[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była w nim wspaniałość iduma monarsza, i siła lwia, i lotność geniuszu, jeno, choć uśmiech ła-skawy nie schodził mu nigdy z ust, nie było owej dobroci serca, któratakim łagodnym światłem oświeca od wewnątrz lica, jak lampka wsta-wiona w środek alabastrowej urny.Siedział tedy w, fotelu ze złożonymi na krzyż nogami, których po-tężne łydki rysowały się wyraznie spod czarnych pończoch, i mrugając,wedle zwyczaju, oczyma, czytał z uśmiechem list Czarnieckiego.Na-gle, podniósłszy powieki, spojrzał na pana Michała i rzekł: Poznaję natychmiast waćpana: tyś to usiekł Kanneberga.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG88Wszystkie oczy zwróciły się natychmiast na Wołodyjowskiego,któren ruszył wąsikami, skłonił się i odrzekł: Do usług waszej królewskiej mości. Jaka szarża? pytał król. Pułkownik chorągwi laudańskiej. Gdzieś dawniej służył? U wojewody wileńskiego. I opuściłeś go wraz z innymi? Zdradziłeś jego i mnie. Swemu królowi byłem powinien, nie waszej królewskiej mości.Król nie odrzekł nic; wszystkie czoła zmarszczyły się, oczy poczęłyświdrować w panu Michale, lecz on stał spokojnie, tylko wąsikami ru-szał raz po razu.Nagle król rzekł: Miło mi poznać tak znamienitego kawalera.Kanneberg uchodziłmiędzy nami za niezwyciężonego w spotkaniu.Waść musisz byćpierwszą szablą w tym państwie?. In universo! rzekł Zagłoba. Nie ostatnią odpowiedział Wołodyjowski. Witam waściów uprzejmie.Dla pana Czarnieckiego mam praw-dziwą estymę jako dla wielkiego żołnierza, chociaż mi parol złamał, bopowinien dotąd spokojnie w Siewierzu siedzieć.Na to Kmicic: Wasza królewska mość! Nie pan Czarniecki, ale jenerał Millerpierwszy parol złamał, Wolfowy regiment królewskiej piechoty zagar-niając.Miller postąpił krok, spojrzał w twarz Kmicicowi i począł coś szep-tać do króla, któren, mrugając ciągle oczyma, słuchał dość pilnie, spo-glądając na pana Andrzeja, wreszcie rzekł: To, widzę, wybranych kawalerów pan Czarniecki mi przysłał.Ale z dawna to wiem, że rezolutów między wami nie brak, jeno wiaryw dotrzymaniu obietnic i przysiąg brakuje. Zwięte słowa waszej królewskiej mości! rzekł Zagłoba. Jak to waść rozumiesz? Bo gdyby nie ta narodu naszego przywara, to byś, miłościwy pa-nie, tu nie był!Król znów pomilczał chwilę, jenerałowie znów zmarszczyli się naśmiałość wysłannika. Jan Kazimierz sam was od przysięgi uwolnił rzekł Karol bowas opuścił i za granicę się schronił.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG89 Od przysięgi jeno namiestnik Chrystusów uwolnić zdolen, którenw Rzymie mieszka i któren nas nie uwolnił. Mniejsza z tym! rzekł król. Ot, tym zdobyłem to królestwo (tuuderzył się po szpadzie) i tym utrzymam.Nie potrzeba mi waszychsufragiów ni waszych przysiąg.Chcecie wojny, będziecie ją mieli! Takmyślę, że pan Czarniecki jeszcze o Gołębiu pamięta? Zapomniał po drodze z Jarosławia odrzekł Zagłoba.Król, zamiast się rozgniewać, rozśmiał się. To mu przypomnę! Bóg światem rządzi! Powiedzcie mu, niech mnie odwiedzi.Mile go przyjmę, jenoniech się śpieszy, bo jak konie odpasę, pójdę dalej.Wtedy my waszą królewską mość przyjmiemy! odrzekł, kłaniającsię i kładąc nieznacznie rękę na szabli, Zagłoba.Król na to: Widzę, że pan Czarniecki nie tylko najlepsze szable, ale i najlep-szą gębę w poselstwie przysłał.W mig waść każde pchnięcie parujesz.Szczęście, że nie na tym wojna polega, bo godnego siebie znalazłbymprzeciwnika.Ale przystępuję do materii: Pisze mi pan Czarniecki, że-bym owego jeńca wypuścił, dwóch mi za to w zamian znacznych ofice-rów ofiarując.Nie lekceważę tak moich żołnierzy, jako myślicie, i zbyttanio ich okupywać nie chcę, byłoby to przeciw mojej i ich ambicji.Natomiast, ponieważ niczego panu Czarnieckiemu odmówić nie zdo-łam, przeto mu podarunek z tego kawalera zrobię. Miłościwy panie! odrzekł na to Zagłoba nie kontempt ofice-rom szwedzkim, ale kompasję dla mnie chciał pan Czarniecki okazać,bo to jest mój siostrzan, ja zaś jestem, do usług waszej królewskiej mo-ści, pana Czarnieckiego konsyliarzem. Po prawdzie rzekł śmiejąc się król nie powinien bym tegojeńca puszczać, bo przeciw mnie ślubował, chyba że się za ono benefi-cjum ślubu swego wyrzecze.Tu zwrócił się do stojącego przed gankiem Rocha i kiwnął ręką. A pójdz no tu bliżej, osiłku!Roch przybliżył się o parę kroków i stanął wyprostowany. Sadowski rzekł król spytaj się go, czy mnie zaniecha, jeśli gopuszczę?Sadowski powtórzył królewskie pytanie. Nie może być! zawołał Roch.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG90Król zrozumiał bez tłumacza i począł w ręce klaskać i oczymamrugać. A co! a co! Jakże takiego wypuszczać? Dwunastu rajtarom karkunadkręcił, a mnie trzynastemu obiecuje! Dobrze! dobrze! Udał mi siękawaler! Czy i on jest pana Czarnieckiego konsyliarzem? W takim ra-zie jeszcze prędzej go wypuszczę. Stul gębę, chłopie! mruknął Zagłoba. Dość krotochwil rzekł nagle Karol Gustaw. Bierzcie go imiejcie jeden więcej dowód mojej klemencji.Przebaczyć mogę jakopan tego królestwa, gdy taka moja wola i łaska, ale w układy wchodzićz buntownikami nie chcę.Tu brwi królewskie zmarszczyły się i uśmiech nagle znikł mu z ob-licza. Kto bowiem przeciw mnie rękę podnosi, ten jest buntownikiem,gdyż jam tu prawym panem.Z miłosierdzia jeno nad wami nie karałemdotąd, jak należy, czekałem upamiętania, przyjdzie wszelako czas, żemiłosierdzie się wyczerpie i pora kary nastanie.Przez waszą to swawo-lę i niestałość kraj ogniem płonie, przez wasze to wiarołomstwo krewsię leje.Lecz mówię wam: upływają dnie ostatnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Była w nim wspaniałość iduma monarsza, i siła lwia, i lotność geniuszu, jeno, choć uśmiech ła-skawy nie schodził mu nigdy z ust, nie było owej dobroci serca, któratakim łagodnym światłem oświeca od wewnątrz lica, jak lampka wsta-wiona w środek alabastrowej urny.Siedział tedy w, fotelu ze złożonymi na krzyż nogami, których po-tężne łydki rysowały się wyraznie spod czarnych pończoch, i mrugając,wedle zwyczaju, oczyma, czytał z uśmiechem list Czarnieckiego.Na-gle, podniósłszy powieki, spojrzał na pana Michała i rzekł: Poznaję natychmiast waćpana: tyś to usiekł Kanneberga.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG88Wszystkie oczy zwróciły się natychmiast na Wołodyjowskiego,któren ruszył wąsikami, skłonił się i odrzekł: Do usług waszej królewskiej mości. Jaka szarża? pytał król. Pułkownik chorągwi laudańskiej. Gdzieś dawniej służył? U wojewody wileńskiego. I opuściłeś go wraz z innymi? Zdradziłeś jego i mnie. Swemu królowi byłem powinien, nie waszej królewskiej mości.Król nie odrzekł nic; wszystkie czoła zmarszczyły się, oczy poczęłyświdrować w panu Michale, lecz on stał spokojnie, tylko wąsikami ru-szał raz po razu.Nagle król rzekł: Miło mi poznać tak znamienitego kawalera.Kanneberg uchodziłmiędzy nami za niezwyciężonego w spotkaniu.Waść musisz byćpierwszą szablą w tym państwie?. In universo! rzekł Zagłoba. Nie ostatnią odpowiedział Wołodyjowski. Witam waściów uprzejmie.Dla pana Czarnieckiego mam praw-dziwą estymę jako dla wielkiego żołnierza, chociaż mi parol złamał, bopowinien dotąd spokojnie w Siewierzu siedzieć.Na to Kmicic: Wasza królewska mość! Nie pan Czarniecki, ale jenerał Millerpierwszy parol złamał, Wolfowy regiment królewskiej piechoty zagar-niając.Miller postąpił krok, spojrzał w twarz Kmicicowi i począł coś szep-tać do króla, któren, mrugając ciągle oczyma, słuchał dość pilnie, spo-glądając na pana Andrzeja, wreszcie rzekł: To, widzę, wybranych kawalerów pan Czarniecki mi przysłał.Ale z dawna to wiem, że rezolutów między wami nie brak, jeno wiaryw dotrzymaniu obietnic i przysiąg brakuje. Zwięte słowa waszej królewskiej mości! rzekł Zagłoba. Jak to waść rozumiesz? Bo gdyby nie ta narodu naszego przywara, to byś, miłościwy pa-nie, tu nie był!Król znów pomilczał chwilę, jenerałowie znów zmarszczyli się naśmiałość wysłannika. Jan Kazimierz sam was od przysięgi uwolnił rzekł Karol bowas opuścił i za granicę się schronił.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG89 Od przysięgi jeno namiestnik Chrystusów uwolnić zdolen, którenw Rzymie mieszka i któren nas nie uwolnił. Mniejsza z tym! rzekł król. Ot, tym zdobyłem to królestwo (tuuderzył się po szpadzie) i tym utrzymam.Nie potrzeba mi waszychsufragiów ni waszych przysiąg.Chcecie wojny, będziecie ją mieli! Takmyślę, że pan Czarniecki jeszcze o Gołębiu pamięta? Zapomniał po drodze z Jarosławia odrzekł Zagłoba.Król, zamiast się rozgniewać, rozśmiał się. To mu przypomnę! Bóg światem rządzi! Powiedzcie mu, niech mnie odwiedzi.Mile go przyjmę, jenoniech się śpieszy, bo jak konie odpasę, pójdę dalej.Wtedy my waszą królewską mość przyjmiemy! odrzekł, kłaniającsię i kładąc nieznacznie rękę na szabli, Zagłoba.Król na to: Widzę, że pan Czarniecki nie tylko najlepsze szable, ale i najlep-szą gębę w poselstwie przysłał.W mig waść każde pchnięcie parujesz.Szczęście, że nie na tym wojna polega, bo godnego siebie znalazłbymprzeciwnika.Ale przystępuję do materii: Pisze mi pan Czarniecki, że-bym owego jeńca wypuścił, dwóch mi za to w zamian znacznych ofice-rów ofiarując.Nie lekceważę tak moich żołnierzy, jako myślicie, i zbyttanio ich okupywać nie chcę, byłoby to przeciw mojej i ich ambicji.Natomiast, ponieważ niczego panu Czarnieckiemu odmówić nie zdo-łam, przeto mu podarunek z tego kawalera zrobię. Miłościwy panie! odrzekł na to Zagłoba nie kontempt ofice-rom szwedzkim, ale kompasję dla mnie chciał pan Czarniecki okazać,bo to jest mój siostrzan, ja zaś jestem, do usług waszej królewskiej mo-ści, pana Czarnieckiego konsyliarzem. Po prawdzie rzekł śmiejąc się król nie powinien bym tegojeńca puszczać, bo przeciw mnie ślubował, chyba że się za ono benefi-cjum ślubu swego wyrzecze.Tu zwrócił się do stojącego przed gankiem Rocha i kiwnął ręką. A pójdz no tu bliżej, osiłku!Roch przybliżył się o parę kroków i stanął wyprostowany. Sadowski rzekł król spytaj się go, czy mnie zaniecha, jeśli gopuszczę?Sadowski powtórzył królewskie pytanie. Nie może być! zawołał Roch.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG90Król zrozumiał bez tłumacza i począł w ręce klaskać i oczymamrugać. A co! a co! Jakże takiego wypuszczać? Dwunastu rajtarom karkunadkręcił, a mnie trzynastemu obiecuje! Dobrze! dobrze! Udał mi siękawaler! Czy i on jest pana Czarnieckiego konsyliarzem? W takim ra-zie jeszcze prędzej go wypuszczę. Stul gębę, chłopie! mruknął Zagłoba. Dość krotochwil rzekł nagle Karol Gustaw. Bierzcie go imiejcie jeden więcej dowód mojej klemencji.Przebaczyć mogę jakopan tego królestwa, gdy taka moja wola i łaska, ale w układy wchodzićz buntownikami nie chcę.Tu brwi królewskie zmarszczyły się i uśmiech nagle znikł mu z ob-licza. Kto bowiem przeciw mnie rękę podnosi, ten jest buntownikiem,gdyż jam tu prawym panem.Z miłosierdzia jeno nad wami nie karałemdotąd, jak należy, czekałem upamiętania, przyjdzie wszelako czas, żemiłosierdzie się wyczerpie i pora kary nastanie.Przez waszą to swawo-lę i niestałość kraj ogniem płonie, przez wasze to wiarołomstwo krewsię leje.Lecz mówię wam: upływają dnie ostatnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]