[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Król uśmiechnął się.Było to figlarne i porozumiewawcze spojrzenie.- Nic nie mówiłem.Masz wilgotne dłonie, Lauryn.Wszystko w porządku?Wyrwała ręce i potarła je o koszulę.- W porządku.Powinniśmy już chyba stąd iść - powiedziała, rozglądając się, czy niktich nie widział.W jednej chwili siedzieli tak blisko siebie, że ich głowy niemal stykały się.- Na pewno wszystko dobrze? - W głosie króla ponownie pojawiła się troska.- Tak, zapewniam.Straciłam dech i na pewno dorobię się kilku niesamowitychsiniaków, ale poza tym czuję się dobrze.Idziemy?Chciała się podnieść, lecz te nieszczęsne, piękne ręce znów ją uchwyciły.- Skoro dobrze się czujesz, to będę zaszczycony, jeśli udamy się na tę przejażdżkęoraz na piknik, który dla nas zaplanowałem.- Piknik? - zdziwiła się, czując się i brzmiąc niczym papużka, którą widziała wzłoconej klatce w pałacu.Obiecała sobie, że nie powtórzy ani nie zmusi go do powtórzeniażadnego słowa.- Tak, nasz piknik.Twój i mój.- Nie rozumiem.- Cóż, zaprosiłem cię dziś na przejażdżkę.Pomyślałem, że moglibyśmy udać sięrazem na spokojny piknik, a ja mógłbym wziąć sobie do serca twoją rozsądną poradę ipoćwiczyć swój uśmiech.- Och, Gyl, ja naprawdę nie miałam tego na myśli.Uśmiech opadł i powróciła wrażliwość.Uznała to za coś niezwykle czułego.- Wiem, wiem.Ale masz rację.W ciągu tych ostatnich tygodni.czułem się, jakbyopadł na mnie jakiś ponury całun, kiedy wieści katastrofalne mieszały się z dziwacznymi.Naprawdę zdążyłem już zapomnieć, jak się uśmiecha, ale ty mi przypomniałaś.Jestem takiwdzięczny.A więc.dołączysz do mnie?Rozejrzała się dookoła z zakłopotaniem.- Tylko we dwoje?- Tak właśnie miało to wyglądać.Ci mężczyzni to moja straż.Czekali na mnie, kiedyudałem się coś sprawdzić.Ty pojawiłaś się i najwyrazniej uznałaś, że mnie nie ma.Zapewniam cię jednak, byłem tam przez cały czas, tylko pojechałem przodem, żeby podjąćkilka królewskich decyzji - powiedział z udawaną powagą.Uśmiechnęli się do siebie.Skinąłw kierunku mężczyzn.- Będą nas pilnować, lecz z dyskretnej odległości.Właściwiepojedziemy sami, lecz niedaleko, obiecuję.Rzekłszy to, podniósł jej dłoń i pocałował.Pocałunek był tak delikatny i ulotny, że ztrudem udało się jej przekonać, że w ogóle się zdarzył.Nie okazując żadnego zażenowania zpowodu tego, co właśnie uczynił, król pomógł jej wstać i poprowadził ją w stronę Zwietlika.Przez cały czas trzymał ją za rękę.Zdawało jej się, że jego dotyk pali ją przez ubranie, a skórapod nim łaskocze.*Nieco pózniej usiedli przy niewielkim strumyku i uraczyli się prostym, leczwybornym posiłkiem.Podczas przejażdżki rozmawiali, pozwalając koniom dobrać własne,wygodne tempo.Gyl stwierdził, że Lauryn nie nadaje się już tego dnia do szybkiej jazdy icelowo pozwolił Bryksowi kroczyć powoli.Zmiali się z błahych spraw i Gyl zauważył, żeLauryn jest świetną naśladowczynią.Choć była w pałacu od niedawna, znakomicie potrafiławcielić się w Koryna i kucharkę.Ponownie ze śmiechem nawiązał do południowego epizodu, ale kiedy skrzywiła się,obiecał, że już nigdy do tego nie wróci.Wiedział oczywiście, że widok ten będzie miał przedoczami codziennie i że nie spocznie, póki nie poczuje jej ciała blisko siebie.Kiedy w pewnej chwili zapadło milczenie, zaczął zastanawiać się, czy było coś złegow tym, że tak pożądał tej kobiety.Nie była przecież jego siostrą.Jej biologiczna matkaadoptowała go, nie zostali wychowani razem jak rodzeństwo.Dla niego była po prostu młodądziewczyną, która w najbardziej nieoczekiwany sposób znalazła się w jego życiu.Zaintrygowała go już od chwili, kiedy się poznali, a teraz nie przestawała go intrygować.Kiedy siedzieli przy strumyku, do ich rozmów wdarł się smutek, gdyż Gyl zacząłopowiadać o ojcu.W krótkim czasie Lauryn odniosła wrażenie, że poznała już tego człowiekaoczami Gyla i żołnierskim przywiązaniem do szczegółów.- Bardzo kochał twoją matkę - powiedział.- Tak myślę.A co sądzisz o moim ojcu?Docenił jej bezpośredniość.- %7łałuję, że w ogóle się pojawił, no ale z drugiej strony, gdyby nie to, nigdy niepoznałbym ciebie.- Mówiąc to, Gyl nie potrafił spojrzeć jej w oczy.- Staram się mieć umysłotwarty na wszystko, z czym jest ponoć związany.Lauryn - ponownie ujął jej dłoń - byćmoże jestem królem Tallinoru, lecz w głębi duszy wciąż jestem prostym żołnierzem.Całe togadanie o magii, rozgniewanych bogach i.tobie, przybywającej z jakiegoś innego świata, byuratować ten.To wszystko mnie przerasta.Zcisnęła jego dłoń.- Rozumiem cię.Sama tak do końca nie wiem, co w ogóle tutaj robię.Uratowaćświat? Ha! Jak? Popatrz na mnie, Gyl.- Uczynił to.Lauryn rzuciła zaklęcie i postarzała się o jakieś pięćdziesiąt lat.Ujrzałana jego twarzy przerażenie, kiedy wyszarpnął rękę spomiędzy jej powykręcanych palców.Wówczas równie szybko zrzuciła czar i znów stała się Lauryn.- Jak sądzisz, czy to byłobymożliwe, gdyby na tym świecie nie było magii? - zapytała, nie uśmiechając się.Król był wyraznie wstrząśnięty.- Co jeszcze?- Co jeszcze potrafię? Wiele.Nie wiem nawet, jakie są ograniczenia tej mocy.Pamiętasz tego człowieka, którego znalazłeś przy drzewie nieopodal miejsca, gdzie jaksądziliśmy, umarła Sorrel?- Skinął głową.- Ja to zrobiłam.I uczyniłam to za pomocą własnej głowy.żadnychrąk, broni, tylko dzięki mocy.- Potrząsnął głową, po części nie wierząc w to, co słyszy, a poczęści z trwogi, która go ogarnęła.- A chłopak, którego szukałeś? Chyba połamałam mu parękości, kiedy rzuciłam zaklęcie i wyniosłam go wysoko w górę.Ciężko wylądował - dodałapółżartem, lecz Gylowi nie było do śmiechu.- Nie wiem, co powiedzieć - przyznał.- Nie ma co mówić.Czuję się tak samo bezradna jak ty, ufam jednak ojcu.Przyprowadził nas z powrotem, by coś zrobić.Ty również musisz mu zaufać.Jeśli zależy cina mnie, na naszej matce.Na Zwiatłość, Gylu! Jeśli zależy ci na Tallinorze, musimyuwierzyć w to, że Tor i Alyssa wiedzą o rzeczach, o których my nie mamy pojęcia.- Co powinienem zrobić?- Wyzbądz się sceptycyzmu.Otwórz się na sugestię.Pogódz się z tym, że magia jestobecna wokół ciebie i nas wszystkich.Można jej użyć do czynienia dobra, lecz istnieje teżmroczniejsza strona i sądzę, że z tym właśnie teraz mamy do czynienia.Skinął głową.- Moja matka.nasza matka udzieliła mi takich samych rad przed odjazdem.Dałemjej słowo, że przygotuję specjalne środki bezpieczeństwa w królestwie.- Nie wahaj się.Nadchodzi coś niedobrego.Mój ojciec zmuszony był stawić temuczoła, zanim przybyliśmy do Tal.Nie tutaj, w Tallinorze, lecz gdzie indziej.Zamiarem tegoboga jest zniszczenie nas wszystkich i zrównanie Tallinoru z ziemią.- Skąd mam wiedzieć, kto jest moim wrogiem?- Nie możesz tego wiedzieć - odparła.- %7ładne z nas tego nie wie.Ale mój ojciec gorozpozna.Póki co, musimy ufać tym, którzy wiedzą więcej od nas, którzy przygotowują sięjuż od dłuższego czasu.- Lauryn popatrzyła w stronę słońca chowającego się za wzgórzami.Westchnęła.- Robi się pózno.- Tak - przyznał, lecz nie wykonał żadnego gestu wskazującego na to, że szykuje siędo odejścia.- Lauryn, będziesz blisko mnie przez kilka następnych dni? Przyda mi sięprzyjaciółka w pałacu.Cała ta koronacja napawa mnie strachem.- Oczywiście, że tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Król uśmiechnął się.Było to figlarne i porozumiewawcze spojrzenie.- Nic nie mówiłem.Masz wilgotne dłonie, Lauryn.Wszystko w porządku?Wyrwała ręce i potarła je o koszulę.- W porządku.Powinniśmy już chyba stąd iść - powiedziała, rozglądając się, czy niktich nie widział.W jednej chwili siedzieli tak blisko siebie, że ich głowy niemal stykały się.- Na pewno wszystko dobrze? - W głosie króla ponownie pojawiła się troska.- Tak, zapewniam.Straciłam dech i na pewno dorobię się kilku niesamowitychsiniaków, ale poza tym czuję się dobrze.Idziemy?Chciała się podnieść, lecz te nieszczęsne, piękne ręce znów ją uchwyciły.- Skoro dobrze się czujesz, to będę zaszczycony, jeśli udamy się na tę przejażdżkęoraz na piknik, który dla nas zaplanowałem.- Piknik? - zdziwiła się, czując się i brzmiąc niczym papużka, którą widziała wzłoconej klatce w pałacu.Obiecała sobie, że nie powtórzy ani nie zmusi go do powtórzeniażadnego słowa.- Tak, nasz piknik.Twój i mój.- Nie rozumiem.- Cóż, zaprosiłem cię dziś na przejażdżkę.Pomyślałem, że moglibyśmy udać sięrazem na spokojny piknik, a ja mógłbym wziąć sobie do serca twoją rozsądną poradę ipoćwiczyć swój uśmiech.- Och, Gyl, ja naprawdę nie miałam tego na myśli.Uśmiech opadł i powróciła wrażliwość.Uznała to za coś niezwykle czułego.- Wiem, wiem.Ale masz rację.W ciągu tych ostatnich tygodni.czułem się, jakbyopadł na mnie jakiś ponury całun, kiedy wieści katastrofalne mieszały się z dziwacznymi.Naprawdę zdążyłem już zapomnieć, jak się uśmiecha, ale ty mi przypomniałaś.Jestem takiwdzięczny.A więc.dołączysz do mnie?Rozejrzała się dookoła z zakłopotaniem.- Tylko we dwoje?- Tak właśnie miało to wyglądać.Ci mężczyzni to moja straż.Czekali na mnie, kiedyudałem się coś sprawdzić.Ty pojawiłaś się i najwyrazniej uznałaś, że mnie nie ma.Zapewniam cię jednak, byłem tam przez cały czas, tylko pojechałem przodem, żeby podjąćkilka królewskich decyzji - powiedział z udawaną powagą.Uśmiechnęli się do siebie.Skinąłw kierunku mężczyzn.- Będą nas pilnować, lecz z dyskretnej odległości.Właściwiepojedziemy sami, lecz niedaleko, obiecuję.Rzekłszy to, podniósł jej dłoń i pocałował.Pocałunek był tak delikatny i ulotny, że ztrudem udało się jej przekonać, że w ogóle się zdarzył.Nie okazując żadnego zażenowania zpowodu tego, co właśnie uczynił, król pomógł jej wstać i poprowadził ją w stronę Zwietlika.Przez cały czas trzymał ją za rękę.Zdawało jej się, że jego dotyk pali ją przez ubranie, a skórapod nim łaskocze.*Nieco pózniej usiedli przy niewielkim strumyku i uraczyli się prostym, leczwybornym posiłkiem.Podczas przejażdżki rozmawiali, pozwalając koniom dobrać własne,wygodne tempo.Gyl stwierdził, że Lauryn nie nadaje się już tego dnia do szybkiej jazdy icelowo pozwolił Bryksowi kroczyć powoli.Zmiali się z błahych spraw i Gyl zauważył, żeLauryn jest świetną naśladowczynią.Choć była w pałacu od niedawna, znakomicie potrafiławcielić się w Koryna i kucharkę.Ponownie ze śmiechem nawiązał do południowego epizodu, ale kiedy skrzywiła się,obiecał, że już nigdy do tego nie wróci.Wiedział oczywiście, że widok ten będzie miał przedoczami codziennie i że nie spocznie, póki nie poczuje jej ciała blisko siebie.Kiedy w pewnej chwili zapadło milczenie, zaczął zastanawiać się, czy było coś złegow tym, że tak pożądał tej kobiety.Nie była przecież jego siostrą.Jej biologiczna matkaadoptowała go, nie zostali wychowani razem jak rodzeństwo.Dla niego była po prostu młodądziewczyną, która w najbardziej nieoczekiwany sposób znalazła się w jego życiu.Zaintrygowała go już od chwili, kiedy się poznali, a teraz nie przestawała go intrygować.Kiedy siedzieli przy strumyku, do ich rozmów wdarł się smutek, gdyż Gyl zacząłopowiadać o ojcu.W krótkim czasie Lauryn odniosła wrażenie, że poznała już tego człowiekaoczami Gyla i żołnierskim przywiązaniem do szczegółów.- Bardzo kochał twoją matkę - powiedział.- Tak myślę.A co sądzisz o moim ojcu?Docenił jej bezpośredniość.- %7łałuję, że w ogóle się pojawił, no ale z drugiej strony, gdyby nie to, nigdy niepoznałbym ciebie.- Mówiąc to, Gyl nie potrafił spojrzeć jej w oczy.- Staram się mieć umysłotwarty na wszystko, z czym jest ponoć związany.Lauryn - ponownie ujął jej dłoń - byćmoże jestem królem Tallinoru, lecz w głębi duszy wciąż jestem prostym żołnierzem.Całe togadanie o magii, rozgniewanych bogach i.tobie, przybywającej z jakiegoś innego świata, byuratować ten.To wszystko mnie przerasta.Zcisnęła jego dłoń.- Rozumiem cię.Sama tak do końca nie wiem, co w ogóle tutaj robię.Uratowaćświat? Ha! Jak? Popatrz na mnie, Gyl.- Uczynił to.Lauryn rzuciła zaklęcie i postarzała się o jakieś pięćdziesiąt lat.Ujrzałana jego twarzy przerażenie, kiedy wyszarpnął rękę spomiędzy jej powykręcanych palców.Wówczas równie szybko zrzuciła czar i znów stała się Lauryn.- Jak sądzisz, czy to byłobymożliwe, gdyby na tym świecie nie było magii? - zapytała, nie uśmiechając się.Król był wyraznie wstrząśnięty.- Co jeszcze?- Co jeszcze potrafię? Wiele.Nie wiem nawet, jakie są ograniczenia tej mocy.Pamiętasz tego człowieka, którego znalazłeś przy drzewie nieopodal miejsca, gdzie jaksądziliśmy, umarła Sorrel?- Skinął głową.- Ja to zrobiłam.I uczyniłam to za pomocą własnej głowy.żadnychrąk, broni, tylko dzięki mocy.- Potrząsnął głową, po części nie wierząc w to, co słyszy, a poczęści z trwogi, która go ogarnęła.- A chłopak, którego szukałeś? Chyba połamałam mu parękości, kiedy rzuciłam zaklęcie i wyniosłam go wysoko w górę.Ciężko wylądował - dodałapółżartem, lecz Gylowi nie było do śmiechu.- Nie wiem, co powiedzieć - przyznał.- Nie ma co mówić.Czuję się tak samo bezradna jak ty, ufam jednak ojcu.Przyprowadził nas z powrotem, by coś zrobić.Ty również musisz mu zaufać.Jeśli zależy cina mnie, na naszej matce.Na Zwiatłość, Gylu! Jeśli zależy ci na Tallinorze, musimyuwierzyć w to, że Tor i Alyssa wiedzą o rzeczach, o których my nie mamy pojęcia.- Co powinienem zrobić?- Wyzbądz się sceptycyzmu.Otwórz się na sugestię.Pogódz się z tym, że magia jestobecna wokół ciebie i nas wszystkich.Można jej użyć do czynienia dobra, lecz istnieje teżmroczniejsza strona i sądzę, że z tym właśnie teraz mamy do czynienia.Skinął głową.- Moja matka.nasza matka udzieliła mi takich samych rad przed odjazdem.Dałemjej słowo, że przygotuję specjalne środki bezpieczeństwa w królestwie.- Nie wahaj się.Nadchodzi coś niedobrego.Mój ojciec zmuszony był stawić temuczoła, zanim przybyliśmy do Tal.Nie tutaj, w Tallinorze, lecz gdzie indziej.Zamiarem tegoboga jest zniszczenie nas wszystkich i zrównanie Tallinoru z ziemią.- Skąd mam wiedzieć, kto jest moim wrogiem?- Nie możesz tego wiedzieć - odparła.- %7ładne z nas tego nie wie.Ale mój ojciec gorozpozna.Póki co, musimy ufać tym, którzy wiedzą więcej od nas, którzy przygotowują sięjuż od dłuższego czasu.- Lauryn popatrzyła w stronę słońca chowającego się za wzgórzami.Westchnęła.- Robi się pózno.- Tak - przyznał, lecz nie wykonał żadnego gestu wskazującego na to, że szykuje siędo odejścia.- Lauryn, będziesz blisko mnie przez kilka następnych dni? Przyda mi sięprzyjaciółka w pałacu.Cała ta koronacja napawa mnie strachem.- Oczywiście, że tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]