[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu oznajmisz mu, że zmysły na mo-ment cię opuściły, ale teraz znów potrafisz myśleć jasno.Zwolni cię zprzyrzeczenia, zobaczysz. Może napiszę do Forsterów zaproponowała pani Oddingsell wrozmowie z Amy, starając się, by jej ton nie zdradzał napięcia. Mogły-byśmy pojechać na trochę do Cumnor Place, zostać tam przez parę tygo-dni. Do Forsterów? zdziwiła się lady Dudley.Siedziała we wnęceokiennej i korzystając z dogasającego światła dnia, obrębiała malusią ko-szulkę, którą uszyła dla Toma Hyde'a. Tak potwierdziła pani Oddingsell, nabierając pewności siebie.Byłyśmy u nich minionego roku, pod sam koniec lata, tuż zanim udałyśmysię do Chislehurst.Amy podniosła głowę znad robótki. Chyba nie dostałaś listu od mego męża? zapytała.Ton jej głosusugerował, że nie spodziewa się odpowiedzi innej niż przecząca. Anitwój brat Wilhelm? Nie odparta pani Oddingsell, czując się nader niezręcznie.Przykro mi, Amy.Młoda niewiasta ponownie nachyliła się nad robótką. Rozmawiałaś ze swoim bratem? To on chce, abyśmy wyjechały?RL Ależ skąd! zaprzeczyła równie pośpiesznie jak nieszczerze.Pomyślałam tylko, że masz wielu przyjaciół, którzy z pewnością będą za-zdrośni, jeśli zatrzymasz się na tak długo w jednym miejscu, nie zaszczy-cając ich swoimi odwiedzinami, zanim nastanie słotna jesień.A tak mo-głybyśmy zobaczyć i Forsterów, i Scottów w Camberwell.Co byś powie-działa na małe zakupy w Londynie? Wydawało mi się, że ochłódł w stosunku do mnie kontynuowałaAmy, jakby nie słysząc przyjaciółki. Obawiałam się, że jego życzeniemjest, abym wyjechała. Skądże znowu! wykrzyknęła pani Oddingsell, czując się jak ostat-nia zdrajczyni zarówno względem lady Dud-ley, jak i swojej rodziny.To mój pomysł! Uznałam po prostu, że moi krewni już ci się znudzili ichciałabyś znalezć się gdzie indziej. Ach uśmiechnęła się Amy wcale mi się tutaj nie nudzi.Prze-ciwnie, bardzo mi się podoba.Zostańmy jeszcze trochę, Lizzie. Co porabiałaś przez całe popołudnie? zapytał Robert dociekliwie,kiedy w zaciszu prywatnych komnat królowej spożywali wieczerzę, oto-czeni wianuszkiem dworzan.Musieli szeptać, jeśli nie chcieli, aby ich sły-szano. Zgodnie z obietnicą przyszedłem na spotkanie, jak tylko spraw-dziłem nowe berbery, ale ciebie już nie zastałem.Powiedziano mi, żeudałaś się na przechadzkę po ogrodzie z sir Williamem.Ale kiedy i tamcię szukałem, nie było po was śladu.W końcu wróciłem do pałacu i udrzwi twoich komnat dowiedziałem się, że nie życzysz sobie, aby ci prze-szkadzano. Byłam zmęczona odparła krótko. Odpoczywałam.Przyjrzał się uważniej jej bladej twarzy, na dłużej zatrzymując wzrok nasińcach pod oczami i półprzejrzystych powiekach. Cecil powiedział coś, co cię wzburzyło? Potrząsnęła przecząco gło-wą. Nie. Nadal jesteś zła na niego za to, że zaniedbał sprawę pokoju z Fran-cją?RL Nic.To już przeszłość.Dostaliśmy tyle, ile sir William zdołał dla nasuzyskać.Reszta to były mrzonki. Raczej wielka okazja, niestety zaprzepaszczona. Tak, być może wzruszyła ramionami.Dudley nic przestawał uśmiechać się enigmatycznie.W środku jednakaż wrzał.Cecil ją przekabacił znów na swoją stronę psioczył w duchu.- Nicsądziłem, że jest aż tak podatna na jego wpływ. Widzę, że coś cię trapi, Elżbieto.Co się stało, powiedz mi, proszę.Wbiła weń przenikliwe spojrzenie. Nie teraz rzekła tylko, ruchem brody wskazując nastawiające uszutowarzystwo. - Porozmawiamy pózniej, gdy będziemy sami. Jak sobie życzysz uśmiechnął się cieplej. A na razie zajmijmyczymś tę piękną główkę.Może zagramy w karty? Albo w jakąś grę? Czyraczej wolisz tańce? Karty zadecydowała.Kiedy skupisz się na grze i trzosie będącym stawką, przestaniesz mniewreszcie ciągnąć za język dodała w duchu.Pózniej tego samego wieczora Dudley czekał na Elżbietę w swojejkomnacie.Drzwi z drugiej strony strzegł jego wierny sługa Tamworth, nakominku trzaskał ogień świeżo podsycony słodkim w zapachu drewnemjabłoni, puchary były pełne lekkiego wina.W końcu tajemne przejście po-między przylegającymi pomieszczeniami otwarło się i w progu stanęła kró-lowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Po prostu oznajmisz mu, że zmysły na mo-ment cię opuściły, ale teraz znów potrafisz myśleć jasno.Zwolni cię zprzyrzeczenia, zobaczysz. Może napiszę do Forsterów zaproponowała pani Oddingsell wrozmowie z Amy, starając się, by jej ton nie zdradzał napięcia. Mogły-byśmy pojechać na trochę do Cumnor Place, zostać tam przez parę tygo-dni. Do Forsterów? zdziwiła się lady Dudley.Siedziała we wnęceokiennej i korzystając z dogasającego światła dnia, obrębiała malusią ko-szulkę, którą uszyła dla Toma Hyde'a. Tak potwierdziła pani Oddingsell, nabierając pewności siebie.Byłyśmy u nich minionego roku, pod sam koniec lata, tuż zanim udałyśmysię do Chislehurst.Amy podniosła głowę znad robótki. Chyba nie dostałaś listu od mego męża? zapytała.Ton jej głosusugerował, że nie spodziewa się odpowiedzi innej niż przecząca. Anitwój brat Wilhelm? Nie odparta pani Oddingsell, czując się nader niezręcznie.Przykro mi, Amy.Młoda niewiasta ponownie nachyliła się nad robótką. Rozmawiałaś ze swoim bratem? To on chce, abyśmy wyjechały?RL Ależ skąd! zaprzeczyła równie pośpiesznie jak nieszczerze.Pomyślałam tylko, że masz wielu przyjaciół, którzy z pewnością będą za-zdrośni, jeśli zatrzymasz się na tak długo w jednym miejscu, nie zaszczy-cając ich swoimi odwiedzinami, zanim nastanie słotna jesień.A tak mo-głybyśmy zobaczyć i Forsterów, i Scottów w Camberwell.Co byś powie-działa na małe zakupy w Londynie? Wydawało mi się, że ochłódł w stosunku do mnie kontynuowałaAmy, jakby nie słysząc przyjaciółki. Obawiałam się, że jego życzeniemjest, abym wyjechała. Skądże znowu! wykrzyknęła pani Oddingsell, czując się jak ostat-nia zdrajczyni zarówno względem lady Dud-ley, jak i swojej rodziny.To mój pomysł! Uznałam po prostu, że moi krewni już ci się znudzili ichciałabyś znalezć się gdzie indziej. Ach uśmiechnęła się Amy wcale mi się tutaj nie nudzi.Prze-ciwnie, bardzo mi się podoba.Zostańmy jeszcze trochę, Lizzie. Co porabiałaś przez całe popołudnie? zapytał Robert dociekliwie,kiedy w zaciszu prywatnych komnat królowej spożywali wieczerzę, oto-czeni wianuszkiem dworzan.Musieli szeptać, jeśli nie chcieli, aby ich sły-szano. Zgodnie z obietnicą przyszedłem na spotkanie, jak tylko spraw-dziłem nowe berbery, ale ciebie już nie zastałem.Powiedziano mi, żeudałaś się na przechadzkę po ogrodzie z sir Williamem.Ale kiedy i tamcię szukałem, nie było po was śladu.W końcu wróciłem do pałacu i udrzwi twoich komnat dowiedziałem się, że nie życzysz sobie, aby ci prze-szkadzano. Byłam zmęczona odparła krótko. Odpoczywałam.Przyjrzał się uważniej jej bladej twarzy, na dłużej zatrzymując wzrok nasińcach pod oczami i półprzejrzystych powiekach. Cecil powiedział coś, co cię wzburzyło? Potrząsnęła przecząco gło-wą. Nie. Nadal jesteś zła na niego za to, że zaniedbał sprawę pokoju z Fran-cją?RL Nic.To już przeszłość.Dostaliśmy tyle, ile sir William zdołał dla nasuzyskać.Reszta to były mrzonki. Raczej wielka okazja, niestety zaprzepaszczona. Tak, być może wzruszyła ramionami.Dudley nic przestawał uśmiechać się enigmatycznie.W środku jednakaż wrzał.Cecil ją przekabacił znów na swoją stronę psioczył w duchu.- Nicsądziłem, że jest aż tak podatna na jego wpływ. Widzę, że coś cię trapi, Elżbieto.Co się stało, powiedz mi, proszę.Wbiła weń przenikliwe spojrzenie. Nie teraz rzekła tylko, ruchem brody wskazując nastawiające uszutowarzystwo. - Porozmawiamy pózniej, gdy będziemy sami. Jak sobie życzysz uśmiechnął się cieplej. A na razie zajmijmyczymś tę piękną główkę.Może zagramy w karty? Albo w jakąś grę? Czyraczej wolisz tańce? Karty zadecydowała.Kiedy skupisz się na grze i trzosie będącym stawką, przestaniesz mniewreszcie ciągnąć za język dodała w duchu.Pózniej tego samego wieczora Dudley czekał na Elżbietę w swojejkomnacie.Drzwi z drugiej strony strzegł jego wierny sługa Tamworth, nakominku trzaskał ogień świeżo podsycony słodkim w zapachu drewnemjabłoni, puchary były pełne lekkiego wina.W końcu tajemne przejście po-między przylegającymi pomieszczeniami otwarło się i w progu stanęła kró-lowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]