[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mam nic przeciwko temu.To jej prawo - stwierdził J.D.- A ja nie zamierzam jej go pozbawiać - dałam jasno do zrozumienia,że będę po stronie mojej mamy w każdych okolicznościach.- Jakoś nie potrafię was sobie wyobrazić w roli studenckiegomałżeństwa, wegetującego o hot dogach w wynajętym mieszkaniu.Będziecie żyć samą miłością?- Dlaczego nie? - zaperzył się J.D.- Będziemy pracować - odparłam.- Zaoferowano nam pół etatu przyprowadzeniu statystyk dla szkoły handlowej.Pracowalibyśmy zprofesorem Klingerem.To były partner w firmie Merrill Lynch.Nie dodałam, że płacili minimalną stawkę albo nawet mniej.Nawetnie zapytałam o wysokość wynagrodzenia.Wiedziałam, że naszafinansowa niezależność rysowała się marnie.Najważniejsze jednak byłoto, że na czas studiów wyrwiemy się spod skrzydeł Louisy.Wiedziałamteż, że pomogą nam moi rodzice.- To nie ma znaczenia.Jesteś pracowita i doceniam to, ale mój synprzywykł do określonego standardu.I ty też.Biedowanie to nie dla was.- Nieprawda, tato.Damy sobie doskonale radę! Duży Jim odchylił siędo tyłu i popatrzył na nas z uśmiechem.- Chciałbym zatrzeć złe wrażenie, jakie zrobiła dzisiaj moja żona,małym prezentem zaręczynowym.Firma Langley Construction andDevelopment buduje osiedle domków niedaleko kampusu w Columbii.Mam tam zarezerwowany mały segmencik z trzema sypialniami i52RS chciałbym, abyście w nim zamieszkali.Po uzyskaniu dyplomówmoglibyście go, na przykład sprzedać.Co wy na to?- Och, cudownie!J.D.poderwał się i chwycił dłoń ojca, lecz ten przyciągnął syna dosiebie i mocno uściskał.Wolną ręką objął również mnie i powiedział:- Mów mi po imieniu.Między nami nie będzie żadnych ceregieli!- Dobrze, to brzmi cudownie.Rozmawialiśmy jeszcze kilka minut o naszych planach, gdyzadzwonił telefon.Duży Jim podniósł słuchawkę i odezwał się jowialnymtonem.Szybko jednak spochmurniał.- Tak, tak.- Chwila ciszy i znów: - Tak.- Znów cisza.- O mój Boże!Gdzie?Zaczęłam drżeć.Przeczuwałam, że stało się coś strasznego.- Dobrze.Tak.Oczywiście.- Duży Jim odłożył w końcu słuchawkę ispojrzał na nas.Oczy miał pełne łez.- Dzwonili ze szpitala w Charlestonie.Wydarzył się wypadek.Okropny wypadek.Twój ojciec został opatrzony i już wyszedł ze szpitala.Moja droga, ciężko mi to mówić, ale twojej mamie się nie udało.- Co masz na myśli? - Chyba się przesłyszałam.- Moja mama nieżyje?- Tak.Bardzo mi przykro.- To niemożliwe.Nie.Co się właściwie stało?- pytał J.D.- Na drodze, którą jechali twoi rodzice, ciężarówka wpadła wpoślizg, obróciła się i uderzyła w bok waszego samochodu, od stronykierowcy.Adrianna zginęła na miejscu.53RS - Co takiego? Nie! To nie może być prawda! To jakaś strasznapomyłka! - Opadłam na kanapę, zakryłam twarz dłońmi i zaczęłamszlochać.Zanosiłam się płaczem i nikt nie potrafił mnie uspokoić, ani J.D.,który przyniósł mi chusteczki, ani Duży Jim, który mnie objął.W końcupostanowiłam wrócić do domu.- Jadę do ojca - powiedziałam.- Tak, oczywiście - przytaknął Jim.- Daj znać, jak mogę pomóc.Takmi przykro.- Powiedz matce, że to wszystko przez nią! - wykrzyknął J.D.-Niech ją szlag trafi! - Mój narzeczony głośno powiedział to, o czymwszyscy myśleliśmy.Jechaliśmy powoli.Burza przesunęła się w stronę morza, ciąglejednak mżyło i droga była bardzo śliska.Gałęzie, a nawet całe drzewależały połamane.We mnie też coś pękło.Wyglądałam przez okno, chcączapanować nad sobą,ale nic z tego nie wychodziło.Jechaliśmy wabsolutnej ciszy.Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że ta fatalna nocoznacza koniec naszego związku.Louisa wygoniła moich rodziców ze swojego domu złymi,obrazliwymi słowami, mściwym wypominaniem przeszłości.Gdybyzachowała się życzliwiej, nie wyjechaliby podczas burzy.Jak mogępoślubić J.D., skoro jego matka spowodowała śmierć mojej?Wiedzieliśmy, że to koniec.Zszokowani nie mieliśmy jednak sił, by o tymrozmawiać.Gdy dojechaliśmy do naszego domu przy Tradd Street,zastaliśmy ojca w salonie.Siedział w ulubionym fotelu mamy i płakał jakdziecko.Jedną rękę miał na temblaku, głowę obwiązano mu bandażem,54RS zakrywającym okropną ranę i pięćdziesiąt szwów, Moja siostra Joaniesiedziała przy nim na podłodze i szlochała.Miała tylko siedemnaście lat.Gdy weszliśmy, popatrzyła na nas i wrzasnęła do J.D.:- Wynoś się! I ty też! To twoja wina! Twoja i jego parszywejrodziny! Wynoście się! Oboje! - Poderwała się z podłogi i ruszyła w nasząstronę, najwyrazniej chcąc spoliczkować J.D.- Joanie, proszę cię! - Wyciągnęłam ręce, żeby ją powstrzymać.- Niepogarszaj sprawy!- Była taka piękna.- powiedział ojciec przez łzy.-Kochałem jątak.Złapałam uniesioną rękę siostry i w tej chwili Joanie wybuchnęłapłaczem.Ja też się rozpłakałam i chwyciłam ją w ramiona.- Przepraszam - wyszeptała.- Już dobrze - uspokajałam ją.J.D.wyszedł na korytarz, podniósł słuchawkę i gdzieś zatelefonował.Przypuszczałam, że dzwonił do swojego ojca.Gdy kilka minut pózniejusłyszałam dzwonek do drzwi, zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.Wprogu, w podartych dżinsach i starej koszulce z koncertu Allman Brothers,stała zalana łzami moja najlepsza przyjaciółka, Sela.55RS Rozdział 4J.D.wspominaGdy wracaliśmy z kolacji w restauracji Seli w Charlestonie, "Valeriezasnęła w samochodzie.Eufemistycznie nazywaliśmy te drzemki snem, botak naprawdę to mojej żonie urwał się film.Byłem tym zaintrygowany, booto dorosła kobieta odleciała po dwóch rozcieńczonych wódkach i małymkieliszku białego wina.No właśnie.Może Valerie nie powinna zapijaćalkoholem nowych lekarstw przepisanych przez neurologa? Tak, tozapewne była przyczyna jej niedyspozycji.Zastanówmy się.Czy moja żona grzeszyła nadmiarem ostrożności?Nie, do diabła.Jakie efekty uboczne mogły powodować leki? Nudności?Omdlenia? Zatrzymanie akcji serca? Z moim pechem pewnie nic jej sięnie stanie.Choć, kto wie? No to ładnie.Czy powinienem siedzieć przy niejprzez całą noc i sprawdzać puls? Potrząsnąłem głową i westchnąłem.Wiedziałem, że będę trzymać lusterko przy ustach Valerie aż do świtu.Tak z czystej przyzwoitości.W końcu jestem jej mężem.Postanowiłemzapoznać się z właściwościami przepisanego jej leku w internecie,spodziewałem się bowiem, że Valerie zlekceważyła wszelkie ostrzeżeniadotyczące alkoholu i mogło się okazać, że zapadnie w śpiączkę nanajbliższe dwadzieścia lat.A to nie była miła perspektywa.Na szczęście życie miało też lepsze strony.Taka, na przykład, Sela.Lepszej przyjaciółki ze świecą szukać.56RS Całkowicie lojalna wobec Betts łączyła mnie z nią niczym linaratunkowa, choć czasami miała wyrzuty sumienia.Powodem, dla któregoSela w ogóle opowiadała mi o Betts, był fakt, że mnie żałowała i że wielelat temu pomogłem jej w trudnej sytuacji finansowej i rozwiązałemniewielki problem prawny.Sądzę, że czuła się zobowiązana i rzucała mina pocieszenie ochłapy wiadomości.A ja pochłaniałem je z zapałem psachwytającego pożywienie w locie.Przez lata czekałem, aż Sela powie, że Betts wraca do domu.Właśnietak, do domu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl