[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wróci pan jeszcze do Egiptu? spytała. To musi być chybanajpiękniejsze miejsce na ziemi?Pierre roześmiał się. Pod pewnymi względami niewiarygodnie wręcz piękne.Rzeka Nil,gaje pomarańczowe, niezwykłe ogrody, pola pszenicy, wspaniałe meczety. Rose słuchała urzeczona.Wspominała opowieści ojca.Wyobrażała so-bie siebie spacerującą po gajach pomarańczowych, jedzącą świeże daktyle. Z drugiej strony.Miasta są przeludnione, szerzą się zarazy, woda wniektórych częściach Nilu jest skażona, można umrzeć lub oślepnąć po jejwypiciu.Spotyka to wielu Egipcjan, choroby zebrały również swoje żni-wo wśród francuskich żołnierzy.Mieszkańcy nie traktowali nas przyjaznie,nie byli zadowoleni z naszego przybycia, choć zamiary Napoleona wobecnich były jak najbardziej pokojowe.Na pokładzie Orientu", w drodze doEgiptu. Popatrzył znacząco na George'a i Williama.Wszyscy wiedzielio zatopieniu przez Nelsona flagowego okrętu Napoleona w bitwie o Nil..przeczytał Koran.To taka jakby arabska Biblia wyjaśnił Dolly.Był pod jego wielkim wrażeniem, wieczorami siadywaliśmy na powietrzu,pod gwiazdami, i dyskutowaliśmy o religii. Pierre zapatrzył się na jedenz obrazów, zatopiony w myślach.Po chwili wrócił do rzeczywistości.W Watykanie zdobył, nie bez walki, prasę z arabskimi literami, aby mócdrukować arabską gazetę! W Kairze ludzie nie wierzyli własnym oczom!Tak czy inaczej nie lubią nas zakończył zwięzle. Są niezwykle reli-gijnymi ludzmi, a ich wyznanie różni się znacznie od naszego. W rzeczy samej! wtrącił się William. I ja byłem w Egipcie.Pamiętam upiorne wycie dochodzące z meczetów, niedorzeczne klękanie imodlenie się sto razy dziennie.Nie sposób nakłonić tych leni do pracy. Powtarzam, monsieur odparł zimno Pierre. Miejscowi nie-chętnie godzili się na naszą obecność.Nietrudno ich zrozumieć.Niektórzyżołnierze nie zachowywali się poprawnie.Aamali egipskie zwyczaje.LRTGeorge oblał się rumieńcem.Popatrzył na Rose, która odwróciła wzrok.Z pewnością to zbieg okoliczności.Po raz kolejny przypomniała sobiedziwny ton głosu Pierre'a, kiedy w Tuileries powiedział: Ach, wicehrabi-na.". Podsumowując, mademoiselle Dolly, Egipt posiada wiele pięknychobliczy.Mówiąc to, nie potrafię zapomnieć o moich rodakach, którzy stra-cili życie w krwawych pustynnych bitwach w drodze do Kairu. Chciałdodać: oraz na wodach wokół Aleksandrii", ponieważ Nelson zatopił tamniemal całą francuską flotę, nie tylko Orient", a wielu żołnierzy straciłożycie.Jego twarz wyglądała jak wykuta z marmuru.Zapadło niezręcznemilczenie.Skarby kosztowały zbyt wiele. Chodz, Dolly odezwała się głośno wicehrabina, rozwiewającdziwną atmosferę. Musimy już iść.Wez mnie pod ramię.Rose mogłaby przysiąc, iż na jej palcu mignął niebieski pierścień.Toniemożliwe, pomyślała.Dolly popatrzyła na wdowę Gawkroger nieprzytomnie, jak wyrwana zesnu. Iść? spytała z niedowierzaniem. Dziękuję, panie Montand zwróciła się wdowa do Francuza zapokazanie swoich małych skarbów.Choć nieco krzykliwe, są jednak dośćciekawe.Chodz, Dolly powtórzyła stanowczo.Przez twarz Dolly przemknęły tysiące uczuć. Idziemy, Dolly potwierdził William.Dolly zwiesiła z rezygnacją głowę i odstąpiła wreszcie od boku Pierre'aMontanda.Obejrzała się jeszcze.Ruszyli ulicą w stronę powozu, stukając obcasami o kamienie, wykrzy-kując swój zachwyt nad tym, co zobaczyli.Pierre zdołał zatrzymać Rose,odciągnął ją na bok.LRT Madame, proszę wybaczyć mą natarczywość.Pragnę z panią pomó-wić.Spotkamy się ponownie? Zostaje pani w Paryżu? Wyruszamy do Rzymu odparła z przekąsem. Moja teściowachce zostać przedstawiona papieżowi, choć naturalnie należymy do Kościo-ła anglikańskiego.Bardziej niż o religię chodzi najwyrazniej o pozycję. Rozumiem powiedział z powątpiewaniem, być może nie całkiemrozumiejąc. Wróci pani?Dolly ściśnięta w powozie między wicehrabią a jego matką patrzyła zniepokojem przez okno. Monsieur powiedziała Rose. Niezmiernie się cieszę, że panapoznałam.Nigdy nie zapomnę cudownych skarbów, które pozwolił nampan obejrzeć.Hieroglify od dawna zaprzątają moje myśli, bardzo pragnę jezrozumieć.Jednak jutro wyjeżdżamy i.najlepiej będzie, jeśli to spotkaniepozostanie naszym ostatnim. Ależ dlaczego? Był zdumiony. Pragnę panią jeszcze raz zo-baczyć!Popatrzyła w stronę powozu, na bladą, zrozpaczoną twarz Dolly.Wes-tchnęła. Mademoiselle Dolly jest panem zachwycona.Odwrócił ze zdziwieniem głowę i napotkał spojrzenie dziewczynki. To jeszcze dziecko. Naturalnie, lecz to bez znaczenia.Ma nadzieję, że uratuje ją panprzed niechcianym małżeństwem. Ależ, Boże drogi.To panią pragnę spotkać ponownie, dla pani to-warzystwa zaprosiłem pozostałych.Z panią chcę pomówić.Ma pani takąsmutną twarz, kiedy się nie uśmiecha.Doświadczyła pani wiele smutku.LRTRose nie płakała od miesięcy, nagle z przerażeniem poczuła, że do oczunapływają jej łzy.Szybko odwróciła wzrok. Dobrze się czuję, monsieur.Dziękuję. Rose! zawołał George. Czekamy!Odwróciła się, by odejść, lecz Pierre chwycił ją za rękę.Na oczachwszystkich pasażerów powozu złożył pocałunek na jej dłoni.To niedo-puszczalne i oburzające.Ogarnął ją strach.Wiedziała, że Dolly śledzi każ-dy jej ruch, nie wspominając o wicehrabinie.Na próżno usiłowała wyrwaćrękę. Mademoiselle Dolly dla własnego dobra powinna zrozumieć mojezamiary powiedział, ponownie przysuwając usta do jej dłoni. Wiepani, gdzie mnie szukać.Prawie stąd nie wychodzę.Muszę z panią poroz-mawiać, ponieważ sądzę, iż rozumiem pani smutek. Wciąż delikatnieprzytrzymywał jej rękę. Proszę posłuchać.Dopiero niedawno wróci-łem z Aleksandrii.Byłem tam, kiedy pani mąż został.kiedy zginął.Wreszcie zrozumiała. Może pan mówić wprost.Wiem, że nie zginął jako bohater.Odetchnął z ulgą. Dobrze.Nie spodziewała się pani zapewne, że wiem.Plotki w kosza-rach szybko się rozchodzą.Naturalnie nie popełniłbym nietaktu, wspomina-jąc o tym pani, gdyby nie. Rose! Rose! wołał ze złością George.Sprawiał wrażenie, jakbymiał zamiar wysiąść z powozu. Gdyby nie.? powtórzyła.Nie spieszyło jej się.George mógłprzyjść i wszystko usłyszeć, jeśli takie było jego życzenie. Prawdopo-dobnie mój szwagier jest odpowiedniejszą osobą, z nim powinien pan poru-szać ten temat.On również wie, choć pokazuje gościom portret brata bo-LRThatera. Roześmiała się. Jego matka nie została poinformowana.George z pewnością chętnie pozna szczegóły. Nie obchodzi pani szwagier? Ani trochę. Cieszę się.Ja również za nim nie przepadam.Ale, madame [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Wróci pan jeszcze do Egiptu? spytała. To musi być chybanajpiękniejsze miejsce na ziemi?Pierre roześmiał się. Pod pewnymi względami niewiarygodnie wręcz piękne.Rzeka Nil,gaje pomarańczowe, niezwykłe ogrody, pola pszenicy, wspaniałe meczety. Rose słuchała urzeczona.Wspominała opowieści ojca.Wyobrażała so-bie siebie spacerującą po gajach pomarańczowych, jedzącą świeże daktyle. Z drugiej strony.Miasta są przeludnione, szerzą się zarazy, woda wniektórych częściach Nilu jest skażona, można umrzeć lub oślepnąć po jejwypiciu.Spotyka to wielu Egipcjan, choroby zebrały również swoje żni-wo wśród francuskich żołnierzy.Mieszkańcy nie traktowali nas przyjaznie,nie byli zadowoleni z naszego przybycia, choć zamiary Napoleona wobecnich były jak najbardziej pokojowe.Na pokładzie Orientu", w drodze doEgiptu. Popatrzył znacząco na George'a i Williama.Wszyscy wiedzielio zatopieniu przez Nelsona flagowego okrętu Napoleona w bitwie o Nil..przeczytał Koran.To taka jakby arabska Biblia wyjaśnił Dolly.Był pod jego wielkim wrażeniem, wieczorami siadywaliśmy na powietrzu,pod gwiazdami, i dyskutowaliśmy o religii. Pierre zapatrzył się na jedenz obrazów, zatopiony w myślach.Po chwili wrócił do rzeczywistości.W Watykanie zdobył, nie bez walki, prasę z arabskimi literami, aby mócdrukować arabską gazetę! W Kairze ludzie nie wierzyli własnym oczom!Tak czy inaczej nie lubią nas zakończył zwięzle. Są niezwykle reli-gijnymi ludzmi, a ich wyznanie różni się znacznie od naszego. W rzeczy samej! wtrącił się William. I ja byłem w Egipcie.Pamiętam upiorne wycie dochodzące z meczetów, niedorzeczne klękanie imodlenie się sto razy dziennie.Nie sposób nakłonić tych leni do pracy. Powtarzam, monsieur odparł zimno Pierre. Miejscowi nie-chętnie godzili się na naszą obecność.Nietrudno ich zrozumieć.Niektórzyżołnierze nie zachowywali się poprawnie.Aamali egipskie zwyczaje.LRTGeorge oblał się rumieńcem.Popatrzył na Rose, która odwróciła wzrok.Z pewnością to zbieg okoliczności.Po raz kolejny przypomniała sobiedziwny ton głosu Pierre'a, kiedy w Tuileries powiedział: Ach, wicehrabi-na.". Podsumowując, mademoiselle Dolly, Egipt posiada wiele pięknychobliczy.Mówiąc to, nie potrafię zapomnieć o moich rodakach, którzy stra-cili życie w krwawych pustynnych bitwach w drodze do Kairu. Chciałdodać: oraz na wodach wokół Aleksandrii", ponieważ Nelson zatopił tamniemal całą francuską flotę, nie tylko Orient", a wielu żołnierzy straciłożycie.Jego twarz wyglądała jak wykuta z marmuru.Zapadło niezręcznemilczenie.Skarby kosztowały zbyt wiele. Chodz, Dolly odezwała się głośno wicehrabina, rozwiewającdziwną atmosferę. Musimy już iść.Wez mnie pod ramię.Rose mogłaby przysiąc, iż na jej palcu mignął niebieski pierścień.Toniemożliwe, pomyślała.Dolly popatrzyła na wdowę Gawkroger nieprzytomnie, jak wyrwana zesnu. Iść? spytała z niedowierzaniem. Dziękuję, panie Montand zwróciła się wdowa do Francuza zapokazanie swoich małych skarbów.Choć nieco krzykliwe, są jednak dośćciekawe.Chodz, Dolly powtórzyła stanowczo.Przez twarz Dolly przemknęły tysiące uczuć. Idziemy, Dolly potwierdził William.Dolly zwiesiła z rezygnacją głowę i odstąpiła wreszcie od boku Pierre'aMontanda.Obejrzała się jeszcze.Ruszyli ulicą w stronę powozu, stukając obcasami o kamienie, wykrzy-kując swój zachwyt nad tym, co zobaczyli.Pierre zdołał zatrzymać Rose,odciągnął ją na bok.LRT Madame, proszę wybaczyć mą natarczywość.Pragnę z panią pomó-wić.Spotkamy się ponownie? Zostaje pani w Paryżu? Wyruszamy do Rzymu odparła z przekąsem. Moja teściowachce zostać przedstawiona papieżowi, choć naturalnie należymy do Kościo-ła anglikańskiego.Bardziej niż o religię chodzi najwyrazniej o pozycję. Rozumiem powiedział z powątpiewaniem, być może nie całkiemrozumiejąc. Wróci pani?Dolly ściśnięta w powozie między wicehrabią a jego matką patrzyła zniepokojem przez okno. Monsieur powiedziała Rose. Niezmiernie się cieszę, że panapoznałam.Nigdy nie zapomnę cudownych skarbów, które pozwolił nampan obejrzeć.Hieroglify od dawna zaprzątają moje myśli, bardzo pragnę jezrozumieć.Jednak jutro wyjeżdżamy i.najlepiej będzie, jeśli to spotkaniepozostanie naszym ostatnim. Ależ dlaczego? Był zdumiony. Pragnę panią jeszcze raz zo-baczyć!Popatrzyła w stronę powozu, na bladą, zrozpaczoną twarz Dolly.Wes-tchnęła. Mademoiselle Dolly jest panem zachwycona.Odwrócił ze zdziwieniem głowę i napotkał spojrzenie dziewczynki. To jeszcze dziecko. Naturalnie, lecz to bez znaczenia.Ma nadzieję, że uratuje ją panprzed niechcianym małżeństwem. Ależ, Boże drogi.To panią pragnę spotkać ponownie, dla pani to-warzystwa zaprosiłem pozostałych.Z panią chcę pomówić.Ma pani takąsmutną twarz, kiedy się nie uśmiecha.Doświadczyła pani wiele smutku.LRTRose nie płakała od miesięcy, nagle z przerażeniem poczuła, że do oczunapływają jej łzy.Szybko odwróciła wzrok. Dobrze się czuję, monsieur.Dziękuję. Rose! zawołał George. Czekamy!Odwróciła się, by odejść, lecz Pierre chwycił ją za rękę.Na oczachwszystkich pasażerów powozu złożył pocałunek na jej dłoni.To niedo-puszczalne i oburzające.Ogarnął ją strach.Wiedziała, że Dolly śledzi każ-dy jej ruch, nie wspominając o wicehrabinie.Na próżno usiłowała wyrwaćrękę. Mademoiselle Dolly dla własnego dobra powinna zrozumieć mojezamiary powiedział, ponownie przysuwając usta do jej dłoni. Wiepani, gdzie mnie szukać.Prawie stąd nie wychodzę.Muszę z panią poroz-mawiać, ponieważ sądzę, iż rozumiem pani smutek. Wciąż delikatnieprzytrzymywał jej rękę. Proszę posłuchać.Dopiero niedawno wróci-łem z Aleksandrii.Byłem tam, kiedy pani mąż został.kiedy zginął.Wreszcie zrozumiała. Może pan mówić wprost.Wiem, że nie zginął jako bohater.Odetchnął z ulgą. Dobrze.Nie spodziewała się pani zapewne, że wiem.Plotki w kosza-rach szybko się rozchodzą.Naturalnie nie popełniłbym nietaktu, wspomina-jąc o tym pani, gdyby nie. Rose! Rose! wołał ze złością George.Sprawiał wrażenie, jakbymiał zamiar wysiąść z powozu. Gdyby nie.? powtórzyła.Nie spieszyło jej się.George mógłprzyjść i wszystko usłyszeć, jeśli takie było jego życzenie. Prawdopo-dobnie mój szwagier jest odpowiedniejszą osobą, z nim powinien pan poru-szać ten temat.On również wie, choć pokazuje gościom portret brata bo-LRThatera. Roześmiała się. Jego matka nie została poinformowana.George z pewnością chętnie pozna szczegóły. Nie obchodzi pani szwagier? Ani trochę. Cieszę się.Ja również za nim nie przepadam.Ale, madame [ Pobierz całość w formacie PDF ]