[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już po chwili mógł się zaciągnąć aromatycznym dymem, ciesząc się jedno-cześnie pięknym wieczorem.Drzwi do domu skrzypnęły.Czyżby ona? Zmrużył oczy i spojrzał w kierunkudomu.Rzeczywiście, to była Eden, jakby nierealna przy słabym, sztucznym świetle.Miała na sobie jasną spódnicę, która szeleściła lekko przy każdym jej kroku.Nie szła w jego kierunku.Ciekawe, czy w ogóle go widziała? Przyglądała siędrzewom i krzakom, zerkając co jakiś czas w stronę cieniutkiego księżyca.Nawetteraz, kiedy wydawała się tak daleka, Steve miał głębokie przeświadczenie, że są sobieprzeznaczeni.- 91 -SRZapalił zapałkę, żeby dać jej znak swojej obecności.Był przekonany, że goszuka i że ma mu coś do powiedzenia.Ostatnio prawie ze sobą nie rozmawiali.Spotykali się też sporadycznie i zawsze przypadkowo.Jednak patrząc, jak Edensztywnieje na jego widok i jak kurczy się w sobie, nie miał wątpliwości, że ona też gopragnie.Pragnie i boi się go.Czyż istnieje bardziej diabelskie połączenie?Eden właśnie zbliżyła się do niego, a Steve zaciągnął się po raz ostatni dymem irzucił nie dopalonego papierosa na ziemię.- Dlaczego to robisz? - spytała.- Przecież obiecałem, że cię nie będę kusił.- No tak, ale robisz to wszędzie - ciągnęła.- Wystarczy, że mnie zobaczysz, ajuż wyrzucasz papierosa.Umówiliśmy się, że nie będziesz palił w domu.Steve machnął ręką.- Muszę wracać do roboty - powiedział i wszedł do garażu.Zostawił drzwiotwarte.Jeśli Eden będzie chciała, to wejdzie.Sam tymczasem znowu zajął się deszczułkami.Były już dostatecznie gładkie,ale trzeba je było spatynować, żeby pasowały do faktury drzwi.Eden weszła do środka.- Dzwonił prawnik pani Elson - oznajmiła.Steve podniósł głowę znaddeszczułek.- Coś ważnego? - spytał.- Tak, nastąpiła zmiana planów - odparła Eden.- Pani Elson skraca safari, żebymóc się wybrać na Alaskę.Dlatego będzie tutaj już w najbliższą sobotę.Steve otarł czoło.- To znaczy, że zostało nam tylko pięć dni - stwierdził tonem, który nie był aniwesoły, ani smutny.- Dzięki, że mi o tym powiedziałaś.Nie będę cię zatrzymywał.-Spojrzał raz jeszcze na strój Eden.- Chyba się dokądś wybierasz?- Do Collie - wyjaśniła.- Mamy wieczór poezji i Gerry dziś czyta.- No popatrz, kto by pomyślał, że taki z niego artysta - powiedział Stevebardziej do siebie niż do Eden.- Baw się dobrze.Skinęła głową.- 92 -SR- Dzięki.- Wciąż stała w miejscu, zaplótłszy ręce na piersi.- Nie do wiary, że tojuż prawie koniec naszej przygody.- Powinnaś się cieszyć.- Ty też.Spojrzeli oboje ku domowi, który majaczył w mroku.Oświetlała go jedynielampka, paląca się nad wejściem.- Może pokażesz mi, co masz w swojej pracowni - zaproponowała nagle Eden.-Powinnam się w tym chyba orientować.- A co z Gerrym? - spytał.- Zaczeka - odparła.- A nawet jeśli nie, to ma swoją publiczność.Steve spojrzał w jej kierunku i zauważył, że nie tylko ona jest taka ciekawska.Tuż za nią pojawił się Rocky.Steve nawet nie zauważył, kiedy kot opuścił swójposterunek w altance.Eden zaczęła szperać wśród drewnianych detali.- Nie miałam pojęcia, że tyle tego jest w tym domu.- Wzięła do ręki ułamanągórną część zegara.- To tylko niewielka część.- Znalazłeś może ostatnią parę błaznów?W odpowiedzi Steve pokręcił przecząco głową.- Moim zdaniem Rusk się nimi bawił - ciągnęła Eden.- Skoro poprzednie paryumieścił na ciemnym tle, to może ta ostatnia jest na jasnym.Chętnie bym wzięłaudział w poszukiwaniach.Steve jeszcze gwałtowniej pokręcił głową.- Wystarczy, że byłaś w wieży - powiedział.Spojrzała na niego zdziwiona.- Skąd wiesz?!- Nie tylko ty nie możesz spać w nocy.- Sypiam świetnie - skłamała Eden.- Ale te rzezby mnie po prostu interesują.Dlatego poszłam do wieży.Wyglądało na to, że Steve chce coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował.- Jak uważasz - powiedział.- Ale daj mi znać, jeśli na coś natrafisz.I bardzoproszę, unikaj niebezpiecznych miejsc - dodał po chwili.- Dobrze - obiecała, puszczając mimo uszu ostatnią uwagę.- 93 -SREden przeszła do tablicy, na której Steve powiesił narzędzia, poczynając odprozaicznych dłut i młotków, aż po bardziej skomplikowane.- Co to takiego? - spytała, dotykając piły o dwóch ostrzach.- To piłka japońska - odparł.- Jason polecił mi ją parę lat temu.Zbliżył się trochę do Eden i wyjął jej piłkę z ręki.- Oczywiście zaczynałem od ciężkich pił silnikowych - ciągnął.- Ale tenarzędzia są o wiele lepsze.- Wiesz, że wciąż mnie zadziwiasz - powiedziała.- Mogę spróbować? - spytałanagle, wskazując japońskie narzędzie.Steve wahał się przez chwilę.Pomyślał, że choć powinien powiedzieć nie",zawsze będzie mówił jej tak".- Dobrze, ale zaczniesz od innej piły - odrzekł.Eden skinęła głową.Steve odwiesił na miejsce japońską piłkę, a zdjął z tablicynieco większą, z pojedynczym ostrzem.- Robiłaś to kiedyś? - spytał, prowadząc Edendo drewnianego koziołka.- Kręciłam kiedyś film o robotnikach na budowie - odparła.- Zdejmij buty.Eden spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Właśnie tak pracuje się tymi piłami - wyjaśnił.- Zdejmij buty, jeśli chcesz sięczegoś nauczyć.Po chwili wahania Eden zdjęła swoje lekkie sandały i stanęła obok koziołka, napodeście ze sklejki.- A teraz wejdz na stopień, ale uważaj, żeby nie upaść - powiedział Steve.Spojrzała na niego, żeby sprawdzić, czy sobie z niej nie żartuje, ale Steve wciążbył poważny.Posłuchała go więc, czując, że stopień jest rzeczywiście wąski i że wsandałach od razu by się z niego ześliznęła.Na szczęście znajdowała się zaledwiekilkadziesiąt centymetrów nad ziemią.Tuż za sobą poczuła ramię Steve'a.Zesztywniała, czując że serce bije jej coraz mocniej.- Rozluznij się - usłyszała cichy szept.- 94 -SRSteve ujął jej dłoń w swoją.Przez moment Eden chciała do niego przylgnąć izapomnieć o pile i koziołku, przy którym miała pracować.Nie wiedziała, czy zdoła sięrozluznić i co w ogóle będzie dalej.- Tą piłą pracuje się lekko, poruszając całym ciałem - ciągnął Steve [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Już po chwili mógł się zaciągnąć aromatycznym dymem, ciesząc się jedno-cześnie pięknym wieczorem.Drzwi do domu skrzypnęły.Czyżby ona? Zmrużył oczy i spojrzał w kierunkudomu.Rzeczywiście, to była Eden, jakby nierealna przy słabym, sztucznym świetle.Miała na sobie jasną spódnicę, która szeleściła lekko przy każdym jej kroku.Nie szła w jego kierunku.Ciekawe, czy w ogóle go widziała? Przyglądała siędrzewom i krzakom, zerkając co jakiś czas w stronę cieniutkiego księżyca.Nawetteraz, kiedy wydawała się tak daleka, Steve miał głębokie przeświadczenie, że są sobieprzeznaczeni.- 91 -SRZapalił zapałkę, żeby dać jej znak swojej obecności.Był przekonany, że goszuka i że ma mu coś do powiedzenia.Ostatnio prawie ze sobą nie rozmawiali.Spotykali się też sporadycznie i zawsze przypadkowo.Jednak patrząc, jak Edensztywnieje na jego widok i jak kurczy się w sobie, nie miał wątpliwości, że ona też gopragnie.Pragnie i boi się go.Czyż istnieje bardziej diabelskie połączenie?Eden właśnie zbliżyła się do niego, a Steve zaciągnął się po raz ostatni dymem irzucił nie dopalonego papierosa na ziemię.- Dlaczego to robisz? - spytała.- Przecież obiecałem, że cię nie będę kusił.- No tak, ale robisz to wszędzie - ciągnęła.- Wystarczy, że mnie zobaczysz, ajuż wyrzucasz papierosa.Umówiliśmy się, że nie będziesz palił w domu.Steve machnął ręką.- Muszę wracać do roboty - powiedział i wszedł do garażu.Zostawił drzwiotwarte.Jeśli Eden będzie chciała, to wejdzie.Sam tymczasem znowu zajął się deszczułkami.Były już dostatecznie gładkie,ale trzeba je było spatynować, żeby pasowały do faktury drzwi.Eden weszła do środka.- Dzwonił prawnik pani Elson - oznajmiła.Steve podniósł głowę znaddeszczułek.- Coś ważnego? - spytał.- Tak, nastąpiła zmiana planów - odparła Eden.- Pani Elson skraca safari, żebymóc się wybrać na Alaskę.Dlatego będzie tutaj już w najbliższą sobotę.Steve otarł czoło.- To znaczy, że zostało nam tylko pięć dni - stwierdził tonem, który nie był aniwesoły, ani smutny.- Dzięki, że mi o tym powiedziałaś.Nie będę cię zatrzymywał.-Spojrzał raz jeszcze na strój Eden.- Chyba się dokądś wybierasz?- Do Collie - wyjaśniła.- Mamy wieczór poezji i Gerry dziś czyta.- No popatrz, kto by pomyślał, że taki z niego artysta - powiedział Stevebardziej do siebie niż do Eden.- Baw się dobrze.Skinęła głową.- 92 -SR- Dzięki.- Wciąż stała w miejscu, zaplótłszy ręce na piersi.- Nie do wiary, że tojuż prawie koniec naszej przygody.- Powinnaś się cieszyć.- Ty też.Spojrzeli oboje ku domowi, który majaczył w mroku.Oświetlała go jedynielampka, paląca się nad wejściem.- Może pokażesz mi, co masz w swojej pracowni - zaproponowała nagle Eden.-Powinnam się w tym chyba orientować.- A co z Gerrym? - spytał.- Zaczeka - odparła.- A nawet jeśli nie, to ma swoją publiczność.Steve spojrzał w jej kierunku i zauważył, że nie tylko ona jest taka ciekawska.Tuż za nią pojawił się Rocky.Steve nawet nie zauważył, kiedy kot opuścił swójposterunek w altance.Eden zaczęła szperać wśród drewnianych detali.- Nie miałam pojęcia, że tyle tego jest w tym domu.- Wzięła do ręki ułamanągórną część zegara.- To tylko niewielka część.- Znalazłeś może ostatnią parę błaznów?W odpowiedzi Steve pokręcił przecząco głową.- Moim zdaniem Rusk się nimi bawił - ciągnęła Eden.- Skoro poprzednie paryumieścił na ciemnym tle, to może ta ostatnia jest na jasnym.Chętnie bym wzięłaudział w poszukiwaniach.Steve jeszcze gwałtowniej pokręcił głową.- Wystarczy, że byłaś w wieży - powiedział.Spojrzała na niego zdziwiona.- Skąd wiesz?!- Nie tylko ty nie możesz spać w nocy.- Sypiam świetnie - skłamała Eden.- Ale te rzezby mnie po prostu interesują.Dlatego poszłam do wieży.Wyglądało na to, że Steve chce coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnował.- Jak uważasz - powiedział.- Ale daj mi znać, jeśli na coś natrafisz.I bardzoproszę, unikaj niebezpiecznych miejsc - dodał po chwili.- Dobrze - obiecała, puszczając mimo uszu ostatnią uwagę.- 93 -SREden przeszła do tablicy, na której Steve powiesił narzędzia, poczynając odprozaicznych dłut i młotków, aż po bardziej skomplikowane.- Co to takiego? - spytała, dotykając piły o dwóch ostrzach.- To piłka japońska - odparł.- Jason polecił mi ją parę lat temu.Zbliżył się trochę do Eden i wyjął jej piłkę z ręki.- Oczywiście zaczynałem od ciężkich pił silnikowych - ciągnął.- Ale tenarzędzia są o wiele lepsze.- Wiesz, że wciąż mnie zadziwiasz - powiedziała.- Mogę spróbować? - spytałanagle, wskazując japońskie narzędzie.Steve wahał się przez chwilę.Pomyślał, że choć powinien powiedzieć nie",zawsze będzie mówił jej tak".- Dobrze, ale zaczniesz od innej piły - odrzekł.Eden skinęła głową.Steve odwiesił na miejsce japońską piłkę, a zdjął z tablicynieco większą, z pojedynczym ostrzem.- Robiłaś to kiedyś? - spytał, prowadząc Edendo drewnianego koziołka.- Kręciłam kiedyś film o robotnikach na budowie - odparła.- Zdejmij buty.Eden spojrzała na niego ze zdziwieniem.- Właśnie tak pracuje się tymi piłami - wyjaśnił.- Zdejmij buty, jeśli chcesz sięczegoś nauczyć.Po chwili wahania Eden zdjęła swoje lekkie sandały i stanęła obok koziołka, napodeście ze sklejki.- A teraz wejdz na stopień, ale uważaj, żeby nie upaść - powiedział Steve.Spojrzała na niego, żeby sprawdzić, czy sobie z niej nie żartuje, ale Steve wciążbył poważny.Posłuchała go więc, czując, że stopień jest rzeczywiście wąski i że wsandałach od razu by się z niego ześliznęła.Na szczęście znajdowała się zaledwiekilkadziesiąt centymetrów nad ziemią.Tuż za sobą poczuła ramię Steve'a.Zesztywniała, czując że serce bije jej coraz mocniej.- Rozluznij się - usłyszała cichy szept.- 94 -SRSteve ujął jej dłoń w swoją.Przez moment Eden chciała do niego przylgnąć izapomnieć o pile i koziołku, przy którym miała pracować.Nie wiedziała, czy zdoła sięrozluznić i co w ogóle będzie dalej.- Tą piłą pracuje się lekko, poruszając całym ciałem - ciągnął Steve [ Pobierz całość w formacie PDF ]