[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednak niektórych fragmentówopowieści Nynaeve musiała się domyślać.Areina udała się do Illian z zamiaremsprowadzenia do domu młodszego brata, zanim zdąży złożyć przysięgę czyniącągo Myśliwym Polującym na Róg.Ale ponieważ miasto zalały tysięczne tłumy, niepotrafiła nigdzie go znalezć, jednak jakimś sposobem nagle okazało się, że to onastoi wśród szeregów, składa przysięgę i wyrusza w świat, sama nie do końca wie-rząc, że Róg w ogóle istnieje, na poły zaś żywiąc nadzieję, iż może w ten sposóbznajdzie gdzieś młodego Gwila i sprowadzi go do rodziny.Od tego czasu.rze-czy stawały się.coraz trudniejsze.Areina nie miała szczególnych oporów przedopowiadaniem, ale mówienie o niektórych sprawach kosztowało ją tyle wysiłku.Została wypędzona z kilku wiosek, raz obrabowana i kilkakrotnie pobita.Jednaknawet po takich przejściach nie miała zamiaru poddać się i zrezygnować ze zna-lezienia gdzieś bezpiecznego schronienia czy spokojnej wioski.Zwiat wciąż stałprzed nią otworem, Areina postanowiła zaś sobie, że jeszcze mu pokaże.Nie for-mułowała tego dokładnie w ten sposób, jednak Nynaeve doskonale wiedziała, żeo czymś takim myśli.Nynaeve zdawała sobie również znakomicie sprawę z tego, co ujęło ją w tychkobietach najbardziej.Każda z tych historii mogła stanowić wątek jej własnegożywota.Niemniej nie do końca rozumiała, dlaczego Areinę lubi z nich najbardziej.Zastanawiając się nad tym, doszła do wniosku, iż większość kłopotów Areiny bra-ła się z tego, że nie potrafiła trzymać języka za zębami, mówiła ludziom dokład-nie to, co o nich myślała.Trudno określić jako zbieg okoliczności fakt, że zostaławygnana z jednej z wiosek tak szybko, że aż musiała porzucić swego konia, potym jak nazwała lokalnego burmistrza ciastogębym łajdakiem, kilku zaś kobietomz wioski powiedziała, że żadne kuchenne pomywaczki o wyschłych kościach niemają prawa dopytywać się, co ona robi samotnie na gościńcu.Tyle wyznała Nyna-eve.Przez.kilka dni zastanawiała się, jak pomóc Areinie załatwić jej porachunkize światem.Chciała też wymyśleć coś, co mogłaby zrobić dla dwóch pozostałych.Pragnienie bezpieczeństwa i spokoju potrafiła także doskonale zrozumieć.Dziwna wymiana słów przydarzyła im się rankiem drugiego dnia podróży,kiedy usposobienia wciąż jeszcze były drażliwe, słowa zaś przynajmniej słowa262niektórych! nie ociekały jeszcze słodyczą.Nynaeve powiedziała coś zupełniezresztą nie napastliwego o tym, że Elayne nie znajduje się w pałacu swej matki,a więc nie powinna oczekiwać, że każdej nocy ona będzie ustępowała jej miejsca.Elayne zadarła podbródek, nim jednak zdążyła choćby otworzyć usta, Birgittewybuchnęła: Jesteś Dziedziczką Tronu Andoru? Ledwie rozejrzała się dookoła, bysprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje. Jestem odrzekła Elayne głosem bardziej jeszcze przepełnionym god-nością, nizli Nynaeve kiedykolwiek słyszała, jednak można było wyczuć w nimtakże ton poirytowania.czy mogła być to satysfakcja?Z twarzą kompletnie pozbawioną wyrazu Birgitte zwyczajnie odwróciła siędo nich plecami, przeszła na dziób i tam usiadła na zwoju liny, wbijając wzrokw rzekę.Elayne najpierw zmarszczyła brwi, ostatecznie jednak podeszła bliżeji usiadła obok.Przez jakiś czas cicho rozmawiały.Nynaeve nie przyłączyłaby siędo nich, nawet gdyby ją poprosiły! Elayne wydawała się z lekka niezadowolonaz przebiegu rozmowy, jakby oczekiwała czegoś zupełnie innego, potem jednaknie zdarzały im się już żadne sprzeczki.Pózniej, tego samego dnia, Birgitte powróciła do swego własnego imienia,a towarzyszył temu ostatni już wybuch jej gniewu.Ponieważ Moghedien pozo-stawiły za sobą, ona i Elayne mogły już za pomocą roztworu ze szkarłatki zmyćczerń ze, swych włosów, kiedy zaś Neres zobaczył rudozłote, sięgające do ramionloki jednej oraz pszenicznozłote, zaplecione w skomplikowany zwój warkoczawłosy drugiej, nie mówiąc już o łuku i kołczanie, wymamrotał coś gniewnie podnosem na temat: Birgitte wychodzącej w świat z przeklętych opowieści.Na jegonieszczęście dosłyszała.Tak właśnie brzmi jej imię, powiedziała mu ostro, a je-żeli mu się nie podoba, ona nie ma nic przeciwko temu, by przyszpilić strzałamijego uszy do któregokolwiek zechce masztu.Z zawiązanymi oczyma.Z poczer-wieniałą twarzą odszedł na bok i zaczął pokrzykiwać na marynarzy, by naciągnęlimocniej liny, tak już naciągnięte, że lada chwila mogły popękać.W tym momencie Nynaeve nie dbała o to, czy Birgitte ma zamiar rzeczywi-ście wprowadzić w czyn swoją grozbę.Szkarłatka mogła zostawić lekki rudawypoblask na jej włosach.ale i tak były na tyle podobne do ich naturalnej barwy, żechciało jej się płakać z radości.Szkarłatki zostało jej dosyć, chyba że wszyscy napokładzie zaczęliby cierpieć na ból zębów lub głowy.I dość czerwonego kopru,by uspokoić własny żołądek.Nie mogła powstrzymać westchnienia ulgi, gdy jużwysuszyła włosy i zaplotła je w stosowny warkocz.Dzięki Elayne, która tkała pomyślne wiatry, a Neres płynął i w dzień i nocą,wioski o krytych strzechą domach szybko zostawały w dali.Za dnia widać byłow nich machających rękoma ludzi, w nocy oświetlone okna.Nic nie zdradzałochoćby śladu zamieszania, jakie panowało w górze rzeki.Aadowny, wbrew swejnazwie, statek sunął prędko w dół rzeki.263Neres wydawał się rozdzierany sprzecznymi emocjami zadowoleniem, żetak mu sprzyjają wiatry oraz obawą przed żeglugą w dzień.Niejednokrotnie pa-trzył z tęsknotą w kilwater statku, na odpowiednie miejsca porośnięte drze-wami ujście strumienia czy głęboko wciętą w brzeg zatoczkę gdzie RzecznyWąż mógł zostać zakotwiczony i ukryty.Od czasu do czasu Nynaeve stwier-dzała głośno, upewniwszy się najpierw, że on ją słyszy, jak musi być szczęśliwy,że ludzie z Samary wkrótce już zsiądą z pokładu jego statku, dodając stosow-ny komentarz na temat tego, jak dobrze wygląda teraz ta lub owa kobieta, kiedytrochę wypoczęła, albo jak pełne życia zdają się obecnie jej dzieci.To wystarczy-ło, by wybić mu z głowy wszelkie pomysły na temat ewentualnych przystanków.Aatwiej zapewne byłoby postraszyć go przy pomocy Shienaran, tudzież Thomai Juilina, jednak tamci z każdą chwilą stawali się coraz bardziej zarozumiali.Onazaś z pewnością nie miała zamiaru kłócić się z mężczyzną, który ani nie zechcena nią spojrzeć, ani nie przemówi do niej choć słowem.Szary brzask trzeciego dnia podróży zastał załogę ponownie przy wiosłach ste-rowych, statek wchodził do doku w Boanndzie.Boannda była sporym miastem,większym od Samary, położonym na wąskim trójkącie ziemi, w miejscu, gdziebystra rzeka Boern, płynąca od Jehannah, wpadała do leniwej Eldar [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Jednak niektórych fragmentówopowieści Nynaeve musiała się domyślać.Areina udała się do Illian z zamiaremsprowadzenia do domu młodszego brata, zanim zdąży złożyć przysięgę czyniącągo Myśliwym Polującym na Róg.Ale ponieważ miasto zalały tysięczne tłumy, niepotrafiła nigdzie go znalezć, jednak jakimś sposobem nagle okazało się, że to onastoi wśród szeregów, składa przysięgę i wyrusza w świat, sama nie do końca wie-rząc, że Róg w ogóle istnieje, na poły zaś żywiąc nadzieję, iż może w ten sposóbznajdzie gdzieś młodego Gwila i sprowadzi go do rodziny.Od tego czasu.rze-czy stawały się.coraz trudniejsze.Areina nie miała szczególnych oporów przedopowiadaniem, ale mówienie o niektórych sprawach kosztowało ją tyle wysiłku.Została wypędzona z kilku wiosek, raz obrabowana i kilkakrotnie pobita.Jednaknawet po takich przejściach nie miała zamiaru poddać się i zrezygnować ze zna-lezienia gdzieś bezpiecznego schronienia czy spokojnej wioski.Zwiat wciąż stałprzed nią otworem, Areina postanowiła zaś sobie, że jeszcze mu pokaże.Nie for-mułowała tego dokładnie w ten sposób, jednak Nynaeve doskonale wiedziała, żeo czymś takim myśli.Nynaeve zdawała sobie również znakomicie sprawę z tego, co ujęło ją w tychkobietach najbardziej.Każda z tych historii mogła stanowić wątek jej własnegożywota.Niemniej nie do końca rozumiała, dlaczego Areinę lubi z nich najbardziej.Zastanawiając się nad tym, doszła do wniosku, iż większość kłopotów Areiny bra-ła się z tego, że nie potrafiła trzymać języka za zębami, mówiła ludziom dokład-nie to, co o nich myślała.Trudno określić jako zbieg okoliczności fakt, że zostaławygnana z jednej z wiosek tak szybko, że aż musiała porzucić swego konia, potym jak nazwała lokalnego burmistrza ciastogębym łajdakiem, kilku zaś kobietomz wioski powiedziała, że żadne kuchenne pomywaczki o wyschłych kościach niemają prawa dopytywać się, co ona robi samotnie na gościńcu.Tyle wyznała Nyna-eve.Przez.kilka dni zastanawiała się, jak pomóc Areinie załatwić jej porachunkize światem.Chciała też wymyśleć coś, co mogłaby zrobić dla dwóch pozostałych.Pragnienie bezpieczeństwa i spokoju potrafiła także doskonale zrozumieć.Dziwna wymiana słów przydarzyła im się rankiem drugiego dnia podróży,kiedy usposobienia wciąż jeszcze były drażliwe, słowa zaś przynajmniej słowa262niektórych! nie ociekały jeszcze słodyczą.Nynaeve powiedziała coś zupełniezresztą nie napastliwego o tym, że Elayne nie znajduje się w pałacu swej matki,a więc nie powinna oczekiwać, że każdej nocy ona będzie ustępowała jej miejsca.Elayne zadarła podbródek, nim jednak zdążyła choćby otworzyć usta, Birgittewybuchnęła: Jesteś Dziedziczką Tronu Andoru? Ledwie rozejrzała się dookoła, bysprawdzić, czy nikt nie podsłuchuje. Jestem odrzekła Elayne głosem bardziej jeszcze przepełnionym god-nością, nizli Nynaeve kiedykolwiek słyszała, jednak można było wyczuć w nimtakże ton poirytowania.czy mogła być to satysfakcja?Z twarzą kompletnie pozbawioną wyrazu Birgitte zwyczajnie odwróciła siędo nich plecami, przeszła na dziób i tam usiadła na zwoju liny, wbijając wzrokw rzekę.Elayne najpierw zmarszczyła brwi, ostatecznie jednak podeszła bliżeji usiadła obok.Przez jakiś czas cicho rozmawiały.Nynaeve nie przyłączyłaby siędo nich, nawet gdyby ją poprosiły! Elayne wydawała się z lekka niezadowolonaz przebiegu rozmowy, jakby oczekiwała czegoś zupełnie innego, potem jednaknie zdarzały im się już żadne sprzeczki.Pózniej, tego samego dnia, Birgitte powróciła do swego własnego imienia,a towarzyszył temu ostatni już wybuch jej gniewu.Ponieważ Moghedien pozo-stawiły za sobą, ona i Elayne mogły już za pomocą roztworu ze szkarłatki zmyćczerń ze, swych włosów, kiedy zaś Neres zobaczył rudozłote, sięgające do ramionloki jednej oraz pszenicznozłote, zaplecione w skomplikowany zwój warkoczawłosy drugiej, nie mówiąc już o łuku i kołczanie, wymamrotał coś gniewnie podnosem na temat: Birgitte wychodzącej w świat z przeklętych opowieści.Na jegonieszczęście dosłyszała.Tak właśnie brzmi jej imię, powiedziała mu ostro, a je-żeli mu się nie podoba, ona nie ma nic przeciwko temu, by przyszpilić strzałamijego uszy do któregokolwiek zechce masztu.Z zawiązanymi oczyma.Z poczer-wieniałą twarzą odszedł na bok i zaczął pokrzykiwać na marynarzy, by naciągnęlimocniej liny, tak już naciągnięte, że lada chwila mogły popękać.W tym momencie Nynaeve nie dbała o to, czy Birgitte ma zamiar rzeczywi-ście wprowadzić w czyn swoją grozbę.Szkarłatka mogła zostawić lekki rudawypoblask na jej włosach.ale i tak były na tyle podobne do ich naturalnej barwy, żechciało jej się płakać z radości.Szkarłatki zostało jej dosyć, chyba że wszyscy napokładzie zaczęliby cierpieć na ból zębów lub głowy.I dość czerwonego kopru,by uspokoić własny żołądek.Nie mogła powstrzymać westchnienia ulgi, gdy jużwysuszyła włosy i zaplotła je w stosowny warkocz.Dzięki Elayne, która tkała pomyślne wiatry, a Neres płynął i w dzień i nocą,wioski o krytych strzechą domach szybko zostawały w dali.Za dnia widać byłow nich machających rękoma ludzi, w nocy oświetlone okna.Nic nie zdradzałochoćby śladu zamieszania, jakie panowało w górze rzeki.Aadowny, wbrew swejnazwie, statek sunął prędko w dół rzeki.263Neres wydawał się rozdzierany sprzecznymi emocjami zadowoleniem, żetak mu sprzyjają wiatry oraz obawą przed żeglugą w dzień.Niejednokrotnie pa-trzył z tęsknotą w kilwater statku, na odpowiednie miejsca porośnięte drze-wami ujście strumienia czy głęboko wciętą w brzeg zatoczkę gdzie RzecznyWąż mógł zostać zakotwiczony i ukryty.Od czasu do czasu Nynaeve stwier-dzała głośno, upewniwszy się najpierw, że on ją słyszy, jak musi być szczęśliwy,że ludzie z Samary wkrótce już zsiądą z pokładu jego statku, dodając stosow-ny komentarz na temat tego, jak dobrze wygląda teraz ta lub owa kobieta, kiedytrochę wypoczęła, albo jak pełne życia zdają się obecnie jej dzieci.To wystarczy-ło, by wybić mu z głowy wszelkie pomysły na temat ewentualnych przystanków.Aatwiej zapewne byłoby postraszyć go przy pomocy Shienaran, tudzież Thomai Juilina, jednak tamci z każdą chwilą stawali się coraz bardziej zarozumiali.Onazaś z pewnością nie miała zamiaru kłócić się z mężczyzną, który ani nie zechcena nią spojrzeć, ani nie przemówi do niej choć słowem.Szary brzask trzeciego dnia podróży zastał załogę ponownie przy wiosłach ste-rowych, statek wchodził do doku w Boanndzie.Boannda była sporym miastem,większym od Samary, położonym na wąskim trójkącie ziemi, w miejscu, gdziebystra rzeka Boern, płynąca od Jehannah, wpadała do leniwej Eldar [ Pobierz całość w formacie PDF ]