[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ze wszystkich jej dzieci to jabyłam do niej najbardziej podobna.Miałam te same pełne usta izakrzywioną linię włosów.Ja miałam oczy trochę bardziej szare, onatrochę bardziej niebieskie, ale kształt i wielkość te same i ten sam szerokirozstaw, który sprawiał, że potrafiłyśmy wyglądać niewinnie nawetwtedy, kiedy byłyśmy od tego dalekie.- Nigdy mi nie wybaczysz? - Nie chciałam, żeby mój głos drżał, alenic nie mogłam na to poradzić.Znów ścisnęłam serwetkę.- Mamo, docholery, nigdy nie odpuścisz?Znów pociągnęła nosem, jakbym w ogóle nie zasługiwała naodpowiedz, i już nie byłam Elle, znów byłam Ellą.Nienawidziłam tego.Nie zaprzeczyła.Nie udawała, że nie wie, o czym mówię.Wbiłamwzrok w niedojedzonego cheeseburgera, żeby spojrzeć na wszystko znowej perspektywy.Kelner ocalił mnie przed dalszymi emocjonalnymiwywodami, pytając, czy życzę sobie, żeby go zapakował.- Nie, dziękuję.Znów musiała powiedzieć, jak bardzo jej się to nie podoba.- Marnotrawstwo!- To ja płacę za lunch, więc się nie przejmuj.- Nie o to chodzi - powiedziała.- Ella, nie stać cię na wyrzucaniepieniędzy.- Ponieważ nie mam mężczyzny, który by się mną zajął - skończyłamza nią.- Wiem.Poproszę o rachunek.Kelner, uwięziony między nami jak delfin w klatce dla tuńczyków,odsunął się z ulgą.Matka rzuciła mi gniewne spojrzenie.Ze mnie gniewjuż dawno wyparował.- Kelner nawet cię nie zna - powiedziałam.-A poza tym ma to gdzieś.- Nie chodzi o to.Znów pociągnęła nosem i zmieniła pozycję.Nie miałam już siły z niąwalczyć.Jedzenie ciążyło mi w żołądku.Znów wytarłam usta, a potemręce, i położyłam serwetkę na niedokończonym cheeseburgerze, żeby niemógł mnie już oskarżać.- Naprawdę powinnaś nas odwiedzić.Zanim będzie za pózno.Ach, to było proste.Prawdziwy powód spotkania w końcu objawił sięw całej krasie.Wzruszyłam ramionami.- Mam dużo pracy.Wyciągnęła rękę, zbyt szybko jak na kogoś, kto narzeka, że przezgościec nie może sam prać.W mgnieniu oka rozpięła górny guzik mojejbluzki, obnażając skórę.Jej twarz wykrzywił grymas.- Praca.Tak tomazywasz.Odruchowo i położyłam rękę na szyi, a potem zapięłam guzik, żebyukryć niewielkie różowe znamię.- Mam prajcę.- Jesteś kurwą? - zadrwiła.- Na tym polega twoja praea? A może nietylko praca nie pozwała ci robić tego, co powinna robić każda dobracórka? Może to coś innego? Może jesteś zbyt zajęta byciem.Jeśli się nie patrzy w lustro, trudno stwierdzić z całą pewnością, jakisię ma wyraz twarzy, ale w środku czułam tylko zimno i pustkę.Musiałam też tak wyglądać, bo jej usta drgnęły w dobrze mi znanysposób: czuła, że nade mną triumfuje, że zmusiła mnie do jakiejś reakcji.Och, te gierki.Grałyśmy w nie, chociaż wiedziałyśmy, że nie możemywygrać.- Pieprzysz się ze swoim szefem, Ella? To on ci zrobił tę malinkę?- Myślałam, że się martwisz, że nigdy nie znajdę sobie faceta -odparowałam tym samym zjadliwo--słodkim tonem, którego użyła przedchwilą.Miałyśmy nie tylko te same oczy i włosy.Dzieliłyśmy równieżpotrzebę zemsty.Jeśli ona jest królową chowania urazy, ja jestemksiężną.Nauczyłam się, że słowa mogą ranić mocniej niż nóż.A uczyłamsię od najlepszych.Potrząsnęła głową.- Tak mi za ciebie wstyd.Nie powiedziałam nic.Ani słowa.I w ten sposób wygrałam.Niepotrafiła się mierzyć z ciszą.Potrzebowała paliwa, żeby ciągnąć swojątyradę, a ja jej go nie dałam, choć język świerzbił mnie niemiłosiernie.Wstała, kurczowo ściskając swoją modną torebkę.- Nie musisz mnie odprowadzać.Sama złapię taksówkę.I, Ella,naprawdę powinnaś przyjechać do domu.Jeśli nie przez wzgląd na mnie,to przez wzgląd na ojca.- I może jeszcze przez wzgląd na sąsiadów.I w ten sposób przegrałam, bo nie udało mi się utrzymać języka zazębami.Moja matka nigdy nie twierdziła, że w dyskusji najważniejszejest ostatnie słowo.Pełne bólu westchnienie może być znacznie bardziejznaczące - i tak właśnie mnie pożegnała, a potem dostojnie odpłynęła wchmurze słusznego oburzenia.A ja.no cóż.Zapłaciłam rachunek i będąc jednak - mimo wielkichwysiłków - córką swego ojca, pomaszerowałam dzielnie do najbliższegobaru i zadekowałam się przy jednym z najdalszych stolików, z dala odwszelkiego towarzystwa.Malowanie jadalni szło strasznie wolno.Za każdym razem gdywidziałam w swojej małej pralni puszki farby i wiadra z moczącymi się wnich pędzlami, czułam się winna.Poczucie winy znikało, gdy tylkozamykałam drzwi.Winiłam za to Dana.Od czasu naszego wieczornegowyjścia na spotkanie jego klasy dzwonił do mnie prawie co wieczór.Praca nie pozwalała nam na nic więcej oprócz wieczornych rozmówprzez telefon.Wieczorami, po powrocie z pracy, marzyłam tylko o tym,żeby sobie podgrzać coś na obiad, wziąć prysznic i wślizgnąć się dołóżka.Dan wydawał się to rozumieć i nie prosił mnie o kolejne spotkania.Przyznam, że byłam trochę rozczarowana [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ze wszystkich jej dzieci to jabyłam do niej najbardziej podobna.Miałam te same pełne usta izakrzywioną linię włosów.Ja miałam oczy trochę bardziej szare, onatrochę bardziej niebieskie, ale kształt i wielkość te same i ten sam szerokirozstaw, który sprawiał, że potrafiłyśmy wyglądać niewinnie nawetwtedy, kiedy byłyśmy od tego dalekie.- Nigdy mi nie wybaczysz? - Nie chciałam, żeby mój głos drżał, alenic nie mogłam na to poradzić.Znów ścisnęłam serwetkę.- Mamo, docholery, nigdy nie odpuścisz?Znów pociągnęła nosem, jakbym w ogóle nie zasługiwała naodpowiedz, i już nie byłam Elle, znów byłam Ellą.Nienawidziłam tego.Nie zaprzeczyła.Nie udawała, że nie wie, o czym mówię.Wbiłamwzrok w niedojedzonego cheeseburgera, żeby spojrzeć na wszystko znowej perspektywy.Kelner ocalił mnie przed dalszymi emocjonalnymiwywodami, pytając, czy życzę sobie, żeby go zapakował.- Nie, dziękuję.Znów musiała powiedzieć, jak bardzo jej się to nie podoba.- Marnotrawstwo!- To ja płacę za lunch, więc się nie przejmuj.- Nie o to chodzi - powiedziała.- Ella, nie stać cię na wyrzucaniepieniędzy.- Ponieważ nie mam mężczyzny, który by się mną zajął - skończyłamza nią.- Wiem.Poproszę o rachunek.Kelner, uwięziony między nami jak delfin w klatce dla tuńczyków,odsunął się z ulgą.Matka rzuciła mi gniewne spojrzenie.Ze mnie gniewjuż dawno wyparował.- Kelner nawet cię nie zna - powiedziałam.-A poza tym ma to gdzieś.- Nie chodzi o to.Znów pociągnęła nosem i zmieniła pozycję.Nie miałam już siły z niąwalczyć.Jedzenie ciążyło mi w żołądku.Znów wytarłam usta, a potemręce, i położyłam serwetkę na niedokończonym cheeseburgerze, żeby niemógł mnie już oskarżać.- Naprawdę powinnaś nas odwiedzić.Zanim będzie za pózno.Ach, to było proste.Prawdziwy powód spotkania w końcu objawił sięw całej krasie.Wzruszyłam ramionami.- Mam dużo pracy.Wyciągnęła rękę, zbyt szybko jak na kogoś, kto narzeka, że przezgościec nie może sam prać.W mgnieniu oka rozpięła górny guzik mojejbluzki, obnażając skórę.Jej twarz wykrzywił grymas.- Praca.Tak tomazywasz.Odruchowo i położyłam rękę na szyi, a potem zapięłam guzik, żebyukryć niewielkie różowe znamię.- Mam prajcę.- Jesteś kurwą? - zadrwiła.- Na tym polega twoja praea? A może nietylko praca nie pozwała ci robić tego, co powinna robić każda dobracórka? Może to coś innego? Może jesteś zbyt zajęta byciem.Jeśli się nie patrzy w lustro, trudno stwierdzić z całą pewnością, jakisię ma wyraz twarzy, ale w środku czułam tylko zimno i pustkę.Musiałam też tak wyglądać, bo jej usta drgnęły w dobrze mi znanysposób: czuła, że nade mną triumfuje, że zmusiła mnie do jakiejś reakcji.Och, te gierki.Grałyśmy w nie, chociaż wiedziałyśmy, że nie możemywygrać.- Pieprzysz się ze swoim szefem, Ella? To on ci zrobił tę malinkę?- Myślałam, że się martwisz, że nigdy nie znajdę sobie faceta -odparowałam tym samym zjadliwo--słodkim tonem, którego użyła przedchwilą.Miałyśmy nie tylko te same oczy i włosy.Dzieliłyśmy równieżpotrzebę zemsty.Jeśli ona jest królową chowania urazy, ja jestemksiężną.Nauczyłam się, że słowa mogą ranić mocniej niż nóż.A uczyłamsię od najlepszych.Potrząsnęła głową.- Tak mi za ciebie wstyd.Nie powiedziałam nic.Ani słowa.I w ten sposób wygrałam.Niepotrafiła się mierzyć z ciszą.Potrzebowała paliwa, żeby ciągnąć swojątyradę, a ja jej go nie dałam, choć język świerzbił mnie niemiłosiernie.Wstała, kurczowo ściskając swoją modną torebkę.- Nie musisz mnie odprowadzać.Sama złapię taksówkę.I, Ella,naprawdę powinnaś przyjechać do domu.Jeśli nie przez wzgląd na mnie,to przez wzgląd na ojca.- I może jeszcze przez wzgląd na sąsiadów.I w ten sposób przegrałam, bo nie udało mi się utrzymać języka zazębami.Moja matka nigdy nie twierdziła, że w dyskusji najważniejszejest ostatnie słowo.Pełne bólu westchnienie może być znacznie bardziejznaczące - i tak właśnie mnie pożegnała, a potem dostojnie odpłynęła wchmurze słusznego oburzenia.A ja.no cóż.Zapłaciłam rachunek i będąc jednak - mimo wielkichwysiłków - córką swego ojca, pomaszerowałam dzielnie do najbliższegobaru i zadekowałam się przy jednym z najdalszych stolików, z dala odwszelkiego towarzystwa.Malowanie jadalni szło strasznie wolno.Za każdym razem gdywidziałam w swojej małej pralni puszki farby i wiadra z moczącymi się wnich pędzlami, czułam się winna.Poczucie winy znikało, gdy tylkozamykałam drzwi.Winiłam za to Dana.Od czasu naszego wieczornegowyjścia na spotkanie jego klasy dzwonił do mnie prawie co wieczór.Praca nie pozwalała nam na nic więcej oprócz wieczornych rozmówprzez telefon.Wieczorami, po powrocie z pracy, marzyłam tylko o tym,żeby sobie podgrzać coś na obiad, wziąć prysznic i wślizgnąć się dołóżka.Dan wydawał się to rozumieć i nie prosił mnie o kolejne spotkania.Przyznam, że byłam trochę rozczarowana [ Pobierz całość w formacie PDF ]