[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona nie odrywała jednak wzroku od mężczyzny w myśliwskim stroju.Peter Heath.Zanim zdążyła się odwrócić, ich spojrzenia się skrzyżowały.Aktor się uśmiechnął i skinął głową na przywita-123nie.Mara ruchem podbródka wskazała jego ubranie, jakbychciała tym gestem wyjaśnić, iż wzięła go za męża, sądząc,że w jakiś niewytłumaczalny sposób wrócił z Selous.Zmusiła się do uprzejmego uśmiechu, zła na siebie, że tak sięw niego wpatruje.W końcu sama wybrała mu te rzeczyz garderoby Johna.Była wdzięczna, gdy znalazł się przy niej Brendan.Miałapretekst, żeby się odwrócić.- Trzeba to rozplatać - wskazał kabel, który trzymaław ramionach.- Ktoś go zle zwinął.Najlepiej to zrobić nadworze, bo jest więcej miejsca.Mara ochoczo podążyła za jego wskazówką.Kiedy przechodziła obok drzwi na werandę, Peter był pogrążony w rozmowie z Carltonem.Z przodu absolutnie nie przypominał jejmęża.I wcale nie wyglądał jak aktor, tylko jak człowiek pracujący w buszu - ktoś, kogo nigdy przedtem nie spotkała.Wczesnym popołudniem w bawialni zapanowała potworna duchota; reflektory Brendana dodatkowo podgrzewały powietrze płynące z dworu.Carlton ustawił chłopców z obsługichat przy werandzie, ażeby za każdym razem, gdy Leonardzawoła: Cięcie!", otwierali drzwi i wietrzyli pokój.Przezresztę czasu drzwi musiały pozostawać zamknięte, broniącdostępu dziennego światła.Mara trzymała się na uboczu.Bez przerwy ktoś do niejpodchodził, prosząc o różne rzeczy: kawałek sznurka, świecę,scyzoryk.Rudi wyjaśnił, że w normalnych okolicznościachkażdy z nich ma do dyspozycji kilka ciężarówek pełnychsprzętu i wszystkiego, co ewentualnie może się przydać,lecz druga ekipa miała podróżować lekko".Lekko, czyli tanio - podsumował.W przerwach pomiędzy spełnianiem wszelkich próśb Mara wracała na swoje krzesło i stamtąd obserwowała obsadęi ekipę przy pracy.Była zaskoczona, jak to wszystko mozolnie się toczy.Lillian i Peter musieli wielokrotnie powtarzać124te same sceny, dopóki nie zadowolili Leonarda.Wszyscywykazywali ogromną cierpliwość, chociaż zauważyła, jakCarlton od czasu do czasu ukradkiem zerkał na zegarek.Uwaga całej ekipy pozostawała skupiona na reżyserze.Aatwo było śledzić jego smukłą sylwetkę w dziwacznymczerwonym kombinezonie, jaki zazwyczaj noszą robotnicy.Nawet gdy ludzie gwarzyli ze sobą czy podchodzili dootwartych drzwi, aby zaczerpnąć powietrza podczas długichprzerw pomiędzy ujęciami, nie spuszczali z niego oka, w każdej chwili gotowi spełniać polecenia.W miarę jak płynął dzień, Mara coraz lepiej poznawałarytm pracy przy fdmie.Najpierw były długie, powolne przygotowania, podczas których Leonard w skupieniu omawiałcoś najpierw z Lillian i Peterem, a następnie z Nickiem.Nick z kolei rozmawiał z Brendanem i z Nickiem NumerDwa, a Rudi się przysłuchiwał.Natomiast Jamie wydawałsię absolutnie niezainteresowany tym, co się wokół dzieje -dzwiękowiec wiecznie tkwił pochylony nad swymi pokrętłami.Za to Tomba, jakby w jego zastępstwie, pilnie nadstawiał uszu.Po wydaniu instrukcji wybuchała gorączkowa, mniejwięcej półgodzinna krzątanina, po której następowała uważna cisza.Leonard omiatał spojrzeniem cały pokój, jakbyzbierał energię z przestrzeni i chwytał ją w garść.Ludziez obsady i ekipy przypominali posągi czekające na słowo,które wprawi je w ruch.Uwaga.Cisza, proszę.Dzwięk.Kamera.Te słowa w ustach Leonarda brzmiały jak polecenia kapłana.I wszyscy na nie reagowali.Jest.Poszła.Po tych meldunkach Leonard, zanim dał znak, zawszeodczekał kilka sekund, które zdawały się trwać w nieskończoność.Mara obserwowała, jak Lillian i Peter zaczynają sięprzeobrażać; zmieniał się wyraz ich twarzy, inaczej trzymali sylwetki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ona nie odrywała jednak wzroku od mężczyzny w myśliwskim stroju.Peter Heath.Zanim zdążyła się odwrócić, ich spojrzenia się skrzyżowały.Aktor się uśmiechnął i skinął głową na przywita-123nie.Mara ruchem podbródka wskazała jego ubranie, jakbychciała tym gestem wyjaśnić, iż wzięła go za męża, sądząc,że w jakiś niewytłumaczalny sposób wrócił z Selous.Zmusiła się do uprzejmego uśmiechu, zła na siebie, że tak sięw niego wpatruje.W końcu sama wybrała mu te rzeczyz garderoby Johna.Była wdzięczna, gdy znalazł się przy niej Brendan.Miałapretekst, żeby się odwrócić.- Trzeba to rozplatać - wskazał kabel, który trzymaław ramionach.- Ktoś go zle zwinął.Najlepiej to zrobić nadworze, bo jest więcej miejsca.Mara ochoczo podążyła za jego wskazówką.Kiedy przechodziła obok drzwi na werandę, Peter był pogrążony w rozmowie z Carltonem.Z przodu absolutnie nie przypominał jejmęża.I wcale nie wyglądał jak aktor, tylko jak człowiek pracujący w buszu - ktoś, kogo nigdy przedtem nie spotkała.Wczesnym popołudniem w bawialni zapanowała potworna duchota; reflektory Brendana dodatkowo podgrzewały powietrze płynące z dworu.Carlton ustawił chłopców z obsługichat przy werandzie, ażeby za każdym razem, gdy Leonardzawoła: Cięcie!", otwierali drzwi i wietrzyli pokój.Przezresztę czasu drzwi musiały pozostawać zamknięte, broniącdostępu dziennego światła.Mara trzymała się na uboczu.Bez przerwy ktoś do niejpodchodził, prosząc o różne rzeczy: kawałek sznurka, świecę,scyzoryk.Rudi wyjaśnił, że w normalnych okolicznościachkażdy z nich ma do dyspozycji kilka ciężarówek pełnychsprzętu i wszystkiego, co ewentualnie może się przydać,lecz druga ekipa miała podróżować lekko".Lekko, czyli tanio - podsumował.W przerwach pomiędzy spełnianiem wszelkich próśb Mara wracała na swoje krzesło i stamtąd obserwowała obsadęi ekipę przy pracy.Była zaskoczona, jak to wszystko mozolnie się toczy.Lillian i Peter musieli wielokrotnie powtarzać124te same sceny, dopóki nie zadowolili Leonarda.Wszyscywykazywali ogromną cierpliwość, chociaż zauważyła, jakCarlton od czasu do czasu ukradkiem zerkał na zegarek.Uwaga całej ekipy pozostawała skupiona na reżyserze.Aatwo było śledzić jego smukłą sylwetkę w dziwacznymczerwonym kombinezonie, jaki zazwyczaj noszą robotnicy.Nawet gdy ludzie gwarzyli ze sobą czy podchodzili dootwartych drzwi, aby zaczerpnąć powietrza podczas długichprzerw pomiędzy ujęciami, nie spuszczali z niego oka, w każdej chwili gotowi spełniać polecenia.W miarę jak płynął dzień, Mara coraz lepiej poznawałarytm pracy przy fdmie.Najpierw były długie, powolne przygotowania, podczas których Leonard w skupieniu omawiałcoś najpierw z Lillian i Peterem, a następnie z Nickiem.Nick z kolei rozmawiał z Brendanem i z Nickiem NumerDwa, a Rudi się przysłuchiwał.Natomiast Jamie wydawałsię absolutnie niezainteresowany tym, co się wokół dzieje -dzwiękowiec wiecznie tkwił pochylony nad swymi pokrętłami.Za to Tomba, jakby w jego zastępstwie, pilnie nadstawiał uszu.Po wydaniu instrukcji wybuchała gorączkowa, mniejwięcej półgodzinna krzątanina, po której następowała uważna cisza.Leonard omiatał spojrzeniem cały pokój, jakbyzbierał energię z przestrzeni i chwytał ją w garść.Ludziez obsady i ekipy przypominali posągi czekające na słowo,które wprawi je w ruch.Uwaga.Cisza, proszę.Dzwięk.Kamera.Te słowa w ustach Leonarda brzmiały jak polecenia kapłana.I wszyscy na nie reagowali.Jest.Poszła.Po tych meldunkach Leonard, zanim dał znak, zawszeodczekał kilka sekund, które zdawały się trwać w nieskończoność.Mara obserwowała, jak Lillian i Peter zaczynają sięprzeobrażać; zmieniał się wyraz ich twarzy, inaczej trzymali sylwetki [ Pobierz całość w formacie PDF ]