[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znalezli to tutaj.Cokolwiek to było,jego ofiary nie miały żadnych szans.Ich gardła były rozszarpane, ciałaokaleczone, a mimo to było zaskakująco niedużo krwi.Odór padlinyunosił się ciężko nad zwłokami, wywołując mdłości.W oborze krowadomagała się, mucząc, by uratować ją od pełnych wymion.Mordercy niebyli zainteresowani ani nią, ani chudą kozą, przywiązaną obok.- Pochowajcie zwłoki, zanim pojedziemy dalej!Smród padliny wypełnił jego usta.Uciekł do obory i zwymiotował.***Gęsta zasłona deszczu sprawiała, że świat wydawał się dziwnie ciemnyi nierzeczywisty, obraz wałów po obu stronach rzeki był szary i rozmyty.Rosnące pochyło drzewa, których gałęzie wystawały daleko nad korytorzeki, szukały korzeniami oparcia w pokrytym rumowiskiem mulistympodłożu.Krzaki przycupnęły nad dołami w ziemi, gałązki sięgały wodypochylane jeszcze niżej przez deszcz.Pod dużym kamieniem schroniłysię jarząbki - matka z młodymi.Oczy jak czarne perełki patrzyły co ruszw stronę jezdzców, a tymczasem ciężkie krople deszczu sprawiały, że wodaw rzece bulgotała.Pojawiały się i pękały bańki, czasem posępne nieboprzecięła błyskawica, której towarzyszył ogłuszający grzmot.Już przed południem spiętrzone w oddali ciemne chmury zapowiadałyburzę.Najpierw były to tylko grzmoty, którym towarzyszyła delikatnamżawka, jednak pózniej deszcz i błyskawice runęły na nich z siłą, którejnawet Kierowie nie mogli zignorować.Zrezygnowali z poszukiwaniaschronienia w lesie i pędzili morderczym galopem naprzód, jakby mogliuciec przed siłami natury, aż znalezli to schronienie tutaj kamienny łukmostu.Mielizna, sięgająca od brzegu do wody, dawała pięciu jezdzcomdość miejsca, by po śliskim zejściu przez szlam i rumowisko wału, móc tuprzeczekać nawałnicę.Lijanas wydawało się, że trwa to już wiele godzin.Po jej prawej stronie, najbliżej wału i brzegu, drzemał na grzbiecieswojego konia Levan.Na lewo od niej Ecren przerzucił nogę przez łęksiodła i obcinał sobie małym sztyletem swoje wygięte paznokcie.ObokCorfar przeklinał raz po raz tę zdradliwą astracharską pogodę.Brachan51tymczasem spokojnie palił fajkę i patrzył, milcząc, w deszcz.Zapachtabaki dolatywał do Lijanas.Koń pod nią poruszał się niespokojnie i tupałz głośnym pluskiem, wyraznie niezadowolony, w wodzie sięgającej mu jużdo kolan.Jednak nawet teraz Mordan się nie poruszył.Lijanas zmarszczyłaczoło.Już od dłuższej chwili siedział zupełnie bez ruchu.Czy drzemałw siodle tak jak Levan? Ostrożnie odsunęła się trochę od jego twardejpiersi, do której przyciskał ją przez cały czas jazdy.Jego ramię spoczywałoluzno na jej biodrach, nie próbował przyciągnąć jej z powrotem do siebie.Zaryzykowała i zerknęła przez ramię i spotkała się z jego burzowymokiem.Szybko odwróciła się z powrotem.Kiedy jego koń po raz kolejny przestąpił gniewnie z nogi na nogęi potrząsnął, parskając, głową, odważyła się pochylić nieco do przodui pogłaskać go po szyi.Wojownik za jej plecami nie zareagował, jednakuszy czarnej klaczy poruszyły się, zastrzygła nimi kilka razy, potem zwierzęodwróciło głowę na tyle, na ile pozwalały mu cugle i wlepiło w nią wzrok.W jego oczach nie było złości, tak się przynajmniej wydawało Lijanas.Zachęcona tym sukcesem ponownie pochyliła się do przodu i podrapałazwierzę tym razem pod długą czarną grzywą.Znowu koń potrząsnął z parskaniem głową, tak że zadzwoniła jego uzda i został zmuszony mocnympociągnięciem cugli, by z powrotem patrzyć prosto. Siedzcie spokojnie! te słowa były jedynie warknięciem, któremutowarzyszył ostrzegawczy uścisk wokół jej pasa, jednak Lijanas zabrałarękę i usiadła prosto.I ze zdziwieniem spojrzała na swoje palce.Byłyubrudzone czarną, tłustą mazią, której nie udało się jej wytrzeć o suknię.Za nią Mordan nagle podniósł głowę.Niemal w tym samym momencie Ecren wetknął swój sztylet do pochwy i wsunął stopę z powrotemw strzemię. Jezdzcy! szepnął Corfar, a Brachan przytaknął bez słowa. Podkute konie oznajmił siwy wojownik i przełożył fajkę do drugiego kącika ust.Lijanas poczuła nagle przyspieszone bicie serca.Zazwyczaj tylko żołnierze Rusana jezdzili na podkutych koniach.Teraz także ona to usłyszała.Odgłos podków na kamieniach.Jezdzcy dotarli do mostu.W tej samejchwili dłoń Mordana zamknęła jej usta.Zrozpaczona poczuła, jak zaciskasię jej gardło, a do oczu napływają łzy.Chrzęst podkutych kopyt odbijałsię pod mostem głośnym echem.Taka okazja może się już nie nadarzyć.Zamknęła powieki, zebrała całą swoją odwagę i uderzyła głową w tył.Poczuła ból w czaszce, musiała odetchnąć.Na ułamek uderzenia sercachwyt Mordana rozluznił się.Wydawało jej się, że usłyszała jego syknięcie,w którym zaskoczenie mieszało się z bólem i wściekłością.Jednak nimzdołał ją mocniej złapać, Lijanas ześliznęła się po boku konia na dół,uchwyciła dłońmi suknię i pobiegła po śliskim wale, krzycząc z całej siły.Kopyta nad jej głową przestały uderzać rytmicznie i zatrzymały się.Kiedy wdrapała się bez tchu, pochlapana szlamem na most, jezdzcywłaśnie obracali swoje konie.Na tarczach mężczyzn lśnił astracharskismok morski.- Pomóżcie mi! Zostałam uprowadzona! To Kierowie! - Lijanas wyrzuciła z siebie te słowa ze szlochem, zrobiła jeszcze kilka chwiejnychkroków w stronę wojowników i w tej samej chwili wyskoczyli z obu stronmostu, jak duchy zemsty, Kierowie, i rzucili się na kompletnie zaskoczonych Nivardów.Przy pierwszym starciu jeden z żołnierzy Rusana zostałwyrzucony przez mur mostu, koń innego wojownika stanął przestraszonyna tylnych nogach, pośliznął się i przewrócił, grzebiąc pod sobą jezdzca.Lijanas patrzyła bezradnie na kłębowisko ludzi i zwierząt.Rżenie, krzyki,dzwięk stali uderzającej w mięśnie i kości, jeden z koni przebiegł obok niejw panice, tępy odgłos ciężkich ciał padających na kamień, jęk, a potemnagle zrobiło się cicho.Sparaliżowana z przerażenia Lijanas wpatrywałasię w bębniący deszcz.Przez pewien czas nie słyszała nic poza biciemwłasnego serca, potem nagle pojawiły się kroki.Ciemna postać wyłoniłasię z zasłony deszczu, zbliżając się powoli w jej stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Znalezli to tutaj.Cokolwiek to było,jego ofiary nie miały żadnych szans.Ich gardła były rozszarpane, ciałaokaleczone, a mimo to było zaskakująco niedużo krwi.Odór padlinyunosił się ciężko nad zwłokami, wywołując mdłości.W oborze krowadomagała się, mucząc, by uratować ją od pełnych wymion.Mordercy niebyli zainteresowani ani nią, ani chudą kozą, przywiązaną obok.- Pochowajcie zwłoki, zanim pojedziemy dalej!Smród padliny wypełnił jego usta.Uciekł do obory i zwymiotował.***Gęsta zasłona deszczu sprawiała, że świat wydawał się dziwnie ciemnyi nierzeczywisty, obraz wałów po obu stronach rzeki był szary i rozmyty.Rosnące pochyło drzewa, których gałęzie wystawały daleko nad korytorzeki, szukały korzeniami oparcia w pokrytym rumowiskiem mulistympodłożu.Krzaki przycupnęły nad dołami w ziemi, gałązki sięgały wodypochylane jeszcze niżej przez deszcz.Pod dużym kamieniem schroniłysię jarząbki - matka z młodymi.Oczy jak czarne perełki patrzyły co ruszw stronę jezdzców, a tymczasem ciężkie krople deszczu sprawiały, że wodaw rzece bulgotała.Pojawiały się i pękały bańki, czasem posępne nieboprzecięła błyskawica, której towarzyszył ogłuszający grzmot.Już przed południem spiętrzone w oddali ciemne chmury zapowiadałyburzę.Najpierw były to tylko grzmoty, którym towarzyszyła delikatnamżawka, jednak pózniej deszcz i błyskawice runęły na nich z siłą, którejnawet Kierowie nie mogli zignorować.Zrezygnowali z poszukiwaniaschronienia w lesie i pędzili morderczym galopem naprzód, jakby mogliuciec przed siłami natury, aż znalezli to schronienie tutaj kamienny łukmostu.Mielizna, sięgająca od brzegu do wody, dawała pięciu jezdzcomdość miejsca, by po śliskim zejściu przez szlam i rumowisko wału, móc tuprzeczekać nawałnicę.Lijanas wydawało się, że trwa to już wiele godzin.Po jej prawej stronie, najbliżej wału i brzegu, drzemał na grzbiecieswojego konia Levan.Na lewo od niej Ecren przerzucił nogę przez łęksiodła i obcinał sobie małym sztyletem swoje wygięte paznokcie.ObokCorfar przeklinał raz po raz tę zdradliwą astracharską pogodę.Brachan51tymczasem spokojnie palił fajkę i patrzył, milcząc, w deszcz.Zapachtabaki dolatywał do Lijanas.Koń pod nią poruszał się niespokojnie i tupałz głośnym pluskiem, wyraznie niezadowolony, w wodzie sięgającej mu jużdo kolan.Jednak nawet teraz Mordan się nie poruszył.Lijanas zmarszczyłaczoło.Już od dłuższej chwili siedział zupełnie bez ruchu.Czy drzemałw siodle tak jak Levan? Ostrożnie odsunęła się trochę od jego twardejpiersi, do której przyciskał ją przez cały czas jazdy.Jego ramię spoczywałoluzno na jej biodrach, nie próbował przyciągnąć jej z powrotem do siebie.Zaryzykowała i zerknęła przez ramię i spotkała się z jego burzowymokiem.Szybko odwróciła się z powrotem.Kiedy jego koń po raz kolejny przestąpił gniewnie z nogi na nogęi potrząsnął, parskając, głową, odważyła się pochylić nieco do przodui pogłaskać go po szyi.Wojownik za jej plecami nie zareagował, jednakuszy czarnej klaczy poruszyły się, zastrzygła nimi kilka razy, potem zwierzęodwróciło głowę na tyle, na ile pozwalały mu cugle i wlepiło w nią wzrok.W jego oczach nie było złości, tak się przynajmniej wydawało Lijanas.Zachęcona tym sukcesem ponownie pochyliła się do przodu i podrapałazwierzę tym razem pod długą czarną grzywą.Znowu koń potrząsnął z parskaniem głową, tak że zadzwoniła jego uzda i został zmuszony mocnympociągnięciem cugli, by z powrotem patrzyć prosto. Siedzcie spokojnie! te słowa były jedynie warknięciem, któremutowarzyszył ostrzegawczy uścisk wokół jej pasa, jednak Lijanas zabrałarękę i usiadła prosto.I ze zdziwieniem spojrzała na swoje palce.Byłyubrudzone czarną, tłustą mazią, której nie udało się jej wytrzeć o suknię.Za nią Mordan nagle podniósł głowę.Niemal w tym samym momencie Ecren wetknął swój sztylet do pochwy i wsunął stopę z powrotemw strzemię. Jezdzcy! szepnął Corfar, a Brachan przytaknął bez słowa. Podkute konie oznajmił siwy wojownik i przełożył fajkę do drugiego kącika ust.Lijanas poczuła nagle przyspieszone bicie serca.Zazwyczaj tylko żołnierze Rusana jezdzili na podkutych koniach.Teraz także ona to usłyszała.Odgłos podków na kamieniach.Jezdzcy dotarli do mostu.W tej samejchwili dłoń Mordana zamknęła jej usta.Zrozpaczona poczuła, jak zaciskasię jej gardło, a do oczu napływają łzy.Chrzęst podkutych kopyt odbijałsię pod mostem głośnym echem.Taka okazja może się już nie nadarzyć.Zamknęła powieki, zebrała całą swoją odwagę i uderzyła głową w tył.Poczuła ból w czaszce, musiała odetchnąć.Na ułamek uderzenia sercachwyt Mordana rozluznił się.Wydawało jej się, że usłyszała jego syknięcie,w którym zaskoczenie mieszało się z bólem i wściekłością.Jednak nimzdołał ją mocniej złapać, Lijanas ześliznęła się po boku konia na dół,uchwyciła dłońmi suknię i pobiegła po śliskim wale, krzycząc z całej siły.Kopyta nad jej głową przestały uderzać rytmicznie i zatrzymały się.Kiedy wdrapała się bez tchu, pochlapana szlamem na most, jezdzcywłaśnie obracali swoje konie.Na tarczach mężczyzn lśnił astracharskismok morski.- Pomóżcie mi! Zostałam uprowadzona! To Kierowie! - Lijanas wyrzuciła z siebie te słowa ze szlochem, zrobiła jeszcze kilka chwiejnychkroków w stronę wojowników i w tej samej chwili wyskoczyli z obu stronmostu, jak duchy zemsty, Kierowie, i rzucili się na kompletnie zaskoczonych Nivardów.Przy pierwszym starciu jeden z żołnierzy Rusana zostałwyrzucony przez mur mostu, koń innego wojownika stanął przestraszonyna tylnych nogach, pośliznął się i przewrócił, grzebiąc pod sobą jezdzca.Lijanas patrzyła bezradnie na kłębowisko ludzi i zwierząt.Rżenie, krzyki,dzwięk stali uderzającej w mięśnie i kości, jeden z koni przebiegł obok niejw panice, tępy odgłos ciężkich ciał padających na kamień, jęk, a potemnagle zrobiło się cicho.Sparaliżowana z przerażenia Lijanas wpatrywałasię w bębniący deszcz.Przez pewien czas nie słyszała nic poza biciemwłasnego serca, potem nagle pojawiły się kroki.Ciemna postać wyłoniłasię z zasłony deszczu, zbliżając się powoli w jej stronę [ Pobierz całość w formacie PDF ]