[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napotkawszy pierwszy problem, rzuca się ramiona innego.Jest teraz z nim.Ponownieuderzył pięścią w blat.- Nie zostawię tego tak.Będę egzekwował zobowiązania wynikające z tejpieprzonej umowy przedwstępnej choćby na drodze prawnej, słyszysz, Quince?.Nie zrezygnuję zDunbaru.India przekona się, że zawsze dostaję to, co chcę.Quince z politowaniem pokiwał głową.Fiona Hood-Stewart233- Osioł z ciebie, Jack.Urażony osioł.India o niczym nie musi się przekonywać, a zobowiązaniaSereny nie mają żadnej mocy prawnej.To najzwyklejsze w świecie oszustwo, głupie, prymitywne,prostackie.Tylko Serenę możesz podać do sądu, choć nie radziłbym, bo wyjdziesz na idiotę.Jesteśznanym biznesmenem, podpisujesz dziesiątki kontraktów i każdy sędzia spyta, dlaczego przedpodpisaniem umowy nie zażądałeś od Sereny, by ci udowodniła, że jest jedyną właścicielkąposiadłości.Bo tego nie zrobiłeś, prawda? Gdybym brał udział w takiej sprawie, nie uwierzyłbym, żenie wiedziałeś, do kogo naprawdę należy Dunbar, i uznałbym, że działałeś w zmowie z tą cholernąnaciągaczką, by w ostatniej chwili wywrzeć presję na Indię.Taki głupi, prymitywny szwindel.Początkowo Molly bez przerwy mówiła o Indii, aż któregoś wieczoru Jack pękł i powiedział, żewięcej ma nie wymieniać jej imienia.Pożałował natychmiast swojego wybuchu, bo w oczachdziewczynki pojawiły się łzy, a kiedy już ją położył, odwróciła się do ściany, odmawiając buziaka nadobranoc.Z każdym dniem czuł się coraz bardziej samotny, opuszczony, zawiedziony.Odeszła ot tak, po prostu,jakby to, co ich łączyło, nie miało żadnego znaczenia.To bolało najgorzej.Próbował nie myśleć o Indii, wyrzucał sobie słabość, lecz nie zdało się to na nic.Psychicznie inerwowo był wykończony.Uśmiechnięty Quince stał w progu.Miał na sobie białe spodnie i białe polo, a czerwony sweter luznozarzucił na plecy.234DROGA KU PRZEZNACZENIU- Nowa dziewczyna? - przywitał go Jack.- Nie, kolacja na jachcie Andromeda".To cudo technologii zacumowano na Bayside.Jeszcze czegośtakiego nie widziałem.Powinieneś ją sobie obejrzeć, Jack.- Quince usadowił się na wysokim stołkuprzy barku w salonie.- Mam inne zmartwienia - mruknął, nalewając bour-bona.- Jest coś nowego?- Ze Szkocji?- Nie, z południowego Kazachstanu.Zaczynasz być inteligentny inaczej, przyjacielu.Quince ze śmiechem uniósł szklaneczkę i zakręcił płynem.Znacząco milczał, widomy znak, że coś maw zanadrzu.- No, dawaj.- India chce wytoczyć sprawę przeciwko tobie i Se-renie.Działanie w zmowie, próba podstępnegowywłaszczenia, takie sprawy - powiedział powoli.- Co takiego?! - Szklanka Jacka uderzyła głośnoo blat barku.- Owszem.Wygląda na to, że będzie was pozywać.Nie ustąpi.Ramsey jest zupełnie wytrącony zrównowagi, powtarza, że sprawę trzeba załatwić polubownie.Jeśli chcesz znać moje skromne zdanie,zgadzam się z nim.- O czym ty do diabła mówisz? Co polubownie? -warknął Jack.- Jakie India ma podstawy prawne?%7ładnych.Sąd.- Jack - przerwał mu Quince.- Nie upieraj się.Naprawdę nie warto.Odpuść sobie walkę ó Dunbar.Tak będzie lepiej dla ciebie.Pod każdym względem - dodał cicho.- Odpuścić? %7łartujesz? Mowy nie ma.Nie odpuszczęi nie popuszczę.Zawsze wygrywam.Fiona Hood-Stewart235- Mieszasz uczucia z interesami, ponosi cię fałszywa ambicja.Opanuj się - poradził Quince sucho.-Masz inne problemy.Musisz opiekować się małą, uporządkować spuściznę po Chadzie, to o wieleważniejsze.Szczególnie Molly, bo ona jest najważniejsza.Proszę, nie zachowuj się jak ślepy kogut.Chwilami nie mogę ciebie słuchać.Jestem za tym, żeby w poniedziałek zadzwonić do Ramseya ipowiedzieć, że wycofujemy się z wszelkich roszczeń.- Wykluczone.A India gdzie? - zagadnął nieoczekiwanie.- Pewnie dalej na nartach z Hernanem?- O ile wiem, w Dunbarze.- Jak to? - Jack rozpromienił się, lecz zaraz zmarkot-niał.Cóż, zabawiali się krótko, lecz pewnietreściwie.- Tyle powiedział mi Ramsey.Słuchaj, zmieńmy temat, dobrze? - W głosie Quince'a zabrzmiała nutairytacji.- Musisz zająć się czymś innym.Trzeba uporządkować biuro Chada, będziemy potrzebowalitych pomieszczeń już w przyszłym tygodniu.Nie wpuszczałem tam nikogo, bo pewnie sam będzieszchciał przejrzeć wszystkie papiery, zabrać prywatne drobiazgi.- Owszem - westchnął Jack.- Muszę to zrobić, ale ciągle odkładam.Zrobię to jutro albo pojutrze.Wponiedziałek będzie można zacząć sprzątać.- Jak będziesz potrzebował pomocy, zadzwoń.- Dzięki.Sam się z tym muszę uporać.Jack nie mógł sobie znalezć miejsca.W telewizji nie było nic godnego uwagi, próbował czytać, ale pokilku minutach odłożył książkę.Było jeszcze na tyle wcześnie, że mógł pojechać do biura i zacząćporządkować rzeczy Chada.236DROGA KU PRZEZNACZENIUChwycił sweter i zapukał do Rosy.- Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę.Nie czekaj na mnie.- Si, seńor, estd bien.Wieczór był przyjemny, stosunkowo chłodny.Ocean srebrzył się refleksami księżycowej poświaty irozświetlonego miasta.Jack skręcił w St.Jude's Church i przyspieszył kroku.W kilka minut dotarł douśpionego wieżowca, gdzie mieściły się biura i jego, i Chada.Po chwili wahania otworzył drzwi gabinetu brata, zapalił światło i mrużąc oczy, rozejrzał się pownętrzu.Wszystko było tak, jak Chad zostawił, znieruchomiałe, trochę upiorne w białym blasku lamppod sufitem.Przez chwilę miał wrażenie, że Chad zaraz zmaterializuje się za biurkiem.Otrząsnął się.To wyobraznia płata figle.Zabrał się do przekopywania stert papierów na biurku Chada.Same niedokończone sprawy, pomyślał ze smutkiem.Posegregował je starannie.Tylko niezastanawiać się, nie myśleć o tym, co by było, gdyby brat żył.Kiedy uporał się z zadaniem, otworzył szafę gabinetową.Były tu prywatne papiery Chada, wielestarej, z różnych powodów przechowywanej korespondencji, dużo prywatnyćh drobiazgów, którychwidok sprawiał ból [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Napotkawszy pierwszy problem, rzuca się ramiona innego.Jest teraz z nim.Ponownieuderzył pięścią w blat.- Nie zostawię tego tak.Będę egzekwował zobowiązania wynikające z tejpieprzonej umowy przedwstępnej choćby na drodze prawnej, słyszysz, Quince?.Nie zrezygnuję zDunbaru.India przekona się, że zawsze dostaję to, co chcę.Quince z politowaniem pokiwał głową.Fiona Hood-Stewart233- Osioł z ciebie, Jack.Urażony osioł.India o niczym nie musi się przekonywać, a zobowiązaniaSereny nie mają żadnej mocy prawnej.To najzwyklejsze w świecie oszustwo, głupie, prymitywne,prostackie.Tylko Serenę możesz podać do sądu, choć nie radziłbym, bo wyjdziesz na idiotę.Jesteśznanym biznesmenem, podpisujesz dziesiątki kontraktów i każdy sędzia spyta, dlaczego przedpodpisaniem umowy nie zażądałeś od Sereny, by ci udowodniła, że jest jedyną właścicielkąposiadłości.Bo tego nie zrobiłeś, prawda? Gdybym brał udział w takiej sprawie, nie uwierzyłbym, żenie wiedziałeś, do kogo naprawdę należy Dunbar, i uznałbym, że działałeś w zmowie z tą cholernąnaciągaczką, by w ostatniej chwili wywrzeć presję na Indię.Taki głupi, prymitywny szwindel.Początkowo Molly bez przerwy mówiła o Indii, aż któregoś wieczoru Jack pękł i powiedział, żewięcej ma nie wymieniać jej imienia.Pożałował natychmiast swojego wybuchu, bo w oczachdziewczynki pojawiły się łzy, a kiedy już ją położył, odwróciła się do ściany, odmawiając buziaka nadobranoc.Z każdym dniem czuł się coraz bardziej samotny, opuszczony, zawiedziony.Odeszła ot tak, po prostu,jakby to, co ich łączyło, nie miało żadnego znaczenia.To bolało najgorzej.Próbował nie myśleć o Indii, wyrzucał sobie słabość, lecz nie zdało się to na nic.Psychicznie inerwowo był wykończony.Uśmiechnięty Quince stał w progu.Miał na sobie białe spodnie i białe polo, a czerwony sweter luznozarzucił na plecy.234DROGA KU PRZEZNACZENIU- Nowa dziewczyna? - przywitał go Jack.- Nie, kolacja na jachcie Andromeda".To cudo technologii zacumowano na Bayside.Jeszcze czegośtakiego nie widziałem.Powinieneś ją sobie obejrzeć, Jack.- Quince usadowił się na wysokim stołkuprzy barku w salonie.- Mam inne zmartwienia - mruknął, nalewając bour-bona.- Jest coś nowego?- Ze Szkocji?- Nie, z południowego Kazachstanu.Zaczynasz być inteligentny inaczej, przyjacielu.Quince ze śmiechem uniósł szklaneczkę i zakręcił płynem.Znacząco milczał, widomy znak, że coś maw zanadrzu.- No, dawaj.- India chce wytoczyć sprawę przeciwko tobie i Se-renie.Działanie w zmowie, próba podstępnegowywłaszczenia, takie sprawy - powiedział powoli.- Co takiego?! - Szklanka Jacka uderzyła głośnoo blat barku.- Owszem.Wygląda na to, że będzie was pozywać.Nie ustąpi.Ramsey jest zupełnie wytrącony zrównowagi, powtarza, że sprawę trzeba załatwić polubownie.Jeśli chcesz znać moje skromne zdanie,zgadzam się z nim.- O czym ty do diabła mówisz? Co polubownie? -warknął Jack.- Jakie India ma podstawy prawne?%7ładnych.Sąd.- Jack - przerwał mu Quince.- Nie upieraj się.Naprawdę nie warto.Odpuść sobie walkę ó Dunbar.Tak będzie lepiej dla ciebie.Pod każdym względem - dodał cicho.- Odpuścić? %7łartujesz? Mowy nie ma.Nie odpuszczęi nie popuszczę.Zawsze wygrywam.Fiona Hood-Stewart235- Mieszasz uczucia z interesami, ponosi cię fałszywa ambicja.Opanuj się - poradził Quince sucho.-Masz inne problemy.Musisz opiekować się małą, uporządkować spuściznę po Chadzie, to o wieleważniejsze.Szczególnie Molly, bo ona jest najważniejsza.Proszę, nie zachowuj się jak ślepy kogut.Chwilami nie mogę ciebie słuchać.Jestem za tym, żeby w poniedziałek zadzwonić do Ramseya ipowiedzieć, że wycofujemy się z wszelkich roszczeń.- Wykluczone.A India gdzie? - zagadnął nieoczekiwanie.- Pewnie dalej na nartach z Hernanem?- O ile wiem, w Dunbarze.- Jak to? - Jack rozpromienił się, lecz zaraz zmarkot-niał.Cóż, zabawiali się krótko, lecz pewnietreściwie.- Tyle powiedział mi Ramsey.Słuchaj, zmieńmy temat, dobrze? - W głosie Quince'a zabrzmiała nutairytacji.- Musisz zająć się czymś innym.Trzeba uporządkować biuro Chada, będziemy potrzebowalitych pomieszczeń już w przyszłym tygodniu.Nie wpuszczałem tam nikogo, bo pewnie sam będzieszchciał przejrzeć wszystkie papiery, zabrać prywatne drobiazgi.- Owszem - westchnął Jack.- Muszę to zrobić, ale ciągle odkładam.Zrobię to jutro albo pojutrze.Wponiedziałek będzie można zacząć sprzątać.- Jak będziesz potrzebował pomocy, zadzwoń.- Dzięki.Sam się z tym muszę uporać.Jack nie mógł sobie znalezć miejsca.W telewizji nie było nic godnego uwagi, próbował czytać, ale pokilku minutach odłożył książkę.Było jeszcze na tyle wcześnie, że mógł pojechać do biura i zacząćporządkować rzeczy Chada.236DROGA KU PRZEZNACZENIUChwycił sweter i zapukał do Rosy.- Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę.Nie czekaj na mnie.- Si, seńor, estd bien.Wieczór był przyjemny, stosunkowo chłodny.Ocean srebrzył się refleksami księżycowej poświaty irozświetlonego miasta.Jack skręcił w St.Jude's Church i przyspieszył kroku.W kilka minut dotarł douśpionego wieżowca, gdzie mieściły się biura i jego, i Chada.Po chwili wahania otworzył drzwi gabinetu brata, zapalił światło i mrużąc oczy, rozejrzał się pownętrzu.Wszystko było tak, jak Chad zostawił, znieruchomiałe, trochę upiorne w białym blasku lamppod sufitem.Przez chwilę miał wrażenie, że Chad zaraz zmaterializuje się za biurkiem.Otrząsnął się.To wyobraznia płata figle.Zabrał się do przekopywania stert papierów na biurku Chada.Same niedokończone sprawy, pomyślał ze smutkiem.Posegregował je starannie.Tylko niezastanawiać się, nie myśleć o tym, co by było, gdyby brat żył.Kiedy uporał się z zadaniem, otworzył szafę gabinetową.Były tu prywatne papiery Chada, wielestarej, z różnych powodów przechowywanej korespondencji, dużo prywatnyćh drobiazgów, którychwidok sprawiał ból [ Pobierz całość w formacie PDF ]