[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówi się, że piękna twarz pomaga człowiekowi w życiu i w pewnym sensie ciotka Lilka była żywym przykładem tej tezy.Wszystkie drzwi stawały zawsze przed nią otworem, ludzkie serca na jej widok topniały niczym wosk i nawet wyrozumiałość rodziny, z której czerpała pełnymi garściami, wydawała się nie mieć granic.Słabość babci i ciotek do najmłodszej latorośli brała się także i stąd, że Lilka przyszła na świat na zaledwie niespełna cztery lata przed wybuchem wojny i jej najmłodsze dziecięce lata przypadły na okres okupacji.Często wspominała obrazek, jaki wrył się jej w pamięć jako najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa – ona wciśnięta w jakąś bruzdę ziemi na polu, zatykająca rączkami uszy przed świstem i hukiem przelatujących nad głową i rozrywających się w pobliżu pocisków.Próby ustalenia, czego dokładnie dotyczyło to wspomnienie – ucieczki przed frontem niemieckim czy sowieckim – spełzły na niczym, ponieważ tak jedno, jak i drugie wydarzenie w oczach mojej rodziny wyglądało podobnie.Lilka pamiętała jeszcze wygrzebywanie z pola jakichś resztek nadgniłych ziemniaków.Twierdziła też, że pamięta smak „szpinaku” przyrządzanego przez babcię z nazbieranej gdzieś w rowie lebiody.Lilka sprawiała wrażenie, jakby przez całe swoje życie próbowała nadrobić jakieś spóźnienie.Jakie? Nie wiadomo.Może to, że zbyt późno przyszła w tej rodzinie na świat, zbyt późno poszła do szkoły, bo dopiero w wieku 10 czy 11 lat, a może tylko była to wrodzona nieumiejętność zdążenia ze wszystkim na czas.Z tego pośpiechu ostatecznie wiele rzeczy zrobiła stanowczo za wcześnie.Za wcześnie zakochała się w o rok starszym od niej chłopaku, za wcześnie zaszła z nim w ciążę i za wcześnie, bo w wieku niespełna 18 lat, urodziła córeczkę.Chłopak zdążył jeszcze się z nią ożenić, gdy była bodaj w czwartym czy piątym miesiącu ciąży, a zaraz potem wzięto go do wojska.Dwa lata w jednostce wojskowej okazały się zbyt trudną próbą czasu dla tego nieprzemyślanego związku i rozwód pojawił się równie szybko jak przedtem ślub.Dziecko nie było niczym takim, co mogłoby połączyć tych dwoje, bo zdawało się nie należeć do żadnego z nich.Młoda matka zdążyła zakończyć edukację zaledwie na szkole podstawowej i rodzina – skądinąd słusznie – naciskała na to, by zrobiła przynajmniej maturę.Dziecko tymczasem było wychowywane przez kolejne ciotki, niemal co roku zmieniając miejsce zamieszkania.Lilce to chyba odpowiadało.Nie sprawiała wrażenia zasmuconej faktem rozłąki.Widywała córeczkę kilka razy w roku i to jej najwyraźniej wystarczało.W słowniku małej słowo „mama” miało jakieś specyficzne, bliżej nieokreślone znaczenie.Zwracała się tak do niektórych ciotek, ale nigdy nie nazywała nim swojej własnej matki, która zresztą upierała się, aby dziecko mówiło do niej po imieniu.Zdaje się, że przez pewien czas udawało jej się nawet to osiągnąć, ale w niczym nie zbliżyło ich to do siebie ani nie ociepliło ich wzajemnych relacji.Przez lata żyły na zmianę w oddali od siebie, to znów pod jednym dachem, zawsze jednak równie od siebie odległe.Zresztą za życiem Lilki nikt nie potrafił nadążyć.Raz jeszcze wyszła za mąż – za inżyniera, rodowitego Wołyniaka, który zauroczył ją śpiewnym akcentem i charakterystyczną wymową litery „ł”.Być może także jakieś znaczenie miały jego budzące współczucie losy – jako dziecko jedyny z rodziny ocalał z rzezi i przywędrował przez wschodnią granicę wraz z sąsiadami, którzy życzliwie się nim zaopiekowali.To małżeństwo przetrwało nieco dłużej niż pierwsze, bo ponad 10 lat, ale i ono ostatecznie zakończyło się fiaskiem.Od tej pory ciotka Lilka ciągle wpadała w jakieś nowe miłosne tarapaty i każdy jej kolejny związek po kilku latach kończył się rozpadem.Jej przyjaciółka z lat szkolnych, Lolka (nie wiem, jak naprawdę miała na imię, ale wszyscy mówili do niej właśnie Lolka), ukończyła ASP i wprowadziła Lilkę w krąg swojego towarzystwa.Mieszkanie Lilki na adaptowanym na cele mieszkalne strychu kamienicy szybko stało się mekką miejscowej bohemy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Mówi się, że piękna twarz pomaga człowiekowi w życiu i w pewnym sensie ciotka Lilka była żywym przykładem tej tezy.Wszystkie drzwi stawały zawsze przed nią otworem, ludzkie serca na jej widok topniały niczym wosk i nawet wyrozumiałość rodziny, z której czerpała pełnymi garściami, wydawała się nie mieć granic.Słabość babci i ciotek do najmłodszej latorośli brała się także i stąd, że Lilka przyszła na świat na zaledwie niespełna cztery lata przed wybuchem wojny i jej najmłodsze dziecięce lata przypadły na okres okupacji.Często wspominała obrazek, jaki wrył się jej w pamięć jako najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa – ona wciśnięta w jakąś bruzdę ziemi na polu, zatykająca rączkami uszy przed świstem i hukiem przelatujących nad głową i rozrywających się w pobliżu pocisków.Próby ustalenia, czego dokładnie dotyczyło to wspomnienie – ucieczki przed frontem niemieckim czy sowieckim – spełzły na niczym, ponieważ tak jedno, jak i drugie wydarzenie w oczach mojej rodziny wyglądało podobnie.Lilka pamiętała jeszcze wygrzebywanie z pola jakichś resztek nadgniłych ziemniaków.Twierdziła też, że pamięta smak „szpinaku” przyrządzanego przez babcię z nazbieranej gdzieś w rowie lebiody.Lilka sprawiała wrażenie, jakby przez całe swoje życie próbowała nadrobić jakieś spóźnienie.Jakie? Nie wiadomo.Może to, że zbyt późno przyszła w tej rodzinie na świat, zbyt późno poszła do szkoły, bo dopiero w wieku 10 czy 11 lat, a może tylko była to wrodzona nieumiejętność zdążenia ze wszystkim na czas.Z tego pośpiechu ostatecznie wiele rzeczy zrobiła stanowczo za wcześnie.Za wcześnie zakochała się w o rok starszym od niej chłopaku, za wcześnie zaszła z nim w ciążę i za wcześnie, bo w wieku niespełna 18 lat, urodziła córeczkę.Chłopak zdążył jeszcze się z nią ożenić, gdy była bodaj w czwartym czy piątym miesiącu ciąży, a zaraz potem wzięto go do wojska.Dwa lata w jednostce wojskowej okazały się zbyt trudną próbą czasu dla tego nieprzemyślanego związku i rozwód pojawił się równie szybko jak przedtem ślub.Dziecko nie było niczym takim, co mogłoby połączyć tych dwoje, bo zdawało się nie należeć do żadnego z nich.Młoda matka zdążyła zakończyć edukację zaledwie na szkole podstawowej i rodzina – skądinąd słusznie – naciskała na to, by zrobiła przynajmniej maturę.Dziecko tymczasem było wychowywane przez kolejne ciotki, niemal co roku zmieniając miejsce zamieszkania.Lilce to chyba odpowiadało.Nie sprawiała wrażenia zasmuconej faktem rozłąki.Widywała córeczkę kilka razy w roku i to jej najwyraźniej wystarczało.W słowniku małej słowo „mama” miało jakieś specyficzne, bliżej nieokreślone znaczenie.Zwracała się tak do niektórych ciotek, ale nigdy nie nazywała nim swojej własnej matki, która zresztą upierała się, aby dziecko mówiło do niej po imieniu.Zdaje się, że przez pewien czas udawało jej się nawet to osiągnąć, ale w niczym nie zbliżyło ich to do siebie ani nie ociepliło ich wzajemnych relacji.Przez lata żyły na zmianę w oddali od siebie, to znów pod jednym dachem, zawsze jednak równie od siebie odległe.Zresztą za życiem Lilki nikt nie potrafił nadążyć.Raz jeszcze wyszła za mąż – za inżyniera, rodowitego Wołyniaka, który zauroczył ją śpiewnym akcentem i charakterystyczną wymową litery „ł”.Być może także jakieś znaczenie miały jego budzące współczucie losy – jako dziecko jedyny z rodziny ocalał z rzezi i przywędrował przez wschodnią granicę wraz z sąsiadami, którzy życzliwie się nim zaopiekowali.To małżeństwo przetrwało nieco dłużej niż pierwsze, bo ponad 10 lat, ale i ono ostatecznie zakończyło się fiaskiem.Od tej pory ciotka Lilka ciągle wpadała w jakieś nowe miłosne tarapaty i każdy jej kolejny związek po kilku latach kończył się rozpadem.Jej przyjaciółka z lat szkolnych, Lolka (nie wiem, jak naprawdę miała na imię, ale wszyscy mówili do niej właśnie Lolka), ukończyła ASP i wprowadziła Lilkę w krąg swojego towarzystwa.Mieszkanie Lilki na adaptowanym na cele mieszkalne strychu kamienicy szybko stało się mekką miejscowej bohemy [ Pobierz całość w formacie PDF ]