[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przepraszam.Przykro mi, że straciłem panowanie nad sobą.Ale nie pójdę żebrać do moich rodziców.Albo samiutrzymamy się na powierzchni, albo utoniemy.Pocałował ją w czubek głowy.Boże, potrafił być taki uparty.Zawsze był gdzie indziej.Prawie nie sypiał.W domucałą noc przewracał się z boku na bok, rozgorączkowany, nerwowy, nawet wtedy, kiedy jego ciało domagało sięodpoczynku.Jego mózg pracował nieprzerwanie, bez chwili wytchnienia.Musiał dokonać tego sam albo wcale -choćby miało go to kosztować wszystko, co mu jeszcze pozostało.Zaryzykowałby wszystko dla poczucia, że to onodniósł sukces, tylko on, a nie ktoś inny.Maryanne stała przez chwilę z zamkniętymi oczami, oparta o niego, udając, że wszystko jest i będzie dobrze, wporządku.Ale sama nie potrafiła już w to uwierzyć.Nigdy nie przypuszczała, że kobieta, która do towarzystwa ma tylko dzieci może czuć się tak samotna.Nie byłopieniędzy, nie mogła więc pójść z nimi na zakupy albo zabrać ich do zoo - a znudziło im się chodzenie w kółko poparku.Siedzieli więc w domu, działając sobie nawzajem na nerwy.Nie tak to sobie wyobrażała -macierzyństwo,swoje małżeństwo z Loganem.Wiedziała, że czeka ją ciężka praca, że będzie musiała uzbroić się w cierpliwość.Alesądziła, że będą zmagać się z tym wspólnie, że będą drużyną, że razem poświęcą się swojej firmie i rodzinie.Tymczasem została całkiem sama z synem, który prawie się nie odzywał, i córką, która co chwilę dostawałanapadów histerii.Zachowywali się tak, że kiedyś, podczas jednego z tych rzadkich, spędzanych poza domem dni,całą trójkę wyrzucono z autobusu.Maryanne usiadła na krawężniku i zaczęła płakać.Dzieci szlochały obok niej.Kiedy wreszcie zebrała się w sobie na tyle, by wstać, poszła do biura, gdzie chwilowo145urzędował Logan.Zapłakana, wędrowała ulicami Manhattanu, ciągnąc za sobą umorusane dzieci.Logan był akurat na spotkaniu z grupą bankierów, których próbował przekonać do sfinansowania jego nowegoprojektu.Maryanne siedziała w biurze z dziećmi i czekała, aż spotkanie się skończy.Pomieszczenie było małe ibrzydkie, przez cienką ścianę dobiegały męskie głosy.Znudzona Lucia zaczęła się domagać, by Charlie się z niąpobawił.Chłopiec, który słuchał muzyki z walkmana, odwrócił się do niej plecami.Maryanne nie miała siły zająć sięcórką i w końcu mała chwyciła jeden z jej kolczyków i nim zaczęła się bawić.Ale cały czas wierciła się niespokojnie,a kiedy potknęła się o stopę matki, rączkę ciągle zaciskała na srebrnym kółku.Maryanne krzyknęła z bólu i skrzywiła się, co wystraszyło dziewczynkę.Jej płacz, żałosny i donośny, był tylkowstępem do prawdziwego ataku histerii.- Co tu się dzieje, do diabła? Co wy tu robicie? - Logan stanął w drzwiach.Starał się mówić cicho, lecz nie potrafiłukryć złości.Maryanne spojrzała na niego i znowu wybuchnęła płaczem.- Wyrzucili nas z autobusu, więc przyszliśmy tutaj, bo.Logan odetchnął głęboko.- Myślałem, że stało się coś strasznego.- To było straszne.- Słuchaj, nie mam czasu na takie rzeczy.To twoje zadanie, prawda? Ja nie mogę zajmować się wszystkim.Idz dodomu, nakarm dzieci, ja wrócę pózniej.I wyszedł wielkimi krokami, zamykając za sobą drzwi.Kiedy Maryanne zbierała się z dziećmi do wyjścia, słyszała,jak tłumaczył ją przed mężczyznami w garniturach.- Moja żona, tak.Przepraszam, od czasu do czasu coś jej strzela do głowy i przychodzi do biura.Próbował to zbagatelizować, lecz jego goście milczeli.Maryanne wiedziała, że ta sytuacja nie zrobiła na nichdobrego wrażenia.Tego wieczoru wrócił bardzo pózno, gdy leżała już w łóżku.Poczuła od niego zapach whisky i tytoniu.- Odmówili.- Przez nas?150Milczał przez chwilę.- Po prostu odmówili.Więcej go o to nie zapytała.Rano posadziła dzieci przed telewizorem, włączyła bajkę na wideo i podniosła słuchawkę telefonu.- Nicolo? Mówi Maryanne.Był to największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniła.Rozmawiali prawie całą godzinę.Maryanne sama niewiedziała, po co właściwie do niego zadzwoniła.Chyba chciała po prostu porozmawiać z kimś, kto ją znał, ją - a nieżonę Logana czy matkę jego dzieci.Z kimś, kto znał też Logana, ale nie miałby ochoty opowiadać jej, jaki jej mążjest cudowny, inteligentny, charyzmatyczny.Z kimś, kto - w co nie wątpiła - nadal ją kochał.Potem już codziennie rozmawiali przez telefon.Nicolo ją rozumiał.Miał czas, by jej wysłuchać, zapytać, jak sięczuje, co robiła w ciągu dnia.Co robiły dzieci.Nie był nią znudzony, tak jak Logan.Pózniej zaczął jej przysyłaćpieniądze.Niewiele, sto dolarów czy trochę więcej, za każdym razem.Mówił, żeby wydała te pieniądze na siebie, anie na dzieci; żeby kupiła sobie nowe buty.Ale ona zwijała banknoty i chowała do butelki po szamponie.Pieniądzena ucieczkę - tak nazywała to matka, która trzymała je na tyłach szafy.Bo Maryanne planowała ucieczkę.Zpowrotem na zachód, tam, gdzie jest morze i słońce, daleko od stresu, samotności i przygnębienia.Omówili towszystko razem, ona i Nicolo.Przyleci do Los Angeles, najpierw sama, i spotka się z nim na lotnisku.Potem pośląpo dzieci.Powiedział jej, że nie może przyjechać z nimi od razu, bo chwilowo nie ma dla nich miejsca.Nie chciałaich zostawiać, naprawdę, potem jednak spojrzała na nie, takie zależne od niej, takie wymagające, i pomyślała sobie,że mała przerwa dobrze im wszystkim zrobi.%7łe kiedy już do niej przyjadą, stanie się lepszą matką.Pózniej, kiedy przypominała sobie ten czas, przyznawała, że nie myślała racjonalnie.%7łyła jakby w rzeczywistościrównoległej, w alternatywnej wersji swojego życia.Lecz wtedy było już za pózno.Zostawiła Charliego i Lucię zsąsiadką, która miała dzieci w tym147samym wieku.Czasami sobie pomagały.Pojechała pociągiem na lotnisko, spojrzała ostatni raz na miasto i wsiadłado samolotu.Nie przyszedł.Czekała trzy godziny, a potem zadzwoniła.Pewna, że utknął w korku, że pomylił drogę, zatrzymałsię, żeby zatankować.Ale kiedy zadzwoniła do niego do domu, odebrał od razu.- Przyleciałam, jestem na lotnisku - powiedziała.- Gdzie jesteś?- Skoro odebrałem telefon, to najwyrazniej w domu.- Ale.sądziłam, że miałeś się ze mną spotkać.- Owszem.A ja sądziłem kiedyś, że mnie kochasz.Ludzie się zmieniają.I odłożył słuchawkę.Rozdział 92008Colette Hardy opadła na przybrudzoną beżową pościel na wersalce i patrzyła jak Anders, facet poderwanypoprzedniego wieczoru w jej ulubionym barze Rainbow, wciąga czarne dżinsy.Jednym ruchem zapiął pasek zwężowej skóry.Najwyrazniej bardzo chciał już sobie iść.I co z tego? Naprawdę nie miała ochoty na kurtuazyjnepogawędki.Przeczesała tlenione włosy ręką i zapaliła papierosa.Odchyliła się do tyłu i skrzyżowała nogi, a potemporuszyła palcami stóp [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Przepraszam.Przykro mi, że straciłem panowanie nad sobą.Ale nie pójdę żebrać do moich rodziców.Albo samiutrzymamy się na powierzchni, albo utoniemy.Pocałował ją w czubek głowy.Boże, potrafił być taki uparty.Zawsze był gdzie indziej.Prawie nie sypiał.W domucałą noc przewracał się z boku na bok, rozgorączkowany, nerwowy, nawet wtedy, kiedy jego ciało domagało sięodpoczynku.Jego mózg pracował nieprzerwanie, bez chwili wytchnienia.Musiał dokonać tego sam albo wcale -choćby miało go to kosztować wszystko, co mu jeszcze pozostało.Zaryzykowałby wszystko dla poczucia, że to onodniósł sukces, tylko on, a nie ktoś inny.Maryanne stała przez chwilę z zamkniętymi oczami, oparta o niego, udając, że wszystko jest i będzie dobrze, wporządku.Ale sama nie potrafiła już w to uwierzyć.Nigdy nie przypuszczała, że kobieta, która do towarzystwa ma tylko dzieci może czuć się tak samotna.Nie byłopieniędzy, nie mogła więc pójść z nimi na zakupy albo zabrać ich do zoo - a znudziło im się chodzenie w kółko poparku.Siedzieli więc w domu, działając sobie nawzajem na nerwy.Nie tak to sobie wyobrażała -macierzyństwo,swoje małżeństwo z Loganem.Wiedziała, że czeka ją ciężka praca, że będzie musiała uzbroić się w cierpliwość.Alesądziła, że będą zmagać się z tym wspólnie, że będą drużyną, że razem poświęcą się swojej firmie i rodzinie.Tymczasem została całkiem sama z synem, który prawie się nie odzywał, i córką, która co chwilę dostawałanapadów histerii.Zachowywali się tak, że kiedyś, podczas jednego z tych rzadkich, spędzanych poza domem dni,całą trójkę wyrzucono z autobusu.Maryanne usiadła na krawężniku i zaczęła płakać.Dzieci szlochały obok niej.Kiedy wreszcie zebrała się w sobie na tyle, by wstać, poszła do biura, gdzie chwilowo145urzędował Logan.Zapłakana, wędrowała ulicami Manhattanu, ciągnąc za sobą umorusane dzieci.Logan był akurat na spotkaniu z grupą bankierów, których próbował przekonać do sfinansowania jego nowegoprojektu.Maryanne siedziała w biurze z dziećmi i czekała, aż spotkanie się skończy.Pomieszczenie było małe ibrzydkie, przez cienką ścianę dobiegały męskie głosy.Znudzona Lucia zaczęła się domagać, by Charlie się z niąpobawił.Chłopiec, który słuchał muzyki z walkmana, odwrócił się do niej plecami.Maryanne nie miała siły zająć sięcórką i w końcu mała chwyciła jeden z jej kolczyków i nim zaczęła się bawić.Ale cały czas wierciła się niespokojnie,a kiedy potknęła się o stopę matki, rączkę ciągle zaciskała na srebrnym kółku.Maryanne krzyknęła z bólu i skrzywiła się, co wystraszyło dziewczynkę.Jej płacz, żałosny i donośny, był tylkowstępem do prawdziwego ataku histerii.- Co tu się dzieje, do diabła? Co wy tu robicie? - Logan stanął w drzwiach.Starał się mówić cicho, lecz nie potrafiłukryć złości.Maryanne spojrzała na niego i znowu wybuchnęła płaczem.- Wyrzucili nas z autobusu, więc przyszliśmy tutaj, bo.Logan odetchnął głęboko.- Myślałem, że stało się coś strasznego.- To było straszne.- Słuchaj, nie mam czasu na takie rzeczy.To twoje zadanie, prawda? Ja nie mogę zajmować się wszystkim.Idz dodomu, nakarm dzieci, ja wrócę pózniej.I wyszedł wielkimi krokami, zamykając za sobą drzwi.Kiedy Maryanne zbierała się z dziećmi do wyjścia, słyszała,jak tłumaczył ją przed mężczyznami w garniturach.- Moja żona, tak.Przepraszam, od czasu do czasu coś jej strzela do głowy i przychodzi do biura.Próbował to zbagatelizować, lecz jego goście milczeli.Maryanne wiedziała, że ta sytuacja nie zrobiła na nichdobrego wrażenia.Tego wieczoru wrócił bardzo pózno, gdy leżała już w łóżku.Poczuła od niego zapach whisky i tytoniu.- Odmówili.- Przez nas?150Milczał przez chwilę.- Po prostu odmówili.Więcej go o to nie zapytała.Rano posadziła dzieci przed telewizorem, włączyła bajkę na wideo i podniosła słuchawkę telefonu.- Nicolo? Mówi Maryanne.Był to największy błąd, jaki kiedykolwiek popełniła.Rozmawiali prawie całą godzinę.Maryanne sama niewiedziała, po co właściwie do niego zadzwoniła.Chyba chciała po prostu porozmawiać z kimś, kto ją znał, ją - a nieżonę Logana czy matkę jego dzieci.Z kimś, kto znał też Logana, ale nie miałby ochoty opowiadać jej, jaki jej mążjest cudowny, inteligentny, charyzmatyczny.Z kimś, kto - w co nie wątpiła - nadal ją kochał.Potem już codziennie rozmawiali przez telefon.Nicolo ją rozumiał.Miał czas, by jej wysłuchać, zapytać, jak sięczuje, co robiła w ciągu dnia.Co robiły dzieci.Nie był nią znudzony, tak jak Logan.Pózniej zaczął jej przysyłaćpieniądze.Niewiele, sto dolarów czy trochę więcej, za każdym razem.Mówił, żeby wydała te pieniądze na siebie, anie na dzieci; żeby kupiła sobie nowe buty.Ale ona zwijała banknoty i chowała do butelki po szamponie.Pieniądzena ucieczkę - tak nazywała to matka, która trzymała je na tyłach szafy.Bo Maryanne planowała ucieczkę.Zpowrotem na zachód, tam, gdzie jest morze i słońce, daleko od stresu, samotności i przygnębienia.Omówili towszystko razem, ona i Nicolo.Przyleci do Los Angeles, najpierw sama, i spotka się z nim na lotnisku.Potem pośląpo dzieci.Powiedział jej, że nie może przyjechać z nimi od razu, bo chwilowo nie ma dla nich miejsca.Nie chciałaich zostawiać, naprawdę, potem jednak spojrzała na nie, takie zależne od niej, takie wymagające, i pomyślała sobie,że mała przerwa dobrze im wszystkim zrobi.%7łe kiedy już do niej przyjadą, stanie się lepszą matką.Pózniej, kiedy przypominała sobie ten czas, przyznawała, że nie myślała racjonalnie.%7łyła jakby w rzeczywistościrównoległej, w alternatywnej wersji swojego życia.Lecz wtedy było już za pózno.Zostawiła Charliego i Lucię zsąsiadką, która miała dzieci w tym147samym wieku.Czasami sobie pomagały.Pojechała pociągiem na lotnisko, spojrzała ostatni raz na miasto i wsiadłado samolotu.Nie przyszedł.Czekała trzy godziny, a potem zadzwoniła.Pewna, że utknął w korku, że pomylił drogę, zatrzymałsię, żeby zatankować.Ale kiedy zadzwoniła do niego do domu, odebrał od razu.- Przyleciałam, jestem na lotnisku - powiedziała.- Gdzie jesteś?- Skoro odebrałem telefon, to najwyrazniej w domu.- Ale.sądziłam, że miałeś się ze mną spotkać.- Owszem.A ja sądziłem kiedyś, że mnie kochasz.Ludzie się zmieniają.I odłożył słuchawkę.Rozdział 92008Colette Hardy opadła na przybrudzoną beżową pościel na wersalce i patrzyła jak Anders, facet poderwanypoprzedniego wieczoru w jej ulubionym barze Rainbow, wciąga czarne dżinsy.Jednym ruchem zapiął pasek zwężowej skóry.Najwyrazniej bardzo chciał już sobie iść.I co z tego? Naprawdę nie miała ochoty na kurtuazyjnepogawędki.Przeczesała tlenione włosy ręką i zapaliła papierosa.Odchyliła się do tyłu i skrzyżowała nogi, a potemporuszyła palcami stóp [ Pobierz całość w formacie PDF ]