[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chcę, \ebyś się w to mieszała.- To ja rozmawiałam z Piersallem, nie ty.- Przeka\ę wszystko, co mi powiedziałaś.- Nie będą chcieli cię słuchać.Zresztą po co, skoro to ja jestem świadkiem?- Bo tak ci ka\ę.- Alex odwrócił się pod pretekstem, \e szuka popielniczki.Wiedział, \enie nadaje się na aktora.- Posłuchaj, Alison - zwrócił się znów do dziewczyny.- Dostaliśmyte zezwolenia na pomiar.Jutro jadę do Ocho Rios wynająć kierowców i pomocników.Wasspodziewam się za dwa, trzy dni.Nie chcę, \eby po moim wyjezdzie ty albo ktokolwiek zgrupy rozmawiał z policją.W ogóle nie rozmawiajcie z nikim.Mamy swoje pomiary, a resztato ju\ nie nasza sprawa.Jestem odpowiedzialny za wyprawę i nie chcę, \eby doszło do niepo-trzebnej zwłoki.Alison przestąpiła krok do przodu, znikając z barwnego obramowania, i stanęła twarząw twarz z Amerykaninem.- Okropnie kłamiesz, Alex.Okropnie w tym sensie, \e bardzo słabo.- W tej chwili wychodzę na policję.Potem, je\eli nie będzie za pózno, wpadnę mo\e doministerstwa i rozmówię się z tym Lathamem.Nie byłem dla niego zbyt uprzejmy.- Wydawało mi się, \e rozstaliście się jak najlepsi przyjaciele.McAuliff uznał, \e Alison o wiele lepiej od niego wychwytuje drobiazgi", o jakichmówił Holcroft.Była w tym naprawdę dobra.- Słyszałaś tylko moją część rozmowy, więc skąd ta pewność? Dobrze, je\eli nie wrócędo siódmej, co ty na to, \eby zjeść kolację z Jensenami? Dołączę do was zaraz jak się poja-wię.- Jensenów nie ma.- Co takiego?!- Nie denerwuj się tak.Dzwoniłam ju\ do nich przed południem, \eby się umówić.Zo-stawili w recepcji wiadomość, \e korzystają z wolnego dnia i robią sobie wycieczkę.PortRoyal, Spanish Town, Old Harbour: pół południowego wybrze\a W hotelu zorganizowano imcałą trasę.- śyczę im dobrej zabawy.Kierowcy taksówki oznajmił, \e chce odbyć półgodzinną przeja\d\kę po mieście.Zgodnie z tą wersją miał trzydzieści minut do spotkania towarzyskiego w restauracji na DukeStreet.Niewa\ne, w której restauracji, poka\e ją, kiedy dojadą na miejsce.Dokładnego adresunie zna.Przez pół godziny kierowca mo\e go wozić, którędy zechce.Kierowca obruszył się91na te słowa: w popołudniowym korku ulicznym pół godziny ledwie im wystarczy, \eby doje-chać z Courtleigh na Duke Street.McAuliff wzruszył ramionami i zapewnił, \e się specjalnienie spieszy.Widocznie doskonale wyczuł nastrój kierowcy, bo samochód ruszył wzdłu\ Trafalgar,skręcił na południe w Lady Musgrave, a potem w Old Hope Road.Po drodze McAuliff musiałsię nasłuchać na temat handlowej potęgi Nowego Kingston, ciągłych postępów i tytanicznychdokonań rządowej komisji planowania.Puszczał mimo uszu ten potok słów, przetykanych miejscową gwarą i przechwałkami o mnóstwie wielkich milionów z Ameryki", które ludzką, tropikalną narośl, jakim było King-ston, zmienią w karaibską Mekkę dla finansjery.W zale\ności od tego, z jakim akcentemmówili pasa\erowie, kierowca opowiadał im o wielkich milionach" marek, funtów lub fran-ków.Mógł sobie gadać.Zorientował się zresztą po paru minutach, \e pasa\er zamiast słuchaćpogadanki, wypatruje czegoś pilnie przez tylną szybę.Wypatruje, by wreszcie znalezć.Zielony osobowy chevrolet, model sprzed kilku lat.Jechał za nimi, zawsze mając przedsobą dwa albo trzy inne wozy, lecz ilekroć taksówka zakręcała albo wyprzedziła kogoś,chevrolet czynił to samo.Taksówkarz te\ zauwa\ył intruza.- Ma się kłopoty, mon.Kłamstwa nie miały sensu.- Nie wiem.- Ale ja wiem, mon.Ten zielony zapapraniec jedzie, jedzie, patrzę, znowu jedzie.Stałna tym wielkim placu przed Courtleigh Manor.Patrzę do środka, dwa czarne sukinsyny.McAuliff spojrzał na kierowcę, bo ostatnie słowa Jamajczyka przypomniały mu to, co zMontego Bay opowiedział mu Robert Hanley. Dwaj Murzyni zabrali ma-natki Sama".Alexsam się śmiał z tak odległych skojarzeń, o które zresztą nietrudno w czarnoskórym kraju, alenie miał \adnej innej poszlaki.- Dam ci zarobić dwadzieścia dolarów, kolego - rzekł prędko do kierowcy.- W zamianza dwie przysługi.-Mów mi, mów!- Pierwsza sprawa: musimy podjechać do tego zielonego tak blisko, \ebym mógł zano-tować sobie rejestrację.A kiedy ju\ zanotuję, musimy ich zgubić.Zrobi się?- Ty tylko patrz.- Jamajczyk zakręcił kierownicą w prawo.Taksówka na mgnienie wje-chała na sąsiedni pas, cudem unikając czołowego zderzenia z autobusem, a potem znówwskoczyła w sznur pojazdów, ustawiając się za volkswagenem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie chcę, \ebyś się w to mieszała.- To ja rozmawiałam z Piersallem, nie ty.- Przeka\ę wszystko, co mi powiedziałaś.- Nie będą chcieli cię słuchać.Zresztą po co, skoro to ja jestem świadkiem?- Bo tak ci ka\ę.- Alex odwrócił się pod pretekstem, \e szuka popielniczki.Wiedział, \enie nadaje się na aktora.- Posłuchaj, Alison - zwrócił się znów do dziewczyny.- Dostaliśmyte zezwolenia na pomiar.Jutro jadę do Ocho Rios wynająć kierowców i pomocników.Wasspodziewam się za dwa, trzy dni.Nie chcę, \eby po moim wyjezdzie ty albo ktokolwiek zgrupy rozmawiał z policją.W ogóle nie rozmawiajcie z nikim.Mamy swoje pomiary, a resztato ju\ nie nasza sprawa.Jestem odpowiedzialny za wyprawę i nie chcę, \eby doszło do niepo-trzebnej zwłoki.Alison przestąpiła krok do przodu, znikając z barwnego obramowania, i stanęła twarząw twarz z Amerykaninem.- Okropnie kłamiesz, Alex.Okropnie w tym sensie, \e bardzo słabo.- W tej chwili wychodzę na policję.Potem, je\eli nie będzie za pózno, wpadnę mo\e doministerstwa i rozmówię się z tym Lathamem.Nie byłem dla niego zbyt uprzejmy.- Wydawało mi się, \e rozstaliście się jak najlepsi przyjaciele.McAuliff uznał, \e Alison o wiele lepiej od niego wychwytuje drobiazgi", o jakichmówił Holcroft.Była w tym naprawdę dobra.- Słyszałaś tylko moją część rozmowy, więc skąd ta pewność? Dobrze, je\eli nie wrócędo siódmej, co ty na to, \eby zjeść kolację z Jensenami? Dołączę do was zaraz jak się poja-wię.- Jensenów nie ma.- Co takiego?!- Nie denerwuj się tak.Dzwoniłam ju\ do nich przed południem, \eby się umówić.Zo-stawili w recepcji wiadomość, \e korzystają z wolnego dnia i robią sobie wycieczkę.PortRoyal, Spanish Town, Old Harbour: pół południowego wybrze\a W hotelu zorganizowano imcałą trasę.- śyczę im dobrej zabawy.Kierowcy taksówki oznajmił, \e chce odbyć półgodzinną przeja\d\kę po mieście.Zgodnie z tą wersją miał trzydzieści minut do spotkania towarzyskiego w restauracji na DukeStreet.Niewa\ne, w której restauracji, poka\e ją, kiedy dojadą na miejsce.Dokładnego adresunie zna.Przez pół godziny kierowca mo\e go wozić, którędy zechce.Kierowca obruszył się91na te słowa: w popołudniowym korku ulicznym pół godziny ledwie im wystarczy, \eby doje-chać z Courtleigh na Duke Street.McAuliff wzruszył ramionami i zapewnił, \e się specjalnienie spieszy.Widocznie doskonale wyczuł nastrój kierowcy, bo samochód ruszył wzdłu\ Trafalgar,skręcił na południe w Lady Musgrave, a potem w Old Hope Road.Po drodze McAuliff musiałsię nasłuchać na temat handlowej potęgi Nowego Kingston, ciągłych postępów i tytanicznychdokonań rządowej komisji planowania.Puszczał mimo uszu ten potok słów, przetykanych miejscową gwarą i przechwałkami o mnóstwie wielkich milionów z Ameryki", które ludzką, tropikalną narośl, jakim było King-ston, zmienią w karaibską Mekkę dla finansjery.W zale\ności od tego, z jakim akcentemmówili pasa\erowie, kierowca opowiadał im o wielkich milionach" marek, funtów lub fran-ków.Mógł sobie gadać.Zorientował się zresztą po paru minutach, \e pasa\er zamiast słuchaćpogadanki, wypatruje czegoś pilnie przez tylną szybę.Wypatruje, by wreszcie znalezć.Zielony osobowy chevrolet, model sprzed kilku lat.Jechał za nimi, zawsze mając przedsobą dwa albo trzy inne wozy, lecz ilekroć taksówka zakręcała albo wyprzedziła kogoś,chevrolet czynił to samo.Taksówkarz te\ zauwa\ył intruza.- Ma się kłopoty, mon.Kłamstwa nie miały sensu.- Nie wiem.- Ale ja wiem, mon.Ten zielony zapapraniec jedzie, jedzie, patrzę, znowu jedzie.Stałna tym wielkim placu przed Courtleigh Manor.Patrzę do środka, dwa czarne sukinsyny.McAuliff spojrzał na kierowcę, bo ostatnie słowa Jamajczyka przypomniały mu to, co zMontego Bay opowiedział mu Robert Hanley. Dwaj Murzyni zabrali ma-natki Sama".Alexsam się śmiał z tak odległych skojarzeń, o które zresztą nietrudno w czarnoskórym kraju, alenie miał \adnej innej poszlaki.- Dam ci zarobić dwadzieścia dolarów, kolego - rzekł prędko do kierowcy.- W zamianza dwie przysługi.-Mów mi, mów!- Pierwsza sprawa: musimy podjechać do tego zielonego tak blisko, \ebym mógł zano-tować sobie rejestrację.A kiedy ju\ zanotuję, musimy ich zgubić.Zrobi się?- Ty tylko patrz.- Jamajczyk zakręcił kierownicą w prawo.Taksówka na mgnienie wje-chała na sąsiedni pas, cudem unikając czołowego zderzenia z autobusem, a potem znówwskoczyła w sznur pojazdów, ustawiając się za volkswagenem [ Pobierz całość w formacie PDF ]