[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoś zadzwonił dodrzwi wejściowych i po chwili, mimo protestów gospodyni, wtargnęła do pokoju kobietaw stroju wieśniaczym z okolic Forez. Pani Fayot! zawołał ksiądz Vianney, wstając odstołu. Tak, to on zawołała kobieta i nie krępując się obecnością dostojnych gości,chwyciła w ramiona swego dawnego podopiecznego i ucałowała go głośno w obapoliczki. No, no! zawołał zaskoczony tym wikariusz generalny.Gdy Jan-Maria zaczerwienił się jak burak, nie wiedząc gdzie się podziad, ksiądzBalley powiedział ze śmiechem: To poczciwa wieśniaczka z Noes, która przygarnęłamego wikarego i opiekowała się nim jak matka w trudnych okolicznościach. A zatem jestem pani winien moją najwyższą wdzięcznośd rzekł ksiądzCourbon. Uratowała pani dobrego i pobożnego kapłana. Siadajcie z nami do stołu zaprosił ksiądz Balley.Lecz pani Fayot energicznie zaprotestowała. Chciałam tylkozobaczyd, jak się miewa nasz nowy księżulo.Mam żal, że nie odprawił u nas Mszyprymicyjnej.A myśmy się tak cieszyli.Zjem jednak coś w kuchni, jeżeli gospodyni raczymi coś podad, bo wygląda na herod-babę.Herod-baba mile przyjęła panią Fayot i opowiedziała jej, jak bardzo cała wioskapolubiła nowego wikarego.-r- A jak on mówi kazania? Cudownie! Nie używa wielkichsłów.Mówi prosto jak dziecko.Ale za to nikt nie śpi na jego kazaniach.Każde jego słowotrafia prosto do serca.Jeszcze tego samego wieczora ksiądz Vianney po raz pierwszy skorzystał z władzysłuchania spowiedzi.Ksiądz proboszcz klęknął przed nim i pokornie poprosił o spowiedz.Odtąd proboszcz spowiadał się zawsze u swego wikarego, zaś ksiądz Vianney był głębokowzruszony świętością swego penitenta.Nie tylko dzieci chodziły do księdza Vianneya do spowiedzi.Starszych też coś doniego pociągało, chociaż obok całej dobroci okazywał także surowośd.Niejeden penitent,przystąpiwszy nieprzygotowany do konfesjonału, to znaczy bez żalu i zdecydowanegopostanowienia unikania nie tylko grzechu, lecz także niebezpiecznej do grzechu okazji,odchodził bez rozgrzeszenia.Pomimo to jednak unosił ze sobą poważne i ojcowskiesłowa, które pomagały mu lepiej się przygotowad i przyjśd po raz drugi, by w pełnipojednad się z Bogiem.Nieraz w sobotę, gdy ksiądz wikary wieczorem opuszczał kościół, był zupełniewyczerpany.W milczeniu siadał do stołu, lecz prawie nie tykał podanych potraw.KsiądzBalley, który czytał w jego duszy, mawiał wtedy ze słodyczą: Jest sposób, bynajbardziej zatwardziałego grzesznika nakłonid do poprawy.Trzeba za niego pokutowad.Vianney coś niecoś wiedział o tym sposobie pokutowania za grzeszników,praktykowanym przez proboszcza.Wiedział, że ksiądz Balley wyrzeka się pokarmu inapoju i żyje bardziej ubogo niż kartuz.Wiedział też, że ten dobry ksiądz nosi włosiennicęi idąc za przykładem wielu świętych, nie waha się biczowad.64Poruszony do głębi tą gorliwością o zbawienie dusz, wikary udał się do pani Bibostz prośbą o ostrą włosiennicę, zobowiązując ją do zachowania jak najściślejszej tajemnicyw tym względzie.Poczciwa kobieta, przerażona, z płaczem odmówiła spełnienia prośby.Ponieważ zaś Jan-Maria Vianney mocno nalegał, zgodziła się w koocu, ciężko wzdychając.Zdarzało się, że ksiądz wikary mówił do penitenta, który zdecydowanie okazywałbrak dobrej woli: Brak ci prawdziwie serdecznego żalu, dlatego nie mogę ci dzisiajudzielid rozgrzeszenia.Przyjdz w najbliższą sobotę.Do tej pory zdołasz się dobrzeprzygotowad.Wieczorem tego dnia ksiądz Vianney padał krzyżem przed tabernakulum, płakał imodlił się za zle przygotowanego penitenta.Potem wracał na plebanię i do krwi siębiczował.W najbliższą sobotę przeżywał radośd z prawdziwego nawrócenia.Obaj księża byli złączeni cudownym wprost braterstwem serc.Wspólnieodmawiali brewiarz, wspólnie odwiedzali chorych, a także wspólnie odbywali krótkieprzechadzki, w czasie, których ksiądz wikary często prosił swego proboszcza o radę wtrudnych sprawach duszpasterskich.Ksiądz Balley stwierdzał, bez cienia jednak zazdrości,wzrastającą w parafii popularnośd młodego księdza.Kiedy widział, że jego konfesjonałjest coraz mniej uczęszczany, a przeciwnie, konfesjonał księdza wikarego jest obleganyprzez coraz liczniejszą rzeszę penitentów, z całą szczerością powtarzał słowa PoprzednikaChrystusowego:.Liczył wtedy sześddziesiąt trzylata.Czuł, że siły coraz bardziej go opuszczają.Był jednak szczęśliwy, że ma tak cennegopomocnika.Ciężar lat oraz trudne przeżycia z okresu Terroru coraz bardziej dawały znad osobie.Pomimo to nie przestawał za parafię modlid się i pokutowad.Podobnie jak ksiądzVianney, on także się umartwiał, tak, że poczciwa kucharka była wprost zrozpaczona, gdyten sam kawałek pieczeni pojawiał się stale na stole, aż sczerniał.Często żaliła się przedwdową Bibost, która z kolei pocieszała ją mówiąc: Jest pani na usługach dwóchświętych, i na to pani nic nie poradzi.%7łyją oni bardziej łaską Bożą niż twoim jadłem. Wtakim razie powinni wziąd sobie anioła do pro wadzenia gospodarstwa! wzdychałapoczciwa kobieta.Obaj księża wyprzedzali się także w pełnieniu uczynków miłosierdzia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ktoś zadzwonił dodrzwi wejściowych i po chwili, mimo protestów gospodyni, wtargnęła do pokoju kobietaw stroju wieśniaczym z okolic Forez. Pani Fayot! zawołał ksiądz Vianney, wstając odstołu. Tak, to on zawołała kobieta i nie krępując się obecnością dostojnych gości,chwyciła w ramiona swego dawnego podopiecznego i ucałowała go głośno w obapoliczki. No, no! zawołał zaskoczony tym wikariusz generalny.Gdy Jan-Maria zaczerwienił się jak burak, nie wiedząc gdzie się podziad, ksiądzBalley powiedział ze śmiechem: To poczciwa wieśniaczka z Noes, która przygarnęłamego wikarego i opiekowała się nim jak matka w trudnych okolicznościach. A zatem jestem pani winien moją najwyższą wdzięcznośd rzekł ksiądzCourbon. Uratowała pani dobrego i pobożnego kapłana. Siadajcie z nami do stołu zaprosił ksiądz Balley.Lecz pani Fayot energicznie zaprotestowała. Chciałam tylkozobaczyd, jak się miewa nasz nowy księżulo.Mam żal, że nie odprawił u nas Mszyprymicyjnej.A myśmy się tak cieszyli.Zjem jednak coś w kuchni, jeżeli gospodyni raczymi coś podad, bo wygląda na herod-babę.Herod-baba mile przyjęła panią Fayot i opowiedziała jej, jak bardzo cała wioskapolubiła nowego wikarego.-r- A jak on mówi kazania? Cudownie! Nie używa wielkichsłów.Mówi prosto jak dziecko.Ale za to nikt nie śpi na jego kazaniach.Każde jego słowotrafia prosto do serca.Jeszcze tego samego wieczora ksiądz Vianney po raz pierwszy skorzystał z władzysłuchania spowiedzi.Ksiądz proboszcz klęknął przed nim i pokornie poprosił o spowiedz.Odtąd proboszcz spowiadał się zawsze u swego wikarego, zaś ksiądz Vianney był głębokowzruszony świętością swego penitenta.Nie tylko dzieci chodziły do księdza Vianneya do spowiedzi.Starszych też coś doniego pociągało, chociaż obok całej dobroci okazywał także surowośd.Niejeden penitent,przystąpiwszy nieprzygotowany do konfesjonału, to znaczy bez żalu i zdecydowanegopostanowienia unikania nie tylko grzechu, lecz także niebezpiecznej do grzechu okazji,odchodził bez rozgrzeszenia.Pomimo to jednak unosił ze sobą poważne i ojcowskiesłowa, które pomagały mu lepiej się przygotowad i przyjśd po raz drugi, by w pełnipojednad się z Bogiem.Nieraz w sobotę, gdy ksiądz wikary wieczorem opuszczał kościół, był zupełniewyczerpany.W milczeniu siadał do stołu, lecz prawie nie tykał podanych potraw.KsiądzBalley, który czytał w jego duszy, mawiał wtedy ze słodyczą: Jest sposób, bynajbardziej zatwardziałego grzesznika nakłonid do poprawy.Trzeba za niego pokutowad.Vianney coś niecoś wiedział o tym sposobie pokutowania za grzeszników,praktykowanym przez proboszcza.Wiedział, że ksiądz Balley wyrzeka się pokarmu inapoju i żyje bardziej ubogo niż kartuz.Wiedział też, że ten dobry ksiądz nosi włosiennicęi idąc za przykładem wielu świętych, nie waha się biczowad.64Poruszony do głębi tą gorliwością o zbawienie dusz, wikary udał się do pani Bibostz prośbą o ostrą włosiennicę, zobowiązując ją do zachowania jak najściślejszej tajemnicyw tym względzie.Poczciwa kobieta, przerażona, z płaczem odmówiła spełnienia prośby.Ponieważ zaś Jan-Maria Vianney mocno nalegał, zgodziła się w koocu, ciężko wzdychając.Zdarzało się, że ksiądz wikary mówił do penitenta, który zdecydowanie okazywałbrak dobrej woli: Brak ci prawdziwie serdecznego żalu, dlatego nie mogę ci dzisiajudzielid rozgrzeszenia.Przyjdz w najbliższą sobotę.Do tej pory zdołasz się dobrzeprzygotowad.Wieczorem tego dnia ksiądz Vianney padał krzyżem przed tabernakulum, płakał imodlił się za zle przygotowanego penitenta.Potem wracał na plebanię i do krwi siębiczował.W najbliższą sobotę przeżywał radośd z prawdziwego nawrócenia.Obaj księża byli złączeni cudownym wprost braterstwem serc.Wspólnieodmawiali brewiarz, wspólnie odwiedzali chorych, a także wspólnie odbywali krótkieprzechadzki, w czasie, których ksiądz wikary często prosił swego proboszcza o radę wtrudnych sprawach duszpasterskich.Ksiądz Balley stwierdzał, bez cienia jednak zazdrości,wzrastającą w parafii popularnośd młodego księdza.Kiedy widział, że jego konfesjonałjest coraz mniej uczęszczany, a przeciwnie, konfesjonał księdza wikarego jest obleganyprzez coraz liczniejszą rzeszę penitentów, z całą szczerością powtarzał słowa PoprzednikaChrystusowego:.Liczył wtedy sześddziesiąt trzylata.Czuł, że siły coraz bardziej go opuszczają.Był jednak szczęśliwy, że ma tak cennegopomocnika.Ciężar lat oraz trudne przeżycia z okresu Terroru coraz bardziej dawały znad osobie.Pomimo to nie przestawał za parafię modlid się i pokutowad.Podobnie jak ksiądzVianney, on także się umartwiał, tak, że poczciwa kucharka była wprost zrozpaczona, gdyten sam kawałek pieczeni pojawiał się stale na stole, aż sczerniał.Często żaliła się przedwdową Bibost, która z kolei pocieszała ją mówiąc: Jest pani na usługach dwóchświętych, i na to pani nic nie poradzi.%7łyją oni bardziej łaską Bożą niż twoim jadłem. Wtakim razie powinni wziąd sobie anioła do pro wadzenia gospodarstwa! wzdychałapoczciwa kobieta.Obaj księża wyprzedzali się także w pełnieniu uczynków miłosierdzia [ Pobierz całość w formacie PDF ]