[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniósł go i pchnął drzwi, tejednak nie otwarły się. Linda , krzyczał.Nie odpowiadała.Przypomina sobie obszerne mroczne pomieszczenie i duże drewniane przedmioty zprzymocowanymi do nich grubymi nićmi; wokół tych przedmiotów stało wiele kobiet - robiąkoce, powiedziała Linda.Poleciła mu usiąść w rogu izby wśród innych dzieci, a sama poszłapomagać kobietom.Przez długi czas bawił się z tamtymi chłopcami.Nagle ludzie zaczęli cośmówić bardzo głośno, kobiety popychały Lindę, a ona płakała.Skierowała się w stronę drzwi;on pobiegł za nią.Zapytał, dlaczego tamci się złoszczą. Bo coś zepsułam , powiedziała.Potem sama się rozzłościła. ,Skąd miałam wiedzieć, jak robi się to ich obrzydliwetkactwo? , wołała. Wstrętne dzikusy.Zapytał, co to są dzikusy.Kiedy wrócili do domu,pod drzwiami czekał Pop%1ł, a on wszedł za nimi.Pop%1ł miał ze sobą dużą tykwę pełną cieczy,która wyglądem przypominała wodę, tyle że to nie była woda, lecz coś o brzydkim zapachu,co piekło w język i przyprawiało o kaszel.Linda upiła trochę, potem Pop%1ł upił, potem Lindadużo się śmiała i bardzo głośno mówiła; a potem ona i Pop%1ł wyszli do sąsiedniego pokoju.Gdy Pop%1ł poszedł, on wślizgnął się do pokoju.Linda leżała w łóżku i spała tak twardo, że niemógł jej dobudzić.Pop%1ł przychodził często.Powiedział, że płyn w tykwie nazywa się meskal, ale Lindatwierdziła, że powinien się nazywać soma, tyle że po nim człowiek czuje się zle następnegodnia.Nienawidził Pop%1ł.Nienawidził ich wszystkich - wszystkich mężczyzn, którzyodwiedzali Lindę.Jednego popołudnia, gdy bawił się z dziećmi - pamięta, że było zimno, a wgórach leżał śnieg - wrócił do domu i usłyszał rozwścieczone głosy w sypialni.Głosy byłykobiece i wypowiadały słowa, których nie rozumiał; wiedział jednak, że były to okropnesłowa.I nagle: bach, coś upadło; usłyszał drepczących spiesznie ludzi, nowe bach!, a potemodgłos jak podczas okładania muła, tylko mniej suchy; potem rozległ się krzyk Lindy. Och,przestańcie, dosyć , wołała.Wbiegł do izby.Były tam trzy kobiety w narzuconych naramiona ciemnych kocach.Linda leżała na łóżku.Jedna z kobiet przytrzymywała jej ręce.Druga leżała w poprzek jej nóg, tak by nie mogła kopać.Trzecia okładała ją biczem.Raz,drugi, trzeci; za każdym razem Linda krzyczała.Płacząc ciągnął za frędzle koca tej kobiety. Proszę, proszę. Wolną ręką odsunęła go na bok.Bicz spadł znowu i Linda znów zawyła.Uczepił się ogromnej dłoni i ze wszystkich sił wbił w nią zęby.Krzyknęła, wyrwała rękę ipopchnęła go tak mocno, że upadł.Gdy leżał na ziemi, przyłożyła mu trzy razy batem. Zabolało jak jeszcze nigdy dotąd - zapiekło niczym ogień.Bat świsnął znowu, spadł.Tymrazem jednak krzyknęła Linda.- Linda, dlaczego one chciały, żeby cię bolało? - zapytał wieczorem.Płakał, boczerwone pręgi na plecach ciągle piekły straszliwie.Ale płakał także i dlatego, że ludzie bylitacy zli, tacy niedobrzy, a on był małym chłopcem i nie mógł im nic zrobić.Linda też płakała.Ona była już duża, ale nie na tyle duża, by pokonać te trzy kobiety.Jej też było zle.- Linda, dlaczego one chciały, żeby cię bolało?- Nie wiem.Skąd mam wiedzieć? - Ledwo było ją słychać, bo leżała na brzuchu ztwarzą ukrytą w poduszce.- One twierdzą, że ci mężczyzni są ich mężczyznami - mówiła;wydawało się, że nie do niego się zwraca, lecz do kogoś wewnątrz niej samej.Długaprzemowa, z której nic nie rozumiał; w końcu zaczęła płakać jeszcze głośniej niż przedtem.- Nie płacz, Linda.Nie płacz.Tulił się do niej.Objął ją za szyję.Linda krzyknęła.- Uważaj! Moje plecy! Och! - I odepchnęła go z całej siły.Rąbnął głową o ścianę.- Tymały idioto! - krzyknęła, a potem zaczęła go nagle okładać.Klaps, klaps.- Linda - płakał - mamo, przestań!- Nie jestem twoją matką.Nie będę twoją matką.- Linda.och! - uderzyła go w twarz.- Zamieniona w dzikuskę - krzyczała.- Mam młode jak zwierzę.Gdyby nie ty,mogłabym pójść do inspektora, odesłałby mnie.Ale z dzieckiem? Cóż by to był za wstyd.Spostrzegł, że Linda ma zamiar znów go uderzyć i zasłonił twarz ramieniem.- Och, Linda, przestań, Linda.- Ty małe zwierzę! - ściągnęła mu ramię w dół, odsłaniając twarz.- Linda, nie.- Zamknął oczy oczekując ciosu.Ale nie uderzyła go.Po chwili otworzył oczy i ujrzał, że patrzy na niego.Spróbowałsię do niej uśmiechnąć.Ale ona nagle ogarnęła go ramionami i zaczęła całować.Niekiedy Linda przez szereg dni w ogóle nie wstawała.Leżała w łóżku i była smutna.Albo piła przynoszoną przez Pop%1ł ciecz, śmiała się głośno, a potem zasypiała.Czasamichorowała.Często zapominała go umyć, a do jedzenia były tylko placki kukurydziane.Pamięta, jak się rozwrzeszczała, gdy po raz pierwszy znalazła w jego włosach te małezwierzątka.Najbardziej szczęśliwy był, gdy opowiadała mu o Tamtym Zwiecie. - I naprawdę można polecieć, gdzie się chce?- Gdzie tylko zechcesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl