał przed sobą zrozpaczoną, udręczoną Marion, ale nie byłowątpliwości, że nie postradała zmysłów.Czuł, że mówi prawdę.- Wtedy poszłam do niej i zaproponowałam jej układ.Czekał na dalszy ciąg.Zamknęła oczy, jakby przeszył ją ból.Mocniej ścisnął jej rękę.- Nic ci nie jest? Skinęła głową i uniosła powieki.- Nic.Może kiedy wszystko ci opowiem, poczuję się lepiej.Zaproponowałam jej układ.Twarz w zamian za Michaela.Można by to pewnie ładniej wyrazić, ale wszystko sprowadzało sięwłaśnie do tego.Wicky powie dział mi, że zna jedynego lekarza w tym kraju, który podjąłby sięrekonstrukcji jej twarzy.Miało to kosztować majątek, ale ten chirurg potrafiłby to zrobić.Opowiedziałam jej o tym, obiecałam, że zapłacę za operacje i jej utrzymanie do czasu zakończenia kuracji [ Pobierz całość w formacie PDF ]