[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Demetri chwycił go łapczywie i opróżnił jednymhaustem, jakby zaschło mu w gardle.- Pamiętasz, co powiedziała na krótko przedtem, zanimpozwoliłem jej dziś wieczorem wysiąść z twojego auta?- Nie za bardzo - odparł Jack.- Powiedziała, że na to nie zasłużyłem.- Dla ciebie ma to pewnie znaczenie.Ale to tylko odosobnionauwaga, niestanowiąca odpowiedzi na moje pytanie.Demetri przytaknął ruchem głowy.- Wiem, że nie chciała mnie skrzywdzić ani też poniżyć,ale jej słowa otworzyły stare rany, które, jak sądziłem, już312dawno się zablizniły.Mówiła o pewnej nocy na Cyprze sprzed lat,kiedy byliśmy młodzi.Zaczęła się od czystej rozkoszy.Wymówił to jak roskoży", jak gdyby natrętne wspomnieniakazały mu zapomnieć o panowaniu nad akcentem. Dopóki nie zostałeś zrzucony z dachu budynku wtrącił Jack. Mówiła ci o tym?-Tak.Sprawiał wrażenie zaskoczonego, a zarazem onieśmielonego.-1powiedziała ci też, co ci łajdacy zrobili, kiedy doszli do wniosku, żesię mnie pozbyli? Owszem, powiedziała, co się stało. Wszystko? - zaciekawił się Demetri. Powiedziała ciwszystko?-Tak.Z sykiem wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby. Podejrzewam, że przynosi jej to ulgę, gdy dziś może o tymrozmawiać z innymi ludzmi.Ale wtedy było całkiem inaczej.Nawet nie chciała zgłosić tego na policji.Próbowaliśmy wspólnieunieść to brzemię, ale okazało się ponad nasze siły.Niewytrzymaliśmy ze sobą nawet roku.Tylko dziewięć miesięcy. Masz na myśli dokładnie dziewięć miesięcy? Tak, dokładnie. Dziewięć miesięcy od tamtej nocy czy raczej od dnia twojegowyjścia ze szpitala? Od tamtej nocy. Chcesz zatem powiedzieć, że Sofia była. Lepiej zajmij się tym cholernym testamentem, Swyteck,dobrze?Mimo to Jack wykradł jeszcze chwilę, żeby spojrzeć Grekowiprosto w oczy, oszacować język jego ciała i ton głosu - jakby na tejpodstawie próbował ocenić, czy owa furtka jeszcze istnieje.Gdyzdarzało mu się trącić niewłaściwą strunę podczas rozmów w celi313śmierci, musiał wzywać strażnika.Ale teraz pistolet w dłoni De-metriego czynił grozbę popełnienia błędu wręcz nieuniknioną.Jack zacisnął w palcach długopis, tłumacząc na głos w trakciepisania: Muszę tak sformułować testament, żeby wszystko w chwilitwojej śmierci, czy to będzie pół miliona dolarów, czy tylko pięćcentów, przeszło na własność Sofii. Właśnie o to mi chodzi.Jack pospiesznie zakończył pierwszy akapit testamentu i na dolestrony nakreślił kilka miejsc na podpisy. Będziesz potrzebował trzech świadków do podpisania tegodokumentu rzekł. Cóż za zbieg okoliczności.Mam przecież trójkę zakład-ników! Owszem, ale pozostaje pewna bardzo ważna sprawa.Jeśli tentestament ma być ważny w świetle przepisów prawa, każdy z trojgazakładników będzie musiał osobiście stawić się przed sądem w celupotwierdzenia autentyczności twojego podpisu.Zatem jeśli któreś znas ma wcześniej zginąć, razem z nim przepadnie twój testament iSofia nie dostanie ani centa.Demetri obrzucił go wyzywającym spojrzeniem, jakbypodejrzewał, że Jack blefuje.Zresztą wcale się nie mylił, gdyż Jackblefował w wielu sprawach, poczynając od tej, że pod testamentembędą musiały widnieć podpisy trzech wiarygodnych świadków. Mam lepszy pomysł - rzucił Grek.Wyszarpnął Jackowi spod ręki kartkę z odręcznie spisanymtestamentem i podszedł z nią do kamery.Ustawił ją tuż przedobiektywem, po czym w miejscu przeznaczonym na podpis autorazakreślił duży krzyżyk.Następnie złożył testament i wetknął gosobie do kieszeni spodni. W ten sposób mam miliony świadków - powiedział.-I teraz nawet wszyscy możemy zginąć.Rozdział 47gent Secret Service Frank Madera udał się prosto zmiędzynarodowego lotniska w Miami do budynkuAredakcyjnego stacji Action News.Nie uprzedził przełożonychz FBI o swoim przylocie, celowo unikał kontaktów zprzedstawicielami władz federalnych w hali odpraw na lotnisku.Niemniej szybko zdążył namierzyć Manny'ego Figueroę w kawiarniprzylegającej do budynku studyjnego, gdzie dowódcy oddziałuszturmowego SWAT urządzili sobie tymczasowe kasyno.Rzeczywiście lokal był usytuowany w strategicznym miejscu, gdyżtylko przylegał do głównego budynku studyjnego, ale pozostawał wgranicach strefy odciętej od świata, toteż szturmowcy mogli się tudo woli gromadzić bez wiedzy dziennikarzy pozostających pozagranicą strzeżoną przez policyjne patrole.Figueroa siadał właśnieprzy stoliku przed talerzykiem z pączkami i filiżanką kawy, kiedyMadera przedstawił mu się jako członek elitarnej jednostkiosobistej ochrony prezydenta.To na wszystkich robiło wielkiewrażenie, toteż Madera wykorzystał ten moment, by wmówićpolicjantowi, że Secret Service zjawiło się na miejscu wydarzeń wcelu zapewnienia ochrony synowi polityka nominowanego nastanowisko wiceprezydenta.- Mam nadzieję, że nie ściągnęliście na parking własnegoruchomego centrum dowodzenia burknął gliniarz. Nie.Bo nie na tym nam zależy.Czy możemy porozmawiać gdzieś na osobności?315Wokół nich przy stolikach siedziało co najmniej kilkunastuczłonków brygady antyterrorystycznej, którzy tylko czekali nazielone światło do rozpoczęcia szturmu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Demetri chwycił go łapczywie i opróżnił jednymhaustem, jakby zaschło mu w gardle.- Pamiętasz, co powiedziała na krótko przedtem, zanimpozwoliłem jej dziś wieczorem wysiąść z twojego auta?- Nie za bardzo - odparł Jack.- Powiedziała, że na to nie zasłużyłem.- Dla ciebie ma to pewnie znaczenie.Ale to tylko odosobnionauwaga, niestanowiąca odpowiedzi na moje pytanie.Demetri przytaknął ruchem głowy.- Wiem, że nie chciała mnie skrzywdzić ani też poniżyć,ale jej słowa otworzyły stare rany, które, jak sądziłem, już312dawno się zablizniły.Mówiła o pewnej nocy na Cyprze sprzed lat,kiedy byliśmy młodzi.Zaczęła się od czystej rozkoszy.Wymówił to jak roskoży", jak gdyby natrętne wspomnieniakazały mu zapomnieć o panowaniu nad akcentem. Dopóki nie zostałeś zrzucony z dachu budynku wtrącił Jack. Mówiła ci o tym?-Tak.Sprawiał wrażenie zaskoczonego, a zarazem onieśmielonego.-1powiedziała ci też, co ci łajdacy zrobili, kiedy doszli do wniosku, żesię mnie pozbyli? Owszem, powiedziała, co się stało. Wszystko? - zaciekawił się Demetri. Powiedziała ciwszystko?-Tak.Z sykiem wypuścił powietrze przez zaciśnięte zęby. Podejrzewam, że przynosi jej to ulgę, gdy dziś może o tymrozmawiać z innymi ludzmi.Ale wtedy było całkiem inaczej.Nawet nie chciała zgłosić tego na policji.Próbowaliśmy wspólnieunieść to brzemię, ale okazało się ponad nasze siły.Niewytrzymaliśmy ze sobą nawet roku.Tylko dziewięć miesięcy. Masz na myśli dokładnie dziewięć miesięcy? Tak, dokładnie. Dziewięć miesięcy od tamtej nocy czy raczej od dnia twojegowyjścia ze szpitala? Od tamtej nocy. Chcesz zatem powiedzieć, że Sofia była. Lepiej zajmij się tym cholernym testamentem, Swyteck,dobrze?Mimo to Jack wykradł jeszcze chwilę, żeby spojrzeć Grekowiprosto w oczy, oszacować język jego ciała i ton głosu - jakby na tejpodstawie próbował ocenić, czy owa furtka jeszcze istnieje.Gdyzdarzało mu się trącić niewłaściwą strunę podczas rozmów w celi313śmierci, musiał wzywać strażnika.Ale teraz pistolet w dłoni De-metriego czynił grozbę popełnienia błędu wręcz nieuniknioną.Jack zacisnął w palcach długopis, tłumacząc na głos w trakciepisania: Muszę tak sformułować testament, żeby wszystko w chwilitwojej śmierci, czy to będzie pół miliona dolarów, czy tylko pięćcentów, przeszło na własność Sofii. Właśnie o to mi chodzi.Jack pospiesznie zakończył pierwszy akapit testamentu i na dolestrony nakreślił kilka miejsc na podpisy. Będziesz potrzebował trzech świadków do podpisania tegodokumentu rzekł. Cóż za zbieg okoliczności.Mam przecież trójkę zakład-ników! Owszem, ale pozostaje pewna bardzo ważna sprawa.Jeśli tentestament ma być ważny w świetle przepisów prawa, każdy z trojgazakładników będzie musiał osobiście stawić się przed sądem w celupotwierdzenia autentyczności twojego podpisu.Zatem jeśli któreś znas ma wcześniej zginąć, razem z nim przepadnie twój testament iSofia nie dostanie ani centa.Demetri obrzucił go wyzywającym spojrzeniem, jakbypodejrzewał, że Jack blefuje.Zresztą wcale się nie mylił, gdyż Jackblefował w wielu sprawach, poczynając od tej, że pod testamentembędą musiały widnieć podpisy trzech wiarygodnych świadków. Mam lepszy pomysł - rzucił Grek.Wyszarpnął Jackowi spod ręki kartkę z odręcznie spisanymtestamentem i podszedł z nią do kamery.Ustawił ją tuż przedobiektywem, po czym w miejscu przeznaczonym na podpis autorazakreślił duży krzyżyk.Następnie złożył testament i wetknął gosobie do kieszeni spodni. W ten sposób mam miliony świadków - powiedział.-I teraz nawet wszyscy możemy zginąć.Rozdział 47gent Secret Service Frank Madera udał się prosto zmiędzynarodowego lotniska w Miami do budynkuAredakcyjnego stacji Action News.Nie uprzedził przełożonychz FBI o swoim przylocie, celowo unikał kontaktów zprzedstawicielami władz federalnych w hali odpraw na lotnisku.Niemniej szybko zdążył namierzyć Manny'ego Figueroę w kawiarniprzylegającej do budynku studyjnego, gdzie dowódcy oddziałuszturmowego SWAT urządzili sobie tymczasowe kasyno.Rzeczywiście lokal był usytuowany w strategicznym miejscu, gdyżtylko przylegał do głównego budynku studyjnego, ale pozostawał wgranicach strefy odciętej od świata, toteż szturmowcy mogli się tudo woli gromadzić bez wiedzy dziennikarzy pozostających pozagranicą strzeżoną przez policyjne patrole.Figueroa siadał właśnieprzy stoliku przed talerzykiem z pączkami i filiżanką kawy, kiedyMadera przedstawił mu się jako członek elitarnej jednostkiosobistej ochrony prezydenta.To na wszystkich robiło wielkiewrażenie, toteż Madera wykorzystał ten moment, by wmówićpolicjantowi, że Secret Service zjawiło się na miejscu wydarzeń wcelu zapewnienia ochrony synowi polityka nominowanego nastanowisko wiceprezydenta.- Mam nadzieję, że nie ściągnęliście na parking własnegoruchomego centrum dowodzenia burknął gliniarz. Nie.Bo nie na tym nam zależy.Czy możemy porozmawiać gdzieś na osobności?315Wokół nich przy stolikach siedziało co najmniej kilkunastuczłonków brygady antyterrorystycznej, którzy tylko czekali nazielone światło do rozpoczęcia szturmu [ Pobierz całość w formacie PDF ]