[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Eh e, tośmy się spóznili! powiedział Mateusz. Pan rycerz jest niecierpliwy, przyszedłpierwszy, ale czy aby nie powiozą go ostatnim!Kiedy podjechaliśmy bliżej, w milczeniu skłoniliśmy się naszym przeciwnikom i znówzobaczyłem hrabiego Henryka, spowitego w ciemny płaszcz, i jego towarzysza, młodzieńcazgrabnego jak dziewczyna, o delikatnej pociągłej twarzy, w berecie z piórem, podobnego dojednego z portretów Hans a Holbeina [151].Potem zsiedliśmy z koni i kiedy my dwaj, ja i hrabiaHenryk, pozostaliśmy jeden naprzeciw drugiego, nasi towarzysze odeszli na bok dla omówieniaostatnich warunków.Henryk stał przede mną nieporuszenie, z na wpół zakrytą twarzą, oparty narękojeści szpady, cały jakby odlany z jednego kawałka metalu i nie mogłem odgadnąć, czyjest spokojny, czy się oburza, czy też tak jak mnie ciąży mu własny los.Wreszcie nasi towarzysze wrócili do nas i Mateusz, wzruszając ramionami i na wszelkie sposobydając do zrozumienia, że uważa to za zbędne, oznajmił mi, że przyjaciel hrabiego Henryka,Lucjan Stein, zamierza zaproponować nam pojednanie.Szczerze mówiąc i nie lękając się, żezostanę poczytany za tchórza, przyznaję, że na tę wiadomość serce moje zabiło z radości iwydało mi się, że ów strojniś w aksamitnym płaszczu jest wysłannikiem niebios.95Oto jednak jaką przemowę wygłosił do mnie Lucjan Stein: Z wczorajszych układów wyjaśniło się, że wy, czcigodny panie, nie pochodzicie z rodzinyrycerskiej i dlatego mój przyjaciel, hrabia Henryk, mógłby bez uszczerbku dla swego honoruzlekceważyć obrazliwe słowa, jakimi go, panie, zasypaliście, i nie przyjąć waszego wyzwania.Jednakże widząc, że jesteście człowiekiem dobrze wychowanym i wykształconym, nieodpowiada wam odmową i gotów jest z bronią w ręku dowieść bezpodstawności waszychtwierdzeń.Zanim jednak przystąpi do pojedynku, uważa za właściwe zaproponować wam, panie,żebyście po zastanowieniu się zakończyli tę zwadę pokojem.Albowiem prócz wypadkówkrańcowych nie powinien człowiek, istota stworzona na obraz i podobieństwo Boże, zagrażaćżyciu innego człowieka.I jeśli wy, czcigodny panie, zgodzicie się przyznać, że zastaliście przezkogoś wprowadzeni w błąd, jeśli wyrazicie skruchę i przeprosicie za wasze wczorajsze słowa mój przyjaciel chętnie wyciągnie do was rękę.Mimo wyniosłości tych słów, być może nie bałbym się poniżyć do przeprosin, były to bowiemnajlepsze drzwi, jakie pozostawały mi do wyjścia, jednakże pierwsza połowa przemowy czyniłato dla mnie niemożliwym.Aluzja Lucjana dotycząca tego, że wczoraj kłamliwie podałem się zarycerza, sprawiła, że cała krew napłynęła mi do twarzy i gotów byłem natychmiast uderzyćmówiącego, którego nie zabroniono mi pozbawić życia i któremu mogłem z całą swobodąpokazać siłę mojej nierycerskiej ręki.Co więcej, w tym wzburzeniu, niczym wysokie falemorskie nie pozwalające mi wyraznie widzieć celu na brzegu, odpowiedziałem: Nie cofam żadnego ze swych słów.Powtarzam, że hrabia Henryk von Otterheim to oszust,obłudnik i człowiek nieuczciwy.I niech nas Bóg rozsądzi!Słysząc moją odpowiedz Mateusz westchnął z ulgą, co przypominało dyszenie byka, a Lucjanodwrócił się i odszedł do Henryka.Zrzuciliśmy płaszcze i obnażyliśmy szpady, a w tym czasie nasi towarzysze narysowali na ziemi,nieco pobielałej od szronu, koło, poza które nie powinniśmy byli wykroczyć.Wpatrywałem się wtwarz Henryka i widziałem, że maluje się na niej skupienie i męstwo, jakby teraz poprzezanielskie rysy przeglądał ziemski człowiek, i pomyślałem, że taki właśnie bywał wtedy, kiedyjako mężczyzna odpowiadał na pieszczoty Renaty.Potem, gdy już wymieniliśmy zwykły wtakich razach ukłon, zwróciłem uwagę na to, że jest gibki jak chłopaczek, że wszystkie jegoruchy, choć o to nie zabiega, są piękne jak u antycznej statuy, i przypomniałem sobie słowazachwytu, jakimi Renata mi go opisywała.Ledwo jednak skrzyżowały się nasze klingi, ledwostal brzęknęła o stal, drgnęła i zbudziła się we mnie dusza żołnierza: od razu zapomniałem owszystkim prócz walki, i całe moje życie skoncentrowało się na wąskim odstępie między mną amoim przeciwnikiem i tych niedługich chwilach, które trwać mogło nasze starcie.Wszystkieszczegóły walki rejterady, błyskawiczność szermowania, siła uderzenia, szybkość osłony,stopień sprężystości napotykanej klingi stały się nagle wydarzeniami zawierającymi tyleżsensu, co cały przeżyty rok.[152]Wiedziałem, że nie złamię danej Renacie przysięgi, ponieważ skuwała moją wolę znadprzyrodzoną niemal siłą, lecz miałem nadzieję, że potrafię i będę w stanie nie dotykająchrabiego Henryka wytrącić mu szpadę z ręki i w ten sposób z honorem dla siebie zakończyćpojedynek.Jednakże bardzo szybko przekonałem się, że mniemanie moje o sztuce fechtunkurywala było zupełnie bezpodstawne, gdyż pod swoją klingą napotkałem szpadę twardą, szybką izwinną.Na wszystkie moje fortele Henryk odpowiadał natychmiast ze swobodą mistrza i bardzoszybko przeszedł do natarcia zmuszając mnie do odpierania z całą uwagą jego niebezpiecznychwypadów.Skrępowany jakby tym, że sam nie chciałem zadawać ciosu, z trudemodparowywałem ciosy przeciwnika, a ostrze jego szpady było co chwila skierowane we mnie, tona wprost, to z boku, to z dołu.Tracąc nadzieję na pomyślny wynik walki, traciłem także96panowanie nad sobą: palce posiniały mi z zimna, szpada przestawała być mi posłuszna;widziałem przed sobą jakby wirujące koło ognistych kling i wśród nich, także jakby ognistą,twarz Henryka-Madiela.I oto zaczęło mi się już wydawać, że oczy Henryka lśnią gdzieś w górzenade mną, że nasza walka toczy się w wolnym nadziemskim przestworze, że nie ja paruję atakiwroga, lecz że mrocznego ducha Lucyfera wypiera z wyżyny nadgwiezdniej jasny arcystrategMichał i pędzi go w mrok piekieł.I nagle, przy jednej mojej błędnej paradzie, hrabia Henryk z siłą odbił moją szpadę i tuż przypiersi ujrzałem błysk wrogiej klingi.Natychmiast po tym poczułem tępe uderzenie i pchnięcie,jak zawsze przy ranie zadanej białą bronią; szpada wypadła mi z ręki, czerwona chmuraprzesłoniła mi wzrok i upadłem.97ROZDZIAA DZIEWITY - O tym, jak przeżyliśmy grudzień iświęta Bożego NarodzeniaJak się pózniej dowiedziałem, do mnie, leżącego bez przytomności na zimnej ziemi, pośpieszył zpomocą nie tylko Mateusz, lecz także mój rywal i jego przyjaciel.Hrabia Henryk przejawiałwszelkie oznaki skrajnej rozpaczy, czynił sobie gorzkie wyrzuty, że przyjął wyzwanie, i mówił,że jeśli umrę, przez całe życie nie zazna spokoju.Po opatrzeniu mojej rany wszyscy trzejsporządzili coś w rodzaju noszy i postanowili zanieść mnie do miasta pieszo, bali się bowiem, żewioząc mnie po złej drodze końmi narażą mnie na huśtanie.Nie zdawałem sobie sprawy niemal z niczego, co działo się ze mną, pogrążony w jakąś mglistąnieprzytomność, niemal błogą, przerywaną czasem męczącym kłującym bólem, który zmuszałmnie do otwarcia oczu, lecz kiedy widziałem nad sobą błękit nieba, myślałem czemuś, że płynęłódką, i uspokojony znów pogrążałem się głową i duszą w majaczenia.Nie pamiętam zupełnie, jak przyniesiono mnie do domu i jak powitała mnie Renata, lecz Mateuszmówił mi pózniej, że w tych warunkach okazała się dzielna i zaradna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Eh e, tośmy się spóznili! powiedział Mateusz. Pan rycerz jest niecierpliwy, przyszedłpierwszy, ale czy aby nie powiozą go ostatnim!Kiedy podjechaliśmy bliżej, w milczeniu skłoniliśmy się naszym przeciwnikom i znówzobaczyłem hrabiego Henryka, spowitego w ciemny płaszcz, i jego towarzysza, młodzieńcazgrabnego jak dziewczyna, o delikatnej pociągłej twarzy, w berecie z piórem, podobnego dojednego z portretów Hans a Holbeina [151].Potem zsiedliśmy z koni i kiedy my dwaj, ja i hrabiaHenryk, pozostaliśmy jeden naprzeciw drugiego, nasi towarzysze odeszli na bok dla omówieniaostatnich warunków.Henryk stał przede mną nieporuszenie, z na wpół zakrytą twarzą, oparty narękojeści szpady, cały jakby odlany z jednego kawałka metalu i nie mogłem odgadnąć, czyjest spokojny, czy się oburza, czy też tak jak mnie ciąży mu własny los.Wreszcie nasi towarzysze wrócili do nas i Mateusz, wzruszając ramionami i na wszelkie sposobydając do zrozumienia, że uważa to za zbędne, oznajmił mi, że przyjaciel hrabiego Henryka,Lucjan Stein, zamierza zaproponować nam pojednanie.Szczerze mówiąc i nie lękając się, żezostanę poczytany za tchórza, przyznaję, że na tę wiadomość serce moje zabiło z radości iwydało mi się, że ów strojniś w aksamitnym płaszczu jest wysłannikiem niebios.95Oto jednak jaką przemowę wygłosił do mnie Lucjan Stein: Z wczorajszych układów wyjaśniło się, że wy, czcigodny panie, nie pochodzicie z rodzinyrycerskiej i dlatego mój przyjaciel, hrabia Henryk, mógłby bez uszczerbku dla swego honoruzlekceważyć obrazliwe słowa, jakimi go, panie, zasypaliście, i nie przyjąć waszego wyzwania.Jednakże widząc, że jesteście człowiekiem dobrze wychowanym i wykształconym, nieodpowiada wam odmową i gotów jest z bronią w ręku dowieść bezpodstawności waszychtwierdzeń.Zanim jednak przystąpi do pojedynku, uważa za właściwe zaproponować wam, panie,żebyście po zastanowieniu się zakończyli tę zwadę pokojem.Albowiem prócz wypadkówkrańcowych nie powinien człowiek, istota stworzona na obraz i podobieństwo Boże, zagrażaćżyciu innego człowieka.I jeśli wy, czcigodny panie, zgodzicie się przyznać, że zastaliście przezkogoś wprowadzeni w błąd, jeśli wyrazicie skruchę i przeprosicie za wasze wczorajsze słowa mój przyjaciel chętnie wyciągnie do was rękę.Mimo wyniosłości tych słów, być może nie bałbym się poniżyć do przeprosin, były to bowiemnajlepsze drzwi, jakie pozostawały mi do wyjścia, jednakże pierwsza połowa przemowy czyniłato dla mnie niemożliwym.Aluzja Lucjana dotycząca tego, że wczoraj kłamliwie podałem się zarycerza, sprawiła, że cała krew napłynęła mi do twarzy i gotów byłem natychmiast uderzyćmówiącego, którego nie zabroniono mi pozbawić życia i któremu mogłem z całą swobodąpokazać siłę mojej nierycerskiej ręki.Co więcej, w tym wzburzeniu, niczym wysokie falemorskie nie pozwalające mi wyraznie widzieć celu na brzegu, odpowiedziałem: Nie cofam żadnego ze swych słów.Powtarzam, że hrabia Henryk von Otterheim to oszust,obłudnik i człowiek nieuczciwy.I niech nas Bóg rozsądzi!Słysząc moją odpowiedz Mateusz westchnął z ulgą, co przypominało dyszenie byka, a Lucjanodwrócił się i odszedł do Henryka.Zrzuciliśmy płaszcze i obnażyliśmy szpady, a w tym czasie nasi towarzysze narysowali na ziemi,nieco pobielałej od szronu, koło, poza które nie powinniśmy byli wykroczyć.Wpatrywałem się wtwarz Henryka i widziałem, że maluje się na niej skupienie i męstwo, jakby teraz poprzezanielskie rysy przeglądał ziemski człowiek, i pomyślałem, że taki właśnie bywał wtedy, kiedyjako mężczyzna odpowiadał na pieszczoty Renaty.Potem, gdy już wymieniliśmy zwykły wtakich razach ukłon, zwróciłem uwagę na to, że jest gibki jak chłopaczek, że wszystkie jegoruchy, choć o to nie zabiega, są piękne jak u antycznej statuy, i przypomniałem sobie słowazachwytu, jakimi Renata mi go opisywała.Ledwo jednak skrzyżowały się nasze klingi, ledwostal brzęknęła o stal, drgnęła i zbudziła się we mnie dusza żołnierza: od razu zapomniałem owszystkim prócz walki, i całe moje życie skoncentrowało się na wąskim odstępie między mną amoim przeciwnikiem i tych niedługich chwilach, które trwać mogło nasze starcie.Wszystkieszczegóły walki rejterady, błyskawiczność szermowania, siła uderzenia, szybkość osłony,stopień sprężystości napotykanej klingi stały się nagle wydarzeniami zawierającymi tyleżsensu, co cały przeżyty rok.[152]Wiedziałem, że nie złamię danej Renacie przysięgi, ponieważ skuwała moją wolę znadprzyrodzoną niemal siłą, lecz miałem nadzieję, że potrafię i będę w stanie nie dotykająchrabiego Henryka wytrącić mu szpadę z ręki i w ten sposób z honorem dla siebie zakończyćpojedynek.Jednakże bardzo szybko przekonałem się, że mniemanie moje o sztuce fechtunkurywala było zupełnie bezpodstawne, gdyż pod swoją klingą napotkałem szpadę twardą, szybką izwinną.Na wszystkie moje fortele Henryk odpowiadał natychmiast ze swobodą mistrza i bardzoszybko przeszedł do natarcia zmuszając mnie do odpierania z całą uwagą jego niebezpiecznychwypadów.Skrępowany jakby tym, że sam nie chciałem zadawać ciosu, z trudemodparowywałem ciosy przeciwnika, a ostrze jego szpady było co chwila skierowane we mnie, tona wprost, to z boku, to z dołu.Tracąc nadzieję na pomyślny wynik walki, traciłem także96panowanie nad sobą: palce posiniały mi z zimna, szpada przestawała być mi posłuszna;widziałem przed sobą jakby wirujące koło ognistych kling i wśród nich, także jakby ognistą,twarz Henryka-Madiela.I oto zaczęło mi się już wydawać, że oczy Henryka lśnią gdzieś w górzenade mną, że nasza walka toczy się w wolnym nadziemskim przestworze, że nie ja paruję atakiwroga, lecz że mrocznego ducha Lucyfera wypiera z wyżyny nadgwiezdniej jasny arcystrategMichał i pędzi go w mrok piekieł.I nagle, przy jednej mojej błędnej paradzie, hrabia Henryk z siłą odbił moją szpadę i tuż przypiersi ujrzałem błysk wrogiej klingi.Natychmiast po tym poczułem tępe uderzenie i pchnięcie,jak zawsze przy ranie zadanej białą bronią; szpada wypadła mi z ręki, czerwona chmuraprzesłoniła mi wzrok i upadłem.97ROZDZIAA DZIEWITY - O tym, jak przeżyliśmy grudzień iświęta Bożego NarodzeniaJak się pózniej dowiedziałem, do mnie, leżącego bez przytomności na zimnej ziemi, pośpieszył zpomocą nie tylko Mateusz, lecz także mój rywal i jego przyjaciel.Hrabia Henryk przejawiałwszelkie oznaki skrajnej rozpaczy, czynił sobie gorzkie wyrzuty, że przyjął wyzwanie, i mówił,że jeśli umrę, przez całe życie nie zazna spokoju.Po opatrzeniu mojej rany wszyscy trzejsporządzili coś w rodzaju noszy i postanowili zanieść mnie do miasta pieszo, bali się bowiem, żewioząc mnie po złej drodze końmi narażą mnie na huśtanie.Nie zdawałem sobie sprawy niemal z niczego, co działo się ze mną, pogrążony w jakąś mglistąnieprzytomność, niemal błogą, przerywaną czasem męczącym kłującym bólem, który zmuszałmnie do otwarcia oczu, lecz kiedy widziałem nad sobą błękit nieba, myślałem czemuś, że płynęłódką, i uspokojony znów pogrążałem się głową i duszą w majaczenia.Nie pamiętam zupełnie, jak przyniesiono mnie do domu i jak powitała mnie Renata, lecz Mateuszmówił mi pózniej, że w tych warunkach okazała się dzielna i zaradna [ Pobierz całość w formacie PDF ]