[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo przytłaczających dowodów rzeczowych, podczas procesu Doil cały czasutrzymywał, że jest niewinny.- Elroy, przyznałeś się do czternastu zabójstw.Czy jest ci przykro, że tych ludzizabiłeś?- Pieprzę ich! Mam ich gdzieś! Jeśli już chce ksiądz wiedzieć, sprawiało mi to tęgąradochę.Proszę tylko, żeby ksiądz rozgrzeszył mnie z tego, czego nie zrobiłem!Prośba była tak bezsensowna, że Ainslie zaczął się zastanawiać, czy psychiatrzysłusznie uznali go za zdrowego na umyśle.- Skoro, jak twierdzisz, nie zamordowałeś państwa Ernstów, nie potrzebujeszrozgrzeszenia - odrzekł.- Zresztą i tak byś go nie otrzymał, ponieważ nie okazałeś skruchy inie odpokutowałeś za te wszystkie zbrodnie.%7ładen ksiądz by cię nie rozgrzeszył, poza tym jaksiędzem nie jestem.Doil patrzył na niego błagalnym wzrokiem, zaczął dławić się ze strachu.- Ja zaraz umrę! Niech ksiądz coś dla mnie zrobi! Niech ksiądz coś mi da!I wtedy do rozmowy wtrącił się porucznik Hambrick.Stanął przed Ainsliem ipowiedział:- Zostało niecałe pięć minut.W tej chwili nie ma już najmniejszego znaczenia, kimpan był czy kim pan nie był.Na pewno pamięta pan wystarczająco dużo, żeby coś dla niegozrobić.Schowaj pan dumę do kieszeni i skończmy z tym wreszcie!Porządny facet z tego Hambricka - pomyślał sierżant.Doszedł też do wniosku, że Doili tak nie zmieni swojej wersji wydarzeń, bez względu na to, czy jest prawdziwa, czy fałszywa.Ainslie poszperał w pamięci i rzekł:- Powtarzaj za mną: Ojcze, oddaję się w Twoje ręce; zrób ze mną, co chcesz.Doil wyciągnął przed siebie ręce tak daleko, jak tylko pozwalały mu na toprzymocowane do pasa kajdanki.Ainslie podszedł bliżej i przykrył je dłońmi.Skazaniecpowtarzał za nim głośno i wyraznie, patrząc mu prosto w oczy.- Cokolwiek zrobisz - mówił dalej sierżant - dziękuję Ci za to: jestem gotów nawszystko i wszystko od Ciebie przyjmę.Była to Modlitwa całkowitego oddania.Podarował ją grzesznikom francuskiszlachcic, Viscount de Charles Eugene Foucauld, niegdyś żołnierz, pózniej pokorny sługaboży, który spędził życie, studiując i modląc się na Saharze.Ainslie miał nadzieję, że pamięć go nie zawiedzie. Niechaj tylko wypełni się we mnie Twoja wola,We mnie i we wszystkich stworzeniach Twoich -Niczego więcej nie pragnę, o Panie,I w Twoje ręce powierzam swoją duszę.W pokoju zaległa cisza.Prawie natychmiast przerwał ją Hambrick.- Już czas.Na korytarzu czeka strażnik Bethel, sierżancie.Zaprowadzi pana namiejsce.Musimy się pospieszyć.Strażnicy podnieśli Doila z klęczek.Dziwnie spokojny i wyciszony, pozwolił sięprowadzić i niezgrabnie powłócząc skutymi nogami, poczłapał do drzwi.Ainslie wyszedł przed nim.Za progiem stał mundurowy z naszywką BETHEL napiersi.- Tędy, panie sierżancie.Szybkim krokiem przecięli betonowy korytarz, ten sam, którym zaprowadzonoAinsliego do gabinetu naczelnika, obeszli komorę śmierci i przystanęli przed stalowymidrzwiami.Czuwający przed nimi sierżant straży więziennej trzymał w ręku listę na sztywnejpodkładce.- Pańska godność?- Malcolm Ainslie.Sierżant odhaczył nazwisko na liście.- Jest pan ostatni.Mamy dla pana zabójcze krzesło.- Denerwuje pan ludzi, sierżancie - odezwał się Bethel.- Sierżant miał na myśli innekrzesło, panie Ainslie.- Ma się rozumieć, tamto jest dla Doila, ale facet prosił, żeby dać panu najlepszemiejsce.- Sierżant przyjrzał się ciekawie Ainsliemu.- Powiedział, że jest pan bożym aniołempomsty.To prawda?- Pomogłem go skazać, więc pewnie widzi we mnie mściciela.- Nie podobała mu sięta rozmowa, ale domyślał się, że ludzie pracujący w zakładzie tak ponurym jak więzienie wRaifordzie musieli od czasu do czasu pożartować.Sierżant otworzył drzwi i Ainslie wszedł za nim do środka.Ostatni raz był tu przed trzema laty i od tamtego czasu wnętrze sali dla świadkówprawie się nie zmieniło.Stali tuż za ostatnim z pięciu rzędów składanych metalowych krzeseł;wszystkie były już zajęte.Siedziało na nich dwunastu oficjalnych świadków, których widziałzaraz po przyjezdzie, tyluż przedstawicieli prasy, radia i telewizji oraz kilku specjalnych gościzatwierdzonych przez gubernatora stanu.Z trzech stron otaczały salę wielkie, dzwiękoszczelne szyby z kuloodpornego szkła.Na wprost znajdowała się komora egzekucyjna, a na jej środku stało krzesło elektryczne -dębowe, przyśrubowane do podłogi, wsparte tylko na trzech nogach, porównywane do stającego dęba rumaka.Zrobili je więzniowie w tysiąc dziewięćset dwudziestym czwartymroku, kiedy to na Florydzie karę śmierci przez powieszenie zastąpiono karą śmierci przezporażenie prądem elektrycznym.Miało wysokie oparcie i szerokie siedzenie pokryte grubąwarstwą czarnej gumy.Zagłówek tworzyły dwie drewniane podpory [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Mimo przytłaczających dowodów rzeczowych, podczas procesu Doil cały czasutrzymywał, że jest niewinny.- Elroy, przyznałeś się do czternastu zabójstw.Czy jest ci przykro, że tych ludzizabiłeś?- Pieprzę ich! Mam ich gdzieś! Jeśli już chce ksiądz wiedzieć, sprawiało mi to tęgąradochę.Proszę tylko, żeby ksiądz rozgrzeszył mnie z tego, czego nie zrobiłem!Prośba była tak bezsensowna, że Ainslie zaczął się zastanawiać, czy psychiatrzysłusznie uznali go za zdrowego na umyśle.- Skoro, jak twierdzisz, nie zamordowałeś państwa Ernstów, nie potrzebujeszrozgrzeszenia - odrzekł.- Zresztą i tak byś go nie otrzymał, ponieważ nie okazałeś skruchy inie odpokutowałeś za te wszystkie zbrodnie.%7ładen ksiądz by cię nie rozgrzeszył, poza tym jaksiędzem nie jestem.Doil patrzył na niego błagalnym wzrokiem, zaczął dławić się ze strachu.- Ja zaraz umrę! Niech ksiądz coś dla mnie zrobi! Niech ksiądz coś mi da!I wtedy do rozmowy wtrącił się porucznik Hambrick.Stanął przed Ainsliem ipowiedział:- Zostało niecałe pięć minut.W tej chwili nie ma już najmniejszego znaczenia, kimpan był czy kim pan nie był.Na pewno pamięta pan wystarczająco dużo, żeby coś dla niegozrobić.Schowaj pan dumę do kieszeni i skończmy z tym wreszcie!Porządny facet z tego Hambricka - pomyślał sierżant.Doszedł też do wniosku, że Doili tak nie zmieni swojej wersji wydarzeń, bez względu na to, czy jest prawdziwa, czy fałszywa.Ainslie poszperał w pamięci i rzekł:- Powtarzaj za mną: Ojcze, oddaję się w Twoje ręce; zrób ze mną, co chcesz.Doil wyciągnął przed siebie ręce tak daleko, jak tylko pozwalały mu na toprzymocowane do pasa kajdanki.Ainslie podszedł bliżej i przykrył je dłońmi.Skazaniecpowtarzał za nim głośno i wyraznie, patrząc mu prosto w oczy.- Cokolwiek zrobisz - mówił dalej sierżant - dziękuję Ci za to: jestem gotów nawszystko i wszystko od Ciebie przyjmę.Była to Modlitwa całkowitego oddania.Podarował ją grzesznikom francuskiszlachcic, Viscount de Charles Eugene Foucauld, niegdyś żołnierz, pózniej pokorny sługaboży, który spędził życie, studiując i modląc się na Saharze.Ainslie miał nadzieję, że pamięć go nie zawiedzie. Niechaj tylko wypełni się we mnie Twoja wola,We mnie i we wszystkich stworzeniach Twoich -Niczego więcej nie pragnę, o Panie,I w Twoje ręce powierzam swoją duszę.W pokoju zaległa cisza.Prawie natychmiast przerwał ją Hambrick.- Już czas.Na korytarzu czeka strażnik Bethel, sierżancie.Zaprowadzi pana namiejsce.Musimy się pospieszyć.Strażnicy podnieśli Doila z klęczek.Dziwnie spokojny i wyciszony, pozwolił sięprowadzić i niezgrabnie powłócząc skutymi nogami, poczłapał do drzwi.Ainslie wyszedł przed nim.Za progiem stał mundurowy z naszywką BETHEL napiersi.- Tędy, panie sierżancie.Szybkim krokiem przecięli betonowy korytarz, ten sam, którym zaprowadzonoAinsliego do gabinetu naczelnika, obeszli komorę śmierci i przystanęli przed stalowymidrzwiami.Czuwający przed nimi sierżant straży więziennej trzymał w ręku listę na sztywnejpodkładce.- Pańska godność?- Malcolm Ainslie.Sierżant odhaczył nazwisko na liście.- Jest pan ostatni.Mamy dla pana zabójcze krzesło.- Denerwuje pan ludzi, sierżancie - odezwał się Bethel.- Sierżant miał na myśli innekrzesło, panie Ainslie.- Ma się rozumieć, tamto jest dla Doila, ale facet prosił, żeby dać panu najlepszemiejsce.- Sierżant przyjrzał się ciekawie Ainsliemu.- Powiedział, że jest pan bożym aniołempomsty.To prawda?- Pomogłem go skazać, więc pewnie widzi we mnie mściciela.- Nie podobała mu sięta rozmowa, ale domyślał się, że ludzie pracujący w zakładzie tak ponurym jak więzienie wRaifordzie musieli od czasu do czasu pożartować.Sierżant otworzył drzwi i Ainslie wszedł za nim do środka.Ostatni raz był tu przed trzema laty i od tamtego czasu wnętrze sali dla świadkówprawie się nie zmieniło.Stali tuż za ostatnim z pięciu rzędów składanych metalowych krzeseł;wszystkie były już zajęte.Siedziało na nich dwunastu oficjalnych świadków, których widziałzaraz po przyjezdzie, tyluż przedstawicieli prasy, radia i telewizji oraz kilku specjalnych gościzatwierdzonych przez gubernatora stanu.Z trzech stron otaczały salę wielkie, dzwiękoszczelne szyby z kuloodpornego szkła.Na wprost znajdowała się komora egzekucyjna, a na jej środku stało krzesło elektryczne -dębowe, przyśrubowane do podłogi, wsparte tylko na trzech nogach, porównywane do stającego dęba rumaka.Zrobili je więzniowie w tysiąc dziewięćset dwudziestym czwartymroku, kiedy to na Florydzie karę śmierci przez powieszenie zastąpiono karą śmierci przezporażenie prądem elektrycznym.Miało wysokie oparcie i szerokie siedzenie pokryte grubąwarstwą czarnej gumy.Zagłówek tworzyły dwie drewniane podpory [ Pobierz całość w formacie PDF ]