[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bezpłodna krowa zachorowała i pa-dła.Kury nie miały ochoty zacząć znosić jajek.Samotnaświnia całkiem straciła zmysły i dołożyła Bess i taktrudnych obowiązków, regularnie uciekając z podwórza,gdzie trzeba było ją przyprowadzać po długich poszuki-waniach.Przy jednej z takich okazji, gdy Bess popychałai zaganiała paskudne zwierzę z powrotem do domu, po-jawił się nieoczekiwany gość.Tego dnia nie było wiatruani deszczu, więc Bess słyszała tętent zbliżających siękopyt.Zostawiła świnię i zerknęła w dół krętej ścieżki,patrząc na zbliżającego się lśniącego jezdzca.William, pomyślała.Właśnie tak.Nie miała dość sił, bywyrobić sobie jakąkolwiek opinię na temat jego tu obec-ności po tak wielu miesiącach niewidzenia.Zatrzymał ko-nia i zsunął się z siodła, witając ją formalnym ukłonem.Bess przyglądała mu się ze spokojem.Gdy się wyprosto-wał i skierował na nią wzrok, po jego reakcji poznała, ilezabrały jej poprzednie miesiące.Wiedziała, rzecz jasna, żenie mogła przeżyć tego wszystkiego bez jakichś ze-wnętrznych oznak cierpienia, ale przykro było zobaczyć totak wyraznie na przystojnej młodej twarzy Williama.Coprawda nie miała żadnych śladów po samej chorobie,jednak żałobie i złamanemu sercu towarzyszyła ciężkazima.Dobrze wiedziała, że nie była tą samą dziewczyną,z którą William minionej jesieni spacerował po placukościelnym.Jej skóra utraciła młodzieńczy blask, a figura wczesną zapowiedz płodności i rozkoszy.Teraz ciałowisiało jej luzno na kościach, jej z natury szczupła syl-wetka sprawiała wrażenie zabiedzonej i wątłej, a niegibkiej i eleganckiej.Włożyła dłoń we włosy, wiedząc, żesą brudne i rozczochrane, ale zaraz opuściła ją na spód-nice, nie czyniąc żadnego wysiłku, by strzepnąć z ubraniapył.Zacisnęła zęby.Niech ją zobaczy taką jaka jest.Niebyło sensu udawać.William stanął przed nią z rozbieganym wzrokiem. Bess, przyjmij moje kondolencje.Z największąprzykrością dowiedziałem się o twoim nieszczęściu.Twójojciec był dobrym człowiekiem, a twój brat i siostra.Nie dokończył wypowiedzi, gdyż wyćwiczona grzecz-ność nic podpowiedziała mu, jak należy właściwie wyrazićwspółczucie.Bess w odpowiedzi jedynie skinęła głową.Ciszaszybko urosła w kamienny mur.Bess pragnęła go obalić,lecz czuła, że nie da rady.To William powinien wyciągnąćdłoń.Nie było innej możliwości.Czekała. Przyjechałbym wcześniej, ale dopiero wróciłem.Z Francji.Wraz z bratem wysłano mnie tam w intere-sach.W zastępstwie ojca. Wielu jest takich, którym udało się uciec przed za-razą. Bess, nie potępiaj mnie, proszę.Wyjazd nie był moimwyborem.Bess pomyślała, że wyglądał na znacznie młodszego,niż go zapamiętała.Ciągle był chłopcem.Ona zaś nie byłajuż dziewczyną.Jej młodość została pochowana wrazz rodziną.Westchnęła, wiedząc, że pomiędzy nią a Wil-liamem właśnie otwarła się kolejna przepaść.Kolejnarzecz, która ich dzieliła. A ty? William próbował się uśmiechnąć. Dobrzesię czujesz, Bess? A twoja matka? Jak widzisz. Widzę, że cierpiałaś.Bess, pragnę ci pomóc.Szcze-rze. Poszedł bliżej. Wiem, że musi wam być ciężkoprowadzić gospodarstwo bez. Robimy co trzeba. Ale to z pewnością zbyt wiele, Bess.Wyglądasz nawyczerpaną. Ni mniej, ni więcej niż każdy inny człowiek, którymusi się opiekować bydłem i pracować w polu i którynie ma zbyt wiele jedzenia zapewniającego mu siły dopracy stwierdziła Bess, nie próbując nawet ukryć goryczyw głosie. Pozwolisz, żebym ci pomógł? Sądzę, że wiesz, iżzawsze darzyłem cię uczuciem, Bess.Mam nadzieję, żeuważasz mnie za przyjaciela.Bess była zaskoczona.Czy wybrał ten moment, by za-deklarować swe uczucia do niej? Stała przed nim w wy-tartym i nędznym odzieniu, nędzarka wśród chłopów,której cała uroda zniknęła i on zamierzał teraz mówićo miłości? O małżeństwie? Małżeństwie, które nawet zadawnych czasów byłoby bzdurnym pomysłem, budzącymsprzeciw i pytania? Czy on naprawdę wierzył, że ojciecpozwoli mu wybrać taką kobietę na narzeczoną? Bess po-czuła szloch narastający w gardle.Nie wiedziała, czyspowodowała to myśl o ratunku od nieubłaganej walkiz biedą, czy też idea ciepła i komfortu płynąca z uczuciaWilliama do niej.Nogi się pod nią ugięły, zupełnie jakbymiała upaść na ziemię.Widząc to, William czym prędzejobjął ją ramieniem, by ją podeprzeć. Nie martw się, Bess.Nie pozwolę, abyś tak cierpiała.Zobaczysz.Przyszedłem ci powiedzieć, że odeszła zesłużby Lily Bredon, która przez wiele lat była pokojówkąmojej drogiej matki.Po jej śmierci Lily została ochmi-strzynią, ale nie jest już młoda i będzie teraz mieszkaćz siostrą w Dorchester.Natychmiast pomyślałem o to-bie i twojej mamie.Potrzebujemy ochmistrzyni, a jesz-cze jedna dziewczyna kuchenna też by się przydała,szczególnie teraz, gdy mój brat zamierza się żenić.Czwo-raki są dość przytulne i ciepłe.Praca nie jest zbyt ciężka,moim zdaniem, i nigdy już nie będziesz głodna.Czyż tonie idealne rozwiązanie? Powiedz, że natychmiast poroz-mawiasz o tym z matką.Bess wpatrzyła się w niego z niedowierzaniem.Oczybłyszczały mu radością, że mógł zaoferować tak wspaniałąmożliwość wybawienia.W wyrazie jego twarzy widziałajedynie szczerość i dobroć, tego była pewna.Rozumiała,że w swej naiwności nie ma pojęcia, jaki ból jej właśniesprawił.Gdzieś w głębi poczuła coś dziwnego, czemutowarzyszył bulgoczący dzwięk, którego początkowo nierozpoznała.Dopiero gdy stał się głośniejszy i mocniejszy,zorientowała się, że to śmiech.Nie lekki śmieszek czynerwowy chichot, lecz potężny rechot z głębi brzucha, takgłośny i nieoczekiwany, że William cofnął się o krok.Bess śmiała się tak bardzo, że rozbolało ją całe ciało,a z oczu pociekły niepowstrzymane łzy.William patrzyłna nią, wyraznie zaniepokojony, że to on w jakiś sposóbściągnął na nią to szaleństwo.Bezsilnie machnęła dłonią. Wybacz mi, Williamie stwierdziła. Jak widzisz,nie jestem już w stanie powstrzymać najprostszych emo-cji [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Bezpłodna krowa zachorowała i pa-dła.Kury nie miały ochoty zacząć znosić jajek.Samotnaświnia całkiem straciła zmysły i dołożyła Bess i taktrudnych obowiązków, regularnie uciekając z podwórza,gdzie trzeba było ją przyprowadzać po długich poszuki-waniach.Przy jednej z takich okazji, gdy Bess popychałai zaganiała paskudne zwierzę z powrotem do domu, po-jawił się nieoczekiwany gość.Tego dnia nie było wiatruani deszczu, więc Bess słyszała tętent zbliżających siękopyt.Zostawiła świnię i zerknęła w dół krętej ścieżki,patrząc na zbliżającego się lśniącego jezdzca.William, pomyślała.Właśnie tak.Nie miała dość sił, bywyrobić sobie jakąkolwiek opinię na temat jego tu obec-ności po tak wielu miesiącach niewidzenia.Zatrzymał ko-nia i zsunął się z siodła, witając ją formalnym ukłonem.Bess przyglądała mu się ze spokojem.Gdy się wyprosto-wał i skierował na nią wzrok, po jego reakcji poznała, ilezabrały jej poprzednie miesiące.Wiedziała, rzecz jasna, żenie mogła przeżyć tego wszystkiego bez jakichś ze-wnętrznych oznak cierpienia, ale przykro było zobaczyć totak wyraznie na przystojnej młodej twarzy Williama.Coprawda nie miała żadnych śladów po samej chorobie,jednak żałobie i złamanemu sercu towarzyszyła ciężkazima.Dobrze wiedziała, że nie była tą samą dziewczyną,z którą William minionej jesieni spacerował po placukościelnym.Jej skóra utraciła młodzieńczy blask, a figura wczesną zapowiedz płodności i rozkoszy.Teraz ciałowisiało jej luzno na kościach, jej z natury szczupła syl-wetka sprawiała wrażenie zabiedzonej i wątłej, a niegibkiej i eleganckiej.Włożyła dłoń we włosy, wiedząc, żesą brudne i rozczochrane, ale zaraz opuściła ją na spód-nice, nie czyniąc żadnego wysiłku, by strzepnąć z ubraniapył.Zacisnęła zęby.Niech ją zobaczy taką jaka jest.Niebyło sensu udawać.William stanął przed nią z rozbieganym wzrokiem. Bess, przyjmij moje kondolencje.Z największąprzykrością dowiedziałem się o twoim nieszczęściu.Twójojciec był dobrym człowiekiem, a twój brat i siostra.Nie dokończył wypowiedzi, gdyż wyćwiczona grzecz-ność nic podpowiedziała mu, jak należy właściwie wyrazićwspółczucie.Bess w odpowiedzi jedynie skinęła głową.Ciszaszybko urosła w kamienny mur.Bess pragnęła go obalić,lecz czuła, że nie da rady.To William powinien wyciągnąćdłoń.Nie było innej możliwości.Czekała. Przyjechałbym wcześniej, ale dopiero wróciłem.Z Francji.Wraz z bratem wysłano mnie tam w intere-sach.W zastępstwie ojca. Wielu jest takich, którym udało się uciec przed za-razą. Bess, nie potępiaj mnie, proszę.Wyjazd nie był moimwyborem.Bess pomyślała, że wyglądał na znacznie młodszego,niż go zapamiętała.Ciągle był chłopcem.Ona zaś nie byłajuż dziewczyną.Jej młodość została pochowana wrazz rodziną.Westchnęła, wiedząc, że pomiędzy nią a Wil-liamem właśnie otwarła się kolejna przepaść.Kolejnarzecz, która ich dzieliła. A ty? William próbował się uśmiechnąć. Dobrzesię czujesz, Bess? A twoja matka? Jak widzisz. Widzę, że cierpiałaś.Bess, pragnę ci pomóc.Szcze-rze. Poszedł bliżej. Wiem, że musi wam być ciężkoprowadzić gospodarstwo bez. Robimy co trzeba. Ale to z pewnością zbyt wiele, Bess.Wyglądasz nawyczerpaną. Ni mniej, ni więcej niż każdy inny człowiek, którymusi się opiekować bydłem i pracować w polu i którynie ma zbyt wiele jedzenia zapewniającego mu siły dopracy stwierdziła Bess, nie próbując nawet ukryć goryczyw głosie. Pozwolisz, żebym ci pomógł? Sądzę, że wiesz, iżzawsze darzyłem cię uczuciem, Bess.Mam nadzieję, żeuważasz mnie za przyjaciela.Bess była zaskoczona.Czy wybrał ten moment, by za-deklarować swe uczucia do niej? Stała przed nim w wy-tartym i nędznym odzieniu, nędzarka wśród chłopów,której cała uroda zniknęła i on zamierzał teraz mówićo miłości? O małżeństwie? Małżeństwie, które nawet zadawnych czasów byłoby bzdurnym pomysłem, budzącymsprzeciw i pytania? Czy on naprawdę wierzył, że ojciecpozwoli mu wybrać taką kobietę na narzeczoną? Bess po-czuła szloch narastający w gardle.Nie wiedziała, czyspowodowała to myśl o ratunku od nieubłaganej walkiz biedą, czy też idea ciepła i komfortu płynąca z uczuciaWilliama do niej.Nogi się pod nią ugięły, zupełnie jakbymiała upaść na ziemię.Widząc to, William czym prędzejobjął ją ramieniem, by ją podeprzeć. Nie martw się, Bess.Nie pozwolę, abyś tak cierpiała.Zobaczysz.Przyszedłem ci powiedzieć, że odeszła zesłużby Lily Bredon, która przez wiele lat była pokojówkąmojej drogiej matki.Po jej śmierci Lily została ochmi-strzynią, ale nie jest już młoda i będzie teraz mieszkaćz siostrą w Dorchester.Natychmiast pomyślałem o to-bie i twojej mamie.Potrzebujemy ochmistrzyni, a jesz-cze jedna dziewczyna kuchenna też by się przydała,szczególnie teraz, gdy mój brat zamierza się żenić.Czwo-raki są dość przytulne i ciepłe.Praca nie jest zbyt ciężka,moim zdaniem, i nigdy już nie będziesz głodna.Czyż tonie idealne rozwiązanie? Powiedz, że natychmiast poroz-mawiasz o tym z matką.Bess wpatrzyła się w niego z niedowierzaniem.Oczybłyszczały mu radością, że mógł zaoferować tak wspaniałąmożliwość wybawienia.W wyrazie jego twarzy widziałajedynie szczerość i dobroć, tego była pewna.Rozumiała,że w swej naiwności nie ma pojęcia, jaki ból jej właśniesprawił.Gdzieś w głębi poczuła coś dziwnego, czemutowarzyszył bulgoczący dzwięk, którego początkowo nierozpoznała.Dopiero gdy stał się głośniejszy i mocniejszy,zorientowała się, że to śmiech.Nie lekki śmieszek czynerwowy chichot, lecz potężny rechot z głębi brzucha, takgłośny i nieoczekiwany, że William cofnął się o krok.Bess śmiała się tak bardzo, że rozbolało ją całe ciało,a z oczu pociekły niepowstrzymane łzy.William patrzyłna nią, wyraznie zaniepokojony, że to on w jakiś sposóbściągnął na nią to szaleństwo.Bezsilnie machnęła dłonią. Wybacz mi, Williamie stwierdziła. Jak widzisz,nie jestem już w stanie powstrzymać najprostszych emo-cji [ Pobierz całość w formacie PDF ]