[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W FBI mianują ciępewnie dyrektorem.Będą cię całowali po rękach.A prezydent wręczy ci medal.Zasapała się, dusząc się śmiechem, który wydobywał się z jej gardła.- Powinieneś uwierzyć winformacje, zawarte w mojej teczce.Tak, jestem pewna, że FBI ma o mnie mnóstwo papierów,zwłaszcza o pobycie w domu wariatów.Jestem szalona, James.Nikt nie uwierzy, że jestemwiarygodnym świadkiem, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał kogoś wsadzić do pudła, obojętniekogo.Nic ci nie powiem.Nie ufam ci, ale wdzięczna ci jestem, że mnie wyciągnąłeś z tamtegomiejsca.A teraz pozwól mi odejść, zanim się stanie coś strasznego.Ukląkł przed nią.Bardzo powoli zmusił ją, by opuściła ręce wzdłuż boków.Przyciągnął ją dosiebie, aż twarzą dotknęła jego ramienia.Głaskał ją po plecach, w górę i w dół.- Wszystko będziedobrze, przysięgam.Przysięgam, że już więcej nic nie zepsuję.Nie poruszyła się, nie oparła o niego, nie uwolniła tej potwornej złości, która tkwiła w głębi niejod tak dawna.Bała się stanąć z nią twarzą w twarz, bała się o niej mówić, gdyż łatwo mogłoby to jązniszczyć, ba, mogłoby też zniszczyć innych.Ta złość gotowała się w niej już od dawna, a teraz doszło do niej poczucie zdrady.Zaufała mu, aon ją zdradził.Była głupia, że uwierzyła mu tak szybko, tak całkowicie.Sally była zdumiona, że odczuwa takie namiętności, taką ohydną żądzę zadania komuś bólu, takjak jej zadawano ból.Myślała, że już od dawna pozbawiona jest tak gwałtownych uczuć.Cudowniebyło znów poczuć złość, pot spływający po ciele, chęć działania, pragnienie zemsty.Tak, pragnęłazemsty.Wspierając się na nim analizowała, zastanawiała się, próbowała uspokoić, ale i tak niewiedziała, co ma zrobić.- Musisz mi teraz pomóc, Sally.- A jeśli ci nie pomogę, zabierzesz mnie do lochów FBI, gdzie zaaplikują mi następne prochy,zmuszające do mówienia prawdy?- Nie, ale wcześniej czy pózniej FBI i tak dojdzie prawdy.Zwykle nam się to udaje.Morderstwotwojego ojca to grubsza afera, nie tylko samo zabójstwo, ale całe mnóstwo innych, powiązanych znim spraw.Wiele osób pragnie złapać jego mordercę.Jest to ważne z różnych powodów.I koniec jużtych bzdur o twojej niewiarygodności.Jeśli mi teraz pomożesz, uwolnisz się od tego całego piekła.- Zmieszne, że nazwałeś to piekłem.- Nie wiem, czemu tak powiedziałem.Zabrzmiało to trochę melodramatycznie, ale tak jakoś miwyszło.Czy to piekło, Sally?Nie odzywała się, patrzyła tylko prosto przed siebie, nieobecna myślami.Nie mógł tego znieść.Chciał wiedzieć, o czym myśli.Wyobrażał sobie, że o niczym przyjemnym.- Jeśli mi pomożesz, zdobędę dla ciebie paszport i zabiorę cię do Meksyku.Dzięki tej uwadze na chwilę powróciła do rzeczywistości.Z przekornym uśmiechem, którypewnie od bardzo dawna nie gościł na jej twarzy, odparła: - Nie chcę jechać do Meksyku.Byłam tamjuż trzy razy i za każdym razem byłam potwornie chora.- Jest środek, który należy zażyć przed wyjazdem.Chroni układ pokarmowy przed drobnoustrojami.Korzystałem z niego raz, kiedy pojechałem z kumplami na ryby do La Paz.Nie zachorowałem anirazu, chociaż większość czasu spędzaliśmy na wodzie.- Nie wyobrażam sobie, żebyś mógł być chory z jakiegokolwiek powodu.%7ładna bakteria niemiałaby ochoty zadomowić się u ciebie.Za duże ryzyko.- Odzywasz się do mnie.- No tak.Mówienie mnie uspokaja.Sprawia, że żółć przestaje się gotować.Zresztą posłuchajsam siebie, swoich słów, skierowanych do biednej ofiary, mających ją ukoić, uspokoić, ułatwićzdobycie zaufania.Naprawdę jesteś w tym bardzo dobry, świetnie operujesz głosem, tonem,dobierasz słowa.Daj spokój, James.Mam jeszcze więcej do powiedzenia.Prawdę mówiąc,wszystko już mam opanowane.Bądz łaskaw zauważyć, panie Quinlan, ze trzymam twój pistoletwymierzony w twój brzuch.Spróbuj tylko mnie ścisnąć, zrobić mi jakąś krzywdę, albo zastosowaćjeden z twoich efektownych chwytów, żeby mi go wyrwać, a nacisnę spust.Istotnie poczuł wylot lufy swojego SIG-sauera przyciśnięty do brzucha.Jeszcze przed sekundą gonie czuł.Do diabła, w jaki sposób wydostała go z kabury? Fakt, że wydobyła go niezauważenieprzeraził go bardziej niż świadomość, iż pistolet jest odbezpieczony, a ona trzyma palec na cynglu.Wyszeptał w jej włosy: - Chyba to oznacza, że nadal jesteś na mnie wkurzona, tak?- Owszem.-1 domyślam się, że nie masz więcej ochoty rozmawiać o Meksyku? Nie lubisz łowić ryb podwodą?- Nigdy tego nie robiłam.Ale czas na rozmowę już się skończył.- Ten pistolet jest niezwykle czuły i zareaguje niemal na twoje myśli - powiedział powoli ispokojnie.- Proszę, Sally, zachowaj ostrożność, nie myśl o niczym gwałtownym, dobrze?- Postaram się, ale mnie nie prowokuj.A teraz, James, połóż się na plecach i niech ci nawet przezgłowę nie przemknie myśl, żeby mnie kopnąć.Nie, nie naprężaj się tak, bo strzelę.Nie zapominaj, żenie mam nic do stracenia.- To nie jest dobry pomysł, Sally.Porozmawiajmy jeszcze.- KAADy SI NA PLECACH!- Już dobrze.- Opuścił ręce wzdłuż tułowia i przewrócił się do tylu.Mógł spróbować kopnąćpistolet w jej dłoni, ale nie miał pewności, czybyjej przy tym mocno nie pokiereszował.Leżąc naplecach obserwował, jak się podnosi i staje nad nim z tym cholernym pistoletem w dłoni.Operowałabronią bardzo fachowo.Ani na chwilę nie odrywała wzroku od Jamesa, nawet na sekundę.- Czy kiedykolwiek strzelałaś z jakiejś broni?- O tak.Nie powinieneś się martwić, że się postrzelę w nogę.A teraz James, nawet nie drgnij.-Tyłem odsunęła się od niego, tyłem weszła po schodkach werandy.Chwyciła jego kurtkę i z kieszenina piersi wyciągnęła portfel.- Mam nadzieję, że masz dość pieniędzy - rzekła.- Cholera, zanim ruszyłem ci na ratunek podjąłem pieniądze w bankomacie.- To miłe z twojej strony.Nie martw się, James.- Zasalutowała mu jego pistoletem, po czymzarzuciła sobie marynarkę na ramiona.- Dillon niedługo wróci, żeby ci zrobić obiad.Wydaje mi się,że słyszałam, jak wspominał coś o halibucie.Jezioro wygląda na czyste, więc może się nie otrujesz.Czy mówiłam ci kiedykolwiek, że mój ojciec przewodniczył komitetowi obywatelskiemuprotestującemu przeciw zanieczyszczaniu środowiska? Nawet napisałam artykuł na ten temat, którysam prezydent Reagan określił jako wyśmienity.Ale kogo to teraz obchodzi? Nie, nic nie mów, terazmówię ja.Właściwie jest to całkiem przyjemne.Widzisz więc, bez względu na to, co jeszcze zrobiłten bydlak, dokonał też czegoś dobrego.No tak, panie Quinlan, chciał pan poznać pikantne szczegółyzwiązane z tym, kto i co mi robił w sanatorium.Umierasz z ciekawości, kto to zrobił i kto mnie tamumieścił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W FBI mianują ciępewnie dyrektorem.Będą cię całowali po rękach.A prezydent wręczy ci medal.Zasapała się, dusząc się śmiechem, który wydobywał się z jej gardła.- Powinieneś uwierzyć winformacje, zawarte w mojej teczce.Tak, jestem pewna, że FBI ma o mnie mnóstwo papierów,zwłaszcza o pobycie w domu wariatów.Jestem szalona, James.Nikt nie uwierzy, że jestemwiarygodnym świadkiem, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał kogoś wsadzić do pudła, obojętniekogo.Nic ci nie powiem.Nie ufam ci, ale wdzięczna ci jestem, że mnie wyciągnąłeś z tamtegomiejsca.A teraz pozwól mi odejść, zanim się stanie coś strasznego.Ukląkł przed nią.Bardzo powoli zmusił ją, by opuściła ręce wzdłuż boków.Przyciągnął ją dosiebie, aż twarzą dotknęła jego ramienia.Głaskał ją po plecach, w górę i w dół.- Wszystko będziedobrze, przysięgam.Przysięgam, że już więcej nic nie zepsuję.Nie poruszyła się, nie oparła o niego, nie uwolniła tej potwornej złości, która tkwiła w głębi niejod tak dawna.Bała się stanąć z nią twarzą w twarz, bała się o niej mówić, gdyż łatwo mogłoby to jązniszczyć, ba, mogłoby też zniszczyć innych.Ta złość gotowała się w niej już od dawna, a teraz doszło do niej poczucie zdrady.Zaufała mu, aon ją zdradził.Była głupia, że uwierzyła mu tak szybko, tak całkowicie.Sally była zdumiona, że odczuwa takie namiętności, taką ohydną żądzę zadania komuś bólu, takjak jej zadawano ból.Myślała, że już od dawna pozbawiona jest tak gwałtownych uczuć.Cudowniebyło znów poczuć złość, pot spływający po ciele, chęć działania, pragnienie zemsty.Tak, pragnęłazemsty.Wspierając się na nim analizowała, zastanawiała się, próbowała uspokoić, ale i tak niewiedziała, co ma zrobić.- Musisz mi teraz pomóc, Sally.- A jeśli ci nie pomogę, zabierzesz mnie do lochów FBI, gdzie zaaplikują mi następne prochy,zmuszające do mówienia prawdy?- Nie, ale wcześniej czy pózniej FBI i tak dojdzie prawdy.Zwykle nam się to udaje.Morderstwotwojego ojca to grubsza afera, nie tylko samo zabójstwo, ale całe mnóstwo innych, powiązanych znim spraw.Wiele osób pragnie złapać jego mordercę.Jest to ważne z różnych powodów.I koniec jużtych bzdur o twojej niewiarygodności.Jeśli mi teraz pomożesz, uwolnisz się od tego całego piekła.- Zmieszne, że nazwałeś to piekłem.- Nie wiem, czemu tak powiedziałem.Zabrzmiało to trochę melodramatycznie, ale tak jakoś miwyszło.Czy to piekło, Sally?Nie odzywała się, patrzyła tylko prosto przed siebie, nieobecna myślami.Nie mógł tego znieść.Chciał wiedzieć, o czym myśli.Wyobrażał sobie, że o niczym przyjemnym.- Jeśli mi pomożesz, zdobędę dla ciebie paszport i zabiorę cię do Meksyku.Dzięki tej uwadze na chwilę powróciła do rzeczywistości.Z przekornym uśmiechem, którypewnie od bardzo dawna nie gościł na jej twarzy, odparła: - Nie chcę jechać do Meksyku.Byłam tamjuż trzy razy i za każdym razem byłam potwornie chora.- Jest środek, który należy zażyć przed wyjazdem.Chroni układ pokarmowy przed drobnoustrojami.Korzystałem z niego raz, kiedy pojechałem z kumplami na ryby do La Paz.Nie zachorowałem anirazu, chociaż większość czasu spędzaliśmy na wodzie.- Nie wyobrażam sobie, żebyś mógł być chory z jakiegokolwiek powodu.%7ładna bakteria niemiałaby ochoty zadomowić się u ciebie.Za duże ryzyko.- Odzywasz się do mnie.- No tak.Mówienie mnie uspokaja.Sprawia, że żółć przestaje się gotować.Zresztą posłuchajsam siebie, swoich słów, skierowanych do biednej ofiary, mających ją ukoić, uspokoić, ułatwićzdobycie zaufania.Naprawdę jesteś w tym bardzo dobry, świetnie operujesz głosem, tonem,dobierasz słowa.Daj spokój, James.Mam jeszcze więcej do powiedzenia.Prawdę mówiąc,wszystko już mam opanowane.Bądz łaskaw zauważyć, panie Quinlan, ze trzymam twój pistoletwymierzony w twój brzuch.Spróbuj tylko mnie ścisnąć, zrobić mi jakąś krzywdę, albo zastosowaćjeden z twoich efektownych chwytów, żeby mi go wyrwać, a nacisnę spust.Istotnie poczuł wylot lufy swojego SIG-sauera przyciśnięty do brzucha.Jeszcze przed sekundą gonie czuł.Do diabła, w jaki sposób wydostała go z kabury? Fakt, że wydobyła go niezauważenieprzeraził go bardziej niż świadomość, iż pistolet jest odbezpieczony, a ona trzyma palec na cynglu.Wyszeptał w jej włosy: - Chyba to oznacza, że nadal jesteś na mnie wkurzona, tak?- Owszem.-1 domyślam się, że nie masz więcej ochoty rozmawiać o Meksyku? Nie lubisz łowić ryb podwodą?- Nigdy tego nie robiłam.Ale czas na rozmowę już się skończył.- Ten pistolet jest niezwykle czuły i zareaguje niemal na twoje myśli - powiedział powoli ispokojnie.- Proszę, Sally, zachowaj ostrożność, nie myśl o niczym gwałtownym, dobrze?- Postaram się, ale mnie nie prowokuj.A teraz, James, połóż się na plecach i niech ci nawet przezgłowę nie przemknie myśl, żeby mnie kopnąć.Nie, nie naprężaj się tak, bo strzelę.Nie zapominaj, żenie mam nic do stracenia.- To nie jest dobry pomysł, Sally.Porozmawiajmy jeszcze.- KAADy SI NA PLECACH!- Już dobrze.- Opuścił ręce wzdłuż tułowia i przewrócił się do tylu.Mógł spróbować kopnąćpistolet w jej dłoni, ale nie miał pewności, czybyjej przy tym mocno nie pokiereszował.Leżąc naplecach obserwował, jak się podnosi i staje nad nim z tym cholernym pistoletem w dłoni.Operowałabronią bardzo fachowo.Ani na chwilę nie odrywała wzroku od Jamesa, nawet na sekundę.- Czy kiedykolwiek strzelałaś z jakiejś broni?- O tak.Nie powinieneś się martwić, że się postrzelę w nogę.A teraz James, nawet nie drgnij.-Tyłem odsunęła się od niego, tyłem weszła po schodkach werandy.Chwyciła jego kurtkę i z kieszenina piersi wyciągnęła portfel.- Mam nadzieję, że masz dość pieniędzy - rzekła.- Cholera, zanim ruszyłem ci na ratunek podjąłem pieniądze w bankomacie.- To miłe z twojej strony.Nie martw się, James.- Zasalutowała mu jego pistoletem, po czymzarzuciła sobie marynarkę na ramiona.- Dillon niedługo wróci, żeby ci zrobić obiad.Wydaje mi się,że słyszałam, jak wspominał coś o halibucie.Jezioro wygląda na czyste, więc może się nie otrujesz.Czy mówiłam ci kiedykolwiek, że mój ojciec przewodniczył komitetowi obywatelskiemuprotestującemu przeciw zanieczyszczaniu środowiska? Nawet napisałam artykuł na ten temat, którysam prezydent Reagan określił jako wyśmienity.Ale kogo to teraz obchodzi? Nie, nic nie mów, terazmówię ja.Właściwie jest to całkiem przyjemne.Widzisz więc, bez względu na to, co jeszcze zrobiłten bydlak, dokonał też czegoś dobrego.No tak, panie Quinlan, chciał pan poznać pikantne szczegółyzwiązane z tym, kto i co mi robił w sanatorium.Umierasz z ciekawości, kto to zrobił i kto mnie tamumieścił [ Pobierz całość w formacie PDF ]