[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za​raz po​tem za​brał naj​bli​żej sto​ją​ce​mu męż​czyź​nie wiel​ki nóż, odło​żył as​son na zie​mię, pod​szedł do czar​ne​go ofiar​ne​go wie​prz​ka przy​wią​za​ne​go do drze​wa i ręką wo​jow​ni​ka jed​nym cię​ciem po​zba​wił go wiel​kiej gło​wy, ob​le​wa​jąc się krwią.W tym cza​sie loa do​-sia​dły wie​lu sług, a las wy​peł​ni​li les In​vi​si​bles, les Morts i les My​stères, loa i du​chy wy​mie​sza​ne z ludź​-mi.Wszy​scy się krę​ci​li, śpie​wa​li, tań​czy​li, ska​ka​li, prze​wra​ca​li o bęb​ny, cho​dzi​li po roz​ża​rzo​nych wę​-glach, li​za​li roz​grza​ne do czer​wo​no​ści ostrza noży i gar​ścia​mi je​dli ostrą pa​pry​kę.Noc​ne po​wie​trze było cięż​kie, jak​by za​po​wia​da​ło strasz​li​wą bu​rzę, ale nie czu​ło się naj​mniej​sze​go po​wie​wu wia​tru.Po​-chod​nie oświe​tla​ły jak słoń​ce w po​łu​dnie, ale krą​żą​ca po oko​li​cy Ma​re​chaus​sée ich nie zo​ba​czy​ła.Tak mi opo​wie​dzie​li.Dłu​go po​tem, kie​dy gę​sty tłum dy​go​tał, jak​by był jed​nym cia​łem, Ogun wy​dał z sie​bie ryk lwa, na​ka​-zu​jąc ci​szę.Bęb​ny za​mil​kły na​tych​miast, wszy​scy poza mam​bo wró​ci​li do swo​ich po​sta​ci, a loa wy​co​fa​ły się w ko​ro​ny drzew.Ogun-Fer​ra​il​le wzniósł as​son ku nie​bu i głos naj​po​tęż​niej​sze​go loa wy​buch​nął w ustach Tan​te Rose, żą​da​jąc kre​su nie​wol​nic​twa, wzy​wa​jąc do po​wszech​ne​go bun​tu i wy​zna​cza​jąc do​-wód​ców; Bo​uk​ma​na, Je​ana-Fra​nço​isa, Je​an​no​ta, Bo​is​se​au, Ce​le​sti​na i wie​lu in​nych.Nie wy​mie​nił To​-us​sa​in​ta, bo czło​wiek, któ​ry miał zo​stać du​szą bun​tow​ni​ków, był wte​dy jesz​cze na plan​ta​cji w Bréda,gdzie słu​żył jako woź​ni​ca.Przy​łą​czył się do re​wol​ty do​pie​ro kil​ka ty​go​dni póź​niej, po tym jak ura​to​wałcałą ro​dzi​nę swo​je​go pana.Ja usły​sza​łam imię To​us​sa​in​ta do​pie​ro rok póź​niej.Tak za​czę​ła się re​wo​lu​cja.Mi​nę​ło wie​le lat i na​dal leje się krew, któ​rą na​sią​ka zie​mia Ha​iti, ale ja nie pła​czę, bo już mnie tam nie ma.ZemstaKie​dy tyl​ko To​ulo​use Val​mo​ra​in do​wie​dział się o po​wsta​niu nie​wol​ni​ków i o więź​niach z Lim​bé, któ​-rzy umar​li, nie ujaw​nia​jąc żad​nych na​zwisk, na​ka​zał Tété, by szyb​ko zor​ga​ni​zo​wa​ła po​wrót do Sa​int-La​za​re, nie ba​cząc na ostrze​że​nia in​nych, zwłasz​cza dok​to​ra Par​men​tie​ra, przed nie​bez​pie​czeń​stwa​mi, ja​kie gro​zi​ły bia​łym na plan​ta​cjach.„Niech pan nie prze​sa​dza, dok​to​rze.Czar​ni za​wsze byli sko​rzy do bun​tu.Pro​sper Cam​bray pa​nu​je nad sy​tu​acją”, od​parł sta​now​czo Val​mo​ra​in, choć wca​le nie był tego taki pe​wien.Pod​czas gdy na pół​no​cy od​głos bęb​nów wzy​wał nie​wol​ni​ków na spo​tka​nie w Bois-Ca​-ïman, po​wóz Val​mo​ra​ina mknął pod eskor​tą wzmoc​nio​nej stra​ży w stro​nę plan​ta​cji.Do​tar​li na miej​sce w tu​ma​nach ku​rzu, roz​go​rącz​ko​wa​ni, nie​spo​koj​ni; dzie​ci były pra​wie nie​przy​tom​ne, a Tété wy​cień​czo​-na ko​ły​sa​niem po​jaz​du.Pan ze​sko​czył z wozu i za​mknął się z prze​ło​żo​nym nad​zor​ców w ga​bi​ne​cie, żeby wy​słu​chać in​for​ma​cji o stra​tach, któ​re oka​za​ły się mi​ni​mal​ne.Po​tem ob​je​chał po​sia​dłość i sta​nąłtwa​rzą w twarz z nie​wol​ni​ka​mi, któ​rzy zda​niem Cam​braya wzię​li udział w bun​cie, choć nie na tyle ak​-tyw​nie, by wy​dać ich Ma​re​chaus​sée, jak po​stą​pił z in​ny​mi.Była to jed​na z tych ostat​nio czę​stych sy​tu​-acji, w któ​rych Val​mo​ra​in czul się nie na miej​scu.Prze​ło​żo​ny nad​zor​ców bro​nił in​te​re​sów Sa​int-La​za​re le​piej niż wła​ści​ciel, dzia​łał sta​now​czo i bez cac​ka​nia, on na​to​miast wa​hał się nie​sko​ry do pla​mie​nia so​-bie rąk krwią.Ko​lej​ny raz po​ka​zał swo​ją nie​udol​ność.W cią​gu dwu​dzie​stu kil​ku lat, któ​re spę​dził w ko​lo​nii, nie zdo​łał się przy​sto​so​wać, cią​gle miał wra​że​nie, że jest tu prze​jaz​dem, a nie​wol​ni​cy byli dla nie​go naj​mniej przy​jem​nym ob​cią​że​niem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl