[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po chwili kapłan uniósł małe ręce i szał charakterystyczne szuranie ich stóp po posadzce.Skrytobójca uniósł trochę wyżejrozpoczął ceremonię.dwa małe blastery, które zdołał przemycić do baraków pielgrzymów.Oba zasobniki- Jedność jest Wszystkim - zaintonował nosowym, burkliwym tonem, charaktery- energii były naładowane do granic możliwości.stycznym dla istot rasy flanda Til.Whiphid napiął mięśnie i pomyślał o kredytach, które już wkrótce miały stać sięOdpowiedział mu niezborny chór pięciu setek głosów: jego własnością.Traktował je bardziej jak dar, a nie zapłatę za wykonaną usługę.Tu, w- Jedność jest Wszystkim.kolonii siódmej, chyba nikt nie przywiązywał żadnej wagi do przepisów bezpieczeń-stwa.Dokładnie o tej samej porze w kolonii czwartej, w innym miejscu planety, minęła Kiedy Fwa ujrzał, że się zbliżają, wcisnął się w zagłębienie nierównej, chropowa-właśnie północ.Po ciemnym, pozbawionym blasku księżyca niebie powoli płynęły tej ściany.Jak się spodziewał, korytarzem nadchodziły ofiary - trzy dorodne samce sa-mroczne, czarne chmury.Raz po raz przesłaniały gwiazdy, dzięki czemu noc wydawała credoci.Wrażliwe nozdrza łowcy wyczuwały już ich woń.fetor ciał, napływający zsię jeszcze ciemniejsza.Nagle o mur okalający kwatery kapłanów coś cicho zachrobo- coraz mniejszej odległości.tało, jakby o kamienie otarł się chitynowy pancerz.Przerażone ilezjańskie robaki w Z każdą chwilą widział kapłanów coraz lepiej.Byli blisko, bardzo blisko, corazpopłochu rozbiegły się we wszystkie strony.bliżej.Noy Waggla - istota płci żeńskiej niewiele większa od robaka - wspięła się po Przerazliwie zaryczał i wyskoczył z zagłębienia.Uniósł blastery jeszcze wyżej.gładkim permabetonie i dotarła do okna.Znieruchomiała na krótko, żeby wygryzć dziu- Mierz w oczy! - przypomniał sobie, oddając pierwszą salwę.rę w metalowej siatce.Zanim weszła do środka, przykucnęła na parapecie.Z ciemności z głębi pomieszczenia, dobiegało chrapanie i posapywanie kapłanów, - W służbie Wszystkiego każdy dozna Uniesienia.których przyszła zabić.Wiedziała, że Jabba zapłaci jej bardzo dużo.tyle, że może -.każdy dozna Uniesienia.pewnego dnia zdoła wrócić do swoich pobratymców.W niewielkim pomieszczeniuspało kilku oplatanych dziwaczną uprzężą ogromnych flanda Tilów.W powietrzu uno- Korelianin Tuga SalPivo, pechowy włóczęga gwiezdny, który imał się w życiusiła się dusząca woń piżma.Hyallpijka przeszła przez wygryziony otwór.Kiedy znala- chyba każdego fachu, znieruchomiał na skraju ilezjańskiej dżungli.Odwrócił się i popa-zła się na posadzce sypialni, ostrożnie podpełzła do najbliższej splecionej ze skórza- trzył tam, skąd przyszedł.Budził się nowy dzień, ale w panującym półmroku zabudo-nych pasów uprzęży i znieruchomiała na wysokości wielkiej głowy.Cofnęła się, gdy wania kolonii ósmej wyglądały jak ciemnoszare plamy.Do wschodu słońca brakowałoflanda Til poruszył się niespokojnie we śnie.Odprężyła się jednak, kiedy kapłan znów godziny.SalPivo uśmiechnął się do siebie i grzbietem dłoni otarł z czoła kropelki potu.zachrapał.Podpełzła jeszcze trochę bliżej.Kiedy opuszczał rękę, wyczuł charakterystyczny zapach rozpuszczonego w winnymTo będzie dziecinnie łatwe - pomyślała.- Aatwiejsze niż się spodziewałam.Chwy- occie proszku vomm.Nie mógł doczekać się, kiedy zobaczy błysk eksplozji.ciła przymocowany do pleców flakon i mackami wyciągnęła korek.Jabba osobiście Panowała niemal idealna cisza.Ucichły piski, trzaski i szmery, jakie zazwyczajupewnił się, że trucizna jest zabójcza.Wystarczyło wylać kroplę substancji zwanej dochodziły nocą z głębin dżungli.Zamarł nawet wiatr.srejptanem na dolną wargę sacredota, żeby w ciągu kilku sekund - cicho i bez walki -Janko5 Janko5 A.C.Crispin Trylogia Hana Solo  Tom III  Zwit rebelii245 246Korelianin czekał cierpliwie.Zmusił się, by nawet nie mrugać.W pewnej chwili Przerażone istoty rasy flanda Til wpadły w panikę i zamarły bez ruchu.Starajączobaczył jaskrawo-pomarańczowy płomień, który wydobywał się z sypialni istot rasy się zlokalizować zródło dzwięków, kilka sekund rzucały na wszystkie strony spojrzeniaflanda Til.Sekundę czy dwie czekał na grzmot wybuchu.To chyba nie dzieje się na- wybałuszonych oczu.Przełożony sacredotów, niejaki Tarrz, stanął na tylnych kończy-prawdę - zdążył się jeszcze zdziwić.nach i obracając się w prawo i w lewo, usiłował powstrzymać pozostałych.Było jednakPózniej przetoczył się nad nim trzask i huk tak donośny, że SalPivo omal nie za pózno.Ogarnięte lękiem wielkie stworzenia rozbiegły się po dziedzińcu, roztrącającupadł.Po kilku następnych chwilach usłyszał okrzyki i jęki pozostałych przy życiu gamorreańskich strażników i tratując wszystko na swej drodze.Dopiero po chwili, kie-mieszkańców kolonii.Dobra robota - pomyślał, krztusząc się ze śmiechu.- Zanim uga- dy trochę oprzytomniały rzuciły się ku przejściom w okalającym dziedziniec murze.szą ten pożar, zdążę wrócić na Poyttę.otworom, w których Sniquux zastawił pułapki.Ujrzawszy to, Tarrz zrezygnował.Pod-dając się panice, skoczył do najbliższego wyjścia.- Poświęcamy się, żeby osiągnąć Wszystko.Służymy Jedności.Tymczasem Sniquux, który zawsze z przyjemnością patrzył na rozlew krwi, zwil--.służymy Jedności.żył językiem gęsto unerwione wargi.Przyglądał się, jak pojedyncze włókna rozcinająciała kapłanów na dwie części.szybciej i równiej niż najdoskonalsze ostrza.Szczegól-Rodianin Sniquux wciągnął powietrze w wilgotne nozdrza.Kilkakrotnie zmarsz- nie spodobała mu się śmierć Tarrza.Przełożony kapłanów zdołał przebiec przez otwórczył skórę przypominającego ryj pyska.Południe już minęło, ale padające z ukosa pro- w murze, ale w następnym ułamku sekundy górna połowa jego torsu potoczyła się pomienie słońca wciąż jeszcze oświetlały przestronny dziedziniec.W gorącym, suchym ziemi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl