[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego matka była krewną księcia Dev-onshire.Ale daleką.Mieli starą i wielką posiadłość rodzinną podKing's Lynn.- Była tam pani kiedyś?- Nie, to znaczy nie wewnątrz.Giles zabrał mnie tam raz nawycieczkę autem, pewnie dlatego, że ciągle wierciłam mu o to dziuręw brzuchu.Nie weszliśmy jednak do środka.Powiedział, że pojechalido Włoch, a dom stoi zamknięty na cztery spusty.Zupełnie jak wPowrocie do Brideshead.- Nie miał klucza?- Widocznie nie.Twierdził, że rodzice są zobowiązani dawać mupieniądze, bo odziedziczył gotówkę, albo może jednostki funduszupowierniczego, ale nie układa mu się z nimi najlepiej.Chyba nawet zesobą nie rozmawiali.- Czy próbowała pani się z nimi skontaktować, kiedy zniknął?- Nie.Po jakimś czasie po prostu zrezygnowałam i życie poto-czyło się dalej.Wie pani, jak to jest, kiedy się ma naście lat.Złamaneserce wydaje się nie do naprawienia przez mniej więcej cztery tygo-dnie.Wyciąga się wszystkie smutne, romantyczne płyty, pogrąża nachwilę w łzawej melancholii, a potem wychodzi się na miasto, żebysię upić w trupa albo wskoczyć do wyrka z pierwszym lepszymnieznajomym.Proszę wybaczyć sformułowanie.- Pamiętam.Neil Trethowan.- Słucham?- Złamał moje serce.Nazywał się Neil Trethowan.- Ach, tak.Giles.To było dawno temu, ale po naszej rozmowiemam wrażenie, że wydarzyło się to wczoraj.Przynajmniej niektórerzeczy.- Czy spotkała go pani kiedykolwiek potem?- Nie.- A wie pani może, czy Tommy i Rolo utrzymywali z nim kon-takt?- Jeśli tak, to mi o tym nie powiedzieli.Zresztą potem skończy-liśmy studia i wszyscy straciliśmy ze sobą kontakt, jak to zwyklebywa, chociaż mieliśmy najlepsze intencje.- Jak brzmiało jego nazwisko?- Moore.Giles Moore.Dysponując nazwiskiem oraz szczegółami, które podała im Elaine,będą mogli poszukać czegoś więcej na temat tego enigmatycznegoGilesa Moore'a, pomyślała Annie, może nawet go namierzyć.Oczy-wiście mógł nie mieć nic wspólnego z niedawnymi wydarzeniami, aletrop wydawał się obiecujący.Szukali kogoś, kto się zadawał zarównoz Thomasem McMahonem, jak i Rolandem Gardinerem w czasachstudiów na politechnice w Leeds i wyglądało na to, że kogoś takiegoznalezli.- Zachowała pani jakieś fotografie z tamtych czasów?- Nie.Zapodziały się gdzieś podczas którejś z przeprowadzek.- Szkoda - westchnęła Annie.- To pytanie może się pani wydaćdziwne, ale czy Giles albo ktokolwiek z waszego towarzystwa miałkiedyś coś wspólnego z jakimś pożarem?Elaine zmarszczyła brwi.- Z pożarem? Nie, nie przypominam sobie.To znaczy były jakieśpożary w mieście, ale żaden nie dotyczył nikogo z nas.Nie sądzi panichyba, że Giles jest zamieszany w to, co się stało z Tommym i Rolem?Po takim długim czasie?- Nie twierdzę, że tak - odparła Annie.- Ale nie sądzi pani, żejeśli dwóch mężczyzn mieszkających w odległości kilkunastu kilo-metrów od siebie ginie w podejrzanych pożarach praktycznie w tymsamym czasie, to trudno uznać za czysty przypadek ich znajomość zczasów studiów na Politechnice Leeds? Ja tak właśnie uważam.Dzięki rozmowie z panią wiemy, że w tamtych czasach blisko się zesobą przyjaznili.No i pojawia się tajemniczy ten trzeci: Giles Moore.- Ale Giles nikogo by nie skrzywdził! Dlaczego miałby to zro-bić?- Czy może pani powiedzieć nam coś jeszcze, co pomogłoby goodnalezć?- Nie - odpowiedziała Elaine.Annie poczuła, że kobieta się zamyka.Nie chciała wrabiać daw-nego kochanka w podwójne morderstwo.Annie nie winiła jej za to.Ona sama też nie czułaby się z tym dobrze.- Jak wyglądał?- Był bardzo przystojny.Nieco wyższy ode mnie, smukły.Fa-lujące włosy, trochę dłuższe.Kasztanowe.Ale przecież minęło tyleczasu!- Ile miał wtedy lat?- Dwadzieścia jeden.Był od nas trochę starszy.- Jakieś znaki szczególne?- Co pani ma na myśli?- Na przykład znamiona, blizny i tym podobne.- Nie - odparła Elaine.- Miał gładką skórę, bez żadnych skaz.-Zaczerwieniła się na to wspomnienie.- Tylko bliznę po usunięciuwyrostka robaczkowego.- Mówił z jakimś regionalnym akcentem?- Nie.Mówił może trochę wyszukanym językiem.Wykształconaklasa wyższa, ale to przecież naturalne przy jego pochodzeniu.- Palił? Pił?- Palił.Wszyscy wtedy paliliśmy.Oczywiście zdawaliśmy sobiesprawę ze szkodliwości palenia, w końcu był rok osiemdziesiąty, alemłodzi ludzie zawsze się czują niezniszczalni.Rzuciłam dziesięć lattemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jego matka była krewną księcia Dev-onshire.Ale daleką.Mieli starą i wielką posiadłość rodzinną podKing's Lynn.- Była tam pani kiedyś?- Nie, to znaczy nie wewnątrz.Giles zabrał mnie tam raz nawycieczkę autem, pewnie dlatego, że ciągle wierciłam mu o to dziuręw brzuchu.Nie weszliśmy jednak do środka.Powiedział, że pojechalido Włoch, a dom stoi zamknięty na cztery spusty.Zupełnie jak wPowrocie do Brideshead.- Nie miał klucza?- Widocznie nie.Twierdził, że rodzice są zobowiązani dawać mupieniądze, bo odziedziczył gotówkę, albo może jednostki funduszupowierniczego, ale nie układa mu się z nimi najlepiej.Chyba nawet zesobą nie rozmawiali.- Czy próbowała pani się z nimi skontaktować, kiedy zniknął?- Nie.Po jakimś czasie po prostu zrezygnowałam i życie poto-czyło się dalej.Wie pani, jak to jest, kiedy się ma naście lat.Złamaneserce wydaje się nie do naprawienia przez mniej więcej cztery tygo-dnie.Wyciąga się wszystkie smutne, romantyczne płyty, pogrąża nachwilę w łzawej melancholii, a potem wychodzi się na miasto, żebysię upić w trupa albo wskoczyć do wyrka z pierwszym lepszymnieznajomym.Proszę wybaczyć sformułowanie.- Pamiętam.Neil Trethowan.- Słucham?- Złamał moje serce.Nazywał się Neil Trethowan.- Ach, tak.Giles.To było dawno temu, ale po naszej rozmowiemam wrażenie, że wydarzyło się to wczoraj.Przynajmniej niektórerzeczy.- Czy spotkała go pani kiedykolwiek potem?- Nie.- A wie pani może, czy Tommy i Rolo utrzymywali z nim kon-takt?- Jeśli tak, to mi o tym nie powiedzieli.Zresztą potem skończy-liśmy studia i wszyscy straciliśmy ze sobą kontakt, jak to zwyklebywa, chociaż mieliśmy najlepsze intencje.- Jak brzmiało jego nazwisko?- Moore.Giles Moore.Dysponując nazwiskiem oraz szczegółami, które podała im Elaine,będą mogli poszukać czegoś więcej na temat tego enigmatycznegoGilesa Moore'a, pomyślała Annie, może nawet go namierzyć.Oczy-wiście mógł nie mieć nic wspólnego z niedawnymi wydarzeniami, aletrop wydawał się obiecujący.Szukali kogoś, kto się zadawał zarównoz Thomasem McMahonem, jak i Rolandem Gardinerem w czasachstudiów na politechnice w Leeds i wyglądało na to, że kogoś takiegoznalezli.- Zachowała pani jakieś fotografie z tamtych czasów?- Nie.Zapodziały się gdzieś podczas którejś z przeprowadzek.- Szkoda - westchnęła Annie.- To pytanie może się pani wydaćdziwne, ale czy Giles albo ktokolwiek z waszego towarzystwa miałkiedyś coś wspólnego z jakimś pożarem?Elaine zmarszczyła brwi.- Z pożarem? Nie, nie przypominam sobie.To znaczy były jakieśpożary w mieście, ale żaden nie dotyczył nikogo z nas.Nie sądzi panichyba, że Giles jest zamieszany w to, co się stało z Tommym i Rolem?Po takim długim czasie?- Nie twierdzę, że tak - odparła Annie.- Ale nie sądzi pani, żejeśli dwóch mężczyzn mieszkających w odległości kilkunastu kilo-metrów od siebie ginie w podejrzanych pożarach praktycznie w tymsamym czasie, to trudno uznać za czysty przypadek ich znajomość zczasów studiów na Politechnice Leeds? Ja tak właśnie uważam.Dzięki rozmowie z panią wiemy, że w tamtych czasach blisko się zesobą przyjaznili.No i pojawia się tajemniczy ten trzeci: Giles Moore.- Ale Giles nikogo by nie skrzywdził! Dlaczego miałby to zro-bić?- Czy może pani powiedzieć nam coś jeszcze, co pomogłoby goodnalezć?- Nie - odpowiedziała Elaine.Annie poczuła, że kobieta się zamyka.Nie chciała wrabiać daw-nego kochanka w podwójne morderstwo.Annie nie winiła jej za to.Ona sama też nie czułaby się z tym dobrze.- Jak wyglądał?- Był bardzo przystojny.Nieco wyższy ode mnie, smukły.Fa-lujące włosy, trochę dłuższe.Kasztanowe.Ale przecież minęło tyleczasu!- Ile miał wtedy lat?- Dwadzieścia jeden.Był od nas trochę starszy.- Jakieś znaki szczególne?- Co pani ma na myśli?- Na przykład znamiona, blizny i tym podobne.- Nie - odparła Elaine.- Miał gładką skórę, bez żadnych skaz.-Zaczerwieniła się na to wspomnienie.- Tylko bliznę po usunięciuwyrostka robaczkowego.- Mówił z jakimś regionalnym akcentem?- Nie.Mówił może trochę wyszukanym językiem.Wykształconaklasa wyższa, ale to przecież naturalne przy jego pochodzeniu.- Palił? Pił?- Palił.Wszyscy wtedy paliliśmy.Oczywiście zdawaliśmy sobiesprawę ze szkodliwości palenia, w końcu był rok osiemdziesiąty, alemłodzi ludzie zawsze się czują niezniszczalni.Rzuciłam dziesięć lattemu [ Pobierz całość w formacie PDF ]