[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To najbardziej rentowny sposób wykorzystania pieniędzy.Popatrzyłam na nią w milczeniu.Kim jest ta dziewczyna?- A te? - zawołała klientka.Maggie zerknęła w głąb korytarza, po czym na jej twarz wypłynąłszeroki uśmiech.- O rany - powiedziała, składając ręce.- A jak pani myśli?- Myślę - odparła kobieta  że te dżinsy przemawiają do mnie.Maggie roześmiała się i ruszyła z powrotem w stronę przymierzalni,zostawiając mnie przy biurku.Patrzyłam za nią i próbowałamzrozumieć, czego właśnie byłam świadkiem.Miałam z tym problem.Szczerze mówiąc, pózniej, gdy Maggie zajrzała do biura przed za-mknięciem sklepu, nadal nad tym rozmyślałam.- Te sprawy finansowe  zagaiłam, kiedy położyła kasetkę z pie-niędzmi na biurku. Skąd to wszystko wiesz?Podniosła na mnie wzrok.- Och, głównie z czasów, kiedy jeszcze jezdziłam.Mama nie bardzochciała wspierać takie hobby, więc musiałam sama jakoś finansowaćsobie rowery, cały sprzęt i wszystko.- Robi wrażenie.- Może - przyznała.- Szkoda, że nie na mojej mamie.- Nie? - zdziwiłam się.Potrząsnęła głową.- A czym dałoby się jej zaimponować? - Och, nie wiem - mruknęła Maggie.- Może gdybym się zgodziła naten bał debiutantek, tak jak chciała.Albo występowała w paradach,zamiast jezdzić na wyczynowych rowerach z bandą umorusanychchłopaków.Zawsze ją pytałam:  Dlaczego nie mogę robić i jednego, idrugiego?".Kto powiedział, że trzeba być albo ładnym, albo mądrym,zajmować się tylko babskimi rzeczami albo sportem? %7łycie niepowinno się składać z takich wykluczających wyborów.Możemyosiągnąć znacznie więcej, no wiesz.Najwyrazniej ona wiedziała.Szkoda, że wcześniej tego nie zauwa-żyłam.- Aha - przytaknęłam. To ma sens.Maggie uśmiechnęła się, po czym chwyciła kluczyki z biurka iwsunęła je do kieszeni.- Pójdę posprzątać dżinsy.Znalezienie wąskich dzwonów dla tamtejbabki sprawiło mi sporo kłopotów.Ale było warto.Kiedy stądwychodziła, jej tyłek wyglądał świetnie.- Nie wątpię - podsumowałam, a chwilę pózniej Maggie wracała dosklepu, żeby składać rozrzucone spodnie.Siedziałam przez momentbez ruchu w swoim różowo-pomarańczowym pokoju, rozmyślając otym, co robiło wrażenie na mojej mamie, i sytuacji  albo-albo", wktórej tkwiłam od tak dawna.A jeśli to prawda, jeśli bycie dziewczynąmoże oznaczać wiedzę na temat stóp procentowych i wąskich dżinsów,jeżdżenie na rowerach i ubieranie się na różowo? Nie jedną konkretnąrzecz, ale wiele różnych.* * *W ciągu następnych kilku tygodni moje życie toczyło się wedługustalonego schematu.Poranki poświęcałam na sen, wieczory - napracę.A noce Eliemu.Nie musiałam już udawać, że wpadam na niego przypadkiem.Byłooczywiste, że kiedy skończę pracę, spotykamy się w Gas/Gro, gdzieoboje uzupełnialiśmy zasoby paliwa (kawa) i zapasy żywnościowe(nigdy nie wiadomo, co się człowiekowi przyda), a potem pla-nowaliśmy, co będziemy robić.Co oznaczało załatwianie rozmaitychspraw, jedzenie ciasta w towarzystwie Clyde'a i realizację mojej misji,jedno zadanie naraz. - Serio? - zapytałam pewnej nocy koło pierwszej, kiedy staliśmyprzed Tallyho, ulubionym klubem Leah.Napis w oknie głosił  HOLAMARGARITAS!", a siedzący na stołku przy drzwiach napakowanybramkarz ze znudzoną miną sprawdzał wiadomości w swojej komórce.- Naprawdę uważasz, że powinnam to zrobić?- Aha - przytaknął Eli.- Wizyta w klubie to kolejny element inicjacji.Na dodatek dostajesz dodatkowe punkty, jeśli klub jest wyjątkowokiepski.- Ale ja nie mam dowodu tożsamości - stwierdziłam, kiedy po-deszliśmy bliżej, mijając zataczającą się dziewczynę zpodpuchnięty-mi oczami, ubraną w czerwoną sukienkę.- Nie będzie ci potrzebny.- Jesteś pewny?Zamiast odpowiedzieć, po prostu złapał mnie za rękę, a ja poczułam,jak przeszywa mnie prąd.Od tamtej hotdogowej imprezy staliśmy sięsobie bliżsi, ale dopiero teraz doszło do pierwszego naprawdęfizycznego kontaktu pomiędzy nami.Na dodatek tak zajęłam sięrozważaniami, co to wszystko może oznaczać, że dopiero po chwiliuświadomiłam sobie, jak naturalny i właściwy wydał mi się dotyk jegodłoni.Jakby nie był niczym nowym, ale równie znajomym, coczynność powtarzana często i całkiem niedawno.- Hej!  zawołał Eli do bramkarza. Ile za wejście?- Masz jakiś dowód tożsamości?Eli wyciągnął portfel i podał ochroniarzowi prawo jazdy.Facetzerknął na nie, a potem znów na Eliego, w końcu oddał mu dokument.- A ona?- Zapomniała prawka - odparł Eli.- Ale nie ma problemu, poręczę zanią.*Facet rzucił mi pozbawione wyrazu spojrzenie.- System honorowy tu nie obowiązuje, przykro mi.- Jasne - powiedział Eli.- Ale może da się zrobić wyjątek?Spodziewałam się ostrej reakcji ze strony bramkarza, ale ten sprawiałwrażenie jeszcze bardziej znudzonego niż poprzednio.- Nie ma prawka, nie ma wyjątków. - W porządku - powiedziałam do Eliego.- Naprawdę.' Eli podniósłrękę, żeby mnie uciszyć.A potem się odezwał:- Proszę posłuchać.Nie chcemy niczego pić.Nie mamy nawetzamiaru długo zostawać, interesuje nas góra pięć minut.Teraz bramkarz wyglądał na wkurzonego.- Którego słowa ze zdania  nie ma prawka, nie ma wejścia" nierozumiesz?- A gdybym powiedział - naciskał Eli, podczas gdy ja zaczęłam sięniespokojnie wiercić, bo ręka, którą nadal ściskał w swojej dłoni,bardzo mi się spociła - że chodzi o misję?Facet popatrzył na niego bez słowa.Z wnętrza klubu dobiegał głuchyodgłos basów.-Jaką misję? - spytał w końcu ochroniarz. To nic nie da - pomyślałam.- Po prostu nie da".- Ona nigdy niczego nie robiła - wyjaśnił Eli, wskazując na mnie.%7ładnych imprez w liceum, żadnych zabaw na zakończenie szkoły,żadnego balu maturalnego.Zero życia towarzyskiego.- Bramkarzpopatrzył na mnie, a ja starałam się sprawiać wrażenie odpowiednioniedorozwiniętej kulturalnie.- Więc próbujemy nadrobić straconyczas, po jednej rzeczy naraz.To jest na liście.- Tallyho jest na liście?- Wizyta w klubie - odparł Eli.- Nie picie w klubie.Nawet niesiedzenie w nim.Po prostu wejście do niego.Bramkarz spojrzał na mnie jeszcze raz.- Pięć minut - rzucił.- Może nawet cztery - obiecał Eli.A ja po prostu tam stałam, czując, jak wali mi serce.Tymczasem facetwyciągnął z kieszeni na piersi gumową pieczątkę i ostemplował mirękę, po czym skinął na Eliego, żeby zrobić to samo.- Trzymajcie się z dala od baru - powiedział.- Macie pięć minut.- Super - zgodził się Eli, po czym pociągnął mnie do środka.- Zaczekaj  sapnęłam, kiedy szliśmy ciemnym, wąskim koryta-rzem.- J a k ty to zrobiłeś? - Mówiłem ci  rzucił EH przez ramię.Musiał przekrzykiwaćmuzykę, która z każdą chwilą stawała się coraz głośniejsza.- Każdyrozumie wagę misji.Nie wiedziałam, co powiedzieć.Zresztą i tak mówienie czegokolwieknie miałoby sensu, bo właśnie weszliśmy do sali pełnej migającychświateł, w której panował taki hałas, że nie usłyszałabym własnegogłosu.Było to jedno pomieszczenie, kwadratowe, z boksami wzdłużtrzech ścian i barem przy czwartej.Pośrodku znajdował się parkiet dotańca pełen łudzi: dziewczyn w obcisłych bluzkach trzymającychbutelki piwa oraz facetów z mocną opalenizną ubranych wpseudosurferskie ciuchy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl