[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jest zupełnie inny, niżsobie wyobrażasz.Sposób, w jaki to powiedziała, sprawił, że Lexie spojrzała na niąuważnie.Słyszała ten ton wielokrotnie w przeszłości kiedy w szko-le średniej chciała wypuścić się gdzieś z przyjaciółmi, a Doris ją odtego odwiodła; kiedy kilka lat temu zamierzała wybrać się w podróżdo Miami, lecz babka jej to wyperswadowała.Traf zrządził, że przyja-ciele, z którymi planowała eskapadę, uczestniczyli w wypadku samo-chodowym.W tym drugim przypadku, w mieście wybuchły za-mieszki, podczas których ucierpiał hotel, gdzie miała się zatrzymać.Lexie wiedziała, że babka czasami przeczuwa pewne zdarzenia.Nie w takim stopniu jak prababka, czyli matka Doris, ale mimo żerzadko wyjaśniała coś szerzej, Lexie zdawała sobie w pełni sprawę, żeDoris zawsze przeczuwa prawdę.Nie mając zielonego pojęcia o tym, że linie telefoniczne są prze-ciążone, ponieważ ludzie komentują jego przyjazd do miasteczka, Je-remy leżał przykryty na łóżku, oglądając lokalne wiadomości i czeka-jąc na prognozę pogody.%7łałował, że nie postąpił zgodnie z pierw-szym impulsem i nie zdecydował się na inny hotel.Z pewnością nie108SRotaczałyby go teraz dzieła Jeda, na których widok dostawał gęsiejskórki.Ten facet najwyrazniej ma za dużo czasu.I mnóstwo naboi.Albo śrutu.A może uśmierca te szkodnikiprzednim zderzakiem swojego pickupa? W pokoju Jeremy'ego znaj-dowało się dwanaście stworzeń; nie było tam tylko drugiego wypcha-nego niedzwiedzia, będą mu natomiast dotrzymywali towarzystwaprzedstawiciele wszystkich zoologicznych gatunków występujących wKarolinie Północnej, licz wątpienia Jed nie pominąłby niedzwiedzia,gdyby dysponował drugą sztuką.Poza tym pokój nie był wcale najgorszy, dopóki Jeremy nie ze-chciał podłączyć laptopa do Internetu, ogrzać pokoju bez palenia wkominku, zadzwonić po kelnera, pooglądać telewizję kablową lub za-dzwonić z telefonu z klawiszami.Nie widział telefonu z tarczą nume-rową od ilu lat? Od dziesięciu? Nawet jego konserwatywna matkaskapitulowała w tej sprawie przed nowoczesnością.Ale nie Jed.O nie.Poczciwy Jed wyraznie miał swoje własne zda-nie na temat tego, co jest ważne, jeśli chodzi o sposób zakwaterowaniagości.Jednakże pokój miał jedną kapitalną rzecz, a mianowicie ładnąkrytą werandę z widokiem na rzekę.Stał na niej fotel na biegunach iJeremy'emu przeszło przez myśl, by trochę tam posiedzieć, ale przy-pomniał sobie o wężach.Co z kolei sprawiło, że zaczął się zastana-wiać, o jakim nieporozumieniu mówił burmistrz.Nie podobało mu sięto.Powinien był dokładniej się wypytać, podobnie jak powinien spy-tać, gdzie może znalezć trochę drewna opałowego.W pokoju byłostraszliwie zimno, Jeremy podejrzewał jednak, że Jed nie odbierze te-lefonu, jeśli zadzwoni do biura, żeby się od niego czegoś dowiedzieć.Poza tym Jed budził w nim strach.Właśnie w tym momencie na ekranie ukazał się prezenter pogody.Jeremy zmobilizował się i wyskoczył z łóżka, by nastawić telewizor109SRgłośniej.Poruszając się najszybciej jak mógł, podkręcił dzwięk i dałnura z powrotem pod kołdrę.Prognozę przerwały niemal natychmiast reklamy.No jasne!Nie potrafił się zdecydować, czy pojechać na cmentarz, czy nie,musi przedtem się dowiedzieć, czy będzie dzisiaj mgła.Jeśli nie, po-stanowił nadrobić zaległości w odpoczynku.To był długi dzień.Jere-my rozpoczął go we współczesnym świecie, a następnie cofnął się opięćdziesiąt lat i teraz zanosi się na to, że będzie spał w zimnie, pośródmartwych zwierząt.Z pewnością nie zdarza mu się to codziennie.No i, rzecz jasna, była Lexie.Lexie jakkolwiek-się-nazywa.Lexietajemnicza.Lexie, która flirtowała, potem się wycofała i znowu flir-towała.Bo flirtowała, prawda? Sposób, w jaki mówiła do niego uparcie panie Marsh"? To, że udawała, iż natychmiast go oceniła? Uwaga opogrzebie? Zdecydowanie z nim flirtowała.Prawda?Na ekranie pojawił się znowu prezenter pogody, który chyba do-piero co ukończył college.Nie mógł mieć więcej niż jakieś dwadzie-ścia trzy, może dwadzieścia cztery lata i bez wątpienia była to jegopierwsza praca.Zwiadczył o tym jego wygląd przypominał jeleniaspłoszonego przez reflektory samochodu, choć jednocześnie emano-wał z niego entuzjazm.Przynajmniej jednak sprawiał wrażenie kom-petentnego.Nie zająknął się ani razu i Jeremy niemal natychmiast po-jął, że nie ma co ruszać się z pokoju.Przez cały wieczór spodziewanajest bezchmurna pogoda, młody człowiek nie zapowiedział też mgłyjutrzejszego dnia.No jasne, pomyślał Jeremy.110SRRozdział szóstyNazajutrz rano Jeremy umył się w letniej wodzie, cieknącej słabąstrużką z prysznica, włożył dżinsy, sweter i brązową skórzaną kurtkę,po czym udał się do Herbs.Było to chyba najpopularniejsze w mieściemiejsce, w którym jadało się śniadania.Przy kontuarze zauważyłburmistrza Gherkina rozmawiającego z dwoma mężczyznami w garni-turach, Rachel zaś obsługiwała stoliki.Jed siedział odwrócony pleca-mi w drugim końcu sali, zwalisty niczym góra, Tully natomiast przyjednym ze stolików pośrodku, w towarzystwie trzech mężczyzn, i jaksię można było spodziewać, usta mu się nie zamykały, prawie nie do-puszczał ich do głosu.Ludzie kiwali głowami i machali do Jere-my'ego, gdy lawirował między stolikami, a burmistrz podniósł do gó-ry filiżankę z kawą w geście powitania. Dzień dobry, panie Marsh! zawołał Gherkin. Ufam, żemyśli pan nad tym, co napisać pochlebnego o naszym mieście? Jestem tego pewna przyłączyła się do niego Rachel. Mam nadzieję, że znalazł pan cmentarz powiedział Tully zsilnym południowym akcentem.Pochylił się ku mężczyznom przy111SRtym samym stoliku. To ten lekarz, o którym wam mówiłem.Jeremy odwzajemnił skinienia i machnięcia, próbując nie dać sięwciągnąć do rozmowy.Nigdy nie był rannym ptaszkiem, a poza tymsię nie wyspał.Lodowate zimno i martwe zwierzaki w połączeniu zkoszmarami nocnymi i wężami mogą dać się człowiekowi we znaki.Usiadł w narożnym boksie, a Rachel niemal natychmiast podeszła dojego stolika z dzbankiem kawy w ręku. Dziś nie ma żadnego pogrzebu? spytała kpiąco. Nie.Postanowiłem ubrać się swobodniej wyjaśnił. Kawy, złotko? Poproszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Jest zupełnie inny, niżsobie wyobrażasz.Sposób, w jaki to powiedziała, sprawił, że Lexie spojrzała na niąuważnie.Słyszała ten ton wielokrotnie w przeszłości kiedy w szko-le średniej chciała wypuścić się gdzieś z przyjaciółmi, a Doris ją odtego odwiodła; kiedy kilka lat temu zamierzała wybrać się w podróżdo Miami, lecz babka jej to wyperswadowała.Traf zrządził, że przyja-ciele, z którymi planowała eskapadę, uczestniczyli w wypadku samo-chodowym.W tym drugim przypadku, w mieście wybuchły za-mieszki, podczas których ucierpiał hotel, gdzie miała się zatrzymać.Lexie wiedziała, że babka czasami przeczuwa pewne zdarzenia.Nie w takim stopniu jak prababka, czyli matka Doris, ale mimo żerzadko wyjaśniała coś szerzej, Lexie zdawała sobie w pełni sprawę, żeDoris zawsze przeczuwa prawdę.Nie mając zielonego pojęcia o tym, że linie telefoniczne są prze-ciążone, ponieważ ludzie komentują jego przyjazd do miasteczka, Je-remy leżał przykryty na łóżku, oglądając lokalne wiadomości i czeka-jąc na prognozę pogody.%7łałował, że nie postąpił zgodnie z pierw-szym impulsem i nie zdecydował się na inny hotel.Z pewnością nie108SRotaczałyby go teraz dzieła Jeda, na których widok dostawał gęsiejskórki.Ten facet najwyrazniej ma za dużo czasu.I mnóstwo naboi.Albo śrutu.A może uśmierca te szkodnikiprzednim zderzakiem swojego pickupa? W pokoju Jeremy'ego znaj-dowało się dwanaście stworzeń; nie było tam tylko drugiego wypcha-nego niedzwiedzia, będą mu natomiast dotrzymywali towarzystwaprzedstawiciele wszystkich zoologicznych gatunków występujących wKarolinie Północnej, licz wątpienia Jed nie pominąłby niedzwiedzia,gdyby dysponował drugą sztuką.Poza tym pokój nie był wcale najgorszy, dopóki Jeremy nie ze-chciał podłączyć laptopa do Internetu, ogrzać pokoju bez palenia wkominku, zadzwonić po kelnera, pooglądać telewizję kablową lub za-dzwonić z telefonu z klawiszami.Nie widział telefonu z tarczą nume-rową od ilu lat? Od dziesięciu? Nawet jego konserwatywna matkaskapitulowała w tej sprawie przed nowoczesnością.Ale nie Jed.O nie.Poczciwy Jed wyraznie miał swoje własne zda-nie na temat tego, co jest ważne, jeśli chodzi o sposób zakwaterowaniagości.Jednakże pokój miał jedną kapitalną rzecz, a mianowicie ładnąkrytą werandę z widokiem na rzekę.Stał na niej fotel na biegunach iJeremy'emu przeszło przez myśl, by trochę tam posiedzieć, ale przy-pomniał sobie o wężach.Co z kolei sprawiło, że zaczął się zastana-wiać, o jakim nieporozumieniu mówił burmistrz.Nie podobało mu sięto.Powinien był dokładniej się wypytać, podobnie jak powinien spy-tać, gdzie może znalezć trochę drewna opałowego.W pokoju byłostraszliwie zimno, Jeremy podejrzewał jednak, że Jed nie odbierze te-lefonu, jeśli zadzwoni do biura, żeby się od niego czegoś dowiedzieć.Poza tym Jed budził w nim strach.Właśnie w tym momencie na ekranie ukazał się prezenter pogody.Jeremy zmobilizował się i wyskoczył z łóżka, by nastawić telewizor109SRgłośniej.Poruszając się najszybciej jak mógł, podkręcił dzwięk i dałnura z powrotem pod kołdrę.Prognozę przerwały niemal natychmiast reklamy.No jasne!Nie potrafił się zdecydować, czy pojechać na cmentarz, czy nie,musi przedtem się dowiedzieć, czy będzie dzisiaj mgła.Jeśli nie, po-stanowił nadrobić zaległości w odpoczynku.To był długi dzień.Jere-my rozpoczął go we współczesnym świecie, a następnie cofnął się opięćdziesiąt lat i teraz zanosi się na to, że będzie spał w zimnie, pośródmartwych zwierząt.Z pewnością nie zdarza mu się to codziennie.No i, rzecz jasna, była Lexie.Lexie jakkolwiek-się-nazywa.Lexietajemnicza.Lexie, która flirtowała, potem się wycofała i znowu flir-towała.Bo flirtowała, prawda? Sposób, w jaki mówiła do niego uparcie panie Marsh"? To, że udawała, iż natychmiast go oceniła? Uwaga opogrzebie? Zdecydowanie z nim flirtowała.Prawda?Na ekranie pojawił się znowu prezenter pogody, który chyba do-piero co ukończył college.Nie mógł mieć więcej niż jakieś dwadzie-ścia trzy, może dwadzieścia cztery lata i bez wątpienia była to jegopierwsza praca.Zwiadczył o tym jego wygląd przypominał jeleniaspłoszonego przez reflektory samochodu, choć jednocześnie emano-wał z niego entuzjazm.Przynajmniej jednak sprawiał wrażenie kom-petentnego.Nie zająknął się ani razu i Jeremy niemal natychmiast po-jął, że nie ma co ruszać się z pokoju.Przez cały wieczór spodziewanajest bezchmurna pogoda, młody człowiek nie zapowiedział też mgłyjutrzejszego dnia.No jasne, pomyślał Jeremy.110SRRozdział szóstyNazajutrz rano Jeremy umył się w letniej wodzie, cieknącej słabąstrużką z prysznica, włożył dżinsy, sweter i brązową skórzaną kurtkę,po czym udał się do Herbs.Było to chyba najpopularniejsze w mieściemiejsce, w którym jadało się śniadania.Przy kontuarze zauważyłburmistrza Gherkina rozmawiającego z dwoma mężczyznami w garni-turach, Rachel zaś obsługiwała stoliki.Jed siedział odwrócony pleca-mi w drugim końcu sali, zwalisty niczym góra, Tully natomiast przyjednym ze stolików pośrodku, w towarzystwie trzech mężczyzn, i jaksię można było spodziewać, usta mu się nie zamykały, prawie nie do-puszczał ich do głosu.Ludzie kiwali głowami i machali do Jere-my'ego, gdy lawirował między stolikami, a burmistrz podniósł do gó-ry filiżankę z kawą w geście powitania. Dzień dobry, panie Marsh! zawołał Gherkin. Ufam, żemyśli pan nad tym, co napisać pochlebnego o naszym mieście? Jestem tego pewna przyłączyła się do niego Rachel. Mam nadzieję, że znalazł pan cmentarz powiedział Tully zsilnym południowym akcentem.Pochylił się ku mężczyznom przy111SRtym samym stoliku. To ten lekarz, o którym wam mówiłem.Jeremy odwzajemnił skinienia i machnięcia, próbując nie dać sięwciągnąć do rozmowy.Nigdy nie był rannym ptaszkiem, a poza tymsię nie wyspał.Lodowate zimno i martwe zwierzaki w połączeniu zkoszmarami nocnymi i wężami mogą dać się człowiekowi we znaki.Usiadł w narożnym boksie, a Rachel niemal natychmiast podeszła dojego stolika z dzbankiem kawy w ręku. Dziś nie ma żadnego pogrzebu? spytała kpiąco. Nie.Postanowiłem ubrać się swobodniej wyjaśnił. Kawy, złotko? Poproszę [ Pobierz całość w formacie PDF ]