[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przynajmniej nie dzisiaj.Basile, otwórz drzwi.Po chwili gryf z pełnym oburzenia wrzaskiem zniknął w ciemnościach.Match siadł na posłaniu. Nic mu nie będzie tłumaczył, nie wiedzieć czemu. Prześpi się na dworze, zwyczajnyjest.A tak będzie bezpieczniej, dla pewności.Przerwał mu głośny śmiech.Basile rechotał, aż łzy pociekły mu po twarzy.Jason śmiałsię ciszej.Match podniósł głowę.Gryf wrócił oknem.Mościł się właśnie na piersi Jasona, rzucając Matchowi spojrzeniapełne urazy. Zgaś to łuczywo, Basile powiedział Match z rezygnacją. Może jednak nieprzegryzie gardła.* * *Nie przegryzł.Gdy Match obudził się, stwierdził, że nadal pozostaje w jednym kawałku.Ocknął się ze świadomością, że jest pózno.Bardzo pózno.To ta droga tak dała mi w kość,pomyślał.Za stary już jestem.A może nie, może to tylko króliczy wikt.Kiedy usiadł na posłaniu, spostrzegł, że jednak nie został sam w chacie.Na posłaniuJasona leżał gryf.Spał, albo przynajmniej starał się sprawiać takie wrażenie.Zwinięty wnieprawdopodobnie mały kłębek, otulony szczelnie luzną skórą powierzchni lotnych,rozpiętych pomiędzy przednimi i tylnymi łapami, przypominał okręcony w futro pakunek.Match mimowolnie uśmiechnął się.Rzeczywiście, pomyślał, wygląda jak kociak, młody inieszkodliwy.Chyba rzeczywiście u siebie zachowuje się inaczej.Ciekawe, czy ma pchły?Pewnie ma.Kocie pchły nie przełażą na ludzi, co innego psie.Ciekawe, jak jest z tymi.Jason siedział przed chatą na nie całkiem jeszcze spróchniałej ławeczce.Nie chciał budzićMatcha.Wiedział, że i tak nie unikną dziś zasadniczej rozmowy.A nie będzie to przyjemnarozmowa.Sam zastanawiał się nad swymi przeczuciami.Znów miewał sny, dobrze rozpoznawałznajome objawy wyczerpanie po obudzeniu, ból napinanych nieświadomie mięśni.Ale, taksamo jak kiedyś, w głowie miał tylko pustkę.Nie pamiętał nic, poza przeczuciem, że śni musię coś paskudnego i złowieszczego.Nie, nie przeczuciem.Pewnością.Co dziwniejsze, siła, której obecność czuł dokoła siebie, nic mu nie pomagała.Wprawdzie budziła uśpione zdolności, jakich nigdy w sobie nie podejrzewał, ale niepomagała poznać tajemnicy snów.Jason popatrzył na miedziany, zaśniedziały saganek, stojący obok rozwalającej sięcembrowiny studni.Skupił wzrok.Saganek drgnął.Jeszcze trochę.Saganek przechylił się,woda wychlusnęła na ziemię.Ciekawe, pomyślał Jason.A gdyby tak.Nie zdążył wprowadzić w czyn swego zamysłu.Z głębi chaty rozległy się głośneprzekleństwa, głuchy stuk, jakby ktoś cisnął butem.Z okna wyprysnął gryf, pognał do lasu zzadartym wysoko ogonem, nie oglądając się za siebie.Widać spieszyło mu się, bo w pędziepodskoczył, rozpostarł łapy i poszybował.Po chwili zniknął w krzakach koszącym lotem.W drzwiach stanął Match, trzymając w wyciągniętej ręce but. Bydlak nasikał mi do butów powiedział z mieszaniną gniewu i niedowierzania.Jason przezornie zmilczał.Trzeba go było nie wyrzucać, pomyślał tylko. Gdzie Basile? spytał w końcu Match. Poszedł do lasu odparł Jason. Ma nadzieję na następnego dzika.Wiesz, tu jednakjest sporo zwierzyny.Rano sarny wychodzą na skraj polanki.Sam widziałem. Chyba zaczynam się domyślać. Match z namysłem podrapał się w głowę. To możemieć związek z bramą.Pamiętani, że w tamtym świecie zwierzęta instynktownie też unikałykotlinki.Widać nasze przybycie wyzwoliło coś, czego się boją.I dopiero teraz zdecydowałysię wracać.Tylko durne króliki zostały przez cały czas.Uświadomił sobie, że zle to wróży.Przejście, którym przybyli, zamknęło się na dobre.Nic nie odstrasza już zwierząt.Jason pokiwał głową.Podzielał domysły przyjaciela.Podzielał też niewypowiedziane nagłos obawy. Match powiedział po chwili. Korzystając z tego, że jesteśmy sami.Powiedz, comówiłem przez sen. Nic. Match skłamał szybko, nie odwracając nawet wzroku. Powiedz. nalegał Jason.Match wstał. Mówiłem, nic. Siadaj. Jason pokiwał głową. Za szybko odpowiedziałeś, poza tym, znam cię.nieoszukasz mnie tak łatwo.Wiem, że mówiłem.Match usiadł. Skoro mnie znasz mruknął niechętnie to wiesz, dlaczego skłamałem.Dlaczego,nawet jeśli coś mówiłeś, to teraz nieistotne.Zapadła ciężka cisza.Bo rzeczywiście, obaj wiedzieli.Obaj nie widzieli wyjścia. Wiesz, Match zaczął Jason znowu ja już od dawna wszystko słyszałem.Kiedyjeszcze myśleliście, że jestem nieprzytomny.Wiem, że stąd nie ma wyjścia, a przynajmniej narazie go nie odnalazłeś.%7łe jesteśmy tu uwięzieni.I wiem, że tam, skąd przyszliśmy, dzieje sięcoś niedobrego.Coś grozi tym, których tam zostawiliśmy.Nie pamiętani swoich snów, alewiem, że są złe.Przetarł znużonym gestem twarz.Jest bardzo osłabiony, zrozumiał Match, widzącwyostrzone rysy, podkrążone oczy. Nie wyrzucaj sobie powiedział. Nie było wyjścia, dobrze o tym wiesz.Jason roześmiał się niemiłym, szyderczym śmiechem. Nie, Match.Ja sobie nie wyrzucam.To ty. urwał, wpatrując się w twarz przyjaciela. To ty sobie wyrzucasz podjął cicho. Podjąłeś decyzję, którą teraz uważasz za błąd.Niezaprzeczaj.Match wytrzymał jego spojrzenie. Nie zaprzeczam odparł zimno. Ale to nie był błąd.Inaczej nie miałbyś szans.Jużbyłbyś trupem. Nie udawaj! parsknął Jason. Nie kłam znów! Przecież wiesz, że nie o tym mówię.Tym razem Match spuścił wzrok. Błąd popełniłeś wcześniej ciągnął Jason bezlitośnie. Trzeba było ich zabić.Tak, poprostu zabić, nie upokorzyć i odejść w przekonaniu o własnej wyższości.Trzeba byłopomyśleć, że może ciebie nie zdołają dosięgnąć.Ale są jeszcze inni! Jason sapnął zezłością.Match siedział ze wzrokiem wbitym w ziemię.Milczał.Tylko pobielałe kostki dłoni,zaciśniętych na krawędzi ławki świadczyły, że usłyszał. Przepraszam mruknął po chwili Jason. Może nie powinienem oceniać.Ale, docholery!. Znowu nie wytrzymał. Do cholery, Match, co ci strzeliło do głowy? Dlaczego,kurwa, ich oszczędziłeś? W imię czego? Przepraszam, wiem, że pieprzę głupoty.Alepowiedz, dlaczego?Match nie podniósł głowy. Nie pieprzysz, Jason odpowiedział cichym, zgaszonym głosem. Masz rację, odpoczątku do końca.Tak, chciałem okazać wyższość, udowodnić, że jestem lepszy od nich,kłamców i oszustów.Ale przecież nie byłem.Bo to nie ze szlachetności.Po prostu uznałem,że śmierć to zbyt mała kara, zbyt mało dotkliwa.Nie daje czasu na rozpamiętywanie klęski,zawiedzionych ambicji i nadziei [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.A przynajmniej nie dzisiaj.Basile, otwórz drzwi.Po chwili gryf z pełnym oburzenia wrzaskiem zniknął w ciemnościach.Match siadł na posłaniu. Nic mu nie będzie tłumaczył, nie wiedzieć czemu. Prześpi się na dworze, zwyczajnyjest.A tak będzie bezpieczniej, dla pewności.Przerwał mu głośny śmiech.Basile rechotał, aż łzy pociekły mu po twarzy.Jason śmiałsię ciszej.Match podniósł głowę.Gryf wrócił oknem.Mościł się właśnie na piersi Jasona, rzucając Matchowi spojrzeniapełne urazy. Zgaś to łuczywo, Basile powiedział Match z rezygnacją. Może jednak nieprzegryzie gardła.* * *Nie przegryzł.Gdy Match obudził się, stwierdził, że nadal pozostaje w jednym kawałku.Ocknął się ze świadomością, że jest pózno.Bardzo pózno.To ta droga tak dała mi w kość,pomyślał.Za stary już jestem.A może nie, może to tylko króliczy wikt.Kiedy usiadł na posłaniu, spostrzegł, że jednak nie został sam w chacie.Na posłaniuJasona leżał gryf.Spał, albo przynajmniej starał się sprawiać takie wrażenie.Zwinięty wnieprawdopodobnie mały kłębek, otulony szczelnie luzną skórą powierzchni lotnych,rozpiętych pomiędzy przednimi i tylnymi łapami, przypominał okręcony w futro pakunek.Match mimowolnie uśmiechnął się.Rzeczywiście, pomyślał, wygląda jak kociak, młody inieszkodliwy.Chyba rzeczywiście u siebie zachowuje się inaczej.Ciekawe, czy ma pchły?Pewnie ma.Kocie pchły nie przełażą na ludzi, co innego psie.Ciekawe, jak jest z tymi.Jason siedział przed chatą na nie całkiem jeszcze spróchniałej ławeczce.Nie chciał budzićMatcha.Wiedział, że i tak nie unikną dziś zasadniczej rozmowy.A nie będzie to przyjemnarozmowa.Sam zastanawiał się nad swymi przeczuciami.Znów miewał sny, dobrze rozpoznawałznajome objawy wyczerpanie po obudzeniu, ból napinanych nieświadomie mięśni.Ale, taksamo jak kiedyś, w głowie miał tylko pustkę.Nie pamiętał nic, poza przeczuciem, że śni musię coś paskudnego i złowieszczego.Nie, nie przeczuciem.Pewnością.Co dziwniejsze, siła, której obecność czuł dokoła siebie, nic mu nie pomagała.Wprawdzie budziła uśpione zdolności, jakich nigdy w sobie nie podejrzewał, ale niepomagała poznać tajemnicy snów.Jason popatrzył na miedziany, zaśniedziały saganek, stojący obok rozwalającej sięcembrowiny studni.Skupił wzrok.Saganek drgnął.Jeszcze trochę.Saganek przechylił się,woda wychlusnęła na ziemię.Ciekawe, pomyślał Jason.A gdyby tak.Nie zdążył wprowadzić w czyn swego zamysłu.Z głębi chaty rozległy się głośneprzekleństwa, głuchy stuk, jakby ktoś cisnął butem.Z okna wyprysnął gryf, pognał do lasu zzadartym wysoko ogonem, nie oglądając się za siebie.Widać spieszyło mu się, bo w pędziepodskoczył, rozpostarł łapy i poszybował.Po chwili zniknął w krzakach koszącym lotem.W drzwiach stanął Match, trzymając w wyciągniętej ręce but. Bydlak nasikał mi do butów powiedział z mieszaniną gniewu i niedowierzania.Jason przezornie zmilczał.Trzeba go było nie wyrzucać, pomyślał tylko. Gdzie Basile? spytał w końcu Match. Poszedł do lasu odparł Jason. Ma nadzieję na następnego dzika.Wiesz, tu jednakjest sporo zwierzyny.Rano sarny wychodzą na skraj polanki.Sam widziałem. Chyba zaczynam się domyślać. Match z namysłem podrapał się w głowę. To możemieć związek z bramą.Pamiętani, że w tamtym świecie zwierzęta instynktownie też unikałykotlinki.Widać nasze przybycie wyzwoliło coś, czego się boją.I dopiero teraz zdecydowałysię wracać.Tylko durne króliki zostały przez cały czas.Uświadomił sobie, że zle to wróży.Przejście, którym przybyli, zamknęło się na dobre.Nic nie odstrasza już zwierząt.Jason pokiwał głową.Podzielał domysły przyjaciela.Podzielał też niewypowiedziane nagłos obawy. Match powiedział po chwili. Korzystając z tego, że jesteśmy sami.Powiedz, comówiłem przez sen. Nic. Match skłamał szybko, nie odwracając nawet wzroku. Powiedz. nalegał Jason.Match wstał. Mówiłem, nic. Siadaj. Jason pokiwał głową. Za szybko odpowiedziałeś, poza tym, znam cię.nieoszukasz mnie tak łatwo.Wiem, że mówiłem.Match usiadł. Skoro mnie znasz mruknął niechętnie to wiesz, dlaczego skłamałem.Dlaczego,nawet jeśli coś mówiłeś, to teraz nieistotne.Zapadła ciężka cisza.Bo rzeczywiście, obaj wiedzieli.Obaj nie widzieli wyjścia. Wiesz, Match zaczął Jason znowu ja już od dawna wszystko słyszałem.Kiedyjeszcze myśleliście, że jestem nieprzytomny.Wiem, że stąd nie ma wyjścia, a przynajmniej narazie go nie odnalazłeś.%7łe jesteśmy tu uwięzieni.I wiem, że tam, skąd przyszliśmy, dzieje sięcoś niedobrego.Coś grozi tym, których tam zostawiliśmy.Nie pamiętani swoich snów, alewiem, że są złe.Przetarł znużonym gestem twarz.Jest bardzo osłabiony, zrozumiał Match, widzącwyostrzone rysy, podkrążone oczy. Nie wyrzucaj sobie powiedział. Nie było wyjścia, dobrze o tym wiesz.Jason roześmiał się niemiłym, szyderczym śmiechem. Nie, Match.Ja sobie nie wyrzucam.To ty. urwał, wpatrując się w twarz przyjaciela. To ty sobie wyrzucasz podjął cicho. Podjąłeś decyzję, którą teraz uważasz za błąd.Niezaprzeczaj.Match wytrzymał jego spojrzenie. Nie zaprzeczam odparł zimno. Ale to nie był błąd.Inaczej nie miałbyś szans.Jużbyłbyś trupem. Nie udawaj! parsknął Jason. Nie kłam znów! Przecież wiesz, że nie o tym mówię.Tym razem Match spuścił wzrok. Błąd popełniłeś wcześniej ciągnął Jason bezlitośnie. Trzeba było ich zabić.Tak, poprostu zabić, nie upokorzyć i odejść w przekonaniu o własnej wyższości.Trzeba byłopomyśleć, że może ciebie nie zdołają dosięgnąć.Ale są jeszcze inni! Jason sapnął zezłością.Match siedział ze wzrokiem wbitym w ziemię.Milczał.Tylko pobielałe kostki dłoni,zaciśniętych na krawędzi ławki świadczyły, że usłyszał. Przepraszam mruknął po chwili Jason. Może nie powinienem oceniać.Ale, docholery!. Znowu nie wytrzymał. Do cholery, Match, co ci strzeliło do głowy? Dlaczego,kurwa, ich oszczędziłeś? W imię czego? Przepraszam, wiem, że pieprzę głupoty.Alepowiedz, dlaczego?Match nie podniósł głowy. Nie pieprzysz, Jason odpowiedział cichym, zgaszonym głosem. Masz rację, odpoczątku do końca.Tak, chciałem okazać wyższość, udowodnić, że jestem lepszy od nich,kłamców i oszustów.Ale przecież nie byłem.Bo to nie ze szlachetności.Po prostu uznałem,że śmierć to zbyt mała kara, zbyt mało dotkliwa.Nie daje czasu na rozpamiętywanie klęski,zawiedzionych ambicji i nadziei [ Pobierz całość w formacie PDF ]