[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gdyby nie byli blisko, ale na szczęście strzegli więznia. Brodericka? spytała.Spojrzałem na nią przenikliwie. Skąd wiesz o Brodericku? Trzymamy to w sekrecie. Odwróciłem się do Baraka.Powiedziałeś jej? Im mniej wie, tym dla niej lepiej.Wyglądał na zmieszanego. Wie o tym tylko garstka osób. Musimy baczyć na słowa.Wzrok Tamasin stał się nieoczekiwanie twardy. Zawsze zważam na to, co mówię, panie.%7łycie nie obchodziło się ze mną łaskawie. Tammy powiada, że lady Rochford bacznie ją obserwuje wtrącił Barak. To prawda. Kiedy Tamasin nalewała sobie polewkę, 384zauważyłem, że ręce jej drżą.Zrozumiałem, że od czasu spotkania z Culpeperem żyje w wielkimnapięciu.Dobrze to ukrywała, lecz nie zdołała zapanować nad emocjami.Minęło kilka dni bez żadnej wiadomości od króla Szkocji.%7łołnierze w dalszym ciągu pełnili strażprzed pawilonami i namiotami, których płótna co drugi dzień czyszczono małymi miotełkami.Któregoś popołudnia, gdym szedł przez dziedziniec w towarzystwie Baraka, ujrzałem sir RichardaRicha stojącego w drzwiach jednego z pawilonów.Rzucił mi chłodne spojrzenie, kiedy skręciliśmy wdrugą stronę. Coś nowego w sprawie Bealknapa? spytał Barak. Nie.Napisałem do rady miejskiej Londynu, powiadając, że powinniśmy wykonać kolejnykrok.Nabrałem nadziei w tej sprawie.Wątpię, aby list dotarł do adresata.Rich nakazał, abyprzejmować moje pisma, zanim trafią do posłańca. Dlaczego w takim razie go napisałeś? Aby wiedział, że moje postanowienie jest niewzruszone.Barak uniósł brwi, lecz nie rzekł nic więcej.Zaryzykowałemspojrzenie z ukosa.Rich zniknął.Pogoda była słoneczna, lecz z każdym dniem robiło się coraz chłodniej.Liście, które opadły nadziedziniec, zgrabiono na duże sterty i palono.Następnego dnia udałem się z wizytą do Gilesa.Odzyskał dawną energię, lecz zauważyłem, że jego policzki nieoo się zapadły.Zjadłem z nim obiad,słuchając opowieści o sprawach, którymi zajmował się w Yorku w ciągu minionego półwiecza wspomnień starego prawnika, czasem zabawnych, czasem tragicznych.Wyczuwałem, że coś gognębi. Czy pomyślałeś o napisaniu do siostrzeńca, Gilesie? spytałem. Mógłbyś wysłać mu listprzez umyślnego. Nie odrzekł stanowczo. Poważnie się poróżniliśmy, Matthew.Mógłby zignorować mójlist.Muszę się z nim spotkać osobiście.Oprócz tego nie dysponuję jego adresem. Spojrzał namnie uważnie. Sądzisz, że nie wytrzymam podróży? Sam wiesz najlepiej, Gilesie. Zawahałem się. Na-wiasem mówiąc, w jakiej kancelariipraktykował Martin Dakin, zanim wasze drogi się rozeszły? W Garden Court, czemu pytasz? Dzięki temu łatwiej nam będzie go odnalezć.Przypuszczalnie nadal tam pracuje.Pomyślałem, że praktykował w tej samej kancelarii co Bernard Locke.Przeklęty pech? A możejedynie niefortunny zbieg okoliczności? W korporacji Gray's Inn nie było wiele kancelarii,wiedziałem też, że prawnicy z północy zwykli trzymać się razem.Nie wspomniałem wszak o tym,aby Gilesa zbytecznie nie niepokoić.O dziesiątej zjawił się Barak, aby towarzyszyć mi do domu.Giles odprowadził mnie do drzwi. Dziękuję za troskę rzekł, kładąc mi rękę na ramieniu. Opiekujesz się mną jak syn. Nie, skądże zaprzeczyłem. Raczej jak przyjaciel.Dziękuję za miły wieczór, Gilesie.Przytobie zapominam o zmartwieniach. Czy sprawa ziemi twojego ojca została rozwiązana? Wkrótce to nastąpi.Napisałem do wierzyciela, informując go, że spłacę hipotekę, gdyotrzymam wynagrodzenie za pracę, którą tu wykonałem. Smutno będzie się rozstać z gospodarstwem ojca. To prawda odparłem, chociaż wcale nie myślałem o gospodarstwie.Poczułem się winny,gdy odkryłem, że nie doświadczam żadnych emocji na wspomnienie domu dzieciństwa.Nagleprzed mymi oczyma stanęła twarz ojca.Wyglądał na smutnego i rozczarowanego. Co cię martwi, Matthew? spytał Giles. Owa dziewczyna i Barak sprawiali wrażeniebardzo zatroskanych, kiedy przyszli tu kilka dni temu, ty zaś byłeś dziwnie spięty. To urzędowe sprawy, Gilesie zbyłem go z przepraszającym uśmiechem.Uniósł dłoń. Jeśli będziesz chciał o nich pomówić, z chęcią wysłucham.O każdej porze. Otworzyłdrzwi.Spojrzałem w mroczną, wąską uliczkę.Barak czekał na zewnątrz zgięty w ukłonie.Przyjdzcie obaj w niedzielę.Oprowadzę was po Minsterze.Pewnie jeszczeście go nie widzieli.Nie. Po tym, co się wydarzyło, zapomniałem, że chciałem obejrzeć wnętrze kościoła. Przyprowadz tę piękną pannę, młody Baraku.Jej widok dobrze na mnie działa. Dziękuję, panie Wrenne. W takim razie jesteśmy umówieni.Dobranoc, Matthew.Do zobaczenia w niedzielę. Dobranoc, Gilesie. Ruszyliśmy z powrotem.Byłem spięty, jak zawsze gdy szedłem wciemności.Moje oczy czujnie przypatrywały się zaułkom, uszy nasłuchiwały cichych kroków zaplecami.Opowiedziałem Barakowi, że siostrzeniec Gilesa praktykował w tej samej kancelarii co BernardLocke. Kiedy wrócimy do Londynu rzekłem udam się tam prywatnie, zanim wybierzemy sięrazem z Gilesem.Dowiem się, jakie stanowisko zajmuje. Jeśli kiedykolwiek wyjedziemy z Yorku odrzekł ponuro Barak.Następnego dnia mieliśmy przykre spotkanie z lady Rochford.Rano wspólnie z Barakiemprzejrzeliśmy postanowienia arbitrażowe przed przekazaniem ich do biura Maleverera.Pózniejudaliśmy się do King's Manor i oddaliśmy je urzędnikowi.Ustaliliśmy z Tamasin, że spotkamy się nadworze i pójdziemy do refektarza na obiad.Wychodząc z King's Manor, zadrżałem na widok ladyRochford zbliżającej się ku nam wraz z grupką dworzan.Nie dostrzegłem Culpepera, lecztowarzyszył jej Francis Dereham.Skłoniliśmy się i ruszyliśmy w pośpiechu, mając nadzieję, że naszignoruje. Panno Reedbourne! Przenikliwy głos lady Rochford sprawił, że stanęliśmy jak wryci.Pokłoniłem się razem z Barakiem, Tamasin zaś nisko dygnęła na widok zbliżającej się damy. Co robisz poza rezydencją, panienko? zapytała surowo.Dworzanie spojrzeli na nas zzaciekawieniem. Idę do refektarza, lady.Panna Marlin mi pozwoliła.Lady Rochford zmierzyła nas wyniosłym spojrzeniem. Panna Marlin daje służbie zbyt wieleswobody.Mam nadzieję, że nie ma w tym niczego złego. Spojrzała na mnie. Dobrze, że jesteśpod opieką.Doszły mnie słuchy, że miałeś pan spotkanie ze zbiegłym niedzwiedziem, panieShardlake.Byłoby szkoda, gdyby cię dopadł.Zabrałbyś do grobu wszystkie swoje prawniczesekrety. Zarechotała ostrym, nerwowym śmiechem.Spojrzałem na nią badawczo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Gdyby nie byli blisko, ale na szczęście strzegli więznia. Brodericka? spytała.Spojrzałem na nią przenikliwie. Skąd wiesz o Brodericku? Trzymamy to w sekrecie. Odwróciłem się do Baraka.Powiedziałeś jej? Im mniej wie, tym dla niej lepiej.Wyglądał na zmieszanego. Wie o tym tylko garstka osób. Musimy baczyć na słowa.Wzrok Tamasin stał się nieoczekiwanie twardy. Zawsze zważam na to, co mówię, panie.%7łycie nie obchodziło się ze mną łaskawie. Tammy powiada, że lady Rochford bacznie ją obserwuje wtrącił Barak. To prawda. Kiedy Tamasin nalewała sobie polewkę, 384zauważyłem, że ręce jej drżą.Zrozumiałem, że od czasu spotkania z Culpeperem żyje w wielkimnapięciu.Dobrze to ukrywała, lecz nie zdołała zapanować nad emocjami.Minęło kilka dni bez żadnej wiadomości od króla Szkocji.%7łołnierze w dalszym ciągu pełnili strażprzed pawilonami i namiotami, których płótna co drugi dzień czyszczono małymi miotełkami.Któregoś popołudnia, gdym szedł przez dziedziniec w towarzystwie Baraka, ujrzałem sir RichardaRicha stojącego w drzwiach jednego z pawilonów.Rzucił mi chłodne spojrzenie, kiedy skręciliśmy wdrugą stronę. Coś nowego w sprawie Bealknapa? spytał Barak. Nie.Napisałem do rady miejskiej Londynu, powiadając, że powinniśmy wykonać kolejnykrok.Nabrałem nadziei w tej sprawie.Wątpię, aby list dotarł do adresata.Rich nakazał, abyprzejmować moje pisma, zanim trafią do posłańca. Dlaczego w takim razie go napisałeś? Aby wiedział, że moje postanowienie jest niewzruszone.Barak uniósł brwi, lecz nie rzekł nic więcej.Zaryzykowałemspojrzenie z ukosa.Rich zniknął.Pogoda była słoneczna, lecz z każdym dniem robiło się coraz chłodniej.Liście, które opadły nadziedziniec, zgrabiono na duże sterty i palono.Następnego dnia udałem się z wizytą do Gilesa.Odzyskał dawną energię, lecz zauważyłem, że jego policzki nieoo się zapadły.Zjadłem z nim obiad,słuchając opowieści o sprawach, którymi zajmował się w Yorku w ciągu minionego półwiecza wspomnień starego prawnika, czasem zabawnych, czasem tragicznych.Wyczuwałem, że coś gognębi. Czy pomyślałeś o napisaniu do siostrzeńca, Gilesie? spytałem. Mógłbyś wysłać mu listprzez umyślnego. Nie odrzekł stanowczo. Poważnie się poróżniliśmy, Matthew.Mógłby zignorować mójlist.Muszę się z nim spotkać osobiście.Oprócz tego nie dysponuję jego adresem. Spojrzał namnie uważnie. Sądzisz, że nie wytrzymam podróży? Sam wiesz najlepiej, Gilesie. Zawahałem się. Na-wiasem mówiąc, w jakiej kancelariipraktykował Martin Dakin, zanim wasze drogi się rozeszły? W Garden Court, czemu pytasz? Dzięki temu łatwiej nam będzie go odnalezć.Przypuszczalnie nadal tam pracuje.Pomyślałem, że praktykował w tej samej kancelarii co Bernard Locke.Przeklęty pech? A możejedynie niefortunny zbieg okoliczności? W korporacji Gray's Inn nie było wiele kancelarii,wiedziałem też, że prawnicy z północy zwykli trzymać się razem.Nie wspomniałem wszak o tym,aby Gilesa zbytecznie nie niepokoić.O dziesiątej zjawił się Barak, aby towarzyszyć mi do domu.Giles odprowadził mnie do drzwi. Dziękuję za troskę rzekł, kładąc mi rękę na ramieniu. Opiekujesz się mną jak syn. Nie, skądże zaprzeczyłem. Raczej jak przyjaciel.Dziękuję za miły wieczór, Gilesie.Przytobie zapominam o zmartwieniach. Czy sprawa ziemi twojego ojca została rozwiązana? Wkrótce to nastąpi.Napisałem do wierzyciela, informując go, że spłacę hipotekę, gdyotrzymam wynagrodzenie za pracę, którą tu wykonałem. Smutno będzie się rozstać z gospodarstwem ojca. To prawda odparłem, chociaż wcale nie myślałem o gospodarstwie.Poczułem się winny,gdy odkryłem, że nie doświadczam żadnych emocji na wspomnienie domu dzieciństwa.Nagleprzed mymi oczyma stanęła twarz ojca.Wyglądał na smutnego i rozczarowanego. Co cię martwi, Matthew? spytał Giles. Owa dziewczyna i Barak sprawiali wrażeniebardzo zatroskanych, kiedy przyszli tu kilka dni temu, ty zaś byłeś dziwnie spięty. To urzędowe sprawy, Gilesie zbyłem go z przepraszającym uśmiechem.Uniósł dłoń. Jeśli będziesz chciał o nich pomówić, z chęcią wysłucham.O każdej porze. Otworzyłdrzwi.Spojrzałem w mroczną, wąską uliczkę.Barak czekał na zewnątrz zgięty w ukłonie.Przyjdzcie obaj w niedzielę.Oprowadzę was po Minsterze.Pewnie jeszczeście go nie widzieli.Nie. Po tym, co się wydarzyło, zapomniałem, że chciałem obejrzeć wnętrze kościoła. Przyprowadz tę piękną pannę, młody Baraku.Jej widok dobrze na mnie działa. Dziękuję, panie Wrenne. W takim razie jesteśmy umówieni.Dobranoc, Matthew.Do zobaczenia w niedzielę. Dobranoc, Gilesie. Ruszyliśmy z powrotem.Byłem spięty, jak zawsze gdy szedłem wciemności.Moje oczy czujnie przypatrywały się zaułkom, uszy nasłuchiwały cichych kroków zaplecami.Opowiedziałem Barakowi, że siostrzeniec Gilesa praktykował w tej samej kancelarii co BernardLocke. Kiedy wrócimy do Londynu rzekłem udam się tam prywatnie, zanim wybierzemy sięrazem z Gilesem.Dowiem się, jakie stanowisko zajmuje. Jeśli kiedykolwiek wyjedziemy z Yorku odrzekł ponuro Barak.Następnego dnia mieliśmy przykre spotkanie z lady Rochford.Rano wspólnie z Barakiemprzejrzeliśmy postanowienia arbitrażowe przed przekazaniem ich do biura Maleverera.Pózniejudaliśmy się do King's Manor i oddaliśmy je urzędnikowi.Ustaliliśmy z Tamasin, że spotkamy się nadworze i pójdziemy do refektarza na obiad.Wychodząc z King's Manor, zadrżałem na widok ladyRochford zbliżającej się ku nam wraz z grupką dworzan.Nie dostrzegłem Culpepera, lecztowarzyszył jej Francis Dereham.Skłoniliśmy się i ruszyliśmy w pośpiechu, mając nadzieję, że naszignoruje. Panno Reedbourne! Przenikliwy głos lady Rochford sprawił, że stanęliśmy jak wryci.Pokłoniłem się razem z Barakiem, Tamasin zaś nisko dygnęła na widok zbliżającej się damy. Co robisz poza rezydencją, panienko? zapytała surowo.Dworzanie spojrzeli na nas zzaciekawieniem. Idę do refektarza, lady.Panna Marlin mi pozwoliła.Lady Rochford zmierzyła nas wyniosłym spojrzeniem. Panna Marlin daje służbie zbyt wieleswobody.Mam nadzieję, że nie ma w tym niczego złego. Spojrzała na mnie. Dobrze, że jesteśpod opieką.Doszły mnie słuchy, że miałeś pan spotkanie ze zbiegłym niedzwiedziem, panieShardlake.Byłoby szkoda, gdyby cię dopadł.Zabrałbyś do grobu wszystkie swoje prawniczesekrety. Zarechotała ostrym, nerwowym śmiechem.Spojrzałem na nią badawczo [ Pobierz całość w formacie PDF ]