[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pośliznął się na oblodzonych schodkach i omal nie upadł.Deborah złapała go pod rękę ispojrzała w oczy.Przeszli parę metrów, ale Tarika i Jacqueline nie było przed restauracją.Gabriel przystanął, odwrócił się, objął dziewczynę i pocałował.Potem zbliżył usta do jej uchai szepnął:- Daj znać, jak ich zobaczysz.Wtulił twarz w jej włosy i futrzany kołnierz kurtki.Zamknął oczy.Jej zapachszokująco przypominał mu żonę.Obejmował ją tylko lewą ręką, prawą trzymając w kieszenikurtki z palcami kurczowo zaciśniętymi na kolbie pistoletu.Po raz ostatni odtworzył w myślach plan działania.Powtarzał go w kółko jak ważnąlekcję w Akademii.Odwrócić się i ruszyć prosto na niego; bez chwili wahania czy ociągania,iść pewnym krokiem.Zbliżyć się i wyciągnąć pistolet z kieszeni.Lewą ręką odciągnąćzamek; od razu zacząć strzelać.Nie przejmować się świadkami, myśleć tylko o celu.Przeistoczyć się w terrorystę.Przestać być terrorystą dopiero wtedy, gdy obiekt będziemartwy.Gdyby zaszła potrzeba, w lewej kieszeni masz zapasowy magazynek.Nie dać sięzłapać.W końcu jesteś księciem.Znaczysz dużo więcej niż ktokolwiek inny.Musisz zrobić wszystko, żeby uniknąć schwytania.Gdyby policjant zastąpił ci drogę, musisz i jego zabić.Pod żadnym warunkiem nie wolno dopuścić, żeby cię aresztowano.- Są.Deborah odepchnęła go delikatnie.Gabriel odwrócił się i ruszył w kierunku Tarika, najpierw wzdłuż krawężnika, potemskręcił na drugą stronę ulicy.Spuścił wzrok z celu tylko na moment, żeby sprawdzić, czy nieidzie prosto pod nadjeżdżający samochód.Ręce miał spocone, palce ślizgały się na kolbiepistoletu.Nie słyszał nic oprócz własnego przyspieszonego oddechu i łomotu pulsu wskroniach.Jacqueline podniosła głowę, ich spojrzenia zetknęły się na moment.Natychmiastspojrzała w bok.Tarik wziął ją pod rękę.Gabriel miał już wyciągnąć berettę z kieszeni, gdy zza rogu wyjechał samochód iprzyspieszając, ruszył prosto na niego.Musiał przystanąć, żeby go przepuścić.Ale kierowcazamiast przejechać, zahamował gwałtownie i zatrzymał wóz dokładnie między nim a celem.Otworzyły się tylne drzwi z prawej strony.Tarik błyskawicznie pociągnął Jacqueline iwepchnął ją do środka z takim impetem, że torebka zsunęła jej się z ramienia i spadła najezdnię.Palestyńczyk posłał mu chytry uśmieszek i wśliznął się na tylne siedzenia auta.Samochód odjechał szybko.Gabriel poszedł dalej i podniósł torebkę Jacqueline.Następnie zawrócił i dołączył do dziewczyny.Poszli razem rue Saint Denis.Po drodzeotworzył torebkę i obejrzał jej zawartość: portmonetkę, paszport, kilka kosmetyków i złotązapalniczkę, którą Szamron dał jej w galerii.*- Powinieneś był strzelać, do diabła!- Był zasłonięty.- Mogłeś mierzyć nad dachem samochodu!- Nie chrzań!- Zmarnowałeś taką sytuację!- Owszem, zawahałem się, bo gdybym nie trafił, kula wpadłaby do restauracji podrugiej stronie ulicy i miałbyś na sumieniu niewinnego człowieka.- Nigdy dotąd się nie zastanawiałeś, co będzie, jeśli nie trafisz.Kierowca wyprowadził furgonetkę na jezdnię.Gabriel siedział na podłodze skrzyni,naprzeciwko dziewczyny, która oparła się plecami o ścianę, podciągnęła kolana pod brodę imierzyła go uważnym spojrzeniem.Zamknął oczy, próbując uspokoić oszalałe myśli.Akcjazakończyła się kompletnym fiaskiem.Jacqueline zniknęła - bez paszportu, bez żadnych dokumentów, a co najgorsze, bez zapalniczki z nadajnikiem.Do tej pory mieli tę przewagęnad Tarikiem, że zawsze mogli go odnalezć na podstawie trasowania sygnału radiowego.Teraz jednak stracili i ten element przewagi.Może Ari ma rację, pomyślał, odtwarzając w pamięci przebieg zdarzeń - wyjścietamtej pary z restauracji, pojawiający się nie wiadomo skąd samochód, wepchnięcieJacqueline na tylne siedzenia auta i ten chytry uśmieszek Tarika.Zamknął oczy i znowu ujrzał w wyobrazni, jak Palestyńczyk przyzywa go do siebieruchem dłoni, która wyszła spod pędzla van Dycka.Musiał doskonale wiedzieć, co sięszykuje.Podejrzewał, że spróbuję się do niego zbliżyć na rue Saint Denis.Specjalnie mnietam wyciągnął.- Przede wszystkim powinieneś myśleć o Jacqueline - odezwał się znowu Szamron - anie o przygodnym kliencie restauracji.Powinieneś był strzelać, nie bacząc na konsekwencje!- Nawet gdybym go trafił, nie uchroniłoby to Jacqueline, bo siedziała już wtedy wsamochodzie, a kierowca trzymał nogę na gazie.Odjechałby z nią, a ja w żaden sposób niemógłbym temu zapobiec.- Zawsze mógłbyś strzelić do samochodu.Zatrzymalibyśmy go dalej na ulicy.- Na pewno o to ci chodziło? O strzelaninę w centrum Montrealu? Miałbyś tu drugieLillehammer albo drugi Amman.Następną katastrofalną wpadkę Biura.Szamron obejrzał się, groznie łypnął na niego okiem i z powrotem utkwił wzrok wprzestrzeni przed sobą.- Co teraz, Ari? - zapytał Allon.- Odnajdziemy go.- Jak?- Wiemy prawie na pewno, dokąd zamierza się udać.- Chcesz go ścigać samotnie po całych Stanach Zjednoczonych?- A masz jakąś propozycję, Gabrielu?- Powinniśmy zawiadomić Amerykanów, że prawdopodobnie przedostał się na ichteren.Powinniśmy także zaalarmować służby kanadyjskie.Może uda im się jeszczezatrzymać Tarika na granicy.Przy odrobinie szczęścia zostanie aresztowany, zanim spróbujeprzekroczyć granicę.- Powiadomić Amerykanów i Kanadyjczyków? A co miałbym im powiedzieć? %7łepróbowaliśmy zlikwidować palestyńskiego terrorystę w ich kraju? I że sknociliśmy robotę,dlatego teraz jest nam potrzebna ich pomoc, żeby posprzątać bałagan? Myślisz, że zostałobyto dobrze przyjęte w Ottawie albo Waszyngtonie? - Masz inny pomysł? Chcesz czekać z założonymi rękami?- Nie.Pojedziemy do Stanów i wzmocnimy ochronę naszego premiera.Tarik nieprzeleciał przez ocean ot tak sobie.W końcu będzie musiał zrobić następny krok.- A jeśli wcale nie szykuje zamachu na premiera?- W tej chwili moim najważniejszym zadaniem jest zapewnienie premierowibezpieczeństwa.- Jacqueline na pewno przyjęłaby to z radością.- Dobrze wiesz, o co mi chodzi, Gabrielu.Nie łap mnie za słówka.- Zapominasz o jednym, Ari.Ona nie ma już paszportu.- Wyciągnął przed siebie jejtorebkę.- Jest tutaj.Więc jak Tarik zamierza w jej towarzystwie przekroczyć granicę?- Najwyrazniej jest przygotowany na taką okoliczność.- A może wcale nie zamierza ciągnąć jej ze sobą do Stanów? Może chce ją zabić jużtu, w Montrealu?- Właśnie dlatego powinieneś był wykonać zadanie! Trzeba było się nie zastanawiać,tylko strzelać, do jasnej cholery! ROZDZIAA CZTERDZIESTYSabrevois, QuebecJacqueline próbowała śledzić przebytą trasę na podstawie drogowskazów.Przejechaliprzez Montreal drogą numer 40, potem szosą numer 10 przedostali się na drugi brzeg rzeki,drogą numer 35 wyjechali poza tereny zabudowane, wreszcie skręcili w szosę numer 133 -jednopasmową lokalną drogę przecinającą rozległą równinę południowego Quebecu.Aż niemogła uwierzyć, jak szybko wydostali się z metropolii na to gigantyczne pustkowie.Olbrzymi księżyc świecił jasno nad horyzontem, otoczony poświatą zmrożonej mgiełkiwiszącej w powietrzu.Wiatr niósł po asfalcie pasma śniegu, jakby zanosiło się na zamieć.Tylko z rzadka z ciemności przy drodze wyłaniał się jakiś obiekt - szary silos przykryty grubąśniegową czapą, słabo oświetlona samotna farma, ciemny barak magazynu nawozów i sprzęturolniczego.Wreszcie w oddali zajaśniał jakiś neon.Kiedy podjechali bliżej, spostrzegła, iżżarówki tworzą zarys kobiety z gigantycznym biustem - była to reklama lokalu ze striptizem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl