[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dotarła do Charlotte Street.Zatrzymała się taksówka i wyskoczyły z niej dwie dziewczyny. Czy skręciłaś w lewo i poszłaśprzez Chinatown, czy też szłaś dalej prosto?" Przystanęła, czekając na odpowiedz.Minął jąsamochód, z jego wnętrza z dudnieniem dobywała się muzyka.Opuszczając główną ulicę,RLznalazła się obok chińskiego supermarketu rozbrzmiewającego gwarem rozmów i szeregu re-restauracji. Gdy twój ojciec nie zjawił się na ratunek, czy zaczynałaś się bać?"W Chinatown roiło się od ludzi.Nawet o tak póznej porze, gdy Chloe wracała do domu,tutaj wciąż kręciliby się jacyś ludzie.Musiałaby jednak trzymać się głównych ulic. Kiedyzabłądziłaś, kochanie moje? Idę twoimi śladami, moje stopy stąpają tam, gdzie twoje.Chcęzobaczyć to, co ty widziałaś.Och, powiedz mi, którędy poszłaś".Zapadła ciemność.Sheila czuła się dziwnie lekka, jak gdyby nie istniała. Nigdy niewrócę do domu.Jestem jak ty, nigdy tam nie dojdę".Przed biurowcem rosły krzewy.Ichkwiaty rozsiewały słodki zapach, od którego zakręciło jej się w głowie. Och, czemuż nie zabilimnie, bylebyś tylko ty żyła".Jakiś przechodzień obrzucił ją spojrzeniem.Chyba mówiła na głos, wariatka wdomowych kapciach.Ogarnęła ją dziwna beztroska.Nikt się nie liczył, była tylko ona i Chloe,samotne w wielkim mieście.W zasadzie nawet jej tu nie było, prawdziwa była tylko jej córka,tuż przy niej.Ona prowadziła matkę, jej namacalna wręcz obecność szła obok Sheili.To onaznała drogę, matka zaś stała się tą, której potrzebna była opieka. Nie martw się", mówiła. Nicmi nie jest.Dla ciebie to jest dużo gorsze niż dla mnie, uwierz mi".W przypływie okrucieństwa David powiedział kiedyś: Aazi jak kaczka".Lecz nie teraz.Szła sprężyście, smukła i gibka jak wtedy, gdy miała dziesięć lat.W ciszy, w blasku księżycatowarzyszyła Sheili. On widzi wszystko, księżyc.I widział, co stało się tamtej nocy.Czy to gozdenerwowało?"Cheddar widział ją w niebie, jak śpiewała.Rozum podpowiadał Sheili, że to nieprawda,ale co tam rozum.Teraz Chloe promieniała, emanował z niej spokój.Prowadziła matkęFaulkner Street, potem następną ulicą, obok wielkiego napisu: ELEGANCKIE STROJE:TAK%7łE W DU%7łYCH ROZMIARACH.Sheila znała wszystkie te ulice, dzisiaj jednakwydawały się obce, jak w nieznanym mieście. Naprawdę nie chcesz pojechać autobusem?"spytała Chloe. Chodzmy więc". Dokąd mnie prowadzisz?", Sheila wypowiedziała pytanie na głos. Nie idziemy dodomu?"Zatrzymały się na światłach.W tym miejscu ulica była pusta.Już miały ją przejść, gdyzjawił się jaskrawo oświetlony autobus.W środku siedziała sztywno wyprostowana kobieta.Pochwili autobus zniknął.RLTo nie kwiaty.Sheila czuła zapach włosów Chloe właśnie tak, trochę stęchle, tajemni-czo pachniały włoski malutkiej Chloe, gdy Sheila wtulała w nie twarz. Oczywiście, że idziemy do domu", powiedziała Chloe. Przecież ze mną pójść niemożesz". Pozwól mi iść z tobą!", jęknęła Sheila w przypływie paniki. Przecież nie możesz", odparła łagodnie Chloe. Nie odchodz!"Ale było już za pózno.Zerwał się wiatr i Chloe odeszła.Gdzieś w oddali zatrąbiłsamochód.Chloe zostawiła ją na Oxford Street.Znała w końcu drogę.Stąd wystarczyło iść jużprosto, pod wiaduktem, obok budynku BBC, przejść pod autostradą.Jeszcze mila na wschód iSheila znalazła się w domu.Gdy dotarła do pubu, wybiła jedenasta.Drzwi stały otworem,wpuszczając balsamiczne powietrze, w barze jednak nie było nikogo.Przy stole, spowityoparami dymu, siedział David.Spojrzał na nią. Gdzie byłaś? Postanowiła mu powiedzieć. Poszłam do klubu i wróciłam do domu piechotą.Czekała na wybuch gniewu: Po jaką cholerę to zrobiłaś?Oszalałaś czy co? Chcesz, żeby i ciebie zabili?"David jednak milczał.Opróżnił tylko do dna szklankę, po czym spytał: Którędy szłaś? Patrzyła na niego. Więc ty także to zrobiłeś?Skinął głową.Z dworu dobiegł hałas, gdy pan Hassan spuszczał rolety w swoim EuropaFood and Wine. Dlatego wychodziłeś stwierdziła tylko.Nie odpowiedział. Czemu nie mogliśmy pójść razem? spytała.RLRozdział trzeciKąpiące się w baseniku dzieci usłyszały krzyk.Dochodził z domu obok, gdzie mieszkałten morderca, i był rozdzierający. Mówiłem ci powiedział Dominic do siostry. On tam kogoś morduje.Podrzynaim gardła, wsadza ich do tych szop i tam robi z nimi straszne rzeczy. Jakie rzeczy? zapytała jego siostrzyczka, wybałuszając pełne przerażenia oczy.Dominic chlapnął jej wodą w buzię. Po prostu rzeczy.Słyszałem go, w nocy.A potem, kiedy już im zrobi te wszystkierzeczy, zakopuje w ogrodzie.To, co z nich zostaje.Z domu wybiegła ich matka. Co to był za krzyk? spytała. To wy? Dominic pokręcił głową. Nie, to on, z tego domu obok.Natalie ciężko usiadła na brzegu wanny. Kochanie, przepraszam powiedział Colin. Widzisz, zadzwonił telefon i zupełnieo niej zapomniałem. W umywalce siedziała iguana. Złapała grzybicę. Guzik mnie obchodzi, co złapała. I właśnie nacierałem ją maścią. Na miłość boską, Colin, okropnie się wystraszyłam.Trzymaj je, proszę cię, pozadomem.Colin spuścił głowę.Wyglądał jak szczeniak, któremu zdarzyło się zapaskudzić podłogę.Natalie zmierzwiła mu włosy. Zabawny z ciebie facet, Klocusiu.Sama nie wiem, co ja w tobie widziałam. Jeśli chcesz, pozbędę się ich wszystkich. Boże, nie. Jeżeli nie będzie mógł się opiekować swoimi gadami, nie odstąpi jej nakrok.Lubiła Colina, musiała jednak przyznać, że był nudny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Dotarła do Charlotte Street.Zatrzymała się taksówka i wyskoczyły z niej dwie dziewczyny. Czy skręciłaś w lewo i poszłaśprzez Chinatown, czy też szłaś dalej prosto?" Przystanęła, czekając na odpowiedz.Minął jąsamochód, z jego wnętrza z dudnieniem dobywała się muzyka.Opuszczając główną ulicę,RLznalazła się obok chińskiego supermarketu rozbrzmiewającego gwarem rozmów i szeregu re-restauracji. Gdy twój ojciec nie zjawił się na ratunek, czy zaczynałaś się bać?"W Chinatown roiło się od ludzi.Nawet o tak póznej porze, gdy Chloe wracała do domu,tutaj wciąż kręciliby się jacyś ludzie.Musiałaby jednak trzymać się głównych ulic. Kiedyzabłądziłaś, kochanie moje? Idę twoimi śladami, moje stopy stąpają tam, gdzie twoje.Chcęzobaczyć to, co ty widziałaś.Och, powiedz mi, którędy poszłaś".Zapadła ciemność.Sheila czuła się dziwnie lekka, jak gdyby nie istniała. Nigdy niewrócę do domu.Jestem jak ty, nigdy tam nie dojdę".Przed biurowcem rosły krzewy.Ichkwiaty rozsiewały słodki zapach, od którego zakręciło jej się w głowie. Och, czemuż nie zabilimnie, bylebyś tylko ty żyła".Jakiś przechodzień obrzucił ją spojrzeniem.Chyba mówiła na głos, wariatka wdomowych kapciach.Ogarnęła ją dziwna beztroska.Nikt się nie liczył, była tylko ona i Chloe,samotne w wielkim mieście.W zasadzie nawet jej tu nie było, prawdziwa była tylko jej córka,tuż przy niej.Ona prowadziła matkę, jej namacalna wręcz obecność szła obok Sheili.To onaznała drogę, matka zaś stała się tą, której potrzebna była opieka. Nie martw się", mówiła. Nicmi nie jest.Dla ciebie to jest dużo gorsze niż dla mnie, uwierz mi".W przypływie okrucieństwa David powiedział kiedyś: Aazi jak kaczka".Lecz nie teraz.Szła sprężyście, smukła i gibka jak wtedy, gdy miała dziesięć lat.W ciszy, w blasku księżycatowarzyszyła Sheili. On widzi wszystko, księżyc.I widział, co stało się tamtej nocy.Czy to gozdenerwowało?"Cheddar widział ją w niebie, jak śpiewała.Rozum podpowiadał Sheili, że to nieprawda,ale co tam rozum.Teraz Chloe promieniała, emanował z niej spokój.Prowadziła matkęFaulkner Street, potem następną ulicą, obok wielkiego napisu: ELEGANCKIE STROJE:TAK%7łE W DU%7łYCH ROZMIARACH.Sheila znała wszystkie te ulice, dzisiaj jednakwydawały się obce, jak w nieznanym mieście. Naprawdę nie chcesz pojechać autobusem?"spytała Chloe. Chodzmy więc". Dokąd mnie prowadzisz?", Sheila wypowiedziała pytanie na głos. Nie idziemy dodomu?"Zatrzymały się na światłach.W tym miejscu ulica była pusta.Już miały ją przejść, gdyzjawił się jaskrawo oświetlony autobus.W środku siedziała sztywno wyprostowana kobieta.Pochwili autobus zniknął.RLTo nie kwiaty.Sheila czuła zapach włosów Chloe właśnie tak, trochę stęchle, tajemni-czo pachniały włoski malutkiej Chloe, gdy Sheila wtulała w nie twarz. Oczywiście, że idziemy do domu", powiedziała Chloe. Przecież ze mną pójść niemożesz". Pozwól mi iść z tobą!", jęknęła Sheila w przypływie paniki. Przecież nie możesz", odparła łagodnie Chloe. Nie odchodz!"Ale było już za pózno.Zerwał się wiatr i Chloe odeszła.Gdzieś w oddali zatrąbiłsamochód.Chloe zostawiła ją na Oxford Street.Znała w końcu drogę.Stąd wystarczyło iść jużprosto, pod wiaduktem, obok budynku BBC, przejść pod autostradą.Jeszcze mila na wschód iSheila znalazła się w domu.Gdy dotarła do pubu, wybiła jedenasta.Drzwi stały otworem,wpuszczając balsamiczne powietrze, w barze jednak nie było nikogo.Przy stole, spowityoparami dymu, siedział David.Spojrzał na nią. Gdzie byłaś? Postanowiła mu powiedzieć. Poszłam do klubu i wróciłam do domu piechotą.Czekała na wybuch gniewu: Po jaką cholerę to zrobiłaś?Oszalałaś czy co? Chcesz, żeby i ciebie zabili?"David jednak milczał.Opróżnił tylko do dna szklankę, po czym spytał: Którędy szłaś? Patrzyła na niego. Więc ty także to zrobiłeś?Skinął głową.Z dworu dobiegł hałas, gdy pan Hassan spuszczał rolety w swoim EuropaFood and Wine. Dlatego wychodziłeś stwierdziła tylko.Nie odpowiedział. Czemu nie mogliśmy pójść razem? spytała.RLRozdział trzeciKąpiące się w baseniku dzieci usłyszały krzyk.Dochodził z domu obok, gdzie mieszkałten morderca, i był rozdzierający. Mówiłem ci powiedział Dominic do siostry. On tam kogoś morduje.Podrzynaim gardła, wsadza ich do tych szop i tam robi z nimi straszne rzeczy. Jakie rzeczy? zapytała jego siostrzyczka, wybałuszając pełne przerażenia oczy.Dominic chlapnął jej wodą w buzię. Po prostu rzeczy.Słyszałem go, w nocy.A potem, kiedy już im zrobi te wszystkierzeczy, zakopuje w ogrodzie.To, co z nich zostaje.Z domu wybiegła ich matka. Co to był za krzyk? spytała. To wy? Dominic pokręcił głową. Nie, to on, z tego domu obok.Natalie ciężko usiadła na brzegu wanny. Kochanie, przepraszam powiedział Colin. Widzisz, zadzwonił telefon i zupełnieo niej zapomniałem. W umywalce siedziała iguana. Złapała grzybicę. Guzik mnie obchodzi, co złapała. I właśnie nacierałem ją maścią. Na miłość boską, Colin, okropnie się wystraszyłam.Trzymaj je, proszę cię, pozadomem.Colin spuścił głowę.Wyglądał jak szczeniak, któremu zdarzyło się zapaskudzić podłogę.Natalie zmierzwiła mu włosy. Zabawny z ciebie facet, Klocusiu.Sama nie wiem, co ja w tobie widziałam. Jeśli chcesz, pozbędę się ich wszystkich. Boże, nie. Jeżeli nie będzie mógł się opiekować swoimi gadami, nie odstąpi jej nakrok.Lubiła Colina, musiała jednak przyznać, że był nudny [ Pobierz całość w formacie PDF ]