[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostrożnie wślizgnęła się do środka tuż nad podłogą i wsunęła zpowrotem kluczyk do stacyjki.Kiedy się wycofała, ułożyła worekz piaskiem pod prawym kołem.Miała nadzieję, że ryk szalejącejzamieci skutecznie zagłuszył jej poczynania.Pospiesznie wycofała się i zza tylnego koła popatrzyła, jak onskrada się do auta.Obracał się to w lewo, wodząc lufą pistoletuwzdłuż maski chevroleta, to znów w prawo, mierząc przy jegotylnym zderzaku.Nisko schylona, cofnęła się jeszcze bardziej,żeby zostać poza zasięgiem jego wzroku.Dostrzegła pod podwo-ziem, że kopniakiem zatrzasnął drzwi od strony kierowcy i posłałszybko trzy kule w lód tuż pod ich krawędzią.Jeden z pociskówzrykoszetował i z metalicznym brzękiem odbił się od tylnego zde-rzaka.Maggie pomodliła się szybko, żeby tylko nie zauważyłworka z piaskiem leżącego pod przednim prawym kołem samo-chodu.Wahał się jeszcze.Najwyrazniej chciał sprawdzić, gdzie onajest.Zapewne gdzieś z tyłu auta.Pozostawało jednak pytanie, czywarto tracić czas na jej tropienie, skoro przy tak kiepskiej430 widoczności mogła go wodzić za nos prawie w nieskończoność.Cofnął się w dwóch szybkich krokach do krawędzi maski auta,zaraz jednak wrócił pod drzwi kierowcy i znowu znieruchomiał.Z oddali doleciał jakże miły dla jej uszu odgłos syren policyj-nych.I to wielu.Niebieski Pies gwałtownie otworzył drzwi, usiadł za kierowni-cą i zatrzasnął je za sobą.Gdy tylko uruchomił silnik, Maggiepoderwała się z lodu i ruszyła biegiem do drzwi.Zdawała sobiesprawę, że on musi ją dostrzec we wstecznym lusterku, ale to jejnie przeszkadzało.Wręcz przeciwnie, zależało jej, żeby działał wpośpiechu.Rzeczywiście gwałtownie wcisnął pedał gazu i wózskoczył do przodu.Ale dwa metry dalej zatrzymał się równie gwałtownie, gdy tyl-ne koło zagrzebało się w worku z piaskiem.Tymczasem Maggiezdążyła dopaść drzwi od strony kierowcy.Otworzyła je błyska-wicznie, złapała bandytę za włosy i szarpnięciem kilkakrotniegrzmotnęła jego głową o ramę auta.Jęknął głucho i bezwolniewypadł ze środka na lód.Rozejrzała się gwałtownie w poszukiwa-niu pistoletu, lecz ten leżał na podłodze tuż pod prawymi drzwia-mi, gdzie wylądował najwyrazniej po tym, jak auto stanęło nie-spodziewanie, zakopawszy się w worku z piaskiem.Niewiele się namyślając, skoczyła na leżącego na lodzie prze-ciwnika, a dostrzegłszy jego rozległą ranę na ramieniu od postrza-łu z dubeltówki, zaczęła raz za razem okładać to miejsce pięścią,dopóki nie zawył głośno z bólu.Wtedy wetknęła mu oba kciuki woczy.Kiedy na oślep sięgnął prawą ręką ku górze, błyskawiczniechwyciła go za dłoń, zacisnęła palce na nadgarstku i kciukiemnacisnęła jego palec wskazujący, aż rozległ się przerazliwy trzask.Z gardła bandyty doleciał zduszony charkot.- Zupełnie inaczej niż ostatnim razem, no nie, ty kupo gówna?- syknęła mu do ucha.431 Zamknął oczy, lecz mimo to wolała nie ryzykować.Sięgnęłalewą ręką za plecy i z całej siły wbiła mu pięść w podbrzusze.Nieporuszył się.I nie otworzył oczu.Ale jego ciałem wstrząsnęłyspazmy i zaczął wymiotować.Aż się zakrztusił wymiocinami.Byłwielki i ciężki, lecz Maggie zdołała go szybko obrócić na brzuch,nie chcąc, żeby się udusił.Pospiesznie wyciągnęła skórzany pasek z dżinsów i skrępowa-ła nim ręce Niebieskiego Psa.Następnie wstała, po raz drugi się-gnęła do bagażnika i linką holowniczą skrępowała nogi bandyty.Dopiero wtedy sięgnęła po pistolet leżący pod prawymidrzwiami chevroleta i wsunęła go do kieszeni.Powierzchnią zamarzniętego jeziora wstrząsnął głośny trzask.Obejrzała się i aż skrzywiła z przerażenia.Cały domek wędkarskistał w płomieniach.Jego ściany osuwały się i zapadały pod lód.58.Serena usłyszała okrzyk Jonny'ego i zdała sobie sprawę, że dobie-ga z bliska, z drugiej strony stojącej w ogniu ściany.Błyskawicz-nie zmieniła zamiar.Postanowiła bronić się do samego końcazarówno przed płomieniami, jak i tonią jeziora.Uświadomiła teżsobie, że jest inny sposób na wykorzystanie ostatniego nabojutkwiącego w bębenku rewolweru, bez zastanowienia sięgnęła lewąręką najdalej, jak tylko mogła, równocześnie unosząc prawą rękęmaksymalnie ku górze, i pociągnęła za spust.Pocisk rozszarpałtkaninę.Prawy nadgarstek zapiekł ją od oparzenia drobinami palą-cego się prochu, lecz gdy szarpnęła ręką raz i drugi, zdołaławreszcie rozerwać więzy i uwolnić prawą rękę.Teraz obie miaławolne.432 W głowie jej się kręciło, a dym wirujący w ciasnej przestrzenisprawiał, że nie było tu czym oddychać.Zaparła się oburącz oramę tapczanu i usiadła na materacu.Fala nieznośnego żaru ude-rzyła ją w twarz.Pochyliła się nisko i sięgnąwszy oburącz dokostki lewej nogi, zaczęła gorączkowo szarpać taśmę samoprzy-lepną, którą była skrępowana.Z całej siły zaciskała powieki, gdyżstraszliwy żar uniemożliwiał otworzenie oczu.Poczuła, że na no-wo otwierają się świeże rany na brzuchu i ramieniu, z któregokrew zaczęła skapywać na udo.Taśma samoprzylepna trzymałatak mocno, jakby przyrosła do nogi.Niebieski Pies zakleił ją cia-sno, i to w kilku warstwach, bo nie ustąpiła, gdy chciała ją prze-ciąć paznokciem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl