[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy jedna z pielęgniarekzaprowadziła ją do jakiegoś zacisznego pokoju, usiadła przy stole i pozwoliła,żeby łzy swobodnie popłynęły jej po policzkach.Przystanęła przed drzwiami pokoju Mike'a, by wygładzić sukienkę i choćtrochę się uspokoić.Serce waliło jej jak oszalałe, a oddech był nienaturalnieszybki.Jedyna nadzieja w tym, że Knight nie zauważy jej zdenerwowania.Miałniewiarygodne szczęście.Jak się okazało, jedynymi obrażeniami, jakie odniósł,były zadrapania i niewielkie stłuczenia na twarzy i klatce piersiowej.Jej niestało się nic.Nie chciała opuszczać szpitala przed poznaniem wynikówkońcowych badań.Dopiero kiedy przyjechała Naomi, przekonała ją, że kąpiel,zmiana ubrania i filiżanka herbaty dobrze jej zrobią.I tak zdąży wrócić, zanimskończą go prześwietlać.Wzmianka o zdjęciach rentgenowskich nie wiadomo dlaczegoprzypomniała jej wieczór, kiedy Mike spadł ze schodów.Znowu się rozpłakała.- 127 -SR Czy i tym razem, jak wówczas, będzie obwiniał ją o to, co się stało? Możerzeczywiście przyciąga swoją osobą nieszczęścia?Gdyby nie wybiegła ze szpitala, nie znalazłby się na tej feralnej drodze inie doszłoby do wypadku.Lekarz uspokajał ją, że Mike'owi nic nie jest.Wiedziała jednak, żeuwierzy w to dopiero wtedy, gdy zobaczy go całego i zdrowego.Dlaczego więcstała przed drzwiami jak idiotka, bojąc się nacisnąć klamkę? Tłumaczyła sobie,że skoro odważyła się wejść do samochodu, który lada chwila mógł wybuchnąć,to nie powinna obawiać się tego, co i tak było nieuniknione.W końcu otworzyładrzwi.Mike leżał w łóżku.Poza tym, że był bardzo blady, a jego twarzpokrywało mnóstwo siniaków, wyglądał normalnie.Dopiero po chwilidostrzegła, że nie miał na sobie góry od pidżamy.Nie mogła oderwać wzrokuod jego piersi.Przez całą jej szerokość biegła granatowa smuga, którą zostawiłodciśnięty pas bezpieczeństwa.Wolała nie myśleć, co by się stało, gdyby nie byłnim przypięty.Jej uwagę przykuł lekki ruch.Mężczyzna, prawdopodobniezupełnie nieświadomie, szarpał palcami koc, którym był przykryty.Chciała coś powiedzieć, ale głos uwiązł jej w gardle.Mike najwyrazniejczuł się podobnie.Sekundy mijały, a ona nie potrafiła odezwać się do niegosłowem.- Jak się czujesz? - wydukała w końcu.- Będę żył - odparł, krzywiąc usta w grymasie, który z pewnością miałoznaczać uśmiech.- Jak tylko uda mi się pozbyć tego bólu głowy - dodał pochwili.Czuła, że jeśli się teraz odezwie, wybuchnie płaczem.- A ty? - usłyszała znowu jego słowa, które najwyrazniej przychodziły muz wielkim trudem.Ogarnęło ją poczucie bezbrzeżnej winy.Jak zdoła mukiedykolwiek wynagrodzić to, co się stało? Przecież nie wystarczy, jeśli poprostu powie, że jest jej przykro.- 128 -SR - Nic mi nie jest.Mike, tak bardzo mi.- Jessico, sam nie wiem.Odezwali się w jednej chwili i jednocześnie się uśmiechnęli.- Coś chciałeś powiedzieć? - spytała, nie mając śmiałości, by spojrzeć muw oczy.Bała się tego, co mogłaby w nich ujrzeć.- Nie, to ty dokończ, co zaczęłaś.Wzięła głęboki oddech.Teraz albonigdy.- Przepraszam cię.Kiedy już zdobyła się na to, co najtrudniejsze, reszta poszła znaczniełatwiej.- Och, Mike.To wszystko moja wina.Tak mi przykro.Mogłeś zginąć.Nigdy sobie tego nie wybaczę.Gdyby cokolwiek ci się stało.Nawet przez łzy, które obficie popłynęły jej z oczu, mogła dostrzec wyrazkompletnego zaskoczenia na twarzy Mike'a.- Kobieto, o czym ty mówisz? - Poruszył się, jakby chciał wstać, ale tylkosyknął z bólu i opadł z powrotem na poduszki.Jessica nie drgnęła.Stała nieruchomo i, choć łzy nadal płynęły jej popoliczkach, nie wydała z siebie żadnego dzwięku.Mike wyciągnął rękę.- Podejdz do mnie.Postąpiła do przodu jak posłuszne dziecko, pozwalając mu posadzić sięobok.- Zacznijmy od początku.Dlaczego mnie przepraszasz?Jak mogła się skupić, kiedy był tak blisko i gładził palcami wnętrze jejdłoni, z pewnością czując zawrotną szybkość, z jaką uderzał jej puls?- Wypadek.To moja wina.Nie powinnam.- Twoja wina! - przerwał jej gwałtownie.- Jak możesz nawet myśleć cośtakiego? Winę ponosi banda dzieciaków, która jechała ukradzionymsamochodem.Co to ma wspólnego z tobą?- 129 -SR W jego głosie słychać było nie tylko niedowierzanie, lecz równieżzniecierpliwienie.Czy kiedykolwiek uda jej się powiedzieć coś, co będzie musię podobało?- To przeze mnie się tam znalazłeś.Gdybym nie wybiegła ze szpitala, niepojechałbyś za mną i.- A gdybym ja nie był takim skończonym idiotą, nie musiałabyś wybiegaćze szpitala.Jeśli w ogóle można tu mówić o czyjejś winie, to z pewnością omojej.- Nie! Powinnam.Mike położył palec na jej ustach i uśmiechnął się ciepło.- Cii.Moglibyśmy całe wieki kłócić się, kto ponosi winę za całe zajście,podczas gdy prawda jest taka, że był to zwykły wypadek.Jak powiedziałem,odpowiedzialność za wszystko ponoszą te dzieciaki, które zresztą są w tymsamym szpitalu.Nie stało im się nic poważnego.Leżą kilka pokoi dalej, podczujnym okiem policjanta, a także wściekłych ojców i doprowadzonych dorozpaczy matek.Na ich miejscu byłbym teraz bardzo grzeczny.Ale niebędziemy przecież rozmawiali o tych łobuzach.Zcisnął rękę Jessiki.- Teraz ja chcę coś powiedzieć.Nigdy nie znajdę słów, żeby podziękowaćci za to, co zrobiłaś.Uratowałaś mi życie, ale nie tylko.Zrobiłaś coś znacznietrudniejszego.Ryzykowałaś własne, żeby mi pomóc.Kiedy pomyślę, co mogłoci się stać.- Na szczęście się nie stało - tym razem ona pospieszyła mu z pomocą.- Ale.- nie dokończył zdania.- Masz rację.Nie ma sensu rozpamiętywaćtego, co mogłoby się zdarzyć.Do końca moich dni będę twoim dłużnikiem inigdy nie zdołam ci się odpłacić.Na początek mogłaby być twoja miłość, pomyślała, choć oczywiście nieośmieliła się tego głośno powiedzieć.Dopiero w tym momencie zdała sobiesprawę z sytuacji, w jakiej oboje się znalezli.Cokolwiek Mike jej powie, zawsze- 130 -SR będzie się zastanawiała, czy naprawdę tak myśli, czy też robi to z wdzięcznościdla niej bądz z poczucia obowiązku.Ta myśl zraniła jej serce.Knight musiał do-strzec tę nagłą zmianę zachowania, gdyż ujął obie dłonie Jessiki, a potemodgarnął jej z czoła kosmyk włosów.- Co się stało, Jessie? O czym myślisz?- Nic takiego - odparła zadziwiająco spokojnym głosem.Ze wszystkich siłpragnęła znalezć się za drzwiami tego pokoju.Po jego minie widać było, że jej nie wierzy.Jednym ruchem przygarnął jądo siebie i zamknął w objęciach potężnych ramion.Kołysał ją lekko i tulił doporanionej piersi.Poddała się temu ruchowi, odczuwając niewysłowioną rozkosz płynącą zjego bliskości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl