[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wielki i grubo-kościsty facet.Jak jej tatko. Proszę zostać tam, gdzie pan jest rozkazała.Zesztywniał, jego twarz wyrażała zakłopotanie.Cerę miał bladoróżo-wą, z wyjątkiem nosa, który przypominał ogromną truskawkę.Prostewłosy w odcieniu bursztynu sczesane były na czoło, zakrywając łysinkę.Miał rzadką i jasną brodę.Zalatywało od niego gorzałą.Spojrzała na odwody, ale wyglądało na to, że Beaudry ma swoje kłopo-ty.Okazało się, że ciężarówka miała też pasażera równie wielkiego jak jejRLTkierowca.I chyba równie pijanego, bo chód pana pasażera był dośćchwiejny.Graham próbował mu pomóc w utrzymaniu postawy pionowej.Kierowca ciężarówki zakołysał się na nogach. Nic nie zrobić. Potrząsał żywo głową, włosy opadały mu naoczy.Cindy stała pewnie i wyrażała się jasno. Proszę zawrócić do wozu.Musiał pewnie zrozumieć: odwrócić, bo zmarszczył brwi, okręcił się napięcie i pokazał Cindy swój zadek. Nie! wyjaśniła Cindy. Nie odwrócić się, lecz zawrócić do wo-zu.Do wozu! Obróć się. Wprawiła swój wskazujący palec w ruchwirowy.Mężczyzna zaczął obracać się w kółko. O to chodzi?Był narąbany jak wór, ale się nie stawiał.O jego powrocie do wozu le-piej było zapomnieć.Położyła rękę na jego zwalistych plecach, żeby za-trzymać te obroty.Zatoczył się do przodu, ale głowa wciąż mu chodziłana boki.Zataczając się, próbował znalezć oparcie dla swego niepewnegociała, czepiając się rękomamaski wozu.Jakby naraz nastąpiła zmiana konwencji i to, co się działo,obracało się w komedię bulwarową.To było na teraz, bo w każdej chwiliten uwalony hipcio mógł się stać bardzo niemiły. Proszę mi pokazać pańskie prawo jazdy zażądała z rezerwą Cin-dy.Facet usiłował odzyskać kontakt wzrokowy; niestety, próby te pozo-stawały daremne. Prawo jazdy proszę. Uciekła się do gestykulacji, żeby mu wy-tłumaczyć, o co chodzi.Odpowiadało jej tylko jego puste spojrzenie.Zwróciła się do Beaudry'ego: Czy ten twój facio mówi po angielsku? Nie sądzę odparł Beaudry. Ale za to ma dobre uzębienie.Za-uważyłem to, bo stale się uśmiecha.Cindy przyjrzała się swemu ciężarowi.Krzepki, tak, to odpowiedniesłowo.Nie na darmo maskotką dawnego ZSRR był niedzwiedz.RLT Twoje prawo jazdy. Kręciła wyimaginowaną kierownicą. No,jazda.Człowiek przytaknął. Da. Wskazał na swą ciężarówkę.Nie kapował. Prawo powtórzyła głośniej Cindy.Jak gdyby zdzierając sobiestruny głosowe, mogła poprawić jego angielszczyznę. Prawo. Prawo powtórzył.Wydarła się: Beaudry, proszę mi podać alkomat. Pomyślała, że jeśli był w nie-zgodzie z prawem, nie musi wcale oglądać jego prawa.Powinna gó zmiejsca zatrzymać. Ubezpieczam cię stamtąd.Zrób mu tylko dorazny test trzezwości.Zrozumiała, że Beaudry nie zostawi jej samej z dwoma pi- janymi wsztok olbrzymami.No pewnie, mogła poddać kierowcę prostemu spraw-dzianowi trzezwości.To mogła zaimprowizować. Czy nazywasz się Anatol Petrukievich? spytała.Zademonstrował natychmiast szeroki uśmiech. Da! Powtórzył to: Ta! Wytrysnął zeń bełkotliwy potok ob-cych słów, orację zakończył wspaniałym uśmiechem.Też się uśmiechnę-ła.Zaczął się szczerzyć jak uczniak.Zwietnie.Byli teraz kumplami. Spójrz tu, Anatol powiedziała.Gdy wymieniła to imię, zobaczy-ła, jak jego oczy kierują się na nią.Znowu ten głupawy uśmiech.Spójrz na moją nogę.Widzisz, co robię? Stanęła na prawej nodze iuniosła lewą trzy cale nad ziemią.Policzyła głośno do dziesięciu. Ty!Anatol! Anatol to robisz, zgoda?Robisz to.Capische?Gapił się na nią jak wół na malowane wrota.Nie bez racji, bo capische to przecież włoskie słowo.Zmieniłateraz nogę i zaczęła powolne wyliczanie, ponownie osiągającdziesięć.Wskazała gestem na jego klatkę piersiową [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wielki i grubo-kościsty facet.Jak jej tatko. Proszę zostać tam, gdzie pan jest rozkazała.Zesztywniał, jego twarz wyrażała zakłopotanie.Cerę miał bladoróżo-wą, z wyjątkiem nosa, który przypominał ogromną truskawkę.Prostewłosy w odcieniu bursztynu sczesane były na czoło, zakrywając łysinkę.Miał rzadką i jasną brodę.Zalatywało od niego gorzałą.Spojrzała na odwody, ale wyglądało na to, że Beaudry ma swoje kłopo-ty.Okazało się, że ciężarówka miała też pasażera równie wielkiego jak jejRLTkierowca.I chyba równie pijanego, bo chód pana pasażera był dośćchwiejny.Graham próbował mu pomóc w utrzymaniu postawy pionowej.Kierowca ciężarówki zakołysał się na nogach. Nic nie zrobić. Potrząsał żywo głową, włosy opadały mu naoczy.Cindy stała pewnie i wyrażała się jasno. Proszę zawrócić do wozu.Musiał pewnie zrozumieć: odwrócić, bo zmarszczył brwi, okręcił się napięcie i pokazał Cindy swój zadek. Nie! wyjaśniła Cindy. Nie odwrócić się, lecz zawrócić do wo-zu.Do wozu! Obróć się. Wprawiła swój wskazujący palec w ruchwirowy.Mężczyzna zaczął obracać się w kółko. O to chodzi?Był narąbany jak wór, ale się nie stawiał.O jego powrocie do wozu le-piej było zapomnieć.Położyła rękę na jego zwalistych plecach, żeby za-trzymać te obroty.Zatoczył się do przodu, ale głowa wciąż mu chodziłana boki.Zataczając się, próbował znalezć oparcie dla swego niepewnegociała, czepiając się rękomamaski wozu.Jakby naraz nastąpiła zmiana konwencji i to, co się działo,obracało się w komedię bulwarową.To było na teraz, bo w każdej chwiliten uwalony hipcio mógł się stać bardzo niemiły. Proszę mi pokazać pańskie prawo jazdy zażądała z rezerwą Cin-dy.Facet usiłował odzyskać kontakt wzrokowy; niestety, próby te pozo-stawały daremne. Prawo jazdy proszę. Uciekła się do gestykulacji, żeby mu wy-tłumaczyć, o co chodzi.Odpowiadało jej tylko jego puste spojrzenie.Zwróciła się do Beaudry'ego: Czy ten twój facio mówi po angielsku? Nie sądzę odparł Beaudry. Ale za to ma dobre uzębienie.Za-uważyłem to, bo stale się uśmiecha.Cindy przyjrzała się swemu ciężarowi.Krzepki, tak, to odpowiedniesłowo.Nie na darmo maskotką dawnego ZSRR był niedzwiedz.RLT Twoje prawo jazdy. Kręciła wyimaginowaną kierownicą. No,jazda.Człowiek przytaknął. Da. Wskazał na swą ciężarówkę.Nie kapował. Prawo powtórzyła głośniej Cindy.Jak gdyby zdzierając sobiestruny głosowe, mogła poprawić jego angielszczyznę. Prawo. Prawo powtórzył.Wydarła się: Beaudry, proszę mi podać alkomat. Pomyślała, że jeśli był w nie-zgodzie z prawem, nie musi wcale oglądać jego prawa.Powinna gó zmiejsca zatrzymać. Ubezpieczam cię stamtąd.Zrób mu tylko dorazny test trzezwości.Zrozumiała, że Beaudry nie zostawi jej samej z dwoma pi- janymi wsztok olbrzymami.No pewnie, mogła poddać kierowcę prostemu spraw-dzianowi trzezwości.To mogła zaimprowizować. Czy nazywasz się Anatol Petrukievich? spytała.Zademonstrował natychmiast szeroki uśmiech. Da! Powtórzył to: Ta! Wytrysnął zeń bełkotliwy potok ob-cych słów, orację zakończył wspaniałym uśmiechem.Też się uśmiechnę-ła.Zaczął się szczerzyć jak uczniak.Zwietnie.Byli teraz kumplami. Spójrz tu, Anatol powiedziała.Gdy wymieniła to imię, zobaczy-ła, jak jego oczy kierują się na nią.Znowu ten głupawy uśmiech.Spójrz na moją nogę.Widzisz, co robię? Stanęła na prawej nodze iuniosła lewą trzy cale nad ziemią.Policzyła głośno do dziesięciu. Ty!Anatol! Anatol to robisz, zgoda?Robisz to.Capische?Gapił się na nią jak wół na malowane wrota.Nie bez racji, bo capische to przecież włoskie słowo.Zmieniłateraz nogę i zaczęła powolne wyliczanie, ponownie osiągającdziesięć.Wskazała gestem na jego klatkę piersiową [ Pobierz całość w formacie PDF ]