[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mały hologram uśmiechnąłsię do niego spod porysowanej powierzchni.- Aha - odparł.Teraz, gdy już nie było odwrotu, mógł to powiedzieć.- Bardzo.- Szczęściara.Kiedy to było? Trzydzieści lat temu?- Mniej więcej.- Po raz ostatni spojrzał na wisiorek i schował go pod koszulkę.- Zpoczątku zachowałem go tylko po to, by przypominał mi, dlaczego uciekłem z domu.%7łebygniew nie wygasł.Ale z biegiem lat trochę się zmieniło.Potem zatrzymałem go, byprzypominał mi tym, co reprezentowała sobą ta dziewczyna.Najszczęśliwsze dni mojegożycia.Dopiero po długim czasie zrozumiałem, że nikt nie może tak zadziałać na człowieka,jeśli nie jest mu choć trochę bliski.Denise uśmiechnęła się przyjaznie, nieco zaskoczona tym wyznaniem. - Mam nadzieję, że zdołasz się z nią pogodzie.- Ależ byłem wściekły, gdy się dowiedziałem.Winiłem wszystkich wokół za sam fakt,że żyją w świecie, gdzie dzieją się takie potworności.Tylko tak potrafiłem to wyrazić.To takiszok - odkryć, że twoja ukochana osoba dała się tak wykorzystać.Ale oboje byliśmy młodzi igłupi, i ja, i ona.Bardzo chciała wyemigrować, a tylko taki układ dawał jej tę możliwość.Iwiesz co? Oboje zrobiliśmy dokładnie to samo.Przez dwadzieścia lat pozwalałem Zantiu-Braun dysponować swoim ciałem, bo wierzyłem, że tylko tak zdołam zrealizować swojemarzenie.- Naprawdę się zafiksowałeś na tych lotach kosmicznych.- Oczywiście.Urodziłem się w kolonii.Samo moje istnienie jest owocem miłości dowłóczęgi.- To takie staroludzkie.To wieczne parcie naprzód, nie zważając na konsekwencje,byle tylko osiągnąć satysfakcję.Może Simon Roderick miał trochę racji.- Chyba żartujesz.- Jacintha przesłała całą rozmowę z Roderickiem na Koribu, zanimweszli w nadświetlną.Polityka Z-B nie zszokowała Lawrence'a tak bardzo, jak powinna - aprzynajmniej nie tak bardzo jak kiedyś.W końcu sam przeszedł dogłębne modyfikacjesomatyczne i gdyby miał dzieci, pewnie też chciałby dla nich jak najlepiej.Po wielu latachspędzonych w służbie Z-B lepiej rozumiał ich cele.Prawdopodobnie dla obserwatora zzewnątrz wyglądało to znacznie gorzej.Mądrzejsi, bogatsi, bardziej wpływowi ludzie chcielizmodyfikować dzieci, by mogły żyć w ich kręgu kulturowym, nie swoich rodziców.Lawrence nie był pewien, czy to ewolucja, czy raczej eugenika.- Nie - odparła Denise.- Miał rację, gdy powiedział, że zakładając kolonie, wciążtworzymy nowe Ziemie, i to wyłącznie dla własnych korzyści.Są zakładane jako noweterytoria dla bogaczy, gdzie nie nękają ich stare problemy i restrykcje.Ale te problemy iograniczenia nie przestają istnieć na Ziemi, tylko dlatego, że część ludzi odleciała.Wręczprzeciwnie, często dochodzi do pogorszenia, ponieważ to właśnie ludzie wykazujący dośćenergii i determinacji, by zarobić na bilet, mogliby je rozwiązać.To deklaracja polityczna:oznajmiasz, że niniejszym spisujesz resztę ludzkości na straty.- Ludzie od zawsze wędrowali w poszukiwaniu lepszego losu.To część naszej natury.Właśnie dlatego projekt Rodericka może ostatecznie odnieść sukces - ponieważ wszyscychcemy dla swoich dzieci jak najlepiej.Ludzie, jeśli tylko dostaną wybór, zawsze będąpróbowali polepszyć swoją sytuację, po prostu nie zgadzają się z definicją tego polepszenia.To właśnie wasza polityka.Kolonizacja to też forma ewolucji.Przedstawiciele mniejszościemigrują, by żyć po swojemu, nienarażeni na prześladowania.Gdy tylko uciekają z martwego uścisku inercji, rodzą się nowe pomysły.A ten uścisk to właśnie niezmienne, zadowolone zsiebie masy ludzkie.Nowe początki pozwalają ludzkiej kulturze podążać naprzód.- Naprzód, to znaczy gdzie? Na wyższy poziom konsumpcjonizmu?- I nie szkodzi, że wiele kolonii tak bardzo przypomina Ziemię.Niektóre są inne.Byłem na Santa Chico.Osobiście nie wybrałbym takiego życia, ale oni najwyrazniej sązadowoleni.Stworzyli coś nowego i za to ich szanuję.A kolonie portalowe.kto wie, jakiświat sobie budują.Znalezliście coś, co może nam pomóc rozwinąć się w sposób wręczniewyobrażalny.I znalezliście to tu, pośród gwiazd, z dala od zmarniałych horyzontów Ziemi.Przez przypadek.Ale nasza podróż tutaj, w nieznane, gdzie można spotkać inne smoki, to jużnie przypadek.Tu właśnie powinniśmy być, to nasze miejsce.- Smocze nanosystemy mogą nas wspomóc w rozwoju.Albo pomóc nam zniszczyćsiebie nawzajem.To bardzo potężna technologia.- Tak samo mówiono o innych wynalazkach.Pokolenie, które ogląda je jako pierwsze,jest przerażone, dwa pokolenia pózniej nikt już nie rozumie, o co był ten cały cyrk.Nie jestemreligijny, więc nie mogę zwrócić się do żadnego bóstwa, nie do końca wierzę nawet wprzeznaczenie, ale ostatecznie mam chyba zaufanie tylko do ludzkości jako gatunku.Zniesiemy to, tak jak znieśliśmy wszystko inne, i zbudujemy coś pięknego.Historia jest ponaszej stronie.- Nie do końca.Nie rozumiesz? Ta technologia da nam szansę na wielkie zmiany,dokonywane nie raz, lecz bez przerwy.Już wkrótce przestaniemy być tym samym gatunkiem,w którym pokładasz tyle nadziei.- Nie mówię tu tylko o ludzkiej historii.Wezmy choćby historię Imperium Pierścienia.Znali tę technologię, a zobacz, co osiągnęli.Piękno ich kultury powinno nas inspirować.Tyleróżnorodności pod jednym dachem.To wspaniała wizja pokazująca nam, co możemyosiągnąć.Najwspanialsze możliwe społeczeństwo, zamieszkujące ćwierć galaktyki, trwająceprzez ponad milion lat!- I gdzie są teraz? - spytała Denise łamiącym się głosem.- Wszędzie wokół.Przecież to smoki.Najlepszy przykład umiejętności przetrwania.Od wieków żyły w harmonii ze swym środowiskiem - kosmosem wokół czerwonycholbrzymów, tak jak my wżyjemy się we własną planetę.Może któregoś dnia zostawimy nawetto i dołączymy do nich.Może nawet będziemy na tyle mądrzy, by wyciągnąć wnioski izrozumieć, że życie nie może przebiegać statycznie.- Jesteś marzycielem, Lawrence.Nie obchodzą cię praktyczne przeszkody.Pamiętaj,że ściga nas Roderick, który wypaczy twoje ideały i zmieni je w coś nikczemnego. - Może właśnie tak chce los.Być może Roderickowi uda się zniewolić połowęludzkości.Nigdy nie zdoła złapać wszystkich.I nie złapie ciebie, prawda? Ty i twój pakietgenetyczny będziecie wolni i polecicie wybudować nowy świat, gdzieś daleko, po drugiejstronie galaktyki.Spojrzała na niego zaskoczona, jakby to on był prawdziwym obcym.- I w ogóle nie przeraża cię ta perspektywa?- Owszem, trochę niepokoi mój tradycyjny zmysł moralności.Ale z drugiej strony,kim jesteśmy, by oceniać, co wyjdzie z takiej ewolucji? Dlaczego od razu zakładamy, żeefekty będą złe? Można poczekać i zobaczyć je na własne oczy, zamiast kierować sięuprzedzeniami.Roderick uważa przecież, że postępuje słusznie.A nawet jeśli stworzy jakieśpotworne zło, to i tak nie przetrwa długo.Koło ewolucji znów się obróci.- Mnie to przeszkadza.Póki będzie istnieć, sprowadzi na ludzi niepotrzebnecierpienia.- Ty to nazywasz cierpieniem.Mówiłem ci już, że byłem na Santa Chico.Kobieta,którą tam spotkałem, współczuła mi, że żyję dłużej niż trzydzieści lat.Jej zdaniem było toniewyobrażalne cierpienie.Myślisz, że miała rację?- Nie możemy pozwolić, by Roderick zdobył smoczą technologię.- Ty nie możesz.Och, spokojnie, jak przyjdzie co do czego, pomogę obsadzić działa iunieruchomić Norvelle.Ale wynik tego starcia jest mi zupełnie obojętny.Spędziłem ostatnichdwadzieścia lat, walcząc dla kogoś innego, z powodów, których nie rozumiałem.A dla rasyludzkiej nie miało to żadnego znaczenia.Jednostki nie mają wpływu na bieg historii, choćlubimy myśleć, że jest inaczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl