[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wracając uliczką, oparłem się na parę minut o słup latarni, żeby nacieszyć siępiękną pogodą.Sącząc kawę, spoglądałem na przejeżdżające samochody i przechodniówspieszących do stacji metra pod skrzyżowaniem z Crescent Street.Owionął mnie kwaśny zapach stęchłego piwa i taniej whisky ze znajdującej się zamną tawerny Black Emerald".Bar otwierano o ósmej z uwagi na robotnikówschodzących z nocnej zmiany na pobliskim złomowisku, toteż teraz, około dziesiątej,panował w nim już taki gwar, jak w piątkowy wieczór.Nad stłumione głosy ludzi odczasu do czasu wybijał się donośny stuk bil zderzających się na stole bilardowym. Witaj, nieznajomy.Odwróciłem się i spojrzałem w twarz drobnej kobiety o niewyraznym,tajemniczym uśmiechu.Osłaniała oczy dłonią przed jaskrawym słońcem, dlatego jejrozpoznanie zajęło mi dobrą minutę.Była ubrana zupełnie inaczej, miałem wrażenie, żenawet głos jej się nieco zmienił od czasu, gdy widzieliśmy się po raz ostatni.Nadal jednakmówiła z charakterystycznym przydechem, jakby musiała zużywać bardzo dużopowietrza, żeby pobudzić struny głosowe do działania. Cześć, Kara.Kiedy wróciłaś?Wzruszyła ramionami. Jakiś czas temu.Co u ciebie, Patricku? W porządku.Zakołysała się nagle na piętach, zatrzepotała powiekami, uciekając spojrzeniem wbok, a uśmiech jak gdyby zdryfował w stronę lewego kącika ust.A więc była jednak tąsamą, dobrze mi znaną dziewczyną.Odznaczała się niewyczerpaną pogodą ducha i zamiłowaniem do samotności.Naszkolnym boisku siadała w kącie pod ścianą i rysowała coś w zeszycie, podczas gdy resztaklasy grała w piłkę.Pózniej, kiedy jej paczka zajęła miejsce opuszczone przez mojądziesięć lat wcześniej, znalazła swoje miejsce na rogu z widokiem na Blake Yard, gdzieczęsto przesiadywała oparta plecami o parkan albo latarnię, popijała tanie wino ispoglądała na ulice takim wzrokiem, jakby widziała je po raz pierwszy.Nigdy nie byłaszykanowana przez rówieśników czy uważana za stukniętą wyłącznie ze względu na swąurodę, gdyż pod tym względem biła na głowę wszystkie rywalki, a naturalne pięknoczystej wody w tej dzielnicy było cenione jak mało co i uważane za rzadkość równąmannie z nieba.Od czasu, gdy tylko nauczyła się chodzić, wszyscy dobrze wiedzieli, że nie zostanietu na zawsze.Najładniejsze dziewczęta nigdy nie zostawały w tej okolicy, poza tym chęćucieczki była odciśnięta na jej obliczu niczym jaśniejsze cętki w zrenicach oczu.Podczasrozmowy któraś część jej ciała głowa, ręce, czy zgrabne nogi wiecznie musiały być wruchu, jakby podświadomie Kara przekraczała już granice tej dzielnicy i była w drodze dowymarzonej krainy szczęścia.Dziewczyna jej pokroju pojawiała się tu mniej więcej raz na pięć lat, nieodmienniewprawiając w zdumienie krąg najbliższych znajomych.Za moich czasów była to Angie i,jeśli mnie pamięć nie myli, okazała się jedyną zdolną stawić czoło dziwnie posępnejatmosferze panującej w tej okolicy i zamieszkać tu na stałe.Poprzedniczka Angie, Eileen Mack, wskoczyła do pociągu zaraz po uzyskaniumatury i kilka lat pózniej pojawiła się na drugim planie serialu Starsky i Hutch.W ciągudwudziestosześciominutowego odcinka poznała Starsky'ego, poszła z nim do łóżka,zdobyła przychylność Hutcha (choć przez pewien czas traktował ją wrogo) i przyjęłaobcesowe zaręczyny.Ale już po następnej przerwie na reklamy była trupem, żeby Starskymiał okazję wpaść w szał, odnalezć jej zabójcę i sprzątnąć go ze zwykłą dla siebie miną,pełną przekonania o własnej wyższości, a odcinek skończył się ujęciem jego stojącego wdeszczu nad grobem, mającym zasugerować widzom, że nigdy nie zapomni o swejniedoszłej małżonce.W następnym odcinku Starsky miał już inną dziewczynę, o Eileen niewspomniano nawet słowem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Wracając uliczką, oparłem się na parę minut o słup latarni, żeby nacieszyć siępiękną pogodą.Sącząc kawę, spoglądałem na przejeżdżające samochody i przechodniówspieszących do stacji metra pod skrzyżowaniem z Crescent Street.Owionął mnie kwaśny zapach stęchłego piwa i taniej whisky ze znajdującej się zamną tawerny Black Emerald".Bar otwierano o ósmej z uwagi na robotnikówschodzących z nocnej zmiany na pobliskim złomowisku, toteż teraz, około dziesiątej,panował w nim już taki gwar, jak w piątkowy wieczór.Nad stłumione głosy ludzi odczasu do czasu wybijał się donośny stuk bil zderzających się na stole bilardowym. Witaj, nieznajomy.Odwróciłem się i spojrzałem w twarz drobnej kobiety o niewyraznym,tajemniczym uśmiechu.Osłaniała oczy dłonią przed jaskrawym słońcem, dlatego jejrozpoznanie zajęło mi dobrą minutę.Była ubrana zupełnie inaczej, miałem wrażenie, żenawet głos jej się nieco zmienił od czasu, gdy widzieliśmy się po raz ostatni.Nadal jednakmówiła z charakterystycznym przydechem, jakby musiała zużywać bardzo dużopowietrza, żeby pobudzić struny głosowe do działania. Cześć, Kara.Kiedy wróciłaś?Wzruszyła ramionami. Jakiś czas temu.Co u ciebie, Patricku? W porządku.Zakołysała się nagle na piętach, zatrzepotała powiekami, uciekając spojrzeniem wbok, a uśmiech jak gdyby zdryfował w stronę lewego kącika ust.A więc była jednak tąsamą, dobrze mi znaną dziewczyną.Odznaczała się niewyczerpaną pogodą ducha i zamiłowaniem do samotności.Naszkolnym boisku siadała w kącie pod ścianą i rysowała coś w zeszycie, podczas gdy resztaklasy grała w piłkę.Pózniej, kiedy jej paczka zajęła miejsce opuszczone przez mojądziesięć lat wcześniej, znalazła swoje miejsce na rogu z widokiem na Blake Yard, gdzieczęsto przesiadywała oparta plecami o parkan albo latarnię, popijała tanie wino ispoglądała na ulice takim wzrokiem, jakby widziała je po raz pierwszy.Nigdy nie byłaszykanowana przez rówieśników czy uważana za stukniętą wyłącznie ze względu na swąurodę, gdyż pod tym względem biła na głowę wszystkie rywalki, a naturalne pięknoczystej wody w tej dzielnicy było cenione jak mało co i uważane za rzadkość równąmannie z nieba.Od czasu, gdy tylko nauczyła się chodzić, wszyscy dobrze wiedzieli, że nie zostanietu na zawsze.Najładniejsze dziewczęta nigdy nie zostawały w tej okolicy, poza tym chęćucieczki była odciśnięta na jej obliczu niczym jaśniejsze cętki w zrenicach oczu.Podczasrozmowy któraś część jej ciała głowa, ręce, czy zgrabne nogi wiecznie musiały być wruchu, jakby podświadomie Kara przekraczała już granice tej dzielnicy i była w drodze dowymarzonej krainy szczęścia.Dziewczyna jej pokroju pojawiała się tu mniej więcej raz na pięć lat, nieodmienniewprawiając w zdumienie krąg najbliższych znajomych.Za moich czasów była to Angie i,jeśli mnie pamięć nie myli, okazała się jedyną zdolną stawić czoło dziwnie posępnejatmosferze panującej w tej okolicy i zamieszkać tu na stałe.Poprzedniczka Angie, Eileen Mack, wskoczyła do pociągu zaraz po uzyskaniumatury i kilka lat pózniej pojawiła się na drugim planie serialu Starsky i Hutch.W ciągudwudziestosześciominutowego odcinka poznała Starsky'ego, poszła z nim do łóżka,zdobyła przychylność Hutcha (choć przez pewien czas traktował ją wrogo) i przyjęłaobcesowe zaręczyny.Ale już po następnej przerwie na reklamy była trupem, żeby Starskymiał okazję wpaść w szał, odnalezć jej zabójcę i sprzątnąć go ze zwykłą dla siebie miną,pełną przekonania o własnej wyższości, a odcinek skończył się ujęciem jego stojącego wdeszczu nad grobem, mającym zasugerować widzom, że nigdy nie zapomni o swejniedoszłej małżonce.W następnym odcinku Starsky miał już inną dziewczynę, o Eileen niewspomniano nawet słowem [ Pobierz całość w formacie PDF ]