[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wo-lałby o tymnie wiedzieć.- Powinienemz nimotymwszystkimporozmawiać.- Moglibyśmy go uprzedzić, że powinien mieć wzgląd najej stan.Ale można z tym się wstrzymać do jutra.- Powinienemporozmawiać z nimprzed ceremonią.- Na miłość boską, panie Farthing, nie ma sensu opózniaćwszystkiego jeszcze bardziej.Ja także przeżyłam szok, do-wiedziawszy się, że tak szybko zostaniemy dziadkami, aleprzecież to dobry znak.Skoro Keene jest jedynym spadko-biercą swego ojca, to zapewne ucieszy się, gdy się dowie, żeród nie wygaśnie.Wygląda na to, że Sophie nie będzie mia-ła takich problemówz poczęciem, jakie ja miałam.- Mężczyzna powinien wiedzieć, że jego przyszła żonajest brzemienna.- Skoro nalegasz.Ale powiedz mu o tym dopiero poślubie.Nie powinniśmy jeszcze bardziej opózniać ceremo-nii.Daniel doszedł do wniosku, że nawet po ceremonii moż-na anulować małżeństwo, aczkolwiek zmierzał zapropono-wać Keene'owi więcej pieniędzy wzamian za przyjęcie So-phie pod swój dach.Gdyby to się nie powiodło, wyda córkęza pana Ponsby'ego, o ile ten się nie rozmyśli.Cała historiaprzyprawiała go o mdłości.Z odrazą myślał o swej rozmo-wie z przyszłymzięciem.Zastanawiał się, czynie uczynić ja-kichś aluzji do wahań Józefa wsprawie Maryi, skoro jednakjanessa+AScarlettusolad-nacs87nie byłoszans, że Sophienosi wswym łonie zbawiciela,uznał ten pomysł za bluznierczy.Keene spojrzał na zegarek, gdy skręcili w stronę domuFarthingów.Trzeba sowicie wynagrodzić stangreta za tę po-dróż w strugach deszczu.Pomimo braku czasu chciał sięupewnić przed ślubem, że jego służący dostanie garniec go-rącego piwa i miejsce przy kominku.Nieco inne uczucia żywił względem swych dwóch przy-jaciół.Miał wielką ochotę wyrzucić ich z powozu i zostawićwstrugach deszczu i wbłocie.- George, zrób mi tę przysługę i zadbaj o to, byś nie stra-cił przytomności podczas mojego ślubu.Wgospodzie wszyscy się przebrali.Keene oddał przyja-ciołom swe zapasowe ubrania.George dał sobie spokójZ piersiówką i kupił trzy butelki dobrej francuskiej brandy.Obaj z Victorem pili tak zawzięcie, jakby się założyli, któryz nich pierwszy wypije cały ocean.- No cóż.Czy jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Nie mawiększego nieszczęścia niż małżeństwo.- Brandy najwyraz-niej poprawiła nastrój Keetingowi.Tę niezbyt wesołą infor-mację wypowiedział jowialnym tonem.- Sześć miesięcytemu byłeś innegozdania.- Mówiłbym to samo, gdybym wówczas wiedział to, cowiem teraz - George raczej bełkotał, niż mówił.Sprawiałzresztą wrażenie zaskoczonego brzmieniem własnych słów,jakby nie był pewien, czy jest wnich jakiś sens.Jako że jednak mówił pełnymi zdaniami, choć wcale niebył tego świadom, Keene uznał, że można go przedstawićFarthingom.Więcej kłopotówprzysparzał Victor, który siedział z pod-bitym okiem w kącie powozu i prawie się nie odzywał odczasu kąpieli wbłocie.Lokaj Farthingówczekał na nich z parasolem.George po-ślizgnął się, zszedłszy ze stopni powozu.Keene chwycił goza ramię, ratując przed upadkiem.Dopiero wówczas zorien-tował się, że deszcz zamienił się w lodową breję na kocichjanessa+AScarlettusolad-nacs88łbach dziedzińca.Nie ma co, świetny dzień na wesele.Gdypoczuł wilgotne płaty na policzku, uświadomił sobie, że pa-da śnieg z deszczem.Tłocząc się pod parasolem, dotarli wraz z Keetingiemdofrontowych drzwi.Wedmont wlókł się za nimi ze spuszczoną głową, chro-niąc się przed śniegiem.Skulił się tak, jakbybyłomu stanow-czo za zimno.- Rodzina i gościeczekają wsalonie, sir.Proszę za mną.- Dobry człowieku, proszę zadbaj o to, by mój stangretdostał coś na rozgrzewkę i byusadzono go przed kominkiem.Wgospodzie zostawił dwóch innych służących, zapowie-dziawszy, że przyjedzie po nich nazajutrz, o ile pogoda nato pozwoli.Lokaj zatrzymał się przed drzwiami salonu, wy-mownie spoglądając na Daviesa.Ten podał nazwiska i tytu-ły swoich przyjaciół, by służący mógł ich w stosowny spo-sób zaanonsować.Wewnątrz siedział już jego ojciec wtowarzystwie podsta-rzałej ciotki.Po salonie krążyło z pół tuzina ludzi, którychKeene nigdy wżyciu nie widział, podczas gdy twarze tuzinapozostałych wydawałymusię znajome.Otarł się onich z pew-nością podczas swych licznych wizyt wtymdomu przed la-ty.Ojciec Sophie zmarszczył brwi, patrząc wjego kierunku,kuzynka Jane natomiast powitała gouśmiechem.Pośród zgro-madzonych wsalonie nie dostrzegł twarzy Sophie.Ogarnęłogo rozczarowanie.Dopiero wtedy uświadomił sobie, że się zanią rozglądał.Choć nic dziwnego, że jej tu nie ma.Victor opadł na najbliższe krzesło.Keene spojrzał na nie-go Z troską.Siniak pod okiem wyglądał coraz gorzej na tlejego wyjątkowo bladej twarzy.George stał u jego boku,chwiejąc się na nogach.- Gdzie byłeś, chłopcze? - zapytał goojciec.- Wdrodze na swój ślub.- Keene przypomniał sobie zła-maną oś, deszcz i gołoledz, bójkę przyjaciół.Odwrócił się odojca i powiedział do rodziców Sophie:- Proszę wybaczyć moje spóznienie.- Nic się nie stało, Keene.- Jane poklepała goporękawie.-janessa+AScarlettusolad-nacs89Przypuszczaliśmy, że zatrzymała cię niesprzyjająca pogoda.Po-stanowiliśmypodać śniadanie przed wyjazdemdo kościoła.- Może powinniśmy odłożyć nabożeństwo.- Wyraz prze-rażenia, który pojawił się na twarzy jego przyszłego teścia,wprawił go w konsternację.Miał zamiar powiedzieć coś natemat warunków atmosferycznych.Tymczasem rzekł: - Le-piej by było, gdybyśmy zaczekali do lata.- No cóż, wszyscy się już zgromadzili, powinniśmy więcprzystąpić do rzeczy, nieprawdaż? - zauważyła kuzynka Jane.Keene przeszedł do porządku nad dziwnymwyrazemtwa-rzy Daniela Farthinga.- Pogoda robi się coraz gorsza.Podjazd jest oblodzony.Niewiele brakowało, a George by się przewrócił.Nie jestempewien, czy powinniśmy narażać konie na niebezpieczeń-stwo, nie wspominając już o gościach.Na twarzy jego teścia pojawił się wyraz jeszcze większe-go przygnębienia.- Nie możemyodłożyć uroczystości.- Może poślemy po pastora? - zaproponowała Jane.- Mo-glibyśmy urządzić ceremonię w kaplicy, w domu.Wpraw-dzie nie używaliśmy jej od wielu lat, no i jest rzeczywiścieniewielka, ale wygląda na to, że wszyscy się bez problemuzmieścimy.Zaprosimy pastora na noc.- Niektórzy spośród naszych sąsiadówmogą czekać wko-ściele.- Pastor może ogłosić, że zmieniliśmy plany, a nawet po-wiesić stosowne zawiadomienie na drzwiach.- Jane poklepa-ła męża po ramieniu.- Mógłbym posłać po pastora mój powóz, ale obawiamsię, że mój stangret zbyt długo już jechał wdeszczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wo-lałby o tymnie wiedzieć.- Powinienemz nimotymwszystkimporozmawiać.- Moglibyśmy go uprzedzić, że powinien mieć wzgląd najej stan.Ale można z tym się wstrzymać do jutra.- Powinienemporozmawiać z nimprzed ceremonią.- Na miłość boską, panie Farthing, nie ma sensu opózniaćwszystkiego jeszcze bardziej.Ja także przeżyłam szok, do-wiedziawszy się, że tak szybko zostaniemy dziadkami, aleprzecież to dobry znak.Skoro Keene jest jedynym spadko-biercą swego ojca, to zapewne ucieszy się, gdy się dowie, żeród nie wygaśnie.Wygląda na to, że Sophie nie będzie mia-ła takich problemówz poczęciem, jakie ja miałam.- Mężczyzna powinien wiedzieć, że jego przyszła żonajest brzemienna.- Skoro nalegasz.Ale powiedz mu o tym dopiero poślubie.Nie powinniśmy jeszcze bardziej opózniać ceremo-nii.Daniel doszedł do wniosku, że nawet po ceremonii moż-na anulować małżeństwo, aczkolwiek zmierzał zapropono-wać Keene'owi więcej pieniędzy wzamian za przyjęcie So-phie pod swój dach.Gdyby to się nie powiodło, wyda córkęza pana Ponsby'ego, o ile ten się nie rozmyśli.Cała historiaprzyprawiała go o mdłości.Z odrazą myślał o swej rozmo-wie z przyszłymzięciem.Zastanawiał się, czynie uczynić ja-kichś aluzji do wahań Józefa wsprawie Maryi, skoro jednakjanessa+AScarlettusolad-nacs87nie byłoszans, że Sophienosi wswym łonie zbawiciela,uznał ten pomysł za bluznierczy.Keene spojrzał na zegarek, gdy skręcili w stronę domuFarthingów.Trzeba sowicie wynagrodzić stangreta za tę po-dróż w strugach deszczu.Pomimo braku czasu chciał sięupewnić przed ślubem, że jego służący dostanie garniec go-rącego piwa i miejsce przy kominku.Nieco inne uczucia żywił względem swych dwóch przy-jaciół.Miał wielką ochotę wyrzucić ich z powozu i zostawićwstrugach deszczu i wbłocie.- George, zrób mi tę przysługę i zadbaj o to, byś nie stra-cił przytomności podczas mojego ślubu.Wgospodzie wszyscy się przebrali.Keene oddał przyja-ciołom swe zapasowe ubrania.George dał sobie spokójZ piersiówką i kupił trzy butelki dobrej francuskiej brandy.Obaj z Victorem pili tak zawzięcie, jakby się założyli, któryz nich pierwszy wypije cały ocean.- No cóż.Czy jesteś pewien, że chcesz to zrobić? Nie mawiększego nieszczęścia niż małżeństwo.- Brandy najwyraz-niej poprawiła nastrój Keetingowi.Tę niezbyt wesołą infor-mację wypowiedział jowialnym tonem.- Sześć miesięcytemu byłeś innegozdania.- Mówiłbym to samo, gdybym wówczas wiedział to, cowiem teraz - George raczej bełkotał, niż mówił.Sprawiałzresztą wrażenie zaskoczonego brzmieniem własnych słów,jakby nie był pewien, czy jest wnich jakiś sens.Jako że jednak mówił pełnymi zdaniami, choć wcale niebył tego świadom, Keene uznał, że można go przedstawićFarthingom.Więcej kłopotówprzysparzał Victor, który siedział z pod-bitym okiem w kącie powozu i prawie się nie odzywał odczasu kąpieli wbłocie.Lokaj Farthingówczekał na nich z parasolem.George po-ślizgnął się, zszedłszy ze stopni powozu.Keene chwycił goza ramię, ratując przed upadkiem.Dopiero wówczas zorien-tował się, że deszcz zamienił się w lodową breję na kocichjanessa+AScarlettusolad-nacs88łbach dziedzińca.Nie ma co, świetny dzień na wesele.Gdypoczuł wilgotne płaty na policzku, uświadomił sobie, że pa-da śnieg z deszczem.Tłocząc się pod parasolem, dotarli wraz z Keetingiemdofrontowych drzwi.Wedmont wlókł się za nimi ze spuszczoną głową, chro-niąc się przed śniegiem.Skulił się tak, jakbybyłomu stanow-czo za zimno.- Rodzina i gościeczekają wsalonie, sir.Proszę za mną.- Dobry człowieku, proszę zadbaj o to, by mój stangretdostał coś na rozgrzewkę i byusadzono go przed kominkiem.Wgospodzie zostawił dwóch innych służących, zapowie-dziawszy, że przyjedzie po nich nazajutrz, o ile pogoda nato pozwoli.Lokaj zatrzymał się przed drzwiami salonu, wy-mownie spoglądając na Daviesa.Ten podał nazwiska i tytu-ły swoich przyjaciół, by służący mógł ich w stosowny spo-sób zaanonsować.Wewnątrz siedział już jego ojciec wtowarzystwie podsta-rzałej ciotki.Po salonie krążyło z pół tuzina ludzi, którychKeene nigdy wżyciu nie widział, podczas gdy twarze tuzinapozostałych wydawałymusię znajome.Otarł się onich z pew-nością podczas swych licznych wizyt wtymdomu przed la-ty.Ojciec Sophie zmarszczył brwi, patrząc wjego kierunku,kuzynka Jane natomiast powitała gouśmiechem.Pośród zgro-madzonych wsalonie nie dostrzegł twarzy Sophie.Ogarnęłogo rozczarowanie.Dopiero wtedy uświadomił sobie, że się zanią rozglądał.Choć nic dziwnego, że jej tu nie ma.Victor opadł na najbliższe krzesło.Keene spojrzał na nie-go Z troską.Siniak pod okiem wyglądał coraz gorzej na tlejego wyjątkowo bladej twarzy.George stał u jego boku,chwiejąc się na nogach.- Gdzie byłeś, chłopcze? - zapytał goojciec.- Wdrodze na swój ślub.- Keene przypomniał sobie zła-maną oś, deszcz i gołoledz, bójkę przyjaciół.Odwrócił się odojca i powiedział do rodziców Sophie:- Proszę wybaczyć moje spóznienie.- Nic się nie stało, Keene.- Jane poklepała goporękawie.-janessa+AScarlettusolad-nacs89Przypuszczaliśmy, że zatrzymała cię niesprzyjająca pogoda.Po-stanowiliśmypodać śniadanie przed wyjazdemdo kościoła.- Może powinniśmy odłożyć nabożeństwo.- Wyraz prze-rażenia, który pojawił się na twarzy jego przyszłego teścia,wprawił go w konsternację.Miał zamiar powiedzieć coś natemat warunków atmosferycznych.Tymczasem rzekł: - Le-piej by było, gdybyśmy zaczekali do lata.- No cóż, wszyscy się już zgromadzili, powinniśmy więcprzystąpić do rzeczy, nieprawdaż? - zauważyła kuzynka Jane.Keene przeszedł do porządku nad dziwnymwyrazemtwa-rzy Daniela Farthinga.- Pogoda robi się coraz gorsza.Podjazd jest oblodzony.Niewiele brakowało, a George by się przewrócił.Nie jestempewien, czy powinniśmy narażać konie na niebezpieczeń-stwo, nie wspominając już o gościach.Na twarzy jego teścia pojawił się wyraz jeszcze większe-go przygnębienia.- Nie możemyodłożyć uroczystości.- Może poślemy po pastora? - zaproponowała Jane.- Mo-glibyśmy urządzić ceremonię w kaplicy, w domu.Wpraw-dzie nie używaliśmy jej od wielu lat, no i jest rzeczywiścieniewielka, ale wygląda na to, że wszyscy się bez problemuzmieścimy.Zaprosimy pastora na noc.- Niektórzy spośród naszych sąsiadówmogą czekać wko-ściele.- Pastor może ogłosić, że zmieniliśmy plany, a nawet po-wiesić stosowne zawiadomienie na drzwiach.- Jane poklepa-ła męża po ramieniu.- Mógłbym posłać po pastora mój powóz, ale obawiamsię, że mój stangret zbyt długo już jechał wdeszczu [ Pobierz całość w formacie PDF ]