[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiłowała jakoś to wszystko sobie wytłumaczyć, alenie znajdowała żadnego usprawiedliwienia.Wizerunek jej ojca w kopalni mieszał się zewspomnieniem Hoosa.Biegła, a łzy przesłaniały jej wzrok.Kim był ten kleryk, który stałodwrócony tyłem? Może to Alkuin?Kiedy dobiegła do skryptorium, nikogo w środku nie było, ale strażnik pozwolił jejwejść, bo dobrze jąjuż znał.Poszukała dokumentu, nad którym pracowała, ale go nie znalazła.A więc Alkuin albo Wilfred musieli go zabrać.Znalazła jednak szmaragdową Wulgatę ojcaskrytą pod pergaminami.Wzięła księgę i kilka piór, po czym wymaszerowała ze skryptorium,zamierzając uciec z fortecy.Szła korytarzami, omijając ciemne kąty, jakby bała się, że ktoś może ją zaatakować.Kiedy przechodziła obok zbrojowni, jakiś mężczyzna w sutannie stanął jej na drodze.Theresazamarła, ale duchowny zwrócił jej tylko uwagę na pióro, które wypadło na posadzkę.Dziewczyna podniosła je, podziękowała i ruszyła dalej, coraz bardziej przyspieszając kroku.Zeszła po schodach i skręciła w galerię łączącą hol z krużgankiem klasztoru.Tamtędyzamierzała wyjść na dziedziniec, a potem za mury fortecy.Szła z pochyloną głową, starając się ukryć twarz pod kapturem, gdy nagle zauważyłaHoosa i Alkuina rozmawiających po przeciwnej stronie krużganka.Hoos też ją zauważył.Uciekła wzrokiem i szła dalej, ale Hoos pożegnał się zAlkuinem i szybko ruszył w jej stronę.Theresa była już niemal przy wyjściu.Na dziedzińcuzaczęła biec, ale gdy zbliżyła się do murów, z przerażeniem stwierdziła, że bramy sązamknięte.Obejrzała się i zobaczyła, że Hoos zmierza w jej kierunku powoli, leczzdecydowanym krokiem.Serce zabiło jej w piersiach.Odwróciła się, zrozpaczona, szukającjakiejś drogi ucieczki.Nagle zobaczyła Izama na koniu tuż obok stajni.Pobiegła do niego ikrzyknęła, by pomógł jej wsiąść na konia.Izam nie rozumiał, o co chodzi, ale podał jej dłoń iwciągnął na siodło.Wtedy Theresa łamiącym się głosem poprosiła, by wywiózł ją z fortecy.Izam o nic nie pytał.Spiął konia ostrogami i rozkazał swym ludziom otworzyć bramę.Chwilępóźniej wyjechali z cytadeli, zostawiając za sobą rozeźlonego Hoosa.Izam poprowadził konia labiryntem uliczek aż do opuszczonych szałasów naprzedmieściach.Tam zeskoczył z konia obok jakiejś stajni, która sprawiała wrażenieopustoszałej, wprowadził rumaka do środka i go przywiązał.Potem zgarnął siano i poprosiłTheresę, by usiadła.Kiedy uznał, że dziewczyna nieco ochłonęła, spytał, co się stało.Theresapróbowała odpowiedzieć, ale płacz sprawił, że słowa uwięzły jej w gardle.Izam, choć bardzosię starał, nie zdołał jej pocieszyć.Po jakimś czasie Theresa wypłakała wszystkie łzy i wpadław przygnębienie.Zaskoczony własnym zachowaniem Izam odważył sieją objąć.Theresapoczuła się pokrzepiona myślą, że ktoś ją osłania.Kiedy wreszcie się uspokoiła, opowiedziała mu o zdarzeniu w tunelu.Powiedziała, żesłyszała, jak Hoos groził, że ją zabije, i że wie, gdzie przebywa jej ojciec.Zaczęła tłumaczyćIzamowi, że Gorgias nie jest mordercą i że muszą go znaleźć, bo z pewnością grozi muniebezpieczeństwo.Ale Izam namówił ją, by najpierw skończyła opowieść.Powiedziała mu wszystko, co wiedziała, pomijając jedynie sprawę dokumentuKonstantyna.Młodzieniec wysłuchał jej uważnie i zaczął dopytywać się o rolę w tymwszystkim Alkuina, ale na to Theresa nie potrafiła odpowiedzieć.Po namyśle Izam obiecał jejpomóc.- Ale dopiero jutro rano.Teraz już zmierzcha i gdybyśmy o tej porze zapuścili się dokopalni, bylibyśmy łatwym kąskiem dla bandytów.Theresa zaczęła kląć Sasów, których nienawidziła z całego serca.Przypomniała sobienapaść, której padła ofiarą, gdy uciekła z Wiirz-burga, zacięty atak podczas podróży statkiemi to, że gdy wreszcie raz mogli zrobić coś dobrze, nie trafili w tego łajdaka Hoosa Larssona.Ze zdziwieniem wysłuchała Izama, który był innego zdania.- Nie sądzę, że to Sasi.Raczej jacyś bandyci.Lud ich nie rozróżnia, bo dla nichpoganin to samo zło, a zło to Sasi, ale ci spośród nich, którzy jeszcze stawiają opór, ukrywająsię na północy, za granicą Renu.- Nieważne: bandyci czy Sasi.Wszyscy są naszymi wrogami.- Oczywiście i sam walczę z nimi ze wszystkich sił, ale choć może wydawać ci się todziwne, nigdy nie żywiłem nienawiści do Sasów.Koniec końców ci ludzie bronią jedynieswoich ziem, dzieci, wierzeń.Są prostaccy, tak.I okrutni.Ale jak byś się zachowała, gdybyśobudziła się któregoś ranka i odkryła, że wojska najeźdźców równają z ziemią wszystko, coposiadasz? Ci poganie walczą o to, co wyssali z mlekiem matki, o sposób życia, który jacyśobcy przybywający z daleka usiłują im odebrać.Muszę przyznać, że czasem podziwiałem ichodwagę i zazdrościłem im energii.Wierzę nawet, że naprawdę nienawidzą Boga, bo częstowalczą jak diabły.Ale zapewniam cię, że ich wina polega jedynie na tym, że urodzili się nietam, gdzie trzeba.Theresa patrzyła na niego zdumiona.Choć Sasi, podobnie jak wszyscy inni, bylidziećmi Boga, jak poprowadzić ich ku prawdzie, skoro odmawiają jej przyjęcia? A poza tymco ją, u licha, obchodzą Sasi? Hoos jest prawdziwym diabłem, należy do najgorszegogatunku, z jakim można mieć do czynienia.Jedyny mężczyzna, który ją poruszył, okazał sięoszustem.Nienawidziła go teraz tak mocno, że mogłaby rozszarpać na kawałki.Żałowała, żebyła tak naiwna, że pragnęła wyjść za niego i oddać swoje życie w ręce takiej bestii.Nie wiedząc już, czy drży z zimna, czy z wściekłości, zapomniała o wszystkim, comiało związek z Hoosem, i oparła głowę na piersiach Izama.Bijące od niego ciepło dodało jejotuchy.Kiedy spytała, gdzie spędzą noc, ze zdziwieniem usłyszała, że zostaną w szałasie, boIzam nie ma w fortecy do nikogo zaufania.Młodzieniec okrył ją swym płaszczem i wyjął zsakwy kawałek sera.Kiedy poczęstował Theresę, dziewczyna odmówiła, ale on odłamałkawałek i zmusił ją, by go zjadła.Jej usta otarły się o jego palce.Kiedy Theresa jadła, Izam zaczął żałować, że nie ma więcej sera, by znów dotknąć jejust.Potem przypomniał sobie dzień, w którym się poznali.Wówczas spodobał mu się jejdworny wygląd, miodowe oczy i niesforne włosy, tak inne od zaróżowionych pulchnychdziew-czątek, które mieszkały w Fuldzie.Ale później oczarowała go jej zuchwałość iporywczość.Co ciekawe: to, że Theresa potrafiła czytać, rzecz, która drażniła każdegomężczyznę, jego akurat fascynowała.Uwielbiał zapał, z jakim go słuchała, sam zaś lubił, gdyopowiadała porywające historie o swym rodzinnym Konstantynopolu.A teraz był przy niej, chroniąc ją przed nie wiadomo jak dziwną historią, nie mającpojęcia, ile w niej prawdy, a ile fantazji.ROZDZIAŁ 28Kiedy Gorgiasa obudziły głosy, w kopalni już zapadał zmierzch.Zdążył jedynienakryć się workiem i przeturlać do kąta, gdzie się ukrył.Padając na ziemię, uderzył się wkikut i przeszył go dotkliwy ból.Skulił się i czekał w ciszy, modląc się do Boga, by noc goobroniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Usiłowała jakoś to wszystko sobie wytłumaczyć, alenie znajdowała żadnego usprawiedliwienia.Wizerunek jej ojca w kopalni mieszał się zewspomnieniem Hoosa.Biegła, a łzy przesłaniały jej wzrok.Kim był ten kleryk, który stałodwrócony tyłem? Może to Alkuin?Kiedy dobiegła do skryptorium, nikogo w środku nie było, ale strażnik pozwolił jejwejść, bo dobrze jąjuż znał.Poszukała dokumentu, nad którym pracowała, ale go nie znalazła.A więc Alkuin albo Wilfred musieli go zabrać.Znalazła jednak szmaragdową Wulgatę ojcaskrytą pod pergaminami.Wzięła księgę i kilka piór, po czym wymaszerowała ze skryptorium,zamierzając uciec z fortecy.Szła korytarzami, omijając ciemne kąty, jakby bała się, że ktoś może ją zaatakować.Kiedy przechodziła obok zbrojowni, jakiś mężczyzna w sutannie stanął jej na drodze.Theresazamarła, ale duchowny zwrócił jej tylko uwagę na pióro, które wypadło na posadzkę.Dziewczyna podniosła je, podziękowała i ruszyła dalej, coraz bardziej przyspieszając kroku.Zeszła po schodach i skręciła w galerię łączącą hol z krużgankiem klasztoru.Tamtędyzamierzała wyjść na dziedziniec, a potem za mury fortecy.Szła z pochyloną głową, starając się ukryć twarz pod kapturem, gdy nagle zauważyłaHoosa i Alkuina rozmawiających po przeciwnej stronie krużganka.Hoos też ją zauważył.Uciekła wzrokiem i szła dalej, ale Hoos pożegnał się zAlkuinem i szybko ruszył w jej stronę.Theresa była już niemal przy wyjściu.Na dziedzińcuzaczęła biec, ale gdy zbliżyła się do murów, z przerażeniem stwierdziła, że bramy sązamknięte.Obejrzała się i zobaczyła, że Hoos zmierza w jej kierunku powoli, leczzdecydowanym krokiem.Serce zabiło jej w piersiach.Odwróciła się, zrozpaczona, szukającjakiejś drogi ucieczki.Nagle zobaczyła Izama na koniu tuż obok stajni.Pobiegła do niego ikrzyknęła, by pomógł jej wsiąść na konia.Izam nie rozumiał, o co chodzi, ale podał jej dłoń iwciągnął na siodło.Wtedy Theresa łamiącym się głosem poprosiła, by wywiózł ją z fortecy.Izam o nic nie pytał.Spiął konia ostrogami i rozkazał swym ludziom otworzyć bramę.Chwilępóźniej wyjechali z cytadeli, zostawiając za sobą rozeźlonego Hoosa.Izam poprowadził konia labiryntem uliczek aż do opuszczonych szałasów naprzedmieściach.Tam zeskoczył z konia obok jakiejś stajni, która sprawiała wrażenieopustoszałej, wprowadził rumaka do środka i go przywiązał.Potem zgarnął siano i poprosiłTheresę, by usiadła.Kiedy uznał, że dziewczyna nieco ochłonęła, spytał, co się stało.Theresapróbowała odpowiedzieć, ale płacz sprawił, że słowa uwięzły jej w gardle.Izam, choć bardzosię starał, nie zdołał jej pocieszyć.Po jakimś czasie Theresa wypłakała wszystkie łzy i wpadław przygnębienie.Zaskoczony własnym zachowaniem Izam odważył sieją objąć.Theresapoczuła się pokrzepiona myślą, że ktoś ją osłania.Kiedy wreszcie się uspokoiła, opowiedziała mu o zdarzeniu w tunelu.Powiedziała, żesłyszała, jak Hoos groził, że ją zabije, i że wie, gdzie przebywa jej ojciec.Zaczęła tłumaczyćIzamowi, że Gorgias nie jest mordercą i że muszą go znaleźć, bo z pewnością grozi muniebezpieczeństwo.Ale Izam namówił ją, by najpierw skończyła opowieść.Powiedziała mu wszystko, co wiedziała, pomijając jedynie sprawę dokumentuKonstantyna.Młodzieniec wysłuchał jej uważnie i zaczął dopytywać się o rolę w tymwszystkim Alkuina, ale na to Theresa nie potrafiła odpowiedzieć.Po namyśle Izam obiecał jejpomóc.- Ale dopiero jutro rano.Teraz już zmierzcha i gdybyśmy o tej porze zapuścili się dokopalni, bylibyśmy łatwym kąskiem dla bandytów.Theresa zaczęła kląć Sasów, których nienawidziła z całego serca.Przypomniała sobienapaść, której padła ofiarą, gdy uciekła z Wiirz-burga, zacięty atak podczas podróży statkiemi to, że gdy wreszcie raz mogli zrobić coś dobrze, nie trafili w tego łajdaka Hoosa Larssona.Ze zdziwieniem wysłuchała Izama, który był innego zdania.- Nie sądzę, że to Sasi.Raczej jacyś bandyci.Lud ich nie rozróżnia, bo dla nichpoganin to samo zło, a zło to Sasi, ale ci spośród nich, którzy jeszcze stawiają opór, ukrywająsię na północy, za granicą Renu.- Nieważne: bandyci czy Sasi.Wszyscy są naszymi wrogami.- Oczywiście i sam walczę z nimi ze wszystkich sił, ale choć może wydawać ci się todziwne, nigdy nie żywiłem nienawiści do Sasów.Koniec końców ci ludzie bronią jedynieswoich ziem, dzieci, wierzeń.Są prostaccy, tak.I okrutni.Ale jak byś się zachowała, gdybyśobudziła się któregoś ranka i odkryła, że wojska najeźdźców równają z ziemią wszystko, coposiadasz? Ci poganie walczą o to, co wyssali z mlekiem matki, o sposób życia, który jacyśobcy przybywający z daleka usiłują im odebrać.Muszę przyznać, że czasem podziwiałem ichodwagę i zazdrościłem im energii.Wierzę nawet, że naprawdę nienawidzą Boga, bo częstowalczą jak diabły.Ale zapewniam cię, że ich wina polega jedynie na tym, że urodzili się nietam, gdzie trzeba.Theresa patrzyła na niego zdumiona.Choć Sasi, podobnie jak wszyscy inni, bylidziećmi Boga, jak poprowadzić ich ku prawdzie, skoro odmawiają jej przyjęcia? A poza tymco ją, u licha, obchodzą Sasi? Hoos jest prawdziwym diabłem, należy do najgorszegogatunku, z jakim można mieć do czynienia.Jedyny mężczyzna, który ją poruszył, okazał sięoszustem.Nienawidziła go teraz tak mocno, że mogłaby rozszarpać na kawałki.Żałowała, żebyła tak naiwna, że pragnęła wyjść za niego i oddać swoje życie w ręce takiej bestii.Nie wiedząc już, czy drży z zimna, czy z wściekłości, zapomniała o wszystkim, comiało związek z Hoosem, i oparła głowę na piersiach Izama.Bijące od niego ciepło dodało jejotuchy.Kiedy spytała, gdzie spędzą noc, ze zdziwieniem usłyszała, że zostaną w szałasie, boIzam nie ma w fortecy do nikogo zaufania.Młodzieniec okrył ją swym płaszczem i wyjął zsakwy kawałek sera.Kiedy poczęstował Theresę, dziewczyna odmówiła, ale on odłamałkawałek i zmusił ją, by go zjadła.Jej usta otarły się o jego palce.Kiedy Theresa jadła, Izam zaczął żałować, że nie ma więcej sera, by znów dotknąć jejust.Potem przypomniał sobie dzień, w którym się poznali.Wówczas spodobał mu się jejdworny wygląd, miodowe oczy i niesforne włosy, tak inne od zaróżowionych pulchnychdziew-czątek, które mieszkały w Fuldzie.Ale później oczarowała go jej zuchwałość iporywczość.Co ciekawe: to, że Theresa potrafiła czytać, rzecz, która drażniła każdegomężczyznę, jego akurat fascynowała.Uwielbiał zapał, z jakim go słuchała, sam zaś lubił, gdyopowiadała porywające historie o swym rodzinnym Konstantynopolu.A teraz był przy niej, chroniąc ją przed nie wiadomo jak dziwną historią, nie mającpojęcia, ile w niej prawdy, a ile fantazji.ROZDZIAŁ 28Kiedy Gorgiasa obudziły głosy, w kopalni już zapadał zmierzch.Zdążył jedynienakryć się workiem i przeturlać do kąta, gdzie się ukrył.Padając na ziemię, uderzył się wkikut i przeszył go dotkliwy ból.Skulił się i czekał w ciszy, modląc się do Boga, by noc goobroniła [ Pobierz całość w formacie PDF ]