[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podążyłam za jego wzrokiem.Pippa po swojemu poustawiałamebelki w domku dla lalek.Wstawiła łóżeczka do salonu, akuchenkę na strych.Zaśmiewała się, kiedy Steven wziął jedną zlalek i udawał, że nią jest, i rozmawiał z drugą lalką, tą, którątrzymała ona.- Wiem.Dzięki.Devon chciał dobrze, więc jak mogłam mu wyjaśnić, że niechcę się wpraszać do ich domu, żeby patrzeć, jak wychowująmoje dziecko? Ze doceniam to, że jestem częścią życia Pippy, alenie oczekuję ani nawet nie pragnę niczego innego? Była moimdzieckiem, ale ja nie byłam jej matką.- Raz jeszcze dzięki za zdjęcia.- Steven położył czek na moimbiurku.Nie obejrzałam go.Byłam pewna, że znów wypisał go na zbytdużą sumę, i nie chciałam być niegrzeczna i kłócić się z nim ozmniejszenie kwoty.Lubiłam robić zdjęcia, ale lubiłam też płacićna czas rachunki.Poza tym to, że płacili mi za zdjęcia, zmieniałoto z przysługi w usługę.Myślę, że oboje chcieliśmy tak na topatrzeć.- Liwy psychodzis na moje urodzinowe psyjęcie? To pięknepsyjęcie dla księznicki.- Pippa obróciła się wokół własnej osi.- Ibędę miała pińatę.Zaśmiałam się i lekko pociągnęłam za jeden z tych jej długichjedwabistych zawijasów na głowie.- Piękna księżniczkowa pińata dla Pippy.Super.Zadarłagłowę, żeby na mnie spojrzeć, ale zmrużyła oczy z radości.- Tak! I wsyscy moi psyjaciele psychodzą.- To chyba ja też przyjdę, bo ja też jestem twoim przyjacielem.Na krótką chwilę przytuliła się do moich ud, a potemnatychmiast odsunęła się tanecznym krokiem.- Tak, tak, psyjdzies na moje psyjęcie.I psynieś plezent.- Pippa! - wykrzyknął rozzłoszczony Steven.Devonzachichotał i rzucił mi porozumiewawczespojrzenie.Chyba rozumiał mnie lepiej niż jego partner.Steven, stojący trochę zbyt blisko mnie, bacznie mnieobserwował.Nic nie powiedział, nie musiał.Mogłam sobiewyobrazić, jak się czuje.Odsunęłam się więc i przyglądałam sięPippie.Znów tańczyła.Opowiadała tacie, gdzie chciałaby pójśćna obiad i co chciałaby oglądać w telewizji, kiedy wrócą dodomu.- Zabiorę Pippę do samochodu i przypnę w foteliku.Devon? -Steven podniósł płaszczyk Pippy, bardzo niepraktyczną białąkurtkę z kołnierzem z futerka.- Idziesz?- Tak.Za chwilę.Devon zaczekał, aż na betonowych schodach ucichną krokiciężkich butów Stevena i lakierków Pippy.Włożył płaszcz,miękką jasnobrązową skórę do pół uda, i zapiął pasek.Coś wsposobie, w jaki przekręcił głowę, kiedy zapinał pasek, zwróciłomoją uwagę, i podniosłam aparat, żeby zrobić zdjęcie.Poruszone,ale zdążyłam zrobić drugie, kiedy spojrzał na mnie lekkoskrępowany.Przegapiłam to, o co mi chodziło, cośnieuchwytnego, trudnego do opisania słowami.- Spójrz jeszcze raz na swoje ręce.Ale chwila przepadła.Wcisnęłam guzik, żeby wrócić dopoprzedniego poruszonego zdjęcia.Zastanawiałam się, jakmogłabym je poprawić.Devon zajrzał mi przez ramię.Zaśmiałsię.Spojrzałam na niego.- Widzisz, to kwestia praktyki.- I talentu - odparł.Devon był wysokim, barczystym mężczyzną o skórze koloruciemnego karmelu.Golił głowę i nosił kozią bródkę, a kiedy sięprostował, zawsze podświadomie oczekiwałam, że usłyszęodgłos pękających szwów jego koszuli.Jest również jednym złagodniejszych mężczyzn, jakich spotkałam.- Powinieneś kiedyś przyjść do mnie i pozwolić sięsfotografować.Sam.Uniósł brew.- Ho, ho, ho!Dałam mu delikatnego kuksańca.- Lubię robić portrety, kiedy nie jestem w Foto Folks.Pozatym dzięki takim sesjom zbieram materiały do portfolio.- Zobaczymy.- Obciągnął płaszcz.- To, co mówiłem,mówiłem serio, Liv.- O wpadaniu do was? Wiem.- Mój aparat wyznaczał miłą ibezpieczną granicę między nami.Nie chciałam go rozczarować, awiedziałam, że to zrobię, kiedy zacznę być z nim zupełnieszczera.Nie zrozumiałby moich uczuć do swojej córki.Wydawało się, że nikt ich nie rozumiał.- Bo my.jesteśmy po prostu rodziną, wiesz? My wszyscy.Jastraciłem rodziców dawno temu, a moja siostra się do mnie nieodzywa.- Ponieważ jest gejem, ale tego nie musiał mówićgłośno.- Rodzinajest ważna.Nie chcę, żebyś myślała, że nie chcemy, żebyśbyła częścią jej życia.Kiwnęłam głową.- Wiem, Devon.- Wesołych świąt, Liv.- Dzięki, dla was też.Delikatnym ruchem dotknął mojego ramienia, a potemwyszedł, zamykając za sobą drzwi.Kiedy wyszedł, znówusiadłam w fotelu i otworzyłam plik ze zrobionymi tego dniazdjęciami.Rodzina Devona wyparła się go, kiedy miał siedemnaście lat.Dowiedzieli się, że jest gejem.Nie pogodził się z rodzicami przedich śmiercią.Stworzył rodzinę, zgromadził wokół siebieprzyjaciół, żeby w ten sposób dostawać i dawać miłość.Pippa była moim dzieckiem, ale nie była moją córką [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Podążyłam za jego wzrokiem.Pippa po swojemu poustawiałamebelki w domku dla lalek.Wstawiła łóżeczka do salonu, akuchenkę na strych.Zaśmiewała się, kiedy Steven wziął jedną zlalek i udawał, że nią jest, i rozmawiał z drugą lalką, tą, którątrzymała ona.- Wiem.Dzięki.Devon chciał dobrze, więc jak mogłam mu wyjaśnić, że niechcę się wpraszać do ich domu, żeby patrzeć, jak wychowująmoje dziecko? Ze doceniam to, że jestem częścią życia Pippy, alenie oczekuję ani nawet nie pragnę niczego innego? Była moimdzieckiem, ale ja nie byłam jej matką.- Raz jeszcze dzięki za zdjęcia.- Steven położył czek na moimbiurku.Nie obejrzałam go.Byłam pewna, że znów wypisał go na zbytdużą sumę, i nie chciałam być niegrzeczna i kłócić się z nim ozmniejszenie kwoty.Lubiłam robić zdjęcia, ale lubiłam też płacićna czas rachunki.Poza tym to, że płacili mi za zdjęcia, zmieniałoto z przysługi w usługę.Myślę, że oboje chcieliśmy tak na topatrzeć.- Liwy psychodzis na moje urodzinowe psyjęcie? To pięknepsyjęcie dla księznicki.- Pippa obróciła się wokół własnej osi.- Ibędę miała pińatę.Zaśmiałam się i lekko pociągnęłam za jeden z tych jej długichjedwabistych zawijasów na głowie.- Piękna księżniczkowa pińata dla Pippy.Super.Zadarłagłowę, żeby na mnie spojrzeć, ale zmrużyła oczy z radości.- Tak! I wsyscy moi psyjaciele psychodzą.- To chyba ja też przyjdę, bo ja też jestem twoim przyjacielem.Na krótką chwilę przytuliła się do moich ud, a potemnatychmiast odsunęła się tanecznym krokiem.- Tak, tak, psyjdzies na moje psyjęcie.I psynieś plezent.- Pippa! - wykrzyknął rozzłoszczony Steven.Devonzachichotał i rzucił mi porozumiewawczespojrzenie.Chyba rozumiał mnie lepiej niż jego partner.Steven, stojący trochę zbyt blisko mnie, bacznie mnieobserwował.Nic nie powiedział, nie musiał.Mogłam sobiewyobrazić, jak się czuje.Odsunęłam się więc i przyglądałam sięPippie.Znów tańczyła.Opowiadała tacie, gdzie chciałaby pójśćna obiad i co chciałaby oglądać w telewizji, kiedy wrócą dodomu.- Zabiorę Pippę do samochodu i przypnę w foteliku.Devon? -Steven podniósł płaszczyk Pippy, bardzo niepraktyczną białąkurtkę z kołnierzem z futerka.- Idziesz?- Tak.Za chwilę.Devon zaczekał, aż na betonowych schodach ucichną krokiciężkich butów Stevena i lakierków Pippy.Włożył płaszcz,miękką jasnobrązową skórę do pół uda, i zapiął pasek.Coś wsposobie, w jaki przekręcił głowę, kiedy zapinał pasek, zwróciłomoją uwagę, i podniosłam aparat, żeby zrobić zdjęcie.Poruszone,ale zdążyłam zrobić drugie, kiedy spojrzał na mnie lekkoskrępowany.Przegapiłam to, o co mi chodziło, cośnieuchwytnego, trudnego do opisania słowami.- Spójrz jeszcze raz na swoje ręce.Ale chwila przepadła.Wcisnęłam guzik, żeby wrócić dopoprzedniego poruszonego zdjęcia.Zastanawiałam się, jakmogłabym je poprawić.Devon zajrzał mi przez ramię.Zaśmiałsię.Spojrzałam na niego.- Widzisz, to kwestia praktyki.- I talentu - odparł.Devon był wysokim, barczystym mężczyzną o skórze koloruciemnego karmelu.Golił głowę i nosił kozią bródkę, a kiedy sięprostował, zawsze podświadomie oczekiwałam, że usłyszęodgłos pękających szwów jego koszuli.Jest również jednym złagodniejszych mężczyzn, jakich spotkałam.- Powinieneś kiedyś przyjść do mnie i pozwolić sięsfotografować.Sam.Uniósł brew.- Ho, ho, ho!Dałam mu delikatnego kuksańca.- Lubię robić portrety, kiedy nie jestem w Foto Folks.Pozatym dzięki takim sesjom zbieram materiały do portfolio.- Zobaczymy.- Obciągnął płaszcz.- To, co mówiłem,mówiłem serio, Liv.- O wpadaniu do was? Wiem.- Mój aparat wyznaczał miłą ibezpieczną granicę między nami.Nie chciałam go rozczarować, awiedziałam, że to zrobię, kiedy zacznę być z nim zupełnieszczera.Nie zrozumiałby moich uczuć do swojej córki.Wydawało się, że nikt ich nie rozumiał.- Bo my.jesteśmy po prostu rodziną, wiesz? My wszyscy.Jastraciłem rodziców dawno temu, a moja siostra się do mnie nieodzywa.- Ponieważ jest gejem, ale tego nie musiał mówićgłośno.- Rodzinajest ważna.Nie chcę, żebyś myślała, że nie chcemy, żebyśbyła częścią jej życia.Kiwnęłam głową.- Wiem, Devon.- Wesołych świąt, Liv.- Dzięki, dla was też.Delikatnym ruchem dotknął mojego ramienia, a potemwyszedł, zamykając za sobą drzwi.Kiedy wyszedł, znówusiadłam w fotelu i otworzyłam plik ze zrobionymi tego dniazdjęciami.Rodzina Devona wyparła się go, kiedy miał siedemnaście lat.Dowiedzieli się, że jest gejem.Nie pogodził się z rodzicami przedich śmiercią.Stworzył rodzinę, zgromadził wokół siebieprzyjaciół, żeby w ten sposób dostawać i dawać miłość.Pippa była moim dzieckiem, ale nie była moją córką [ Pobierz całość w formacie PDF ]