[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Aleksa wyzwania to chleb powszedni.Ale tym razem przegra.Zamyka swój podręczniki patrzy na mnie uporczywie. Do dwudziestu stopni.A rozpuścić trzeba w stu stopniach, a nie w siedemdziesięciu odpowiada bez zająknięcia.Przebiegam wzrokiem odpowiednią stronę w książce, a potem zerkam do notatek.A potemznów do książki.Nie mogę się mylić.Na której stronie. No tak.W stu stopniach. Patrzę na niego w kompletnym szoku. Masz rację. Pocałujesz mnie teraz czy pózniej? Teraz decyduję, czym go chyba kompletnie zaskakuję, bo jego ręce nieruchomieją.Wdomu moje życie przebiega pod dyktando rodziców.Szkoła to inna bajka.I musi tak pozostać, bojeśli stracę kontrolę we wszystkich sferach swojego życia, to równie dobrze mogłabym zamienić sięw marionetkę. Naprawdę? pyta. Tak. Biorę go za rękę.Nigdy nie byłabym taka odważna, gdybyśmy nie byli sami,więc jestem wdzięczna za prywatność, jaką zapewniają nam otaczające nas książki.Alexwstrzymuje oddech, gdy przysiadam na piętach i nachylam się w jego stronę.Nie zwracam uwagina fakt, że ma długie szorstkie palce i że właściwie nigdy wcześniej go nie dotknęłam.Stresuję się.A przecież nie powinnam.Tym razem to ja kontroluję sytuację.Czuję, że Alex się hamuje.Chce, żebym sama to zrobiła, co mi akurat odpowiada.Boję się,co mógłby zrobić ten chłopak, gdyby puściły mu hamulce.Kładę sobie jego rękę na policzku tak, żeby w całości go obejmowała, i słyszę jęk Aleksa.Mam ochotę się uśmiechnąć, bo jego reakcja wyraznie pokazuje, że mam nad nim władzę.Chłopak zamiera, gdy nasze oczy się spotykają.Czas znów staje w miejscu.W następnej chwili przekręcam głowę i całuję wnętrze jego dłoni. Już.Pocałowałam cię mówię i odsuwam jego dłoń, kończąc zabawę.Pan Latino pokonany przez słodką blondi.14.AlexTo miał być pocałunek? Tak.No dobra, zaskoczyła mnie, gdy położyła moją rękę na swoim mlecznobiałym policzku.Cholera, faktycznie można by pomyśleć, że coś brałem, sądząc po tym, jak zareagowałem.Jeszcze przed chwilą miała mnie całkowicie w swojej mocy.A potem śliczna wiedzmazmieniła zasady gry i to ona była górą.Zaskoczyła mnie, to pewne.Zmieję się, celowo zwracając nanas uwagę, bo wiem, że dokładnie tego chce uniknąć. Cśś ucisza mnie Brittany i uderza mnie pięścią w ramię, żebym się uciszył.Zmieję sięgłośniej, a ona wtedy wali mnie w rękę ciężkim podręcznikiem do chemii.W moją zranioną rękę.Krzywię się. Au! Czuję, jakby w ranę użądliło mnie milion małych pszczółek. Cabrón, medolio! Ale boli!Brittany zagryza dolną wargę umalowaną beżowym błyszczykiem Bobbi Brown, którymoim zdaniem dobrze na niej wygląda.Choć nie miałbym nic przeciwko, żeby zobaczyć ją też wróżu. Zabolało? pyta. Tak mówię przez zaciśnięte zęby i skupiam się na jej błyszczyku zamiast na bólu. To dobrze.Podciągam rękaw, żeby obejrzeć ranę, która (dzięki mojej partnerce z chemii) zaczęłakrwawić z jednej z klamer założonych w darmowej klinice po bójce z Satynowymi Kapturami wparku.Brittany ma sporo siły jak na kogoś, kto nawet w pełnym rynsztunku waży tyle co nic.Wstrzymuje oddech i odsuwa się. O Boże! Nie chciałam ci zrobić krzywdy, Alex.Naprawdę.Kiedy straszyłeś, że pokażeszmi bliznę, zacząłeś podciągać lewy rękaw. Bo nie miałem zamiaru ci jej pokazać.Droczyłem się z tobą.Nic się nie stało stwierdzam.Jezu, można by pomyśleć, że dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała krwi.No ale zdrugiej strony w jej żyłach płynie pewnie błękitna. Stało się upiera się i kręci głową. Szwy ci się rozeszły i leci krew. To klamry poprawiam ją, chcąc rozładować trochę atmosferę.Dziewczyna zrobiła sięjeszcze bledsza niż zwykle.I oddycha ciężko, prawie dyszy.Jeśli zemdleje, to na bank przegram zLuckym.Jeśli nie jest w stanie znieść widoku strużki mojej krwi, to jak będzie uprawiać ze mnąseks? No chyba że nie będziemy nago i nie zobaczy moich blizn.Albo jeśli będzie ciemno, możeudawać, że jestem biały i bogaty.Pieprzyć to, chcę to robić przy świetle.Chcę ją czuć na sobie ichcę, żeby wiedziała, że ja to ja, a nie jakiś inny culero. Alex, dobrze się czujesz? pyta Brittany wyraznie zaniepokojona.Mam jej powiedzieć, że odpłynąłem myślami, bo wyobrażałem sobie, że uprawiamy seks?Pani P.podchodzi do nas z surową miną. To biblioteka.Zachowujcie się ciszej. Zauważa jednak cienką strużkę krwi, któraspływa mi na rękaw. Brittany, zaprowadz go do pielęgniarki.Alex, następnym razem zabandażuj to przedprzyjściem do szkoły. Może odrobinę współczucia, pani P.? Wykrwawiam się właśnie na śmierć. Zrób coś dla dobra ludzkości albo planety, Alex.Wtedy zasłużysz na moje współczucie.Ludzie, którzy walczą na noże, nie wzbudzają we mnie żadnych uczuć poza niechęcią.A teraz idzsię doprowadzić do porządku.Brittany bierze książki z moich kolan i mówi drżącym głosem: Chodz. Sam mogę nieść książki mówię i wychodzę za nią z biblioteki.Przyciskam rękaw dorany, żeby zatamować krwawienie.Brittany idzie przede mną.Uwierzy i pomoże mi, jak jej powiem, że musi mnie podtrzymać,bo zrobiło mi się słabo? Może powinienem się zachwiać.choć znając ją, w ogóle się nie przejmie.Tuż przed gabinetem pielęgniarki odwraca się do mnie.Trzęsą jej się ręce. Przepraszam, Alex.Ja, ja nie, nie chciałam.Dziewczyna wyraznie panikuje.Jeśli mi się rozbeczy, nie będę wiedział, co zrobić.Nieprzywykłem do płaczących lasek.Carmen tylko raz płakała w trakcie trwania naszego związku.Właściwie nie jestem pewny, czy w ogóle ma kanaliki łzowe.To mi się podobało, bo wrażliwedziewczyny mnie przerażają. Eee.wszystko w porządku? pytam. Jeśli to się wyda, nigdy mi tego nie zapomną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Dla Aleksa wyzwania to chleb powszedni.Ale tym razem przegra.Zamyka swój podręczniki patrzy na mnie uporczywie. Do dwudziestu stopni.A rozpuścić trzeba w stu stopniach, a nie w siedemdziesięciu odpowiada bez zająknięcia.Przebiegam wzrokiem odpowiednią stronę w książce, a potem zerkam do notatek.A potemznów do książki.Nie mogę się mylić.Na której stronie. No tak.W stu stopniach. Patrzę na niego w kompletnym szoku. Masz rację. Pocałujesz mnie teraz czy pózniej? Teraz decyduję, czym go chyba kompletnie zaskakuję, bo jego ręce nieruchomieją.Wdomu moje życie przebiega pod dyktando rodziców.Szkoła to inna bajka.I musi tak pozostać, bojeśli stracę kontrolę we wszystkich sferach swojego życia, to równie dobrze mogłabym zamienić sięw marionetkę. Naprawdę? pyta. Tak. Biorę go za rękę.Nigdy nie byłabym taka odważna, gdybyśmy nie byli sami,więc jestem wdzięczna za prywatność, jaką zapewniają nam otaczające nas książki.Alexwstrzymuje oddech, gdy przysiadam na piętach i nachylam się w jego stronę.Nie zwracam uwagina fakt, że ma długie szorstkie palce i że właściwie nigdy wcześniej go nie dotknęłam.Stresuję się.A przecież nie powinnam.Tym razem to ja kontroluję sytuację.Czuję, że Alex się hamuje.Chce, żebym sama to zrobiła, co mi akurat odpowiada.Boję się,co mógłby zrobić ten chłopak, gdyby puściły mu hamulce.Kładę sobie jego rękę na policzku tak, żeby w całości go obejmowała, i słyszę jęk Aleksa.Mam ochotę się uśmiechnąć, bo jego reakcja wyraznie pokazuje, że mam nad nim władzę.Chłopak zamiera, gdy nasze oczy się spotykają.Czas znów staje w miejscu.W następnej chwili przekręcam głowę i całuję wnętrze jego dłoni. Już.Pocałowałam cię mówię i odsuwam jego dłoń, kończąc zabawę.Pan Latino pokonany przez słodką blondi.14.AlexTo miał być pocałunek? Tak.No dobra, zaskoczyła mnie, gdy położyła moją rękę na swoim mlecznobiałym policzku.Cholera, faktycznie można by pomyśleć, że coś brałem, sądząc po tym, jak zareagowałem.Jeszcze przed chwilą miała mnie całkowicie w swojej mocy.A potem śliczna wiedzmazmieniła zasady gry i to ona była górą.Zaskoczyła mnie, to pewne.Zmieję się, celowo zwracając nanas uwagę, bo wiem, że dokładnie tego chce uniknąć. Cśś ucisza mnie Brittany i uderza mnie pięścią w ramię, żebym się uciszył.Zmieję sięgłośniej, a ona wtedy wali mnie w rękę ciężkim podręcznikiem do chemii.W moją zranioną rękę.Krzywię się. Au! Czuję, jakby w ranę użądliło mnie milion małych pszczółek. Cabrón, medolio! Ale boli!Brittany zagryza dolną wargę umalowaną beżowym błyszczykiem Bobbi Brown, którymoim zdaniem dobrze na niej wygląda.Choć nie miałbym nic przeciwko, żeby zobaczyć ją też wróżu. Zabolało? pyta. Tak mówię przez zaciśnięte zęby i skupiam się na jej błyszczyku zamiast na bólu. To dobrze.Podciągam rękaw, żeby obejrzeć ranę, która (dzięki mojej partnerce z chemii) zaczęłakrwawić z jednej z klamer założonych w darmowej klinice po bójce z Satynowymi Kapturami wparku.Brittany ma sporo siły jak na kogoś, kto nawet w pełnym rynsztunku waży tyle co nic.Wstrzymuje oddech i odsuwa się. O Boże! Nie chciałam ci zrobić krzywdy, Alex.Naprawdę.Kiedy straszyłeś, że pokażeszmi bliznę, zacząłeś podciągać lewy rękaw. Bo nie miałem zamiaru ci jej pokazać.Droczyłem się z tobą.Nic się nie stało stwierdzam.Jezu, można by pomyśleć, że dziewczyna nigdy wcześniej nie widziała krwi.No ale zdrugiej strony w jej żyłach płynie pewnie błękitna. Stało się upiera się i kręci głową. Szwy ci się rozeszły i leci krew. To klamry poprawiam ją, chcąc rozładować trochę atmosferę.Dziewczyna zrobiła sięjeszcze bledsza niż zwykle.I oddycha ciężko, prawie dyszy.Jeśli zemdleje, to na bank przegram zLuckym.Jeśli nie jest w stanie znieść widoku strużki mojej krwi, to jak będzie uprawiać ze mnąseks? No chyba że nie będziemy nago i nie zobaczy moich blizn.Albo jeśli będzie ciemno, możeudawać, że jestem biały i bogaty.Pieprzyć to, chcę to robić przy świetle.Chcę ją czuć na sobie ichcę, żeby wiedziała, że ja to ja, a nie jakiś inny culero. Alex, dobrze się czujesz? pyta Brittany wyraznie zaniepokojona.Mam jej powiedzieć, że odpłynąłem myślami, bo wyobrażałem sobie, że uprawiamy seks?Pani P.podchodzi do nas z surową miną. To biblioteka.Zachowujcie się ciszej. Zauważa jednak cienką strużkę krwi, któraspływa mi na rękaw. Brittany, zaprowadz go do pielęgniarki.Alex, następnym razem zabandażuj to przedprzyjściem do szkoły. Może odrobinę współczucia, pani P.? Wykrwawiam się właśnie na śmierć. Zrób coś dla dobra ludzkości albo planety, Alex.Wtedy zasłużysz na moje współczucie.Ludzie, którzy walczą na noże, nie wzbudzają we mnie żadnych uczuć poza niechęcią.A teraz idzsię doprowadzić do porządku.Brittany bierze książki z moich kolan i mówi drżącym głosem: Chodz. Sam mogę nieść książki mówię i wychodzę za nią z biblioteki.Przyciskam rękaw dorany, żeby zatamować krwawienie.Brittany idzie przede mną.Uwierzy i pomoże mi, jak jej powiem, że musi mnie podtrzymać,bo zrobiło mi się słabo? Może powinienem się zachwiać.choć znając ją, w ogóle się nie przejmie.Tuż przed gabinetem pielęgniarki odwraca się do mnie.Trzęsą jej się ręce. Przepraszam, Alex.Ja, ja nie, nie chciałam.Dziewczyna wyraznie panikuje.Jeśli mi się rozbeczy, nie będę wiedział, co zrobić.Nieprzywykłem do płaczących lasek.Carmen tylko raz płakała w trakcie trwania naszego związku.Właściwie nie jestem pewny, czy w ogóle ma kanaliki łzowe.To mi się podobało, bo wrażliwedziewczyny mnie przerażają. Eee.wszystko w porządku? pytam. Jeśli to się wyda, nigdy mi tego nie zapomną [ Pobierz całość w formacie PDF ]