[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Więc jej było najciężej takodejść. Najlepiej ze wszystkich to ma Tamcio! , powiadano, bo on i tak nie rozumie!Tamt dobrze zapamiętał tę opinię.Ale może i był mniej nieszczęśliwy od innych, mniej rozumiał; jemu zresztą od początkujakby o co innego chodziło on chciał w świat, skoro nie tu, to tam daleko, w świat! %7łe światsię rozciąga na Wschód i Zachód? może i gdzie indziej! tu wciąż tak mało się zmieniało!Przesłuchiwania, krzyki, płacze owszem.Potem mieli wywiezć, ale akurat od Zachoduten uderzył, pociągi nie odjechały, noc minęła, zaczęli znów rządzić się inni! Nie wywiezli nas! zostajemy na swoim! wykrzykiwało każde ze Starszych po swojemu;on się tylko dołączał; nawet i cieszył ich radością.Zaczynał rozumieć coraz więcej.Chociażnikt nie chciał mu tłumaczyć niczego do końca, a dlaczego nas już tu zostawią?Tamcio od początku jakby czuł się urażony, po dniu jak przyszedł do Niej, a Ona nawetnie wyciągnęła do niego ręki, nie uśmiechnęła się, nic.Zaraz najbliższej nocy miał sen, zktórego wybił się z krzykiem.Ale gdy tam od trumny prosto wybiegł na podwórze, a potem ścieżką aż do Lip na Klinku na terenie własnym, przynajmniej neutralnym, mógłby się poczuć bezpiecznie! A zarazprzyszli tam różni.Przy Lipach stał krzyż, przy nim żegnano zwykle zmarłych, o tym nie wiedział.I ludzieróżni tam byli, zjawili się, by go schwytać i zamknąć do worka.A worek od góry zawiązać,by już nie uciekł; od góry i od nóg, jakoś tak równocześnie go zamknęli chociaż z początkumiał nadzieję, że na tyle już duży jest, że worka na niego nie wystarczy! no i przecież jestczłowiekiem! Krzyczał na darmo.Worek zawiązano, a on się wcale nie udusił.Potem musiał i do tego się przyzwyczaić.Nieza gęsta siatka tkaniny przepuszczała na szczęście trochę światła, więc wszystko, co tam byłona zewnątrz, zlewało się najpierw w niewyrazny cień, potem nauczył się rozpoznawaćprzedmioty.Ten sen, co widział i czego nie widział, ta bezsilność trwały już długo w nim, były nieomalcechą stałą.Czuł, jak został całkiem bezsilny.A czemu nikt nie pośpieszył mu z pomocą?Długo można by pytać; pytał, lecz nikt nie odpowiadał; więc musiał przyzwyczajać się dozamknięcia; a innym wciąż wolno było żyć na wolności, biegać, bawić się, nawet w grupie,czemu nie.Ale on wiedział, że na długo nigdy z tym się nie pogodzi.84Kiedy po raz kolejny próbował wyrzucić z siebie tę BEZSILNOZ poczuł jakby sięwydzielał z ciała może ciało go tak więziło? zaniepokoił się.Bezrozumne jest ciało.Zaczął obawiać się, że i po Wyjściu z Worka nie będzie zwolnionyod zależności wobec Tych co Dokoła.Nigdy nie pośpieszyli mu przecież z pomocą.Więc i Wyjście nie musi być Początkiem czegoś, jakiejś niezależności, drogi własnej?!płakał nieraz z tej bezsilności, ale taka to jest prawda przecież!i nigdy już nie będzie miał nic własnego? musisz być silny jak oni! mówił głośno do siebie, gdy go nikt nie słyszał; na razie jesteśza słaby, tak słaby, że ciebie tutaj prawie nie zauważają! ale z mądrzejszymi od siebie przestawać trzeba, ich jednak czasem zauważają!Godziny, miesiące i lata przyzwyczajał się do myśli coraz nowych, innych, różnych, niechciał tylko przyzwyczaić się do jednej; za wiele w nim było miejsca na to brakujące coś,może i dodatkowe; czego inni nie potrzebują jakby;a czy to może być silniejsze od tego, co dotąd rządzi nim, wbrew jego woli?Bał się używać hardych słów, widział, jak zle usposabiają starszych.Ale żadna zmiana ibez tego nie następowała; coraz mniej był zainteresowany w tym, co głośno mówiono, a możebardziej jeszcze w tym co nauczył się sam zmilczać.Kiedyś wykrzyknął, niby na próbę ja jestem silny już! albo coś takiego;ale był wtedy rzeczywiście sam.Potem wołał i krzyczał z oczami pełnymi przerażenia, przecież on musi być silny!.już lepsze są chyba nieme obrazy , myślał; ale cisza jaka w nich jest, ona na pewnonikomu nie szkodzi! jak najdłuższa więc niech będzie cisza!Podrósł trochę i było raz tak, że na przedwiośniu znalazł się sam w Zagajniku, a ośmielonyczymś tak wyjątkowo skromnym jak Trawa, co po cichu i odważnie wypycha się z Ziemi,posłyszał tuż obok wsiąkanie w ziemię Kropel z lodu, z którejś z tych szarych bryłek, cozalegały po zimie; wtedy siadł i czekał, aż wsiąkną wszystkie, spodziewał się, że to okazja, boprzez ten czas ktoś powinien nadejść mu do towarzystwa;może to będzie i Ona?albo i ja kogoś znajdę?usprawiedliwiał tamtą myśl, tutaj przecież to jest możliwe, tu nikt przypadkowo nieprzyjdzie!Przez długi czas był to jego najbliższy adres.Pózniej coraz to nowych miejsc szukał zapamiętale. A gdyby im się udało wywiezć nasna Wschód to może tam byłaby i Ona? pomyślał.Jak kogo spotkał, zaraz chciał z nim rozmawiać o wszystkim i najpierw robił mu egzaminz tego, czy przypadkiem nie wie, gdzie i skąd mógłby ktoś niespodziewanie nadejść tu donas?Z wyników takiej przepytki nie bywał zadowolony.Ludzie są nieprzygotowani dorozmowy na każdy temat. Nie mam jeszcze stałego miejsca ani swojego świata.A i pomóc mi je odnalezć nie chcenikt! pomyślał nawet wtedy, gdy nie odszedł ich transport.Sowieci uciekali sami przed atakującymi Niemcami; a w lesie po nich zostało dużoróżnych rzeczy do strzelania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Więc jej było najciężej takodejść. Najlepiej ze wszystkich to ma Tamcio! , powiadano, bo on i tak nie rozumie!Tamt dobrze zapamiętał tę opinię.Ale może i był mniej nieszczęśliwy od innych, mniej rozumiał; jemu zresztą od początkujakby o co innego chodziło on chciał w świat, skoro nie tu, to tam daleko, w świat! %7łe światsię rozciąga na Wschód i Zachód? może i gdzie indziej! tu wciąż tak mało się zmieniało!Przesłuchiwania, krzyki, płacze owszem.Potem mieli wywiezć, ale akurat od Zachoduten uderzył, pociągi nie odjechały, noc minęła, zaczęli znów rządzić się inni! Nie wywiezli nas! zostajemy na swoim! wykrzykiwało każde ze Starszych po swojemu;on się tylko dołączał; nawet i cieszył ich radością.Zaczynał rozumieć coraz więcej.Chociażnikt nie chciał mu tłumaczyć niczego do końca, a dlaczego nas już tu zostawią?Tamcio od początku jakby czuł się urażony, po dniu jak przyszedł do Niej, a Ona nawetnie wyciągnęła do niego ręki, nie uśmiechnęła się, nic.Zaraz najbliższej nocy miał sen, zktórego wybił się z krzykiem.Ale gdy tam od trumny prosto wybiegł na podwórze, a potem ścieżką aż do Lip na Klinku na terenie własnym, przynajmniej neutralnym, mógłby się poczuć bezpiecznie! A zarazprzyszli tam różni.Przy Lipach stał krzyż, przy nim żegnano zwykle zmarłych, o tym nie wiedział.I ludzieróżni tam byli, zjawili się, by go schwytać i zamknąć do worka.A worek od góry zawiązać,by już nie uciekł; od góry i od nóg, jakoś tak równocześnie go zamknęli chociaż z początkumiał nadzieję, że na tyle już duży jest, że worka na niego nie wystarczy! no i przecież jestczłowiekiem! Krzyczał na darmo.Worek zawiązano, a on się wcale nie udusił.Potem musiał i do tego się przyzwyczaić.Nieza gęsta siatka tkaniny przepuszczała na szczęście trochę światła, więc wszystko, co tam byłona zewnątrz, zlewało się najpierw w niewyrazny cień, potem nauczył się rozpoznawaćprzedmioty.Ten sen, co widział i czego nie widział, ta bezsilność trwały już długo w nim, były nieomalcechą stałą.Czuł, jak został całkiem bezsilny.A czemu nikt nie pośpieszył mu z pomocą?Długo można by pytać; pytał, lecz nikt nie odpowiadał; więc musiał przyzwyczajać się dozamknięcia; a innym wciąż wolno było żyć na wolności, biegać, bawić się, nawet w grupie,czemu nie.Ale on wiedział, że na długo nigdy z tym się nie pogodzi.84Kiedy po raz kolejny próbował wyrzucić z siebie tę BEZSILNOZ poczuł jakby sięwydzielał z ciała może ciało go tak więziło? zaniepokoił się.Bezrozumne jest ciało.Zaczął obawiać się, że i po Wyjściu z Worka nie będzie zwolnionyod zależności wobec Tych co Dokoła.Nigdy nie pośpieszyli mu przecież z pomocą.Więc i Wyjście nie musi być Początkiem czegoś, jakiejś niezależności, drogi własnej?!płakał nieraz z tej bezsilności, ale taka to jest prawda przecież!i nigdy już nie będzie miał nic własnego? musisz być silny jak oni! mówił głośno do siebie, gdy go nikt nie słyszał; na razie jesteśza słaby, tak słaby, że ciebie tutaj prawie nie zauważają! ale z mądrzejszymi od siebie przestawać trzeba, ich jednak czasem zauważają!Godziny, miesiące i lata przyzwyczajał się do myśli coraz nowych, innych, różnych, niechciał tylko przyzwyczaić się do jednej; za wiele w nim było miejsca na to brakujące coś,może i dodatkowe; czego inni nie potrzebują jakby;a czy to może być silniejsze od tego, co dotąd rządzi nim, wbrew jego woli?Bał się używać hardych słów, widział, jak zle usposabiają starszych.Ale żadna zmiana ibez tego nie następowała; coraz mniej był zainteresowany w tym, co głośno mówiono, a możebardziej jeszcze w tym co nauczył się sam zmilczać.Kiedyś wykrzyknął, niby na próbę ja jestem silny już! albo coś takiego;ale był wtedy rzeczywiście sam.Potem wołał i krzyczał z oczami pełnymi przerażenia, przecież on musi być silny!.już lepsze są chyba nieme obrazy , myślał; ale cisza jaka w nich jest, ona na pewnonikomu nie szkodzi! jak najdłuższa więc niech będzie cisza!Podrósł trochę i było raz tak, że na przedwiośniu znalazł się sam w Zagajniku, a ośmielonyczymś tak wyjątkowo skromnym jak Trawa, co po cichu i odważnie wypycha się z Ziemi,posłyszał tuż obok wsiąkanie w ziemię Kropel z lodu, z którejś z tych szarych bryłek, cozalegały po zimie; wtedy siadł i czekał, aż wsiąkną wszystkie, spodziewał się, że to okazja, boprzez ten czas ktoś powinien nadejść mu do towarzystwa;może to będzie i Ona?albo i ja kogoś znajdę?usprawiedliwiał tamtą myśl, tutaj przecież to jest możliwe, tu nikt przypadkowo nieprzyjdzie!Przez długi czas był to jego najbliższy adres.Pózniej coraz to nowych miejsc szukał zapamiętale. A gdyby im się udało wywiezć nasna Wschód to może tam byłaby i Ona? pomyślał.Jak kogo spotkał, zaraz chciał z nim rozmawiać o wszystkim i najpierw robił mu egzaminz tego, czy przypadkiem nie wie, gdzie i skąd mógłby ktoś niespodziewanie nadejść tu donas?Z wyników takiej przepytki nie bywał zadowolony.Ludzie są nieprzygotowani dorozmowy na każdy temat. Nie mam jeszcze stałego miejsca ani swojego świata.A i pomóc mi je odnalezć nie chcenikt! pomyślał nawet wtedy, gdy nie odszedł ich transport.Sowieci uciekali sami przed atakującymi Niemcami; a w lesie po nich zostało dużoróżnych rzeczy do strzelania [ Pobierz całość w formacie PDF ]