[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Chciałabym go zobaczyć, proszę - powiedziała Corrie-Lyn.- Czemu nie? - zgodziła się Ericilla.- Przebyliście tak daleką drogę.Wymagało to następnej podróży na zewnątrz.Wejście do wykopaliska znajdowało się podrugiej stronie szałasów.Był to prosty metalowy sześcian, mieszczący mały generator napędzanysyntezą wodoru i kilka baterii energetycznych.Nachylone pole siłowe zabezpieczało wykopaliskoprzed jadowitymi żywiołami Hanko.Była tam śluza dekontaminacyjna, trzymająca na zewnątrzradioaktywne powietrze, więc sprzęt zespołu mógł działać unikając zakażenia i zniszczenia.Wielkiejednostki filtrujące wypełniały resztę sześcianu wejściowego utrzymując atmosferę w czystości.Temperatura wewnątrz nadal była wystarczająco niska, by wieczna zmarzlina nie odmarzała.Aaron iCorrie-Lyn nie zdjęli hełmów.Roboty wykopaliskowe przebiły przejście schodzące w dół pod kątem czterdziestu pięciustopni, i wyrąbały prymitywne stopnie w skalistym gruncie.Wzdłuż dachu przeciągnięto grubeniebieskie węże powietrzne.Grupowały się one wokół okrągłej półmetrowej rury wyciągowej, którabrzęczała, kiedy przenosiła ziarna zamarzniętego błota na wysypisko, pół kilometra stąd.Paskifotopolimeru zwisające z lin rzucały lekko zielonkawe światło.Aaron stąpał ostrożnie, schodząc wdół.Solidny grunt wokół blokował jakieś szczegółowe skanowania polowe.Dół prymitywnych schodów musiał znajdować się z siedem metrów pod poziomem gruntu.Ericilla wyjaśniała, że wkopali się w dno jeziora, które wypełniło się osadami w czasie monsunówpo ataku.Na otaczającym terenie znajdowało się kilku ludzi, którzy nigdy nie dotarli do Anagaski.Przejście otwierało się na komnatę o szerokości dziesięciu metrów i wysoką na trzy, podpartąpolami siłowymi.Porzucone półmetrowe boty leżały wyciągnięte na podłodze, wśród wężowychsplotów kabli zasilających.Parę rzutników holograficznych wypełniało pomieszczeniewszechobecnym blaskiem monochromatycznego światła.W osadach za polem siłowym połyskiwałykryształy lodu.W oddalonym boku pomieszczenia ział otwór.Skanowanie polowe Aarona pokazało munastępną jaskinię wypełnioną mnóstwem aktywności elektronicznej.Ktoś tam był.Ktoś, kto osłaniałswoje ciało przed skanowaniem.- Wielki Ozzie - wydyszał Aaron.Corrie-Lyn obdarzyła go zaciekawionym spojrzeniem i pomaszerowała do drugiej komory.Byławiększa od pierwszej, jedną trzecią powierzchni jej ścian pokrywały boty wykopaliskowe.Wyglądały jak masa gigantycznych czerwi powoli wkręcających się w zmrożony osad.Wielkakoronka małych rurek wychodzących z ich ogonów prowadziła do początku rury wyciągowej.Srebrne dyski czujników unosiły się w powietrzu, kiwały się, by pobierać odczyty.Obrysowanaświtą cybernetycznej aktywności przebywała tu samotna postać w ciemnozielonym skafandrze.Corrie-Lyn postąpiła naprzód kilka niepewnych kroków.Mężczyzna obrócił się i zdjął bankowy hełm.Jego twarz miała raczej latynoski odcień, niżpółnocnoeuropejską bladość Iniga; był raczej szatynem niż rudym.Ale jeśli tego nie liczyć, rysy niezmieniły się wiele.Aaron pomyślał, że to przebranie jest szczególnie podłe, tak jakby po prostuzastosował makijaż i złą perukę.- Inigo - szepnęła Corrie-Lyn.- Ze wszystkich projektów Odzyskania na wszystkich martwych planetach galaktyki, musiałaśprzyjść akurat do mojego.Corrie-Lyn osunęła się na kolana, łkając bezradnie.- Hej, dziewczyno - powiedział Inigo ze współczuciem.Ukląkł przy niej i odpiął zewnętrznezapięcia w jej hełmie.- Gdzie byłeś, sukinsynu! - wrzasnęła.Jej pięść biła go w tors.- Czemu mnie zostawiłeś?Czemu zostawiłeś nas?Wytarł łzy z jej policzków, a potem pochylił się i ją pocałował.Corrie-Lyn niemal się przedtym broniła.Nagle objęła go ramionami i całowała go jak szalona.Materia ich skafandrówwydawała skrzypiące dzwięki, kiedy ocierali się o siebie.Aaron odczekał dyplomatyczną minutę, a potem odpiął własny hełm.Powietrze było gryzącozimne i unosił się w nim dziwaczny zapach zgniłej mięty.Każdemu oddechowi towarzyszyły szarewstęgi pary.- Trudno pana znalezć.Inigo i Corrie-Lyn oddzielili się od siebie.- Nie słuchaj go - powiedziała natarczywie Corrie-Lyn.- Bez względu na to, co zechce,odmawiaj.To szaleniec.Zabił setki ludzi, by cię znalezć.- Lekka przesada - powiedział Aaron.- Z pewnością nie więcej niż dwudziestu.Szarostalowe oczy Iniga zwęziły się.- Mogę wyczuć, czym jesteś.Kogo reprezentujesz?- Ach.- Aaron uśmiechnął się niewyraznie.Nie jestem pewien.Ale zaraz się tego dowiemy.Czuł jak wiedza znowu porusza się w jego umyśle.Zaraz będzie wiedział, co teraz robić.- Nie powrócę - powiedział po prostu Inigo.- Co się stało? - pytała błagalnie Corrie-Lyn.U-adiunkt Aarona zameldował o wezwaniu od dyrektora Ansana Purillara.Zostało przekazaneprzez setki pustynnych kilometrów z Kajaani przez małe, mocne boje.Dotarło do obozu, skądwreszcie przesączyło się w dół na wykopalisko przez pojedyncze włókno światłowodu.- Tak, dyrektorze? - powiedział Aaron.Inigo i Corrie-Lyn wymienili zaintrygowane spojrzenia, a potem popatrzyli na Aarona.- Czy lecieli za panem jacyś koledzy? - spytał Ansan Purillar.- Nie.- Bo przez atmosferę nad nami przechodzi jakiś statek i nie odpowiada na żadne nasze sygnały.Aaron poczuł, jak krew krzepnie mu w żyłach.Jego programy bojowe włączyły się iinstynktownie okrył się najsilniejszym polem siłowym, jakie tylko zdołała wytworzyć jego biononika.- Wynoście się stamtąd.- Co?- Wynoście się z bazy.Wszyscy na zewnątrz.Natychmiast!- Sądzę, że lepiej, by pan wyjaśnił, co się dzieje.- Cholera! - Jego u-adiunkt wykorzystał wątłe łącze do bazy, by zbudować mały kanał dosmartkoru Cwanego Lawiranta".- Powiedz im! - wrzasnął na Corrie-Lyn.Wzdrygnęła się.- Dyrektorze, proszę, niech pan wyjdzie.Nie byliśmy wobec pana uczciwi.- Zwróciła się doIniga.- Proszę! - zasyczała.Westchnął z niechęcią.- Ansan, mówi Earl.Wez tylu ile możesz na statek.Wszyscy pozostali będą musieli wykorzystaćpełzacze.- Ale.Smartkor Sprytnego Kombinatora" skanował niebo nad Kajaani.Ochronne pole siłowe nadbazą znacznie mu w tym przeszkadzało.Ale pokazał Aaronowi niewielka masę na wysokościtrzydziestu kilometrów, utrzymującą pozycję nad grubą pokrywą zewnętrznych chmur.- Przyleć i zabierz nas - powiedział Aaron do smartkora.- Szybko.Jego egzowizja pokazała mustatek włączający silniki.Systemom lotu potrzebna była sekunda by się włączyć.Jego pole siłowestwardniało.Niesłychanie potężny laser promieni gamma, bezpośrednio nad statkiem uderzył w poleochronne bazy.Fioletowa korona zapłonęła wokół punktu przebicia, a promień wgryzł się w budynekgeneratorów.Całkowita awaria pola siłowego stanowiła sytuację, którą przewidziano w projekcie bazy.Wtórne pola siłowe zatrzasnęły się nad domkami i kompleksami naukowymi, niemal na czas, byochronić je przed pierwszym straszliwym wzrostem ciśnienia.Kryształy lodu walnęły w ściany,wierciły dziury w murawie.Ludzie na zewnątrz wrzeszczeli i rzucali się na ziemię, kiedy runęło nanich uderzenie.Po kilku sekundach ponownie schwytane powietrze uspokoiło się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Chciałabym go zobaczyć, proszę - powiedziała Corrie-Lyn.- Czemu nie? - zgodziła się Ericilla.- Przebyliście tak daleką drogę.Wymagało to następnej podróży na zewnątrz.Wejście do wykopaliska znajdowało się podrugiej stronie szałasów.Był to prosty metalowy sześcian, mieszczący mały generator napędzanysyntezą wodoru i kilka baterii energetycznych.Nachylone pole siłowe zabezpieczało wykopaliskoprzed jadowitymi żywiołami Hanko.Była tam śluza dekontaminacyjna, trzymająca na zewnątrzradioaktywne powietrze, więc sprzęt zespołu mógł działać unikając zakażenia i zniszczenia.Wielkiejednostki filtrujące wypełniały resztę sześcianu wejściowego utrzymując atmosferę w czystości.Temperatura wewnątrz nadal była wystarczająco niska, by wieczna zmarzlina nie odmarzała.Aaron iCorrie-Lyn nie zdjęli hełmów.Roboty wykopaliskowe przebiły przejście schodzące w dół pod kątem czterdziestu pięciustopni, i wyrąbały prymitywne stopnie w skalistym gruncie.Wzdłuż dachu przeciągnięto grubeniebieskie węże powietrzne.Grupowały się one wokół okrągłej półmetrowej rury wyciągowej, którabrzęczała, kiedy przenosiła ziarna zamarzniętego błota na wysypisko, pół kilometra stąd.Paskifotopolimeru zwisające z lin rzucały lekko zielonkawe światło.Aaron stąpał ostrożnie, schodząc wdół.Solidny grunt wokół blokował jakieś szczegółowe skanowania polowe.Dół prymitywnych schodów musiał znajdować się z siedem metrów pod poziomem gruntu.Ericilla wyjaśniała, że wkopali się w dno jeziora, które wypełniło się osadami w czasie monsunówpo ataku.Na otaczającym terenie znajdowało się kilku ludzi, którzy nigdy nie dotarli do Anagaski.Przejście otwierało się na komnatę o szerokości dziesięciu metrów i wysoką na trzy, podpartąpolami siłowymi.Porzucone półmetrowe boty leżały wyciągnięte na podłodze, wśród wężowychsplotów kabli zasilających.Parę rzutników holograficznych wypełniało pomieszczeniewszechobecnym blaskiem monochromatycznego światła.W osadach za polem siłowym połyskiwałykryształy lodu.W oddalonym boku pomieszczenia ział otwór.Skanowanie polowe Aarona pokazało munastępną jaskinię wypełnioną mnóstwem aktywności elektronicznej.Ktoś tam był.Ktoś, kto osłaniałswoje ciało przed skanowaniem.- Wielki Ozzie - wydyszał Aaron.Corrie-Lyn obdarzyła go zaciekawionym spojrzeniem i pomaszerowała do drugiej komory.Byławiększa od pierwszej, jedną trzecią powierzchni jej ścian pokrywały boty wykopaliskowe.Wyglądały jak masa gigantycznych czerwi powoli wkręcających się w zmrożony osad.Wielkakoronka małych rurek wychodzących z ich ogonów prowadziła do początku rury wyciągowej.Srebrne dyski czujników unosiły się w powietrzu, kiwały się, by pobierać odczyty.Obrysowanaświtą cybernetycznej aktywności przebywała tu samotna postać w ciemnozielonym skafandrze.Corrie-Lyn postąpiła naprzód kilka niepewnych kroków.Mężczyzna obrócił się i zdjął bankowy hełm.Jego twarz miała raczej latynoski odcień, niżpółnocnoeuropejską bladość Iniga; był raczej szatynem niż rudym.Ale jeśli tego nie liczyć, rysy niezmieniły się wiele.Aaron pomyślał, że to przebranie jest szczególnie podłe, tak jakby po prostuzastosował makijaż i złą perukę.- Inigo - szepnęła Corrie-Lyn.- Ze wszystkich projektów Odzyskania na wszystkich martwych planetach galaktyki, musiałaśprzyjść akurat do mojego.Corrie-Lyn osunęła się na kolana, łkając bezradnie.- Hej, dziewczyno - powiedział Inigo ze współczuciem.Ukląkł przy niej i odpiął zewnętrznezapięcia w jej hełmie.- Gdzie byłeś, sukinsynu! - wrzasnęła.Jej pięść biła go w tors.- Czemu mnie zostawiłeś?Czemu zostawiłeś nas?Wytarł łzy z jej policzków, a potem pochylił się i ją pocałował.Corrie-Lyn niemal się przedtym broniła.Nagle objęła go ramionami i całowała go jak szalona.Materia ich skafandrówwydawała skrzypiące dzwięki, kiedy ocierali się o siebie.Aaron odczekał dyplomatyczną minutę, a potem odpiął własny hełm.Powietrze było gryzącozimne i unosił się w nim dziwaczny zapach zgniłej mięty.Każdemu oddechowi towarzyszyły szarewstęgi pary.- Trudno pana znalezć.Inigo i Corrie-Lyn oddzielili się od siebie.- Nie słuchaj go - powiedziała natarczywie Corrie-Lyn.- Bez względu na to, co zechce,odmawiaj.To szaleniec.Zabił setki ludzi, by cię znalezć.- Lekka przesada - powiedział Aaron.- Z pewnością nie więcej niż dwudziestu.Szarostalowe oczy Iniga zwęziły się.- Mogę wyczuć, czym jesteś.Kogo reprezentujesz?- Ach.- Aaron uśmiechnął się niewyraznie.Nie jestem pewien.Ale zaraz się tego dowiemy.Czuł jak wiedza znowu porusza się w jego umyśle.Zaraz będzie wiedział, co teraz robić.- Nie powrócę - powiedział po prostu Inigo.- Co się stało? - pytała błagalnie Corrie-Lyn.U-adiunkt Aarona zameldował o wezwaniu od dyrektora Ansana Purillara.Zostało przekazaneprzez setki pustynnych kilometrów z Kajaani przez małe, mocne boje.Dotarło do obozu, skądwreszcie przesączyło się w dół na wykopalisko przez pojedyncze włókno światłowodu.- Tak, dyrektorze? - powiedział Aaron.Inigo i Corrie-Lyn wymienili zaintrygowane spojrzenia, a potem popatrzyli na Aarona.- Czy lecieli za panem jacyś koledzy? - spytał Ansan Purillar.- Nie.- Bo przez atmosferę nad nami przechodzi jakiś statek i nie odpowiada na żadne nasze sygnały.Aaron poczuł, jak krew krzepnie mu w żyłach.Jego programy bojowe włączyły się iinstynktownie okrył się najsilniejszym polem siłowym, jakie tylko zdołała wytworzyć jego biononika.- Wynoście się stamtąd.- Co?- Wynoście się z bazy.Wszyscy na zewnątrz.Natychmiast!- Sądzę, że lepiej, by pan wyjaśnił, co się dzieje.- Cholera! - Jego u-adiunkt wykorzystał wątłe łącze do bazy, by zbudować mały kanał dosmartkoru Cwanego Lawiranta".- Powiedz im! - wrzasnął na Corrie-Lyn.Wzdrygnęła się.- Dyrektorze, proszę, niech pan wyjdzie.Nie byliśmy wobec pana uczciwi.- Zwróciła się doIniga.- Proszę! - zasyczała.Westchnął z niechęcią.- Ansan, mówi Earl.Wez tylu ile możesz na statek.Wszyscy pozostali będą musieli wykorzystaćpełzacze.- Ale.Smartkor Sprytnego Kombinatora" skanował niebo nad Kajaani.Ochronne pole siłowe nadbazą znacznie mu w tym przeszkadzało.Ale pokazał Aaronowi niewielka masę na wysokościtrzydziestu kilometrów, utrzymującą pozycję nad grubą pokrywą zewnętrznych chmur.- Przyleć i zabierz nas - powiedział Aaron do smartkora.- Szybko.Jego egzowizja pokazała mustatek włączający silniki.Systemom lotu potrzebna była sekunda by się włączyć.Jego pole siłowestwardniało.Niesłychanie potężny laser promieni gamma, bezpośrednio nad statkiem uderzył w poleochronne bazy.Fioletowa korona zapłonęła wokół punktu przebicia, a promień wgryzł się w budynekgeneratorów.Całkowita awaria pola siłowego stanowiła sytuację, którą przewidziano w projekcie bazy.Wtórne pola siłowe zatrzasnęły się nad domkami i kompleksami naukowymi, niemal na czas, byochronić je przed pierwszym straszliwym wzrostem ciśnienia.Kryształy lodu walnęły w ściany,wierciły dziury w murawie.Ludzie na zewnątrz wrzeszczeli i rzucali się na ziemię, kiedy runęło nanich uderzenie.Po kilku sekundach ponownie schwytane powietrze uspokoiło się [ Pobierz całość w formacie PDF ]