[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zaniosę to Honey.To rzeczy dla dziecka.Pomyślałam, żemogłyby się jej przydać. Beth marszczy brwi. Co się stało? pytam. Erico, dlaczego próbujesz. Co? Przecież wiesz.Po prostu według mnie niepotrzebniewychodzisz ze skóry, żeby znów się z nimi zaprzyjaznić. A czemu nie? Poza tym wcale nie wychodzę ze skóry.Toprzecież nasi sąsiedzi.Sama świetnie się bawiłaś, rozmawiającz Dinnym na imprezie. No cóż, zmusiliście mnie, żebym tam poszła, ty i Eddie.Zachowałabym się nieuprzejmie, gdybym z nim nieporozmawiała.Ale.nie sądzę, żebyśmy mieli ze sobą wielewspólnego.Właściwie nie jestem pewna, czy kiedykolwiekznałyśmy go tak dobrze, jak nam się wydawało.I nie rozumiem,po co chcesz udawać, że wszystko jest tak jak kiedyś. Oczywiście, że go znałyśmy! O czym ty mówisz?I dlaczego nie miałoby być tak jak kiedyś, Beth? pytam.Zaciska usta, odwraca wzrok. Jeśli między wami wydarzyłosię coś, o czym nie wiem. Nie wydarzyło się nic, o czym byś nie wiedziała! Nie jestem tego taka pewna mówię. Poza tym to, że tynie chcesz się już z nim przyjaznić, nie znaczy, że ja mammyśleć tak samo dodaję pod nosem, ciągnąc torbę w stronędrzwi, a potem wkładam płaszcz. Erico, zaczekaj! Beth idzie do mnie przez hall.Odwracam się, szukając w jej twarzy odpowiedzi.Patrzą namnie zaniepokojone błękitne oczy, pełne rezerwy. Nie możebyć tak jak wcześniej.Za dużo się wydarzyło.Za dużo upłynęłoczasu! Lepiej po prostu.zapomnieć.Zostawić przeszłośćw spokoju mówi, umykając wzrokiem.Myślę o delikatnej i władczej dłoni Dinny ego na jej łokciu. A ja sądzę mówię dobitnie że ty już go nie chcesz, alemnie też nie pozwolisz go mieć. Mieć? Co to ma znaczyć? rzuca ostro.Czuję gorąco na policzkach, ale nic nie mówię.Beth bierzedługi, urywany oddech. Powrót do tego miejsca jest dla mnie naprawdę trudny,a teraz ty znów zachowujesz się jak ośmiolatka.Czy nie możeszchociaż raz się powstrzymać? Mieliśmy spędzać tu czas razem.A teraz Eddie znika na całe dnie z tym Harrym, a ty woliszuganiać się za Dinnym, niż.Nie muszę tu zostać, wiesz?Mogłabym zabrać Eddiego i wrócić na święta do Esher. Zwietny pomysł, Beth.Właśnie na takienieprzewidywalne zachowanie czeka Maxwell!%7łałuję swoich słów, gdy tylko je wypowiem.Beth odsuwasię ode mnie. Przepraszam mówię szybko. Jak możesz mówić mi coś takiego? pyta cicho, a jejoczy lśnią od łez.Odwraca się i odchodzi.Na zewnątrz biorę głęboki oddech, wsłuchując sięw przytłumione głosy gawronów i delikatny szelestprzemoczonych liści.Odgłosy życia, zapachy życia w środkuzimy.Nigdy wcześniej ich nie zauważałam.Upuszczam naziemię torbę z bielizną, nagle dopadają mnie wątpliwości.Siadam na metalowej ławce na skraju trawnika; czuję, jak zimnoprzenika przez moje dżinsy.Może zaniosę te rzeczy pózniej.Słyszę głosy dobiegające znad strumienia za wschodnimkrańcem ogrodu.Przechodzę przez maleńką bramę na skrajutrawnika, a potem zbiegam po krzaczastym zboczu.Ziemianasiąkła wodą po deszczu.Chlupie mi pod stopami.Eddie i Harry stoją w strumieniu, a woda wirujeniebezpiecznie blisko krawędzi ich kaloszy.Po niedawnychdeszczach nurt jest szybki, a najszybszy na środku, gdziestrumyk nabiera głębokości dzięki tamie, którą zbudowali poobu stronach z krzemieni i patyków.Spodnie Harry ego sąmokre aż do linii bioder, a wiem, jaka zimna musi być ta woda. Rick! Zobacz! Przed chwilą prawie udało się nampołączyć brzegi, ale potem część się zawaliła wołapodekscytowany Eddie, kiedy do nich podchodzę. Alewcześniej woda sięgała naprawdę wysoko! I to właśnie wtedynas zmoczyła. Widzę.Chłopaki, musi wam być strasznie zimno! Uśmiecham się do Harry ego, a on odwzajemnia uśmiechi wskazuje na kamień u moich stóp.Schylam się i podaję mu goostrożnie, ślizgając się na błotnistym brzegu, a on dodaje go dotamy. Dzięki rzuca z roztargnieniem Eddie, nieświadomiewyręczając przyjaciela. Nie jest tak zimno, kiedy już sięprzyzwyczaisz wzrusza ramionami. Naprawdę? Nie, tak naprawdę to mam cholernie przemarznięte stopy uśmiecha się szeroko. Język! napominam go odruchowo, ale bez przekonania. Muszę wam przyznać, że tama jest świetna ciągnę, stojącw błocie z rękami na biodrach. Co zrobicie, kiedy uda się wamją dokończyć? Powstanie wielkie jezioro! O to właśnie chodzi! Rozumiem.Boże, Eddie, cały jesteś w błocie!Ma brunatną maz w rękawach swetra, gdzie wepchnął jąbrudnymi rękami, i wzdłuż nogawek sztruksów, w którepowycierał ręce.Przez czoło przebiega mu błotnista smuga,tworząc grudki we włosach. Jakim cudem udało ci się tak pobrudzić? Zobacz, Harryjest czysty! On ma dalej do ziemi niż ja! protestuje Eddie. Rzeczywiście przyznaję.Chwytając Harry ego za płaszcz dla równowagi, Eddierusza w moim kierunku, a jego stopy chwieją się nakamienistym dnie strumienia. Czy to już pora na lunch? Umieram z głodu oświadcza,po czym traci równowagę i wychyla się do przodu, zanurzającdłonie w lodowatym błocie. Już prawie.Wracaj, umyjesz się, możecie to przecieżdokończyć pózniej. Wyciągam rękę, a Eddie opiera się o niąi robi ogromny sus. Nie, nie ciągnij, Eddie, poślizgnę się! wołam, ale za pózno.Grunt usuwa mi się spod stóp i z głośnympluskiem siadam na ziemi. Sorry! woła Eddie.Harry uśmiecha się, wydającdziwne, sapiące odgłosy, i uświadamiam sobie, że się śmieje. A więc uważacie, że to śmieszne? pytam, gdy ślizgającsię, usiłuję wstać.Czuję, jak mokre błoto wlewa mi się domajtek.Podciągam spodnie, zostawiając na nich brunatne smugi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Zaniosę to Honey.To rzeczy dla dziecka.Pomyślałam, żemogłyby się jej przydać. Beth marszczy brwi. Co się stało? pytam. Erico, dlaczego próbujesz. Co? Przecież wiesz.Po prostu według mnie niepotrzebniewychodzisz ze skóry, żeby znów się z nimi zaprzyjaznić. A czemu nie? Poza tym wcale nie wychodzę ze skóry.Toprzecież nasi sąsiedzi.Sama świetnie się bawiłaś, rozmawiającz Dinnym na imprezie. No cóż, zmusiliście mnie, żebym tam poszła, ty i Eddie.Zachowałabym się nieuprzejmie, gdybym z nim nieporozmawiała.Ale.nie sądzę, żebyśmy mieli ze sobą wielewspólnego.Właściwie nie jestem pewna, czy kiedykolwiekznałyśmy go tak dobrze, jak nam się wydawało.I nie rozumiem,po co chcesz udawać, że wszystko jest tak jak kiedyś. Oczywiście, że go znałyśmy! O czym ty mówisz?I dlaczego nie miałoby być tak jak kiedyś, Beth? pytam.Zaciska usta, odwraca wzrok. Jeśli między wami wydarzyłosię coś, o czym nie wiem. Nie wydarzyło się nic, o czym byś nie wiedziała! Nie jestem tego taka pewna mówię. Poza tym to, że tynie chcesz się już z nim przyjaznić, nie znaczy, że ja mammyśleć tak samo dodaję pod nosem, ciągnąc torbę w stronędrzwi, a potem wkładam płaszcz. Erico, zaczekaj! Beth idzie do mnie przez hall.Odwracam się, szukając w jej twarzy odpowiedzi.Patrzą namnie zaniepokojone błękitne oczy, pełne rezerwy. Nie możebyć tak jak wcześniej.Za dużo się wydarzyło.Za dużo upłynęłoczasu! Lepiej po prostu.zapomnieć.Zostawić przeszłośćw spokoju mówi, umykając wzrokiem.Myślę o delikatnej i władczej dłoni Dinny ego na jej łokciu. A ja sądzę mówię dobitnie że ty już go nie chcesz, alemnie też nie pozwolisz go mieć. Mieć? Co to ma znaczyć? rzuca ostro.Czuję gorąco na policzkach, ale nic nie mówię.Beth bierzedługi, urywany oddech. Powrót do tego miejsca jest dla mnie naprawdę trudny,a teraz ty znów zachowujesz się jak ośmiolatka.Czy nie możeszchociaż raz się powstrzymać? Mieliśmy spędzać tu czas razem.A teraz Eddie znika na całe dnie z tym Harrym, a ty woliszuganiać się za Dinnym, niż.Nie muszę tu zostać, wiesz?Mogłabym zabrać Eddiego i wrócić na święta do Esher. Zwietny pomysł, Beth.Właśnie na takienieprzewidywalne zachowanie czeka Maxwell!%7łałuję swoich słów, gdy tylko je wypowiem.Beth odsuwasię ode mnie. Przepraszam mówię szybko. Jak możesz mówić mi coś takiego? pyta cicho, a jejoczy lśnią od łez.Odwraca się i odchodzi.Na zewnątrz biorę głęboki oddech, wsłuchując sięw przytłumione głosy gawronów i delikatny szelestprzemoczonych liści.Odgłosy życia, zapachy życia w środkuzimy.Nigdy wcześniej ich nie zauważałam.Upuszczam naziemię torbę z bielizną, nagle dopadają mnie wątpliwości.Siadam na metalowej ławce na skraju trawnika; czuję, jak zimnoprzenika przez moje dżinsy.Może zaniosę te rzeczy pózniej.Słyszę głosy dobiegające znad strumienia za wschodnimkrańcem ogrodu.Przechodzę przez maleńką bramę na skrajutrawnika, a potem zbiegam po krzaczastym zboczu.Ziemianasiąkła wodą po deszczu.Chlupie mi pod stopami.Eddie i Harry stoją w strumieniu, a woda wirujeniebezpiecznie blisko krawędzi ich kaloszy.Po niedawnychdeszczach nurt jest szybki, a najszybszy na środku, gdziestrumyk nabiera głębokości dzięki tamie, którą zbudowali poobu stronach z krzemieni i patyków.Spodnie Harry ego sąmokre aż do linii bioder, a wiem, jaka zimna musi być ta woda. Rick! Zobacz! Przed chwilą prawie udało się nampołączyć brzegi, ale potem część się zawaliła wołapodekscytowany Eddie, kiedy do nich podchodzę. Alewcześniej woda sięgała naprawdę wysoko! I to właśnie wtedynas zmoczyła. Widzę.Chłopaki, musi wam być strasznie zimno! Uśmiecham się do Harry ego, a on odwzajemnia uśmiechi wskazuje na kamień u moich stóp.Schylam się i podaję mu goostrożnie, ślizgając się na błotnistym brzegu, a on dodaje go dotamy. Dzięki rzuca z roztargnieniem Eddie, nieświadomiewyręczając przyjaciela. Nie jest tak zimno, kiedy już sięprzyzwyczaisz wzrusza ramionami. Naprawdę? Nie, tak naprawdę to mam cholernie przemarznięte stopy uśmiecha się szeroko. Język! napominam go odruchowo, ale bez przekonania. Muszę wam przyznać, że tama jest świetna ciągnę, stojącw błocie z rękami na biodrach. Co zrobicie, kiedy uda się wamją dokończyć? Powstanie wielkie jezioro! O to właśnie chodzi! Rozumiem.Boże, Eddie, cały jesteś w błocie!Ma brunatną maz w rękawach swetra, gdzie wepchnął jąbrudnymi rękami, i wzdłuż nogawek sztruksów, w którepowycierał ręce.Przez czoło przebiega mu błotnista smuga,tworząc grudki we włosach. Jakim cudem udało ci się tak pobrudzić? Zobacz, Harryjest czysty! On ma dalej do ziemi niż ja! protestuje Eddie. Rzeczywiście przyznaję.Chwytając Harry ego za płaszcz dla równowagi, Eddierusza w moim kierunku, a jego stopy chwieją się nakamienistym dnie strumienia. Czy to już pora na lunch? Umieram z głodu oświadcza,po czym traci równowagę i wychyla się do przodu, zanurzającdłonie w lodowatym błocie. Już prawie.Wracaj, umyjesz się, możecie to przecieżdokończyć pózniej. Wyciągam rękę, a Eddie opiera się o niąi robi ogromny sus. Nie, nie ciągnij, Eddie, poślizgnę się! wołam, ale za pózno.Grunt usuwa mi się spod stóp i z głośnympluskiem siadam na ziemi. Sorry! woła Eddie.Harry uśmiecha się, wydającdziwne, sapiące odgłosy, i uświadamiam sobie, że się śmieje. A więc uważacie, że to śmieszne? pytam, gdy ślizgającsię, usiłuję wstać.Czuję, jak mokre błoto wlewa mi się domajtek.Podciągam spodnie, zostawiając na nich brunatne smugi [ Pobierz całość w formacie PDF ]