[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Już piętnasta minuta.Drugi poziom labiryntu okazał się przestronniej-szy niż pierwszy.Widać była szerokie aleje, ładne kolumnady, długie pasaże rozchodzą-ce się promieniście od głównego szlaku.Dumny ze zręczności tego robota i z doskona-łości jego aparatury sensorycznej, przestał się denerwować.Toteż doznał bardzo przy-krego wstrząsu, gdy jedna z płyt bruku wywróciła się ni stąd, ni zowąd spodem do góryi robot zjechał długą pochylnią między wirujące zębate koła jakiejś potężnej machiny.A przecież nie spodziewali się, że ten robot zajdzie aż tak daleko.Ostatniego robo-ta, jaki im został, skierowali już w główną bramę bezpieczną.Dzięki skromnemu za-sobowi informacji nagromadzonych za cenę wielu istnień ludzkich omijał on jak dotądwszelkie niebezpieczeństwa i teraz znajdował się w Strefie C, prawie na granicy StrefyF.Wszystko więc przebiegało w myśl oczekiwań, to znaczy pokrywało się z doświad-czeniami ludzi, którzy szli tą trasą w czasie poprzednich ekspedycji.Robot szedł ściśletą samą drogą tu zbaczając, tam klucząc i przetrwał w labiryncie już osiemnaścieminut bez wypadku. Dobrze powiedział Boardman. W tym miejscu zginął Mortenson, prawda? Tak rzekł Hosteen. Złożył ostatni meldunek, że stoi tam, przy tej małej pira-midzie.Potem łączność się urwała. A zatem od tej chwili zaczynamy zbierać dalsze informacje.Przekonaliśmy się, żenasze zapiski są dokładne.Wejściem do labiryntu jest główna brama.Ale odtąd.27Robot, teraz bez programu, sunął znacznie wolniej, zatrzymując się co chwila, żebywe wszystkich kierunkach rozciągać sieć urządzeń do zbierania danych.Szukał ukry-tych drzwi, zamaskowanych otworów w bruku, aparatury projekcyjnej, laserów, detek-torów masy, zródeł energii.Wszelkie uzyskane dane przekazywał do centrali na statku.W ten sposób z każdym przebytym centymetrem wzbogacał materiały informacyjne.Przebył tak dwadzieścia trzy metry.Ominął małą piramidkę, zbadał szczątkiMortensona zabitego w jej pobliżu przed siedemdziesięciu dwoma laty.Przekazał wia-domość, że Mortenson wpadł w jakiś magiel uruchomiony nieostrożnym krokiem.Dalej robot ominął dwie pomniejsze pułapki, ale nie zdążył się uchronić przed ekranemdezorientującym, który zakłócił pracę jego mechanicznych zmysłów.W rezultacie roz-biło go nieprzewidziane uderzenie tłoka. Następny robot będzie musiał wyłączyć wszystkie swoje przewody, dopóki nie mi-nie tego miejsca mruknął Hosteen. Przemknąć tamtędy na oślep po wyłączeniuwizji.no, damy sobie z tym radę. Może człowiek byłby tam lepszy niż maszyna zauważył Boardman. Nie wie-my, czy ten ekran zdezorientowałby tak człowieka, jak to zrobił z zespołem zmysłówmechanicznych. Jeszcze nie jesteśmy gotowi wysyłać tam ludzi przypomniał Hosteen.Boardman przyznał mu rację niezbyt chętnie, pomyślał Rawlins słuchając tej roz-mowy.Ekran znowu zajaśniał: sunął już nowy robot.Hosteen polecił wysłać drugą par-tię aparatów do badania drogi w labiryncie, tym razem wszystkie główną bramą, jedy-ną dostępną, i kilka z nich teraz, po osiemnastu minutach, było niedaleko zabójczej pi-ramidy.Jednego robota Hosteen wysłał naprzód, inne zatrzymał tam, żeby obserwowa-ły.Ołowiany robot w zasięgu ekranu dezorientującego wyłączył mechanizm sensorycz-ny: zachwiał się utraciwszy poczucie kierunku, ale po chwili już stał prosto.Pozbawionyteraz łączności z otoczeniem, nie reagował na syrenią pieśń z ekranu dezorientujące-go, która zdradliwie pchnęła jego poprzednika prosto pod tłok.Falanga robotów z bez-piecznych pozycji obserwując tę scenę przekazywała obraz czysty i dokładny.Komputerskojarzył te dane z fatalną trasą poprzedniego robota i wytyczył nową.W parę minutpózniej ślepy robot ruszył przed siebie pod działaniem impulsów wewnętrznych.Bezprogramu narzuconego przez otoczenie zdany był wyłącznie na komputer, który szere-giem lekkich bodzców przeprowadził go bezpiecznie poza zasięg ekranu dezorientują-cego i tłoka.Wtedy można było znowu włączyć jego zespół sensoryczny.%7łeby spraw-dzić skuteczność tego sposobu, Hosteen wysłał tamtędy jeszcze jednego robota, w iden-tycznych warunkach.Powiodło się.Spróbował wysłać trzeciego robota z całą aparatu-rą włączoną, a więc narażonego na dezorientację.Komputer wskazywał drogę należy-cie, robot jednak, zwiedziony fałszywą informacją ekranu, zboczył gwałtownie i uległzmiażdżeniu.28 W porządku powiedział Hosteen. Skoro możemy przez to przeprowadzićmaszynę, możemy też przeprowadzić człowieka.Pójdzie z zamkniętymi oczami, a kom-puter będzie wyliczał mu krok po kroku.Damy sobie radę.Ołowiany robot sunął dalej.Przebył siedemnaście metrów od ekranu dezorientu-jącego, zanim przygwozdziła go do bruku srebrzysta krata, z której nagle wysunęły siędwie elektrody tak, że oderwała się i spadła w powodzi kamieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Już piętnasta minuta.Drugi poziom labiryntu okazał się przestronniej-szy niż pierwszy.Widać była szerokie aleje, ładne kolumnady, długie pasaże rozchodzą-ce się promieniście od głównego szlaku.Dumny ze zręczności tego robota i z doskona-łości jego aparatury sensorycznej, przestał się denerwować.Toteż doznał bardzo przy-krego wstrząsu, gdy jedna z płyt bruku wywróciła się ni stąd, ni zowąd spodem do góryi robot zjechał długą pochylnią między wirujące zębate koła jakiejś potężnej machiny.A przecież nie spodziewali się, że ten robot zajdzie aż tak daleko.Ostatniego robo-ta, jaki im został, skierowali już w główną bramę bezpieczną.Dzięki skromnemu za-sobowi informacji nagromadzonych za cenę wielu istnień ludzkich omijał on jak dotądwszelkie niebezpieczeństwa i teraz znajdował się w Strefie C, prawie na granicy StrefyF.Wszystko więc przebiegało w myśl oczekiwań, to znaczy pokrywało się z doświad-czeniami ludzi, którzy szli tą trasą w czasie poprzednich ekspedycji.Robot szedł ściśletą samą drogą tu zbaczając, tam klucząc i przetrwał w labiryncie już osiemnaścieminut bez wypadku. Dobrze powiedział Boardman. W tym miejscu zginął Mortenson, prawda? Tak rzekł Hosteen. Złożył ostatni meldunek, że stoi tam, przy tej małej pira-midzie.Potem łączność się urwała. A zatem od tej chwili zaczynamy zbierać dalsze informacje.Przekonaliśmy się, żenasze zapiski są dokładne.Wejściem do labiryntu jest główna brama.Ale odtąd.27Robot, teraz bez programu, sunął znacznie wolniej, zatrzymując się co chwila, żebywe wszystkich kierunkach rozciągać sieć urządzeń do zbierania danych.Szukał ukry-tych drzwi, zamaskowanych otworów w bruku, aparatury projekcyjnej, laserów, detek-torów masy, zródeł energii.Wszelkie uzyskane dane przekazywał do centrali na statku.W ten sposób z każdym przebytym centymetrem wzbogacał materiały informacyjne.Przebył tak dwadzieścia trzy metry.Ominął małą piramidkę, zbadał szczątkiMortensona zabitego w jej pobliżu przed siedemdziesięciu dwoma laty.Przekazał wia-domość, że Mortenson wpadł w jakiś magiel uruchomiony nieostrożnym krokiem.Dalej robot ominął dwie pomniejsze pułapki, ale nie zdążył się uchronić przed ekranemdezorientującym, który zakłócił pracę jego mechanicznych zmysłów.W rezultacie roz-biło go nieprzewidziane uderzenie tłoka. Następny robot będzie musiał wyłączyć wszystkie swoje przewody, dopóki nie mi-nie tego miejsca mruknął Hosteen. Przemknąć tamtędy na oślep po wyłączeniuwizji.no, damy sobie z tym radę. Może człowiek byłby tam lepszy niż maszyna zauważył Boardman. Nie wie-my, czy ten ekran zdezorientowałby tak człowieka, jak to zrobił z zespołem zmysłówmechanicznych. Jeszcze nie jesteśmy gotowi wysyłać tam ludzi przypomniał Hosteen.Boardman przyznał mu rację niezbyt chętnie, pomyślał Rawlins słuchając tej roz-mowy.Ekran znowu zajaśniał: sunął już nowy robot.Hosteen polecił wysłać drugą par-tię aparatów do badania drogi w labiryncie, tym razem wszystkie główną bramą, jedy-ną dostępną, i kilka z nich teraz, po osiemnastu minutach, było niedaleko zabójczej pi-ramidy.Jednego robota Hosteen wysłał naprzód, inne zatrzymał tam, żeby obserwowa-ły.Ołowiany robot w zasięgu ekranu dezorientującego wyłączył mechanizm sensorycz-ny: zachwiał się utraciwszy poczucie kierunku, ale po chwili już stał prosto.Pozbawionyteraz łączności z otoczeniem, nie reagował na syrenią pieśń z ekranu dezorientujące-go, która zdradliwie pchnęła jego poprzednika prosto pod tłok.Falanga robotów z bez-piecznych pozycji obserwując tę scenę przekazywała obraz czysty i dokładny.Komputerskojarzył te dane z fatalną trasą poprzedniego robota i wytyczył nową.W parę minutpózniej ślepy robot ruszył przed siebie pod działaniem impulsów wewnętrznych.Bezprogramu narzuconego przez otoczenie zdany był wyłącznie na komputer, który szere-giem lekkich bodzców przeprowadził go bezpiecznie poza zasięg ekranu dezorientują-cego i tłoka.Wtedy można było znowu włączyć jego zespół sensoryczny.%7łeby spraw-dzić skuteczność tego sposobu, Hosteen wysłał tamtędy jeszcze jednego robota, w iden-tycznych warunkach.Powiodło się.Spróbował wysłać trzeciego robota z całą aparatu-rą włączoną, a więc narażonego na dezorientację.Komputer wskazywał drogę należy-cie, robot jednak, zwiedziony fałszywą informacją ekranu, zboczył gwałtownie i uległzmiażdżeniu.28 W porządku powiedział Hosteen. Skoro możemy przez to przeprowadzićmaszynę, możemy też przeprowadzić człowieka.Pójdzie z zamkniętymi oczami, a kom-puter będzie wyliczał mu krok po kroku.Damy sobie radę.Ołowiany robot sunął dalej.Przebył siedemnaście metrów od ekranu dezorientu-jącego, zanim przygwozdziła go do bruku srebrzysta krata, z której nagle wysunęły siędwie elektrody tak, że oderwała się i spadła w powodzi kamieni [ Pobierz całość w formacie PDF ]