[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.99 Zauważył, że powłoka jego wierzchowca przypominała w dotyku delikatne sukno.Stwór przyśpieszył kroku, aż krajobraz zaczął migać Jackowi przed oczyma.Potem nastała cisza.Wyczuwał wokół siebie poruszającą się ciemność.Wiatr owiewał jego twarz z regu-larnością uderzeń serca.Zrozumiał, że znajdują się w powietrzu i wielkie, czarne skrzy-dła stworzenia unoszą ich w górę ponad niezdrową krainą.Podróż trwała przez dłuż-szy czas.Jack marszczył nos, gdyż bestia śmierdziała jeszcze gorzej niż jej rodzinny kraj.Poruszali się szybko, mógł jednak od czasu do czasu dostrzec podobne ciemne kształtyporuszające się w powietrzu.Choć poruszali się z wielką prędkością, to końca podróży wciąż nie było widać.Jackobawiał się, że opuszczą go siły.Ręce zaczęły go boleć jeszcze bardziej niż wtedy, gdy za-gotował wodę w czarnym stawie.Nie mógł zasnąć w obawie, że puści się swego wierz-chowca.Aby odegnać sen, rozmyślał o wielu rzeczach.Dziwne  pomyślał  że to mój najgorszy wróg wyświadczył mi największą przy-sługę.Gdyby Król Nietoperzy nie zmusił mnie do tego, nigdy nie poszukiwałbym mocy,którą teraz posiadam.Mocy, która uczyniła mnie władcą.Dzięki której mogłem się ze-mścić i zdobyć Evene.Evene.Wciąż nie zadowala mnie sposób, w jaki utrzymuję cięprzy sobie.Jakie jednak mam wyjście? Zasłużyłaś na to.Czyż miłość również nie jest ro-dzajem zaklęcia? Jeden kocha, a drugi jest kochany i ten, który kocha, wykonuje wszyst-kie rozkazy tego drugiego.No jasne.To jest to samo.Pomyślał też o jej ojcu  Pułkowniku, o Smage u, Quazerze, Benonim, Blicie,Baronie.Wszyscy mu zapłacili, wszyscy.Pomyślał o Rosalie, o starej Rosie.Zastanowiłsię, czy wciąż żyje.Postanowił spytać o nią któregoś dnia w Gospodzie pod PłonącymTłuczkiem przy drodze prowadzącej w kierunku oceanu.Borshin  pomyślał.Czy tenkaleki stwór zdołał jakoś przeżyć, czy wciąż poszukuje mojego tropu, gnany jedynympożądaniem wypełniającym jego zdeformowane ciało? Był on naprawdę ostatnią bro-nią Króla Nietoperzy, jego jedyną nadzieją na zemstę.Jak wybuch strąka geblinki myślta sprawiła, że jego umysł powrócił do spraw, o których już dawno nie myślał: kompute-ry,  Ziemianka , jego wykłady, dziewczyna.Jak miała na imię?  Clare! Uśmiechnął sięna myśl, że wciąż pamiętał jej imię, choć nie potrafił przypomnieć sobie jej twarzy.Byłjeszcze Quilian.Wiedział, że nigdy nie zapomni jego twarzy.Jak bardzo go nienawidził!Roześmiał się na myśl, że zostawił go w łapach oszalałego z bólu borshina, który z pew-nością wziął go za Jacka.Wspomniał szaleńczą ucieczkę z Jasnej Strony w kierunkuCiemności, gdy nie wiedział, czy wydruki, które miał ze sobą, rzeczywiście zawierająUtracony Klucz  Kolwynię.Pamiętał triumf jaki odczuł, gdy je sprawdził.Choć nigdyjuż nie wrócił do Krainy Zwiatła, odczuwał dziwną nostalgię za tamtymi dniami na uni-wersytecie.Być może  pomyślał  to dlatego, że cała rzecz należy już do przeszłościi mogę wspominać ją spokojnie, podczas gdy wtedy byłem w centrum wydarzeń.100 Wciąż wracał myślą do Anioła Jutrzenki siedzącego na szczycie Panicusa.Przypomniał sobie cały okres od Igrzysk Piekielnych do chwili obecnej.i ponowniejego myśli zwróciły się do Anioła Jutrzenki, jego jedynego przyjaciela.Dlaczego byli przyjaciółmi? Co ich ze sobą łączyło? Nie widział wytłumaczenia.Czuł jednak przywiązanie do tej tajemniczej istoty, jak nigdy do nikogo innego.Czuł, żeAnioł Jutrzenki z jakichś przyczyn odwzajemnia to uczucie.To właśnie on zalecił mu tępodróż jako jedyne wyjście z sytuacji, w której się znalazł.Pomyślał o tym, co dzieje się na Ciemnej Stronie i zdał sobie sprawę, że on, Jack,był nie tylko jedynym, który był zdolny do odbycia takiej podróży, lecz był równieżw znacznym stopniu odpowiedzialny za to, że stała się ona konieczna.Jednak to nie po-czucie odpowiedzialności czy obowiązku kierowało nim w tej podróży, lecz raczej in-stynkt samozachowawczy.Gdyby Ciemna Strona zginęła w czasie Wielkiej Zimy, Jackzginąłby razem z nią, bez nadziei powrotu do życia.Wciąż jego myśl wracała do Anioła Jutrzenki siedzącego na szczycie Panicusa.Wstrząsnęła nim nagła myśl.O mało nie puścił rogów swojego straszliwego wierz-chowca.To podobieństwo. Nie!  pomyślał. Ten stwór jest karłem w porównaniu z Aniołem Jutrzenki,który jest wysoki jak wieża, sięgająca niebios.On ukrywa swoją twarz, podczas gdyrysy tamtego są szlachetne.Stwór śmierdzi, a Anioł Jutrzenki pachnie świeżym wia-trem i górskim deszczem.Jest mądry i dobry, a to stworzenie głupie i złośliwe.To tylkoprzypadek, że obaj mają skrzydła i rogi.Ten stwór dał się okiełznać zwykłym zaklęciem,a kto zdołałby okiełznać Anioła Jutrzenki?No, właśnie, kto?  zastanowił się Jack. Czyż nie został on okiełznany z taką samąpewnością, jak ja okiełznałem tego demona, choć w inny sposób? Z pewnością tylkosami bogowie mogliby dokonać czegoś takiego.Jack odpędził od siebie tę myśl.To nie ma znaczenia  uznał.Jesteśmy przyjaciółmi.Mógłbym zapytać tego demo-na, czy go zna, ale jego odpowiedz nie sprawiłaby żadnej różnicy.Anioł Jutrzenki jestmoim przyjacielem.Ciemność wokoło pogłębiła się.Zacisnął uchwyt w obawie, że zaczyna tracić przy-tomność.Gdy jednak obniżyli lot i ciemność zgęstniała jeszcze bardziej, zrozumiał, żezbliżają się do końca drogi.Wkrótce stwór zatrzymał się. Nie mogę cię już nieść dalej, panie  zaśpiewał swym słodkim głosem. Tenczarny kamień oznacza koniec królestwa widzialnej ciemności.Nie mogę przejść pozaniego.Jack przeszedł na drugą stronę czarnego kamienia.Ciemność była tam absolutna. W porządku  powiedział, odwracając się. Zwalniam cię ze służby.Rozkazujęci tylko, że jeśli kiedyś jeszcze się spotkamy, nie będziesz próbował wyrządzić mi szkodyi ponownie spełnisz moje rozkazy, tak jak teraz.Pozwalam ci odejść.Jesteś zwolniony!101 Jack opuścił ponure królestwo wiedząc, że jest już blisko celu.Powiedziało mu to lek-kie drżenie pod jego stopami.W powietrzu dawało się odczuć słabą wibrację, przypo-minającą brzęczenie odległej maszynerii.Ruszył naprzód, rozmyślając nad swoim zadaniem.Za chwilę magia przestanie dzia-łać, a sam Klucz stanie się bezużyteczny.Ciemność, przez którą wędrował, nie powinnajednak zawierać żadnych niebezpieczeństw.Była to po prostu zwyczajna ciemność.Zapalił małe, przerywane światło, aby widzieć, co ma pod stopami.Nie potrzebowałdrogowskazów, wystarczyło iść w kierunku słyszanego odgłosu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl