[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalazła w tym prawdziwą rozkosz.Jacques w miłości byłmęski, a jednak łagodny, zdecydowany i zaborczy, pod koniec zaś brutalny.Musiałaprzyznać, że opinia, jakoby Francuzi byli świetnymi kochankami, jest całkowicieuzasadniona.Wieczorem zabrał ją na kolację do malowniczej restauracji przy Saint-Germaine-des-Pres.Całą eskapadę zakończyli w jednym z nocnych lokali w tej samej dzielnicy.Był tam jakiśprogram rozrywkowy, ale Susan nie rozumiała połowy piosenek, polegających na grze słów. Dopiero nazajutrz po obiedzie poruszyła dwie sprawy, które ją nurtowały: jej udziału wwydatkach na dom w czasie, kiedy będzie mieszkała u Jacques'a, oraz sprawę książki, którąmiała zamiar pisać.Jacques zaperzył się.- Jeżeli kogoś do siebie zapraszam, nie mogę się zgodzić, by dzielił ze mną kosztyutrzymania.Susan surowo zmarszczyła brwi i udała zagniewaną:- Ach tak? Więc tak często zapraszasz tu kobiety? Któryż to Ja mam kolejny numer wtwoich książkach rachunkowych?Ale zaraz spoważniała.- Posłuchaj Jacques.Zrobił gest protestu.- Nie.Pozwól mi skończyć.Ty zabierzesz głos po mnie.Uśmiechnęła się, żebyzłagodzić ostre słowa. Rzuciłam pracę w redakcji, ponieważ mam zamiar napisać książkę. Książkę? O czym? O Francuzach? Nie.Nie o Francuzach.Ale, moim zdaniem, Francja jest idealnym miejscem do pisania.Co będzie tematem książki, wyjaśnię ci innym razerrj. Myślałem zawsze, że dziennikarze są lichymi pisarzami. Jeżeli zaczniesz kwestionować mój talent, zanim jeszcze wystukam pierwszą linijkę,wsiadam z miejsca do samolotu i wracam do Nowego Jorku. Dobrze, dobrze.Mów dalej. Pisanie książki zabierze mi kilka miesięcy.Trudno dokładnie powiedzieć ile.Może nawetrok.Ryzykujesz zatem, że będziesz mnie miał na karku przez diabelny kawał czasu.Stwierdziła z zadowoleniem, że Jacques nie wydaje się przerażony taką perspektywą.- - A zatem zależy mi, ażeby z góry jasno postawić dwie sprawy.Primo, w dniu, kiedybędziesz miał mnie dosyć, wyrzucasz mnie z domu.Otworzył usta, by zaprotestować.- Zaczekaj.Secundo, ja płacę za siebie.Jeżeli się na te warunki nie zgodzisz, przeniosęsię do hotelu.- Pierwszy raz spotykam dziewczynę taką jak ty. Powiedz, że się zgadzasz.Wzruszył ramionami, zażenowany. Dobrze, zgoda, jeżeli już tak się upierasz.Susan sama ustaliła, jaką sumę będzie wpłacać na koszty swego utrzymania, zgodziła sięnatomiast, że wszystkie eskapady będzie finansował Jacques.- Teraz zaś druga sprawa, kochanie - dodała.- Jak najwcześniej chciałabym zacząćpisać książkę.Muszę zwrócić dług - dziesięć tysięcy dolarów.Podskoczył. Dziesięć tysięcy dolarów! Chyba oszalałaś! Pożyczyłaś dziesięć tysięcy dolarów? To raczej zaliczka niż pożyczka.Drobna różnica.Na pisanie książki.Bez określonegoterminu zwrotu, przy tym osoba udzielająca pożyczki tych pieniędzy nie potrzebuje.Mimo tochciałabym je zwrócić jak najprędzej. A któż to taki, ten dobroczyńca? Uśmiechnęła się wyrozumiale. Nic z tych rzeczy, które sobie wyobrażasz.Potrząsnął głową. - Ależ Susan, możesz zaczynać, kiedy tylko zechcesz.Na pierwszym piętrze jest pokój,który na pewien czas zamieniłem na biuro, zanim nie zainstalowałem się ostatecznie wbibliotece na parterze.Czemu byś nie miała go zająć? Nikt ci tam nie będzie przeszkadzać.- Cudownie, kochanie.Zachmurzył się raptownie. Mam nadzieję, że mi wybaczysz, Susan.Muszę wyjechać na pewien czas z Paryża.Tosprawa, która ciągnie się już bardzo długo, zresztą zupełnie niepotrzebnie, ale teraz muszę jąuregulować jak najszybciej. Oczywiście, Jacques.Przede wszystkim absolutnie nie chciałabym być dla ciebieciężarem, a widzę, że już jestem.Zaprotestował.- Pamiętaj, Susan, że swoją obecnością tutaj nie sprawiasz żadnego kłopotu.Zostajesz umnie.Marcelle, moja służąca, zajmie się tobą.Poprzez stół ścisnął jej dłoń.- I jeszcze chcę ci powiedzieć, że bardzo, bardzo się cieszę, że tu jesteś.Susan zrobiło się lekko na sercu.Zresztą od momentu wylądowania w Paryżu miała uczucie,że była po prostu śmieszna ze swoimi obawami.Jacques wyjechał w następnym tygodniu.Ani słowem nie wspomniał, jaką sprawę miałzałatwić, a Susan nie zadawała pytań.Wyjechał bardzo wcześnie, koło godziny szóstej rano, iprzez sen Susan poczuła jego usta na swoich.Mruknęła coś niewyraznie i pogrążyła się weśnie.Czekała do jego wyjazdu, aby zabrać się do książki.Tego samego dnia zainstalowała się wpokoju, który dla niej przeznaczył Jacques, i przerzuciła swoje notatki.Wystukała namaszynie konspekt powieści.Pierwszy dzień zszedł na wnoszeniu do tego konspektukoniecznych poprawek.Fabuła miała przedstawiać życie Jake'a DeGroota, człowieka, który ponad wszystko kochałsukces, tak jak inni mężczyzni kochają kobiety.Piękny, inteligentny, przebiegły.Szermierznowoczesnego stylu w świecie interesów, lansujący nowe pomysły, które dają ogromne zyski,członek sztywnych rad administracyjnych.Ludzie bali się go, zazdrościli mu, nienawidzili go.Kobiety mu ulegały.Jake DeGroot zbudował olbrzymie imperium sukcesu, otoczoneniebotycznymi górami pieniędzy.W wieku lat czterdziestu rzucił się w wir walkpolitycznych.Ale jego przeciwnicy wygrzebali jakąś brzydką aferę, w którą był zamieszanyza młodu, kiedy miał siedemnaście lat.I oto cały gmach sukcesu runął w gruzy.Susan doskonale znała temat.Kiedy zbierała materiały do jednego ze swoich reportaży, otarłasię z bliska o człowieka, który był prototypem postaci Jake'a DeGroota.Była pod ogromnymurokiem tej fascynującej osobowości, tak samo zresztą jak inne kobiety, które miały okazjęsię z nim zetknąć.Ale ostrożność ostrzegła ją, że musi uciekać od niego jak najdalej, zanimzostanie złamana, tak jak inne.Raz jeszcze przepisała na maszynie poprawiony konspekt i postanowiła, że nazajutrz prześlego Barbarze, która miała go dać Craigowi Greenwaldowi.Craig, jeden z licznych przyjaciółDaniela Rosenkranza, był dyrektorem znanego nowojorskiego wydawnictwa Simon iSchuster.Barbara przysięgała, że nie da żyć Danielowi, dopóki nie uzyska opinii Craiga okonspekcie.Jeżeli historia jest licha, nie ma sensu upierać się przy niej.Craig Green-wald toprzecież ekspert w tej materii i jego sąd ma wagę złota.Oczekując na odpowiedz, możerozpocząć pracę nad pierwszymi rozdziałami, nic innego nie miała do roboty w czasienieobecności Jacques'a.Trzeciego dnia, kiedy siedziała zadumana, próbując naszkicować postać głównego bohaterapowieści, mimo woli pomyślała o Jacques'u, i któryś już raz z kolei zaczęła się zastanawiać, zczego żyje.%7łył na wysokiej stopie, skąd jednak czerpał dochody? Wydawało się, że nie ma regularnegozajęcia.W bibliotece, którą zamienił na biuro, nie było ani żadnych teczek, ani dokumentacji, a na dużym stole, stojącym pośrodku pokoju, Susan nigdy nie widziała żadnego listuhandlowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl