[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do takichsytuacji należał przejazd z jednego kraju do drugiego.Całkiem zapomniała, że sir Charles proponował, iż zajmie się zorganizowaniem jej powrotu.- Dziękuję - powiedziała, otulając się szalem.Teraz, gdy już jej nie obejmował, drżała,choć wieczór był ciepły.W drodze do pani Clark mocno przyciskał jej ramię.Nie powinna potrzebowaćtakiego wsparcia, a mimo to była mu za nie wdzięczna.Jej umysł otworzył się w pełni narzeczywistość - i na cierpienie.Alleyne nie żył.Ona jutro wraca do domu.Będzie musiałaprzekazać tę wiadomość Wulirikowi.A dziś wieczorem dzieliła intymność z lordem Rosthornem.Cóż dziwnego, że trochęchwiały się pod nią nogi.Za dużo było do myślenia, za dużo do przeżywania.Szła więc w milczeniu.On też.Choć mijali po drodze jakichś ludzi, nie zauważała nikogo.Nie zwróciła uwagi nawet wtedy,gdy lord Rosthorn dwukrotnie powiedział napotkanym znajomym  dobry wieczór.- Pani Clark na pewno nie może się pani doczekać - rzekł, gdy już znalezli się namiejscu.- Proszę iść, cherie, i odpocząć, jeśli pani potrafi.Czeka nas długa podróż.- Tak.Dziękuję.Wprowadził ją na schodki.Zanim jednak zdążyła zastukać, drzwi otworzyły sięgwałtownie i ukazała się pani Clark z mieszaniną niepokoju i ulgi na twarzy.- Och, dzięki Bogu! - zawołała impulsywnie.- Wychodziłam już z siebie zezmartwienia.Tak się cieszę, że ją pan znalazł, milordzie!- Jutro rano odwożę lady Morgan do domu, madame - powiedział.- Stawię sięnajwcześniej, jak się da.Przedtem jednak będę się musiał zatroszczyć o znalezienie jakiejśsłużącej, która mogłaby towarzyszyć lady Morgan podczas podróży.- Nawet jeśli nie jest to rozwiązanie idealne, to z pewnością najlepsze z możliwych,skoro nie mogę sama jej towarzyszyć - zgodziła się pani Clark.- Chodzmy, kochanie -zwróciła się do lady Morgan, otaczając ją ramieniem.- Zrobię pani filiżankę herbaty, którąobiecałam pani wcześniej.Morgan poczuła, że nie potrafi dłużej opierać się pokusie.Dobrze jest choć przezchwilę być rozpieszczaną.Zwłaszcza gdy, jak na nią, tyle się na człowieka zwala.* * *Podróż była długa i nudna, choć pózniej Morgan nie umiała powiedzieć, czy trwałatydzień, czy dzień.Starała się opancerzyć przeciwko smutkowi, tak by nie musiała borykaćsię z nim samotnie - czy w niewłaściwy sposób, tak jak to zdarzyło się z księciemRosthornem.Czuła głębokie upokorzenie, że zmusiła go do podobnej zażyłości, skutkiem czego czul się teraz winny i zobowiązany do oświadczyn.Miała nową służącą, dziewczynę, która prawie nie mówiła po angielsku i niewielewiedziała o obowiązkach związanych z jej stanowiskiem.Ilse została jednak, rzecz jasna,zatrudniona tylko po to, aby choć trochę uczynić zadość zasadom przyzwoitości.Miałatowarzyszyć Morgan do Londynu, a natychmiast po przyjezdzie wrócić do Brukseli.Wyjaśniłjej to książę Rosthorn.W czasie podróży z Brukseli do Ostendy Morgan prawie go nie oglądała.Jechała wrazz Ilse wynajętym powozem, niemal cały czas w milczeniu, on zaś towarzyszył im konno.Wszystko się jednak zmieniło, gdy znalezli się na pokładzie statku płynącego do Harwich.Ilse dostała okropnej morskiej choroby i nie była w stanie opuścić kajuty, którą dzieliła zeswą panią.Morgan zaś nie wytrzymywała nieustannego przebywania w ciasnympomieszczeniu.Musiała przespacerować się od czasu do czasu po pokładzie albo stanąć przyporęczy czy usiąść gdzieś na otwartej przestrzeni i wdychać morską bryzę, czuć jej słony,wilgotny dotyk na twarzy i wpatrywać się w nieskończoną dal.W nosie miała względy przyzwoitości.Przytłaczał ją ciężar świadomości, że ona jedna z całej rodziny zna straszliwą prawdę.Próbowała poćwiczyć w myśli, jak ją przekaże, co powie, ale nawet w myśli nie potrafiłaznalezć słów.Sama niemal nie wierzyła, że to się stało naprawdę.Nie znaleziono ciała, którestanowiłoby namacalny dowód, że Alleyne nie żyje.Gdy tylko zamknęła oczy, widziała jegoroześmianą twarz, słyszała lekko drwiący głos, tak jakby był tuż - - tuż.Czasem otwierała jeszybko, tak jakby chciała przyłapać go na tym, że stoi obok, patrzy na nią i śmieje się, żespłatał jej takiego figla.Książę Rosthorn był jej stałym i jedynym towarzyszem na pokładzie, pomimo iż nastatku znajdowały się też inne osoby, znajomi ich obojga.Nie ścierpiałaby błahychtowarzyskich rozmówek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl