[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.SRW teorii brzmiało to wspaniale, lecz mój umysł znalazł się naglew stanie kompletnego otępienia i to bynajmniej nie w tym sensie, żezostał duchowo oczyszczony, tylko w bardziej przyziemnym, stresz-czającym się w przerażonym o-kurczę-nie-mam-przecież-bladego-pojęcia-o-tym-jak-wy-gląda-początek-lotosu.Otworzyłam jedno oko i zerknęłam na resztę kursantów.Wszyscywydawali się skoncentrowani i całkowicie zdolni do przywołaniapączka lotosu.Banda zadowolonych z siebie ogrodniczo uświadomio-nych pupilków pani instruktorki.Pomyślałam przez chwilę, czy Zlizel na własnym ślubie z Char-liem (we wrotkach i na plaży), będzie miała bukiet pączków lotosu.Wyobraziłam sobie, jak Charlie wtyka jej czule jeden pączek za ucho,a drużbowie-piloci na warczących kukuruznikach rozsypują nad mło-dą parą i gośćmi płatki lotosu.Charlie zaś szepce Zlizel do uszka, pro-sząc by w ich domu był ołtarz zawsze przystrojony świeżymi paczka-mi lotosu na pamiątkę ich wiecznej miłości.Szybko, choć z wysiłkiem, wydostałam się z tego koszmaru najawie, uświadamiając sobie zarazem, że właśnie zniweczyłam wszyst-kie rezultaty ćwiczeń.Diabli wzięli dobro, wewnętrzną siłę i pełneodprężenie.Znowu jestem gotowa mordować żywe istoty zardzewiałąsiekierą.Wzięłam głęboki wdech i ponownie zamknęłam oczy, próbującprzywołać ducha Jamiego Durie z Backyard Blitz.Liczyłam, że mo-żemy się telepatycznie połączyć i że potrafi mi on pomóc przesyłającobraz myślowy tego pieprzonego pączka lotosu.Jednak Jamie musiałbyć strasznie zajęty polerowaniem swej szpady lub praniem nieskazi-telnie białych podkoszulków, bo nie złapałam z nim kontaktu.Naglezdałam sobie sprawę, że logiczniej będzie wywołać mentalne SOS dotego botanika od Fran.Tyle że będzie jeszcze trudniej złapać kontaktpsychiczny - i to pilny! - z kimś, kogo spotkam tylko raz i nie znamnawet jego prawdziwego imienia.Uświadomiłam sobie w końcu, żenie powinnam szukać pomocy u mężczyzn, lecz polegać na swychwłasnych (niewyczerpalnych) zdolnościach i mądrości matki ziemi, coSRsprawiło, że poczułam się bardzo jogistycznie i bardzo mi się tospodobało.Zdecydowałam więc, że będę nie pączkiem lotosu, lecz gerberą.Byłam cudownie lśniącą różową gerberą, rozchylającą swe płatki dosłońca.Tyle tylko, że nie mogłam tych cholernych płatków rozchylić,gdyż z tępym uporem sterczały już rozłożone i wyprostowane, kom-pletnie olewając urok łagodnego rozkwitania.Próbowałam mentalniezłożyć swe płatki z powrotem, by potem je wdzięcznie i porządnierozchylić, ale były one tak proste i sztywne, że wystarczyła chwilanieuwagi i znów odskoczyły do poprzedniej pozycji.Byłam tak wku-rzona swoją beznadzieją walką z tym upartym zielskiem, że zapo-mniałam o oddychaniu, nie słuchałam, co mówi Anna, tylko siedzia-łam z zamkniętymi oczami, z twarzą straszliwie napiętą i wykrzywio-ną od intensywnej koncentracji.O żesz ty, dlaczego postanowiłam być gerberą? To takie durnekwiaty - błyszczące i radosne jak uśmiech podrywacza, ale jakieś ta-kie.puste.Gerbery to jakby króliczki Playboya" w królestwie kwia-tów: kolorowe, lśniące i śliczne jako dekoracja, ale nie mają, no, du-szy.Teraz już wiem, dlaczego ani Szekspir, ani Keats nie napisali Odydo gerbery (no bo z czym się rymuje gerbera? Najwyżej z megierą").Nikt też nie wydaje zwracać się do gerbery w chwilach wielkiegosmutku lub pełnych powagi uroczystości.Teraz już wiem, dlaczegogerbery po prostu nie zdają sobie sprawy, czego się od nich oczekuje,i zamiast posłusznie symbolizować ulotność życia i nieuchronny jegokoniec, leżą sobie, błyszczą bezczelnie i drą się: Patrz na mnie! Patrzna mnie! Patrz, jaka jestem śliczna!"Próbowałam wywinąć się z tej pułapki i stać się tulipanem, ale zjakichś powodów gerbera nie chciała ustąpić i zniknąć.Stała się naglewkurzająco wesoła i rozrywkowa, zasłaniała tulipanowi słońce, kręcącsię w różne strony i od czasu do czasu grzmocąc biednego tulipana pogłowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.SRW teorii brzmiało to wspaniale, lecz mój umysł znalazł się naglew stanie kompletnego otępienia i to bynajmniej nie w tym sensie, żezostał duchowo oczyszczony, tylko w bardziej przyziemnym, stresz-czającym się w przerażonym o-kurczę-nie-mam-przecież-bladego-pojęcia-o-tym-jak-wy-gląda-początek-lotosu.Otworzyłam jedno oko i zerknęłam na resztę kursantów.Wszyscywydawali się skoncentrowani i całkowicie zdolni do przywołaniapączka lotosu.Banda zadowolonych z siebie ogrodniczo uświadomio-nych pupilków pani instruktorki.Pomyślałam przez chwilę, czy Zlizel na własnym ślubie z Char-liem (we wrotkach i na plaży), będzie miała bukiet pączków lotosu.Wyobraziłam sobie, jak Charlie wtyka jej czule jeden pączek za ucho,a drużbowie-piloci na warczących kukuruznikach rozsypują nad mło-dą parą i gośćmi płatki lotosu.Charlie zaś szepce Zlizel do uszka, pro-sząc by w ich domu był ołtarz zawsze przystrojony świeżymi paczka-mi lotosu na pamiątkę ich wiecznej miłości.Szybko, choć z wysiłkiem, wydostałam się z tego koszmaru najawie, uświadamiając sobie zarazem, że właśnie zniweczyłam wszyst-kie rezultaty ćwiczeń.Diabli wzięli dobro, wewnętrzną siłę i pełneodprężenie.Znowu jestem gotowa mordować żywe istoty zardzewiałąsiekierą.Wzięłam głęboki wdech i ponownie zamknęłam oczy, próbującprzywołać ducha Jamiego Durie z Backyard Blitz.Liczyłam, że mo-żemy się telepatycznie połączyć i że potrafi mi on pomóc przesyłającobraz myślowy tego pieprzonego pączka lotosu.Jednak Jamie musiałbyć strasznie zajęty polerowaniem swej szpady lub praniem nieskazi-telnie białych podkoszulków, bo nie złapałam z nim kontaktu.Naglezdałam sobie sprawę, że logiczniej będzie wywołać mentalne SOS dotego botanika od Fran.Tyle że będzie jeszcze trudniej złapać kontaktpsychiczny - i to pilny! - z kimś, kogo spotkam tylko raz i nie znamnawet jego prawdziwego imienia.Uświadomiłam sobie w końcu, żenie powinnam szukać pomocy u mężczyzn, lecz polegać na swychwłasnych (niewyczerpalnych) zdolnościach i mądrości matki ziemi, coSRsprawiło, że poczułam się bardzo jogistycznie i bardzo mi się tospodobało.Zdecydowałam więc, że będę nie pączkiem lotosu, lecz gerberą.Byłam cudownie lśniącą różową gerberą, rozchylającą swe płatki dosłońca.Tyle tylko, że nie mogłam tych cholernych płatków rozchylić,gdyż z tępym uporem sterczały już rozłożone i wyprostowane, kom-pletnie olewając urok łagodnego rozkwitania.Próbowałam mentalniezłożyć swe płatki z powrotem, by potem je wdzięcznie i porządnierozchylić, ale były one tak proste i sztywne, że wystarczyła chwilanieuwagi i znów odskoczyły do poprzedniej pozycji.Byłam tak wku-rzona swoją beznadzieją walką z tym upartym zielskiem, że zapo-mniałam o oddychaniu, nie słuchałam, co mówi Anna, tylko siedzia-łam z zamkniętymi oczami, z twarzą straszliwie napiętą i wykrzywio-ną od intensywnej koncentracji.O żesz ty, dlaczego postanowiłam być gerberą? To takie durnekwiaty - błyszczące i radosne jak uśmiech podrywacza, ale jakieś ta-kie.puste.Gerbery to jakby króliczki Playboya" w królestwie kwia-tów: kolorowe, lśniące i śliczne jako dekoracja, ale nie mają, no, du-szy.Teraz już wiem, dlaczego ani Szekspir, ani Keats nie napisali Odydo gerbery (no bo z czym się rymuje gerbera? Najwyżej z megierą").Nikt też nie wydaje zwracać się do gerbery w chwilach wielkiegosmutku lub pełnych powagi uroczystości.Teraz już wiem, dlaczegogerbery po prostu nie zdają sobie sprawy, czego się od nich oczekuje,i zamiast posłusznie symbolizować ulotność życia i nieuchronny jegokoniec, leżą sobie, błyszczą bezczelnie i drą się: Patrz na mnie! Patrzna mnie! Patrz, jaka jestem śliczna!"Próbowałam wywinąć się z tej pułapki i stać się tulipanem, ale zjakichś powodów gerbera nie chciała ustąpić i zniknąć.Stała się naglewkurzająco wesoła i rozrywkowa, zasłaniała tulipanowi słońce, kręcącsię w różne strony i od czasu do czasu grzmocąc biednego tulipana pogłowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]